(w IV byłam jako Greg i również byłam w Watasze Wody ;p Postaram się Was
nie zanudzić w tym jak też w innych moich opowiadaniach xd)
Urodziłem się w magicznej watasze. Miałem szczęśliwe dzieciństwo...
przebywałem w towarzystwie bardzo... wręcz intrygującym(a raczej ja tak
sądziłem w przeciwieństwie do moich rodziców, nie wspominając już o
niekulturalnych określeń mojej zmarłej babci xd) a były to duchy. Co
teraz bu tu jeszcze opowiedzieć o sobie.... bodajże gdy żyłem już pół
roku zobaczyłem, a raczej nie tyle co zobaczyłem co zagadałem(bo mam
wrażenie że go wcześniej widziałem) do ducha. Jak się później okazało
był to mój pradziadek - nieco podobny do mnie z wyglądu. To właśnie on
dał mi te piórko które mam teraz w uchu. Później jakoś ten czas szybko
minął. Nie wiem czy to przez "inteligentne" żarty i suchary kolegów, czy
przez to że szaman z naszej watahy usiłował zrobić mnie swoim
następcom. Czemu usiłował? Bo "mam zagadki które trzeba pomału i
sukcesywnie rozwiązywać" - to jego słowa nie do końca je rozumiałem i
nadal za bardzo nie ogarniam. Przejdźmy do setna, czyli jak mnie wygnali
z watahy za złamanie zasady.
Była akcja - ja z takim jednym duchem siedzieliśmy na drzewie(nie miałem
wtedy postaci człowieka, teleportowałem się tam po prostu) - i
gadaliśmy o wilkach które nieświadome tego że ktoś siedzi na drzewie
plotkowały. O różnych rzeczach, albo o pogodzie, o polowaniu, o
chłopakach - to ostatnie w szczególności mnie bawiło, ale przestało gdy
usłyszałem:
- Ej, a co sądzicie o tym takim beżowym basiorze? - spytała biała wilczyca z niebieskim nosem
- Nie kojarzę... - mruknęła złotooka wilczyca z rudą sierścią
- Ma takie kolorowe piórko w lewym uchu...
- A! TEN PRZYMUL! - wybuchła śmiechem trzecia wadera o czerwonej sierści
Właśnie na te słowa szczena mi opadła. "TEN PRZYMUL" - to zawsze mi dudni w głowie.
- Heh, zgrywus z niego. Niektórzy mówią na niego Rapid ale ja wolę Dump. - i zachichotała ruda
- Dup? - przejęzyczyła się ta która rozpoczęła dyskusję na mój temat
- Ma na imię Damp. - tłumaczyła
- To skończony idiota. - burknęła czerwona
Wtedy duch widząc moją wściekłość w oczach zepchnął mnie z drzewa.
Upadłem dość nieporadnie. Wadery spojrzały na mnie z nie małym
zdziwieniem - ich miny były bezcenne i niegdy ich nie zapomnę.
- DUP?! DUMP!? DUPNĄŁEM Z DRZEWA I CO?! ŚMIESZNE?! BO MI SIĘ COŚ TO
JAKOŚ NIE WYDAJE! - tego krzyku było nie w sposób usłyszeć z daleka
- No i proszę, oto dowód na to że jest IDIOTĄ. - podkreśliła ostatnie słowo ta... ten czerwony diabeł...
- Ciekawe czemu. - oznajmiłem przedrzeźniając jej głos
- Jesteś tchórzem i tyle. Pamiętasz ten zakład co przegrałeś? - wymusiła
uśmiech i spojrzała na mnie znacząco a tamte dwie wadery popatrzyły po
sobie pytająco.
W tej chwili wszystko było dla mnie jasne.
- Aaaa... rozumiem. - stwierdziłem i ruszyłem w stronę lasu. Rzuciłem
jeszcze przez ramię - Doki du chodź, pomożesz mi. - zawołałem ducha
- Doki Dashi Delbin Du. - poprawił mnie podbiegając do mnie
- Dla mnie mógłbyś nawet być Deklem. - spojrzałem na niego z uśmiechem
- Mam się obrazić? - spytał
- Nie, to był komplement. - odpowiedziałem
Już nic nie powiedział.
To nie był zakład tylko pewnego rodzaju zabawa... jest skala 10-0 i im
większą skalę trudności wylosujesz tym trudniejsze zadanie - logika. Ja
wylosowałem 10... czyli mam zrobić coś za co porządnie oberwię np złamać
zasady.
Szliśmy w ciszy. Chyba wiedział o co chodzi... że coś się stanie i nie
mam na to wpływu - znaliśmy się już długo. Bez obawy wkroczyłem na teren
innej watahy, a duch podążał za mną. Przeszedłszy polanę żwawym
truchtem po pięciu minutach zatrzymałem się bo zobaczyłem to po co
złamałem zasadę. Widziałem duchy, nie to była wizja... bawiące się
szczeniaki... scena z przeszłości. Kiedyś te tereny należały do watahy,
ale już tak nie jest - było kilka sprzeczek terytorialnych. Jednym z
tych szczeniaków to byłem ja a drugim był jeden z moich nielicznych
"normalny"(żywych) kolegów. Po chwili wizja się rozmazała. Bez słowa
szedłem przed siebie.
- Ej, gdzie ty teraz idziesz? - spytał Dashi idąc za mną
- Jak już mają mnie wywalić z watahy to z hukiem i z przytupem. - uśmiechnąłem się pod nosem
Ten mój z wizji to był Bright - przeniósł się do innej watahy w raz z
rodziną. Powód? Nie powiedział. A teraz czas na odwiedziny.
Zacząłem węszyć. Szybko znalazłem jego trop który był pomieszany z kilkoma innymi.
To co się później działo to zachowam dla siebie, ale nawet dla mnie nie
jest to zbyt jasne. Potem wróciłem do watahy, przyznałem się do złamania
zasady i mnie wygnali. Proste? Mam nadzieję że tak. Po wygnaniu działo
się wiele rzeczy, ciekawych i tych mniej ciekawych, ale ja przejdę do
końca. Ekhem... a więc...
Idąc(w postaci człowieka) pogwizdując, z towarzystwem sympatycznego i
wyżalającego się ducha "nowicjusza" szedłem... przed siebie. Czego było
mi więcej do szczęścia potrzebne?!
- No i tak to było, powiedz mi, co powinienem teraz zrobić? - skończył swoją niezmiernie długą i nudzącą historię
No tak - przydałoby się trochę niezmąconej niczym ciszy.
- Co? - spytałem odruchowo
- Co mam teraz z sobą począć?! - jęknął
- Boże... ty chyba wciąż niczego nie rozumiesz, tak?
- NIE TO TY NICZEGO NIE ROZUMIESZ! - wrzasnął
Przewróciłem oczyma.
- Ty już NIE ŻYJESZ, to jedyne co musisz teraz zrozumieć a następne co
musisz zrozumieć to siebie samego i decyzję popełnione przez Ciebie.
Rozumiesz?
Zjawa rzuciła długie "Eeee" i spojrzała na mnie.
- Tak...?
- Doskonale, no to żegnam pana...? - nawet nie znałem jego imienia, heh.
- Frank Humbelkther. - przedstawił się
- Damp. - powiedziałem i duch znikł, ale za to na mojej drodze stanęły dwie inne istoty którymi powinienem teraz się przejmować.
Mężczyźni patrzyli na mnie podejrzliwie a potem coś do siebie szeptali, zaśmiali się.
- Ty umieć mówić? - spytał blondyn rozbawiony
- Sam siebie się pytasz, prawda? - odpowiedziałem pytaniem podnosząc jedną brew w zdziwieniu widząc ich poziom inteligencji
- A szkoda, tych głupszych bez żalu odsyła się na tamten świat. - oznajmił i spojrzał na swojego rudego kolegę znacząco.
Stałem trochę zdezorientowany sytuacją. "Rude fałszywe" - uśmiechnął się
sympatycznie i nagle znikł, ale po chwili poczułem czyjś uścisk na
gardle. Czyli nie tylko ja umiem się teleportować, dzięki Ci! Już
chciałem się teleportować ale nie mogłem, nie wiem czemu. Byłem tak
jakby... uziemiony. To chyba sprawa tego który stał i się przyglądał
temu rudemu jak mnie dusi... psychopaci... psychole... sam nawet nie
wiem czemu ale nawet się nie szarpałem tylko rękoma próbowałem coś
wskórać...
Usłyszałem głos... znajomy.
- Heh... "już martwy"? Sądziłem że stać ciebie na większe kazanie. -
zaśmiał się, otworzyłem oczy i ujrzałem... Dokiego, A JA JUŻ SĄDZIŁEM ŻE
O MNIE ZAPOMNIAŁ!
- Doki, pomóż. - wysapałem, zgaduję że tamci dwaj mieli nieco zdziwione miny
Duch spojrzał na mnie pytająco udając że nie wiem o co mi chodzi.
- Jest wiele urokliwych... sposobów... na śmierć... ale ten nie jest urokliwy...
- Taki? Wyedukuj mi coś bardziej ciekawego.
- Uduszenie.. przez... psych..e...da... - brakowało mi już powietrza
- Pedantów a nie psycholi? - zdziwił się nieco
Chciałem coś powiedzieć ale już nie miałem sił. Słyszałem tylko słowa:
- Na ciebie nie da się obrażać! Co ja robię?
I nagle poczułem że ten ktosiek poluzował uścisk i upadłem... na ziemię.
Umarłem już? Niezbyt ciekawe uczucie... takie... dobijające...
- Ty, nie mam ochoty ciebie zabijać... - słyszałem tak jakby z daleka, przytłumione słowa
- Co to za przyjemność dusić psychola? - ktoś zakpił
Chyba jednak żyję...
- A tak w ogóle dla przypomnienia, jestem Doki Dashi Delbin Du. - usłyszałem
- Dekiel... ty... - mówiłem cicho i ochryple.
Wstałem o chwiejnych nogach i spojrzałem na niego z małym wyrzutem sumienia.
- Cicho, nie robię to tak od niechcenia. - oznajmił - Mam dla ciebie karę... za głupotę.
Przewróciłem oczyma.
- Ale trudno to nazwać karą. - poklepał mnie po ramieniu
Chciałem coś powiedzieć ale nagle świat zawirował, ale po chwili się
"odkręcił" ale moim oczom ukazało się niebo, a do tego wiatr wiał w
plecy. Dziwne... a ja przypadkiem nie leżę? Dopiero teraz to do mnie
dotarło - ja spadałem. Mimowolnie zacząłem krzyczeć i odruchowo
wymachiwać rękoma. Starałem się "zatrzymać" lub spowolnić spadanie
telekinezą, ale byłem zbyt... zdezorientowany.
- Ja pitole... człowieku ogarnij się! CO JA, TWOJA NIANIA JESTEM!? - usłyszałem głos Dekla, ale go nie widziałem
- Ty idioto! Jak cię dorwę to ciebie zabiję! - wrzasnąłem
- Po pierwsze już to zrobiłem za ciebie, - był on bowiem samobójcą a
tacy rzadko przechodzą na drugą stronę - a po drugie musisz wpierw
przeżyć!
Nagle miałem jakąś wizję, jakiegoś miejsca, nad strumieniem, pod
drzewem. Jakoś tak dziwnie się złożyło że się tam teleportowałem.
Teraz siedzę sobie pod tym drzewem i myślę nad tym co było kiedyś i
myślę nad tym gdzie ja do licha jestem... może mnie ktoś tu znajdzie?
Zmęczony tym co się dziś stało, bez problemu zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz