Widziałam wszystkich umierających i wyniszczających się. Rośliny, wilki, istoty nadprzyrodzone. Wody wysychały, drzewa gniły. To już koniec.
Razem po prawicy Stworzyciela patrzyłam jak moja kraina umiera a ja patrzyłam się na to nic nie robiąc. Byłam Matką Naturą powinnam to jakoś zatrzymać ale nie, nie mogę, taki właśnie tor życia.
Czekałam całe 100 lat by poczuć że pierwsza roślina ożyła, to znak że będą nowi właściciele tych ziem a za tym idzie, zaczyna się moja praca na tych terenach.
Rośliny ożyłam do końca by powstały piękne lasy, łąki dodające uroku do poszczególnych żywiołów. Zwierzęta sprowadziłam które od razu się zadomowiły. Praca trwała jakieś 50 lat, po tych czasie cała kraina żyła swoim życiem czekając na przybycie wilków.
Moja praca się nie kończy tylko na tym, to przecież tylko początek.
Stworzyciel poprosił mnie aby tutaj na dole strzegła tych ziem a nie z góry jak on, mówił że jakbym miała pytania, prośby to mi pomoże, podpowie - zgodziłam się . Miałam zostać Alfą Watahy Ziemi bo dziwne by było gdyby Matka Natura miała watahę z wilkami mroku na przykład.
Zstąpiłam na ziemie. W swojej człowieczej postaci robiłam ostatnie poprawki. Trzymając jeden z kwiatów schnąc w niego "życie" poczułam ze już przybyło kilka wilków. To miłe że zaczyna się.
Harmonijmy krokiem poszłam do swojego rajskiego ogrodu, przywitałam się z wartownikiem- czarna panterą i usiadłam tam na kamiennej ławeczce stojącej koło fontanny ze złotymi rybami. Był to mój ogród gdzie nikt nie miał do niego dostępu chyba że dostanie moje pozwolenie. Odprężyłam się.
Naprawie tak wielu szkód pożera dużo sił ale teraz jeśli chodzi o krainę powinno być z górki chociaż mam nadzieję że nie będzie jakiś błędów genetycznych ( czyt głupich wilków) bo możliwe że jak tworzyłam mój gatunek mogły być jakieś komplikujące przypadki które jednak dostały pozwolenie życia.
Już się coś dzieje. Jakaś dwójka podpaliła łąkę. Ciekawe kto teraz to naprawi. Myślicie że ja? Nie, nie ja, teraz jeśli chodzi o takie naprawianie to nie wchodzi w grę, życie toczy się własnym życiem, nie będę interweniować chyba że w skrajnych przypadkach.
Powoli wstałam i przywołałam Puritasa. Był to mój odwieczny towarzysz i obrońca. Sierść lwa jakby lśniła, uśmiechnęłam się i przypięłam cieniutką złotą smycz do obroży z ćwiekami. Wyszłam z ogrodu i przemierzałam lasy dostojnym krokiem, niestety mój spacer przerwał pewien mężczyzna. Znałam go. Ja go tworzyłam, on dostał pozwolenie aby żył. Nie wie o tym ale ja wiem. Akatsuki Akuma oj taaak.
Patrzył na mnie jak oniemiały. Ach miałam problemy z nim- pamiętam ale na szczęście się uspokoił i niech tak zostanie. Od kąt nie pamięta co się działo za jego życia jest bezpieczny.
- Kim Ty.. - Zaczął. Ja podniosłam rękę.
- To jeszcze nie czas byś ze mną rozmawiał. - Powiedziałam jedwabnym głosem, uśmiechnęłam się i "zniknęłam" wraz z Puritasem.
Jeszcze nie czas.
Musi poczekać na rozmowę ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz