wtorek, 30 grudnia 2014

(Wataha Mroku) od Delii

Milcząc szłam miarowym krokiem przed siebie. Ciężkimi butami zagłębiałam się w śniegu po kostki, z ust leciała mi para. Moja siostra.. cóż ona.. chyba ganiała płatki śniegu, nieważne. Zastanawiałam się jakim cudem biegając koło mnie nie zostawiała żadnych śladów, podczas gdy ja ciągle zapadałam się w śniegu. To pewnie przez jej dar panowania nad wodą. Eh.. Otuliłam się szczelniej płaszczem spod którego ciężkimi pasmami wypływał mrok. Nienawidzę zimy.
- Posłuchaj Nifaro – zwolniłam nieco kroku, aby dodać wypowiadanym słowom nieco wyrazu – Obawiam się że jesteśmy już na miejscu.
- Dlaczego się obawiasz – odwróciła się – przecież to ty chciałaś tu przyjść.
- Obawiam się o ciebie – siostra już gdzieś pobiegła – posłuchaj, nie chcę żeby na starcie nas skreślono. Proszę cię żebyś chociaż dzisiaj starała się myśleć co robisz. Żebyś się jakoś ogarnęła i zachowywała przyzwoicie. Najważnieee.. Ej! Uważaj co robisz – przebiegła przede mną prawie mnie podcinając.
- Tak, tak, przepraszam – nawet się nie odwróciła.
Westchnęłam
-  W każdym razie najważniejsze żebyś powstrzymała ten twój niewyparzony język. A na pewno nie mówiła wszystkiego co myślisz. O ile w ogóle myślisz – mruknęłam sama do siebie – Dobrze też by było gdybyś chociaż alfy traktowała z należytym szacunkiem. I wybierała bardziej pokojowe rozwiązania niż przystawianie noży do gardeł – znowu wycedziłam słowa przez zęby.
Dlaczego ona traktuje to wszystko tak poważnie – usłyszałam w głowie. Podeszłam do Fari i położyłam jej rękę na ramieniu.
- Bo nie chcę żeby to się skończyło tak jak ostatnio. Pamiętasz jak nas wyrzucili na zbity pysk? Nie oszczędzali sobie rozrywki, zrzucili nas w ulewę z samego szczytu urwiska. I to wszystko tylko przez twoje aroganckie zachowanie.
Zamrugała oczkami i odpowiedziała:
- Nieprawda. Tylko ty spadłaś na twarz, ja wylądowałam na nogach dobrze wszystko amortyzując. Dlatego zdążyłam się odsunąć zanim wyrzucili na nas cały nas sprzęt.
Złapałam się ręką za twarz i warknęłam.
- Dlaczego JA! – przesylabizowałam.
- Ciii, chyba coś słyszę..
Odwróciłam się do siostry nie zdejmując dłoni z twarzy. Stała przodem do wielkiego krzaku jałowca, w którym potem zniknęła. Usłyszałam obcy krzyk niezadowolenia. Przedostałam się na drugą stronę bujnej iglastej zasłony. Zobaczyłam dosyć ciekawy obrazek, gdyby nie okoliczności i mój charakter z pewnością by się roześmiała. W śniegu zmieszanym z błotem i czymś jeszcze leżała nieznajoma mi osoba, z której właśnie ostrożnie schodziła zakłopotana postać.
- J-ja naprawdę przepraszam. Strasznie mi przykro. J-ja z reguły tak nie robię, naprawdę. To był przypadek, naprawdę nie chciałam. Tak strasznie pana przepraszam!
Odsunęłam siostrę za siebie, postać wolno się podniosła i elegancko otrzepała z brudu.
- Przepraszam za siostrę, nie wiedziała co robi. Powinnam ją dopilnować, obiecuję że to już się nie powtórzy.
Nieznajomy tylko rzucił siostrze chłodne, nieprzychylne spojrzenie i popukał się palcem w głowę, zaraz po tym odszedł
- Widzisz co zrobiłaś, czy ty w ogóle mnie słuchałaś? – skarciłam ją i pobiegłam za nieznajomym.
- Zaczekaj chwilę! - krzyknęłam
Pobiegłam w stronę, w którą poszła nieszczęsna ofiara mojej siostry. Nie zatrzymał się, szedł dalej. Co za idiota. Mógłby się zatrzymać, a nie. Na szczęścia zaraz go dogoniłam i stanęłam naprzeciwko niego.
- Mówiłam żebyś zaczekał. - powiedziałam przez zęby, a ten tylko się na mnie spojrzał.
- Czego chcesz? Zresztą, chyba nie powinnaś jej zostawiać samej? Ona jest walnięta. Jeszcze coś odwali, a Ty zamiast jej pilnować biegłaś za mną. To chyba był zły pomysł, nieprawdaż?
- Wiem, że siostra jest walnięta, ale to już nie moja wina. Chciałam tylko za nią przeprosić. Często siebie nie kontroluje i robi coś zanim pomyśli. Zresztą. Jest tu jakaś wataha?
- Tak.
- Mhm, powiem że to była wyczerpująca wypowiedź. Gdzie znajdę jakiegoś Alfę?
- Zależy do jakiej chcesz watahy.
- Do mroku. Gdzie znajdę Alfę?
- Uuu. Czyli tamta wariatka będzie mieszkać ze mną pod jednym dachem? Podziękuje, brat nie będzie chciał jej przyjąć. - chciał mnie ominąć, jednak złapałam go za tors.
- Po pierwsze, wiem że Ona jest wariatką, ale nie życzę sobie żeby jakiś dupek tak o niej gadał. Po drugie, Ona dołącza do innej watahy niż ja, więc teraz łaskawie powiedz. Gdzie znajdę Alfę watahy Mroku.
- O boże. Bo się wystraszę! Hahaha. Będę mówić co chce i nie masz nic do tego mała. Mojego brata znajdziesz zapewne gdzieś w jaskiniach naszej watahy. To na wschodzie.
- O i trudno było? Chyba nie. Wielkie dzięki - Powiedziałam i szybko wróciłam do siostry.
Jednakże nie było jej tam gdzie wcześniej. Do diabła gdzie ona polazła?!
- Nifara!!
- Powinnam ją dopilnować? Widzisz co zrobiłaś? – usłyszałam jej głos za plecami - Nie traktuj mnie ciągle jak dziecka! I to jak chorego dziecka! Żądam przeprosin. – skrzyżowała ręce i stanęła w miejscu zadzierając głowę z zamkniętymi oczami.
- Nie mam za co – wściekle machnęłam przed nią ręką i zaraz pojęłam swój ogromny błąd.
Zobaczyłam jej tryumfalny uśmiech i w ułamku sekundy jej ręka wystrzeliła by sprawnie zdjąć pierścień z mojego palca. Zabrałam dłoń, ale było już za późno. Pomyliłam się. To nie zimy nienawidzę najbardziej, tylko jej zdumiewających zdolności.
- Oddaj to. – wysyczałam.
- Nie dopóki mnie nie przeprosisz. – odparła hardo.
- Oddaj – warknęłam i rzuciłam się na nią.
Ona odskoczyła do tylu i uśmiechnięta wylądowała na zaspie, podczas gdy ja zapadłam się po kolana. Rzuciła się  przed siebie biegnąc po śniegu, a ja za nią, biegnąc W śniegu. Robiłam serię skomplikowanych podejść, aby odebrać mój talizman, jednak ona ciągle mi się o włos wywijała seriami równie skomplikowanych uników. Byłyśmy równe, w ten sposób nigdy żadna nie wygra.
- Poddaję się – powiedziałam zdyszana – Przepraszam.
- Masz – powiedziała i rzuciła mi moją własność.
Zadowolona złapałam swój drobiazg i rozejrzałam się wokoło. Nawet nie zauważyłam jak się oddaliłyśmy.
- Gdzie jesteśmy – spytałam
- Chciałaś dojść na wschód więc cię tam zaprowadziłam… - wzruszyła obojętnie ramionami – Chyba już czas się rozstać – uśmiechnęła się smutno.
- Wiesz gdzie masz iść?
- Tak, odwiedź mnie czasami. Pa. - powiedziała smutno.
- Pa.
Poszłyśmy w swoje strony, a ostatnie słowa Fari chodziły mi ciągle po głowie. Czemu nagle wyparował z niej cały entuzjazm.? Nie rozumiem... Z zamyśleń wyrwał mnie głos..

Wataha Powietrza - Charlott

Postać wilka: 
 Fly with me! by Lhuin 
Postać ludzka: 
http://oboi-colibri.ru/wp-content/uploads/2014/01/rizhii-angel.jpg
Imię: Charlott (nie Szarlotka, bo mówiąc tak można się jej narazić)
Płeć: Samica
Wiek: 7 lat na tym świecie, a mimo to wygląda na więcej, prawda? (to że ma obciachową kiecke nie znaczy że urwała się ze średniowiecza. "ale to nie znaczy, że tak nie jest" - tak mawia Elizabeth)
Stanowisko: Zwiadowca
Żywioł: Powietrze
Moce: Nie potrafi chować skrzydeł(w sensie, aby znikły, gdy nie są potrzebne), co jest nieco niekomfortowe. Umie rozmawiać(także mentalnie) z ptakami, ze smokami... nie dogaduje się za bardzo. Ma przeciętne moce związane ze swoim żywiołem - tworzenie barier powietrznych, wirów, podmuchu wiatru i innych. Posiada jedną dość dziwną moc dla swojego żywiołu, ona nazywa ją "materializacją"(lub "iluzją", gdyż opanowała to do takiej perfekcji że potrafi tworzyć całe wymiary, lub coś na rodzaj halucynacji, lecz to zużywa znaczną część jej energii). Polega na tym że z powietrza potrafi stworzyć wszelakie przedmioty, albo na odwrót(przedmioty zamienić w powietrze). Tą mocą potrafi też stworzyć próżnię czasową, i inne. Mocy "materializacji" używa w ostateczności.
Talizman: Skromny naszyjnik, który ma na szyi - z tego co wywnioskowała z obserwacji, to pomaga w pewnym stopniu zregenerować rany fizyczne("szkoda że tylko fizyczne...")
Charakter: Pod płaszczem wredoty, pyskatej oraz wygadanej "gówniary", nieco niesympatycznej i szorstkiej osoby ukrywa swoje prawdziwe "ja". Czemu? Głównie dlatego że chce ukryć swoje kłopoty, ale też ze względu na strach przed powrotem depresji, której się nabawiła po śmierci swoich biologicznych rodziców i która pogłębiła się jeszcze bardziej po wojnie(w sumie, można to zaliczyć do problemów prywatnych). Jaka jest naprawdę? Jakie jest jej oblicze które ukrywa przed wszystkimi i nikomu nie chce go ujawnić? Tak naprawdę... jest osobą pomocną, sympatyczną, przyjazną, kulturalną w swojej wymowie, ostrożną, z pogodnym usposobieniem, preferującą samotność. Można rzec że jest typem marzycielki, która rozważa i bierze pod lupę każde słowo, mimikę, która omija wszystkich idiotów i idiotki(no cóż, przynajmniej tych którzy przyciągają problemy). Taka jest, ale pokazuje innym całkiem odmienne, a nawet fałszywe oblicze.
Rodzina: Biologiczna siostra Elizabeth, jednakże została zaadoptowana przez rodzinę Dampa(wataha wody), czyli dochodzi jej jeszcze dwóch braci(włącznie z Dampem) i jedna siostra.
Przeszłość: Tak naprawdę jest już na tym świecie od dawna. Należała do watahy magicznych wilków, i miała siostrę Elizabeth. W wieku sześciu lat rodzice zostali zamordowani(szczegółów nie zna, lub skutecznie zakopała je w podświadomości), ona w akcie smutku uciekła. W ciągu następnego tygodnia wiele się działo[odkryła wiele nowych mocy oraz postać ludzką(z którą wiąże się oddzielna historia)]. Można rzec, że dzięki swoim możliwością przez przypadek stworzyła i uwięziła się w "próżni czasowej", która polega na tym że w środku czas jakby stoi, a na zewnątrz płynie normalnie. Obudziła ją dopiero jej siostra. Włóczyły się razem przez kilka miesięcy. Następnie natknęły się na rodzinę która chciała je przygarnąć. Elizabeth odmówiła i odeszła, Charlott jednak została. Potem przyszła wojna, która pociągnęła za sobą tysiące ofiar, między innymi jej opiekunów. Ochroniła od śmierci swojego brata i siostrę, potem dowiedziała się od nich że trzeba powiadomić o śmierci rodziców ich brata - Dampa - który odszedł z watahy. Podjęła się tego zadania, a nawet postanowiła go poznać bliżej. W dotarciu tu pomógł jej Duch, na początku ją krępowało że Duch się jej ujawnił(a może chodzi o jego imię z 4 części którego inicjały to D.D.D.D.? xd)... no ale w sumie... skoro zna jej przyszywanego brata to może pomóc.
Partner: Są tu bardzo inteligentne osobowości z niesamowitym mniemaniem o sobie, za wysoki na mój poziom. *sarkazm XD*
Właściciel/ka: Sylwia1 (howrse)
Etykieta: Fly with me

(Wataha Ziemi) od Initium

 Rainreth vel Ralith trochę się uspokoił, czułam że jego burzliwe wnętrze powoli cichło niczym wieczorny sztorm na morzu to teraz tak nastaje ranek a sztorm przemija.
Widziałam zatroskane spojrzenia które posyłał Arwe a ja mogłam zastanawiać się co ich łączy, dziwne było to że nie mogłam wejśc do jego umysłu, napotykałam przeszkodę której nie zdołam obejść bo jest zapięczętowana. To tak jakby coś ukrywał i ludzkość nie mogła o tym wiedzieć.
Rain wyglądał na znajomego, takiego którego widziałam przed laty, ale przecież to było niemożliwe, pamiętałabym.* Z rozmyślenia wyrwał mnie cichy głos mężczyzny:
- Dziękuję Ci Pani, masz we mnie przyjaciela... i dłużnika… jeśli zechcesz i pozwolisz mi – zostanę na Twoich usługach…
Nic nie odpowiedziałam ale mogłam się cieszyć że On zostaję, chciałam aby został. Itrgował mnie swoją niedostępnością. Patrzyłam na niego i zauważyłam zmęczenie na jego twarzy. Odbył długą drogę by sprowadzić Arwe, odpoczynek mu się należy.
- Odpocznij i Ty – Odparłam cicho. Ten pokiwał drogą i usiadł w fotelu który stał obok. Ledwo usiadł a już przysnął.
Ja natomiast miałam chwilkę spokoju i myślałam nad tym Kuro który jak wywęszył ze coś się dzieję zmył się by załatwić swoje sprawy ale byłam pewna że wróci w najmniej odpowiednim momencie i padnie coś z jego ust nieodpowiednie do sytuacji słowa. Ot co cały Kuro.
Poszłam w daldalszy kąt całej groty i wyczarowałam fotel. Usiadłam na nim. Miałam widok na łóżko z Arwe, Raina siedzącego obok i wejście do samej groty a goście którzy mogli by wejśc nie zauważyliby mnie tak łatwo.
To było oczywiste że moja jaskinia dzisiaj zrobi jako centrum spotkań towarzystkich bo usłyszałam po chwili kroki. Spojrzałam na mężczyznę który siedział koło Arwe. Nie drzemał już za to widziałam trochę napięte mięśnie. Wydobyłam z siebie cień uśmiechu. A wzrok przeniosłam na wejście groty. Wszedł Ayato i po prostu wryło go w ziemię gdy zobaczył Rainreth'a, zacisnął pięści i napiął się, nagle jego wzrok wreszcie padł na Arwe a on dosłownie w jednej chwili spuścił jakby z pary.
Chłopak przy łóżku wstał i zaczęli mierzyć sie wzrokiem gdzie Rain usiadł bliżej dziewczyny jakby w razie jakies ewentualności obronić ją przed nim.
Zabawne że w jednej grocie było dwóch mężczyzn którzy czuli coś do Arwe. Jeden z nich jest oczywisty, a Rain nie, to była kopalnia tajemnic, nie wiem kim był dla niej ale się dowiem.
Kuro, wyminął Ayato i wszedł do groty patrząc na ich dwójkę zaskoczonym wzrokiem.
Co za geniusz! Doskonale wiedział że mogą sobie skoczyc do gardeł przy bliższej okazji jeśli któryś poczuje że Arwe jest bardziej zagrożona interwencją drugiego.
 - Ooo. Naprawdę niezłe połączenie. Ten, który doprowadził Arve do takiego stanu i ten który napastował ją seksualnie - Powiedział a ja zacisnęłam pięści ale dalej nic nie mówiłam.
- Ups... - Ściszył głos a wzrok spuścił. - Chyba nie powinienem tego mówić..
- Nie nie powinieneś. Naucz się w końcu że Twoje docinki nie są śmieszne więc odpuść sobie i naucz się czym jest dystans do pewnym sytuacji, samo zachowawczość i trzymanie języka za zębami jeśli naprawdę trzeba bo na nikomu Twojego docinki nie robią większego wrażenia ale jednak mogą sprowadzić kłopoty. - Powiedziałam i wstałam. Kuro spojrzał się na mnie a wysłałam mu twarde spojrzenie. Po chwili ciągnęłam ale już do dwojga mężczyzn. Dodałam- Już uspokójcie się, wątpię aby Arwe się obudziła i zobaczyła dwóch mężczyzn niczym goryli którzy zaraz się rzuca na siebie. Niezbyt przyjemny widok "z rana". - Uśmiechnęłam się promiennie.

*Nawiązanie do opowiadania Exodus'a. Pakt jego z Bramą ( czyli Rainem)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

(Wyrzutek) od Exodus'a

     Jestem Exodus. Kim jestem? A może czym jestem?
Twoim największym koszmarem nocnym, kimś kogo nie chciałbyś zobaczyć nigdy w życiu.. i życiu po życiu. Jestem tym przed którym ostrzegają rodzice w starych opowiastkach, grasuje w legendach opowiadanych przy ognisku by przestraszyć dziewczyny aby te mogły przytulić się do chłopców, jestem tym który sprawuje czarny charakter w każdej bajce i baśni. Zawsze pokazany inaczej, często inny charakter ale ten sam zamiar i osoba także. Siać zło a zło to ja.
      Exodus samo w sobie pochodzi od z greckiego " έξοδος " czyli "Wyjście". A co może oznaczać wyjście? Interpretujcie jak chcecie ale mała podpowiedź; wyjście z tego świata, z wyjściem można zakończyć wszystko.
       Jak powstałem? Jestem szalonym eksperymentem Stworzyciela który chciał stworzyć wilka doskonałego, wilka który swoim miłosierdziem, cierpliwością i pracowitością pomoże Matce Naturze ulepszać świat. Miałem być mieszaniną wszystkich żywiołów, miałem być jeszcze bardziej doskonalszy od wszystkich stworzeń we wszechświecie. Byłem eksperymentem o którym świat nie słyszał. Tylko Stworzyciel miał do mnie prawo, Matka Natury której miałem ponoć pomagać, nie wiedziała że ja miałem powstać. W tej całej doskonałości powstał defekt, zamiast doskonałej a co ważniejsze dobrej istoty wyszedłem ja. Ociekający zarazą, nienawiścią. Moja powłoka zewnętrza jest jak skorupa, pusta w środku. Nie znam uczuć takich jak miłość, współczucie. A przecież miało być inaczej. Czemu Stworzyciel coś popsuł? Co się właściwie popsuło? Czemu ja jestem zepsuty aż do szpiku kości? Co poszło nie tak?
Nie dowiemy się bynajmniej ale kogo to obchodzi. Jestem Exodus i mam zamiar zapanować nad tym marnym światem.
   Uciekłem spod oblicza Stworzyciela i próbuję zstąpić na ziemie by plan zniszczenia świata wcielić w życie ale to nie takie proste. Moje moce które dostałem od Stworzyciela są nieaktywne, żaden żywioł tutaj jest bezużyteczny, tak jakby go nie było, dopiero tam na ziemi powinny się włączyć i mógłbym zacząć zabawę.
Niestety jest jedno "ale", sam nie mogę zniszczyć świata, potrzebuję marionetki w swoich dłoniach która mógłbym pokierować do swojego celu.
 Tutaj gdzie się znajduje jest miejsce, takie lustra gdzie mogę podglądać poczynania ludzi na ziemi. Spędziłam w Lustrach dużo czasu w poszukiwaniu odpowiedniej osobie i jest- odnalazłem. Wilk który nie pamięta swej barwnej przeszłości, temu co wyczyścili pamięć dla jego dobra, wilk który dostał pozwolenie na odrodzenie się na ziemi pod przykrywką dobrego wilka. Pan Akatsuki Akuma, idealna pacynka. Ma w sobie uśpiony potencjał i ja go obudzę dla swoim niecnych celów. A on? On  zatańczy jak mu zagram. Będę kazać mu skakać on będzie się pytał jak wysoko. Tak to on. Teraz tylko zejść Tam muszę.
    Znalezienie bramy jest trudne, nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy się pojawi w szczególności że nie jest to materialna brama. Ją się czuję. Każda brama podlega Stworzycielowi i tej Matce Natury, ona w szczególności daje pozwolenie na życie, na zesłanie z "innego świata" tam na dół a ja nie mógłbym dostać tego pozwolenia. Nie powinien istnieć więc nie powinienem zostać zesłany czyli nielegalnie trzeba się przekabacić.
Stoję w miejscu gdzie jest brama, otacza mnie ciemność nic nie widzę ale jednak widzę. To było dziwne doświadczenie, obecność bramy każdej istocie daje uczucie dyskomfortu lub kłucia niczym w akupunkturze. Ja przeżywałem mieszaninę tego. Stanąłem w jednym miejscu, chociaż, czy mogę nazwać to staniem? Nie rzeczywistość tutaj dawała możliwość lewitowania ale powiedzmy że znalazłem się w jednym miejscu i tak czekałem.
- Bramo. Przywołuje Cię. - Mój głos zniknął w próżni. Wokół mnie zaczęły drgać cząsteczki oznajmiając pojawienie się bramy.
- Kto przywołuje bramę musi mieć bardzo ważny powód. Ty istoto nieczysta czego chcesz by zakłócić mój spokój. - Głos rozległ się jakby znikąd. Uśmiechnąłem się trochę, to co powiedziała Brama było doprawdy bez sensu.
- Chciałbym zejść na ziemię kochana Bramo. - Powiedziałem obojętnym ale grzecznym tonem. Czy grzeczność i obojętność można ładnie połączyć? No ot co ja umiem, mały talencik.
- Proszę pokazać zezwolenie. - Głos znowu się pojawił.
Każda brama ma jakieś imię, brama to też w pewnym sensie istota ale uwięziona tutaj by służyć.
- Nie mam zezwolenia.- Odparłem zadowolony.
- Nie ma zezwolenia, nie ma przejścia. - Odparła Brama a drganie cząsteczek się powtórzyło tym razem zwiastowało materializowanie się w innej miejsce.
- Poczekaj! - Powiedziałem już głośniejszym głosem. - Proponuję mały układzik. - Drgania ustały a Brama została.
- Układzik?
- Oczywiście. - Roześmiałem się. - Mogę dać Ci coś czego pragnąłeś przez całe istnienie Tutaj. Życie na dole. Mógłbym Cię uwolnić ale Ty musiałbyś mnie zesłać na ziemie bez powiadamia władz.
- Nie mogę tego zrobić. - Uparty głos drażnił moje uszy.
- Nie martw się. - Zacząłem "stąpać" w te i wewte. - Nikt się nie dowie a Ty dostaniesz upragnioną wolność.
- A brama? Kto zajmie moje miejsce?
- Ty się już oto nie martw kochanieńki. Powiedz mi jak masz na imię.
Cisza.
- Bramo, żądam odpowiedzi. Jest to jedna z części układu. - Powiedziałem poważnie.
- Rainreth vel Ralith. - Głos rozbrzmiał.
- A ja Exodus. Miło mi Cię kochanieńki poznać. A teraz podpiszemy pakt - Wyczarowałem już przygotowany papier - bym miał pewność że nikomu nie piśniesz słówka. Proszę o podpis jeśli masz jak. - Dodałem a moją głowę przepełniło pytanie jak on to podpiszę, kiedy jest niematerialną rzeczą ale to Brama, ona zrobić może wszystko w pewnym sensie.
- Zaraz zaraz. Jedno wejście jedno zadanie, chciałbym w tym pakcie mieć wyszczególnione że kiedy będę miał z Ciebie pożytek, będę mógł Cię wezwać a Ty stawisz się bez żadnych sztuczek robiąc jedno zadanie które będę chciał.
Roześmiał się gardłowo.
- Cwana bestia. A jeśli odmówię dopisania tego podpunktu?- Zapytałem obojętnie.
- Nie będzie przejścia. - Odpowiedziała Brama poważnie.
Denerwowało mnie to ze nie wiedziałem gdzie się patrzeć, ogarniała mnie ciemność, czułem obecność bramy ale trudno abym miał skupić wzrok na nicości. Jakbym mógł to spojrzałbym Bramie hardo w oczy.
- Dobrze dopiszę. - Wyczarowałem pióro i dopisałem podpunkt oraz od razu się podpisałem- Już wszystko gotowe. Podpisz skarbie. - Powiedziałem z przesłodzoną serdecznością.
Błysk. A na papierze pojawił się podpis Bramy. Uśmiechnąłem się pod nosem i mruknąłem;
- Teraz wszystko się zacznie.
Przed moimi oczami buchnęło światło które mnie zaczęło wsysać jakby do siebie. Kiedy miałem pewność że już Brama nie odwróci tego procesu a jeszcze mnie usłyszy krzyknąłem.
- Szkoda że nie przeczytałeś całego paktu tylko na ślepo podpisałeś! - Zaśmiałem się szyderczo. Brama się zamknęła a ja spadałem na ziemie z olbrzymią szybkością. Spadłem na dach jakiejś opuszczonej galerii, niszcząc go by ostatecznie swój lot skończyć na marmurowej posadzce.
      Wstałem niczym młody bóg z ziemi, moja naga, ludzka skóra świeciła, a cały budek rozbrzmiał moim gromkim śmiechem. Ta głupiutka brama nie zauważyła na piśmie że uwolnienie go od tej funkcji nie wymaga ode mnie żadnego wkładu, dałem mu tylko cień możliwości uwolnienia się ale jak on to wykorzysta to już jego sprawa.
Potrząsnąłem głową a resztki pyłu spadły z moich włosów. Przemierzyłem wszystkie pomieszczenia tejże galerii i znalazłem koszulę która nałożyłem na siebie. Nie będę oślepiać tych marnych istot swoim doskonałym Ja. Czas zabawić się tutaj. Matka Natura może i poczuła że przybyłem ale wiem ze ona nie wie kim ja jestem. A nie będzie miała jak się dowiedzieć bo pakt obowiązuje. Plan idealny.
     Przez cały ten czas poszukiwań jakiś ubrań czułem piekące uczucie na żebrach, nie przejmowałem się tym zbytnio bo czasu nie chciałem marnować ale teraz kiedy mogłem zobaczyć co daje takie uczucie dyskomfortu przystałem spoglądając na swój tors.
Na żebrach widniał tatuaż. Wąż oplatający księgę. Zapewne chronił mnie ale przed czym? Przed wzrokiem Matki Natury i Stworzyciela i ich wpływami. Przejechałem dłonią po malowidłu. Wyglądał świetnie a pod koszulą nie było go widać.
Wyszedłem z budynku i stanąłem na zimnym betonie.
Kolejny cel: Znalezienie Akatsukiego Akuma by zabawić się w teatrzyk kukiełkowy.

Wataha Wody - Nifara

Wilcza postać:
                                          http://th06.deviantart.net/fs70/PRE/i/2013/091/f/7/the_queen_of_the_sun_by_shadows0fsilver-d60246t.jpg
Postać ludzka:
                                   
Imię: Nifara (Fari)
Płeć: Samica
Wiek: Młodsza od siostry (tylko 24 sekundy!), nie wygląda na starszą niż 17 lat
Stanowisko: Wojowniczka
Żywioł: Woda
Moce: Dopóki przebywa w cieniu jest niewidzialna (jeżeli jej ktoś wcześniej nie zauważył), dostrzega obecność cudzych umysłów, czasami słyszy też ich myśli. Potrafi zgromadzić wodę z powietrza, oraz ją kontrolować, a także pobrać tlen z wody, jak można się domyślić bardzo dobrze pływa. Maksymalnie wyostrzone zmysły, żelazna kondycja i doskonałe posługiwanie się bronią, ale jest to raczej kwestia treningu niż nadprzyrodzonych zdolności. Reszty mocy nie odkryła lub są przyblokowane przez talizman.
Talizman: Wisiorek, który dostała od matki - mieniąca się srebrem i złotem kryształowa kulka. Nie ma pojęcia do czego służy, ale nosi go zawsze przy sobie, twierdząc, że przynosi jej szczęście. W istocie pełni funkcje ochronne – blokuje lub łagodzi działanie niektórych mocy oraz pochłania jej energię. Bez niego jej moce świrują (np. przedmioty same od niej uciekają) co odbiera jako zwykły pech. Zgromadzona w jego wnętrzu energia musi się raz na jakiś czas uwolnić, co powoduje różne nieprzewidziane skutki.
Charakter: Zmienna, impulsywna, nieprzewidywalna. Zachowuje się jak rozwydrzony bachor, więc zawsze musi dostać to czego chce. W 90% przypadków idzie na żywioł, rzadko myśli zanim coś zrobi. Całe życie kieruje się instynktem, który zawiódł ją tylko raz. Będąc szczenięciem zapadła w katatonię, co mocno odbiło się na jej psychice. Czasami zamyka się w sobie, pojawiają się u niej dziwne niekontrolowane zachowania, słyszy i widzi rzeczy, których nie ma. Traktowana przez innych jak chora psychicznie przyzwyczaiła się do udawania wariatki (chodź po części to też jej natura), ale w głębi siebie, daleko przed wzrokiem innych chowa duszę artysty. Wierzy w piękno i dobroć tego świata i za nic w świecie, nie da ci się nakłonić do innego toku rozumowania. Nienawidzi kłamstwa i wszelkich form nieuczciwości, gnębi i gardzi ich sprawcami. Sama jest uczciwa, zawsze i bezwzględnie dotrzymuje danego słowa. Wbrew pozorom potrafi myśleć i jest całkiem inteligentna.
Rodzina: Matka, starszy przyrodni brat i bliźniaczka Delia. Razem z Delią są córkami jednego z Cieni, co znacząco wzmacnia ich siłę i zmysły, jednak nie czyni ich Cieniami. Starszy brat któregoś dnia tajemniczo zniknął, a z rodzicami nie utrzymują kontaktu.
Przeszłość: Gdy jeszcze była młoda i głupia (głupia została, młoda… trochę mniej) wkurzyła pewną bardzo potężną istotę. Ona w rewanżu sprawiła, że zapadła w katatonię. Nikt nie mógł się z nią porozumieć, a jej futro, włosy i oczy ludzkiej postaci stały się całkowicie białe. Podczas trwania tego stanu zaczęła widzieć i słyszeć myśli osób znajdujących się wokół, próbowała się z nimi skontaktować, ale nikt poza siostrą jej nie słyszał. Jej mózg wykreował własny świat, w którym pozostała nawet przez pierwsze miesiące po wybudzeniu. Kiedy odzyskała (jej zdaniem) pełną świadomość opuściły z siostrą rodzinę, nauczyły się walczyć i zaczęły podróżować po świecie. Uczestniczyły w wielu bitwach, pracowały jako najemniczki, żyły wielu watahach, uczyły innych, aż w końcu trafiły tutaj.
Partner/ka: To wariatka, kto chce wariatów? Chyba tylko inni wariaci i desperaci.
Właściciel/ka: Karinka:*
Etykieta: megamuffin

(wataha mroku) od Nigela

Czy pamiętałem swoje ofiary? Czy pamiętałem wyraz ich twarzy, kiedy dowiadywały się że zaraz zginął z mojej ręki? Odpowiedź była krótka. Nie. Nie pamiętałem ich przestraszonego wyrazu twarzy i gdyby ktoś powiedział mi pokazując zdjęcie, że zabiłem tą osobę nie rozpoznałbym jej. Słyszałem, że swoją pierwszą ofiarę pamięta się zawsze, ale po tysiącach lat jej nie pamiętałem. Dla mnie to nie byli ludzie, to nie były nawet ofiary to tylko kolejne numery zadań, jedne łatwe inne trudniejsze, ale wszystkie wykonane. Tak samo ta misja, moja kolejna ofiara. Nie widziałem w niej ani człowieka ani wilka, była moim kolejnym celem. Moim sprawdzianem umiejętności, który musiałem zdać. Tylko tyle. Nie dowiedziałem się dzisiaj niczego ciekawego, widać ten chłopak nie znał jej dokładnie, on wcale jej nie znał. Czy ktoś tu w ogóle wie o niej coś więcej? Wątpiłem w to. Jeśli była choć trochę do mnie podobna to zadbała by nikt jej nigdy nie poznał.
Nagle dobiegł do mnie jakiś szelest, odwróciłem się i zobaczyłem wyłaniające się postaci. Dwie kobiety, jedna to była z pewnością Shyine a druga... Cóż była piękna i zdecydowanie przyciągała mój wzrok. Ale nie powinienem się na niej skupiać, więc przywołałem się do porządku.
- Shyine- odezwałem się cicho, ale tak by usłyszała
- Sąd wiesz?- zapytała jak na nią zbyt nerwowo. Nie umiała się maskować, widać było, że jest zdenerwowana i próbuje coś ukryć, a co gorsza nie umiałem włamać się do jej myśli. Do myśli jej matki też nie potrafiłem, a ona musiała być jeszcze lepsza od niej.
- Po prostu wiem, znam cię. Każdy twój ruch, każdą twoją myśl, każdą emocję. Nic przede mną nie ukryjesz- powiedziałem
- Kłamiesz- powiedziała z wyrzutem
- Może zostawisz swoją koleżankę i pogadamy na osobności- zaproponowałem spokojnie
- Nie przyszłam tu do ciebie- odpowiedziała
- Kłamiesz- powiedziałem starając się odtworzyć jej ton głosu, kiedy to ona zarzucała mi kłamstwo.
- Zaraz wracam- powiedziała do swojej towarzyszki i odeszła w stronę krzaków, ruszyłem za nią. Raczej nie liczyłem na specjalne zaproszenie.
- Kim jesteś?- zapytała
- Jestem Nigel.
- Wiem i nie o to pytałam- powiedziała i oczekiwała odpowiedź, która oczywiście nie padła.
- Czego tu szukasz?- zapytała, starała się zabrzmieć agresywnie.
- Przyszłaś do mnie, narażając się na niebezpieczeństwo, wiedząc że nie otrzymasz odpowiedzi. Musisz być bardzo związana ze swoją alfą- odpowiedziałem
- Skąd wiesz?- zapytała
- Co wiem?- udawałem idiotę
- To wszystko- odpowiedziała trochę zdawkowo, co dowodziło, że nie jest pewna że wiem.
- Nadal nie wiem o co ci chodzi- upierałem się, a ona tylko przyglądała mi się, ale w taki dziwny sposób. Robiła to bardzo dokładnie, pierwszy raz czułem jakby ktoś zaglądał do mojego wnętrza.
- To niemożliwe, ty jesteś... to nie może być prawda.- powiedziała wyraźnie zszokowana, a więc domyśliła się prawdy.
- Kim jestem?- zapytałem, choć sytuacja była beznadziejna. Ona wiedziała, a ja nie mogłem jej już zmylić.
- Już ty dobrze wiesz kim- krzyknęła
- Jak się tego domyśliłaś?- zapytałem spokojnie
- Bo jesteś idiotą. Sam mi to powiedziałeś, znasz mnie tak dobrze, a nigdy nie widziałeś, wiesz co łączy mnie z Mają, a nawet nas nie znasz. To zagadka dla głupiego 2 latka.
- Może już kiedyś was spotkałem.- zasugerowałem
- Wtedy byś mi się nie przedstawiał. Nie próbuj tych swoich sztuczek. Odczep się- krzyknęła i pobiegła w stronę jaskini mroku, chyba coś powiedziała do tej swojej koleżanki, a potem odeszła do jaskini ognia podzielić się z Mają swoimi odkryciami. Popełniłem niewybaczalny błąd, za który teraz muszę zapłacić tylko jeszcze nie wiem jak.

Wyrzutek - Exodus

Postać wilcza:
                         http://th09.deviantart.net/fs71/PRE/f/2013/156/b/3/b3edc037564813cdd7bc232c594689de-d67x7df.png
Postać ludzka:
                            http://fc00.deviantart.net/fs70/i/2011/089/e/9/crucified_by_lady_amarillis-d3csrb4.jpg

Imię: Exodus
Płeć: Samiec
Wiek: 969 lat (na ziemię zstąpił 5 lat temu w poszukiwaniu mocy zdolnej zniszczyć świat)
Stanowisko: Wyrzutek
Żywioł: Wszystkie
Moce: Większość jego mocy nie jest znanych, gdyż nigdy nie były aktywowane, jednak dotychczasowo wiadomo, iż obejmują one każdy żywioł i są dosyć potężne.
Talizman: Tatuaż na żebrach przedstawiający węża oplatającego księgę (ukrywa go przed wzrokiem i wpływami Initium oraz Stworzyciela).
Charakter: Złośliwy buntownik, który jest ponadprzeciętnie przebiegły i nie boi się dążyć do celu po trupach. Nie posiada uczuć przez co jego uparcie i bezwzględność, a także ignorancja wobec życia nie znają granic. Samolubny.
Rodzina: Brak
Przeszłość: Jest nieudanym wynikiem eksperymentu przeprowadzonego przez Stworzyciela w celu stworzeniu wilka doskonałego, który by pomógł udoskonalać świat. Brak uczuć spowodował, że zamiast miłosiernego wilka okazała się bestia pragnąca zniszczyć świat. Przez dłuższy czas przebywał w innym wymiarze, lecz w końcu udało mu się przenieść do tego i w poszukiwaniu narzędzia zdolnego zniszczyć świat dotarł do IW. Ukrywa się przed Initium.
Partner/ka: Brak
Właścicielka: kasieczka (hwr)
Etykieta: Destroyer

Wataha Mroku - Delia

Postać wilka:

Postać ludzka

Imię: Delia (dla przyjaciół Dee)
Płeć: Samica
Wiek: wygląda na około 17 lat, starsza od siostry
Stanowisko: Wojowniczka
Żywioł: Mrok
Moce: Bariera ochronna; Mgła Cieni; Wir mroku; emanuje strachem i zimnem, kiedy zechce; może wskrzesić zmarłych; kontaktuje się z duchami; potrafi wejść do cudzych myśli i wydobyć z nich co jest jej potrzebne; usuwanie wspomnień; niewidzialność; telepatia; bieganie z niezwykłą szybkością; obrona przed atakami parapsychicznymi; bezszelestne poruszanie się; sokoli wzrok; kontrola drugiego wilka; Płomienie Mroku; odporna na większość czarów obezwładniających umysł; szybka regeneracja.
Talizman: Pierścień zmieniający się na zawołanie w dowolna broń.
Charakter: Racjonalistka, typowy umysł ścisły. Polega tylko na swoim umyśle, w przeciwieństwie do siostry nie ukrywa swojego intelektu i mądrości. Chłodna, wydawałby się być całkowicie wypłukana z jakichkolwiek emocji, jednak w rzeczywistości bardzo często odpływa w swoje marzenia. Lata bardziej lub mniej przyjemnych doświadczeń nauczyły ją, że nie można nikomu ufać, ani zwodzić się pozorom. Cierpliwa, nawet bardzo cierpliwa i wyrozumiała. Zrobi wszystko dla swojej siostry, wie też, że to jedyna osoba na której naprawdę może polegać. Często jak to u bliźniaków bywa dzielą swoje myśli i uczucia, nawet nie celowo. Z trudem nawiązuje nowe znajomości, wystarczy jej własny zamknięty dla innych świat.
Rodzina: Bliźniacza siostra Nifara, matka Fiamme, ojciec Fiari pochodzący z Cieni i starszy przyrodni brat zamordowany przez siostrę w ataku szału.
Przeszłość: Od wczesnej młodości zajmowała się siostrą, która zapadła w katatonię. W odróżnieniu do innych przez cały czas ją słyszała i rozmawiała z nią. Kiedyś zanieśli ją do szamana, który ją wybudził. Jednak ona dalej żyła we własnym świecie, ale w końcu udało się jej przywrócić siostrę do realnego świata. Zaczęła miewać jednak psychopatyczne napady szału, podczas których zabiła brata, ale nikt jej o tym dla jej bezpieczeństwa nie powiedział. Podarowali też jej naszyjnik który miał ją hamować. Rodzina nigdy nie uznała zdrowia psychicznego Nifary, więc zabrała ją ze sobą w wędrówkę po świecie. Dużo walczyły dla innych, nigdy nie zabijały dla przyjemności (a przynajmniej ona, a jak z Nifarą nigdy nie wiadomo), kiedyś po bitwie trafiły tutaj.
Partner/ka: Nawet jeśli by ktoś ją zechciał, nie zaangażowałaby się ;3
Właściciel/ka: Kozusza
Etykieta: nyannutella

(Wataha Powietrza) Od Heyou.

Gdy wyszedłem z groty czułem się dziwnie, coś wyczuwałem. Wisiało coś w powietrzu,a  raczej to było coś dużego. Spojrzałem w chmury i widziałem, że Bogowie coś szykują. Do tego nie tylko Bogowie, prawdopodobnie będzie się niedługo dużo działo. Muszę jednak myśleć o Paraldzie, nie mogę używać w pełni mojej mocy,a umiejętności zanikają. Czyż to nie irytujące? Wiedzieć, ze coś się zbliża nie wiedząc co i na to wszystko brak pewności co do swojej siły? Kiedyś powaliłbym całe stado wilków za raz, a z wilkami stąd mógłbym stanąć do boju,a  teraz? A teraz to nie jest pewne... Jeśli szybko nie zacznę działać mogę zginąć.
*HEYOU* - Usłyszałem Paraldę i od razu przeszedłem do jej wspomnień. *IDĘ* - Odparłem.
Oczywiście jeszcze wy jełopy mi na drodze! Niech tylko któraś dupa wołowa mi spróbuje walki w jaskini.
Ruszyłem pełen złości ku zapachowi Akatsukiego. Już wiedziałem, że to nie będzie łatwe. Po chwili usłyszałem huk, czyli książę już rozwala coś? Pozdrawiam inteligencję. Ruszyłem trochę szybciej, uznałem, że nie będę się wlókł, bo nie wypada.
Gdy doszedłem do pomieszczenia od razu zauważyłem jak te durnie się leją! No po prostu, który chce w ryj?! TO JEST JASKINIA, A NIE OTWARTY TEREN! Szybko zareagowałem i gdy Akki już biegł z piącha wyciągniętą do Trey'a  ja złapałem go za nadgarstek, obróciłem i przywaliłem nim o ziemię. Chłopak się zdziwił, no ale kto by się nie zdziwił, kiedy pojawia się kolejna osoba z dupy wzięta. Sam się zdziwiłem jego zachowaniem. Myślałem, że ma w sobie więcej rozwagi,a  tu okazuje się, ze jednak Kuro nie jest takim palantem. Do tego ta jego dzikość w oczach, trochę wygasła, ale nadal iskrzyła.
- Radziłbym się uspokoić, chyba, że mam Ci przypomnieć o tym, ze nie tylko ty masz siłę.- Warknąłem. - Poza tym chyba nie chcesz by wszystko się tu zawaliło i zgniotło tą twoją smoczycę i  moją Paraldę. - Nagle oprzytomniał.
Victoria! Kurde już myślałem, że będę musiał używać siły.
Spojrzał ku smętnej postaci i mruknął coś pod nosem, mógłbym rzec, że coś w rodzaju *Szkoda, że się pojawiłeś.*
Wstałem z przykuca i spojrzałem morderczo na już trochę obitego chłoptasia.
- A ty... - Przemieściłem się przed jego twarz. - Nie masz za grosz poczucia smaku? - Przywaliłem mu w ryj.
- Mogliście UŁOMY rozwalić jaskinie, narażacie nie tylko siebie! - Wydarłem się.
Spodziewałem się jakiegoś również uderzenia w twarz i nie zawiodłem się. Dostałem prawego sierpowego prosto w polik, ale kto by się przejmował? Chłopak nie użył praktycznie siły, więc nawet nie drgnąłem.
- A ty sobie nie pozwalaj. - Sapnął Trey.
- Ciesz się, ze na powietrzu nie byliście, ja bym wtedy się wami nie przejmował. - Prychnąłem.
Podszedłem do towarzyszki Akatsukiego.
- Wszystko w  porządku? - Spojrzałem na nią.
Nie wydawała się być pobita, raczej tylko przestraszona. Kiwnęła na znak, że jest okej,a  ja odetchnąłem z ulgą. Jeszcze by mi brakowało tego, że coś jej się stało, to by była afera.
- Dobra chodźmy. - Spojrzałem na Akatsukiego, który powoli wstawał z podłogi.
- Moja książka... - Nagle pisnęła dziewczyna.
- Było spojrzeć na Paraldę, wszystko trzymała w rękach. - Mruknąłem od niechcenia.
Dziewczynie trochę powiększyły się źrenice i nie wiem czy to ze zdziwienia czy czego, ale to już nie moja sprawa.
Ruszyłem do wyjścia, a za mną "cała ferajna". Szliśmy w milczeniu, uznałem, że moje komentarze na miejscu dopiero docierały do chłopaka,a  dziewczyna była zagłębiona w swoich myślach.
Myślałem, że to Paralda wpada w nie wiadomo jakie kłopoty, ale ta dwójka przebiła jej dotychczasowe historie!
- Ehhh. Heyou. - Usłyszałem niemrawy głos dzisiejszego ochroniarza.
- Ta? - Zapytałem.
- Byłbym na prawdę wdzięczny gdybyś puścił w zapomnienie to wszystko. - Słychać było, ze nie chciałby gdybym komuś to wygadał.
- Jasne, ale nie gwarantuję, że moja Pa...ralda się nie dowie. - Prawie bym się wkopał!
- Czemuż to? - Znowu wrócił do tego samego stanu co wcześniej.
- Ty wiesz co ta mała czuje i znasz ją,a  aj mam to samo z Paraldą. -To nie było oczywiste?
- Mam jeszcze jedno pytanie, bo ona zareagowała dziwnie na jedną książkę. Ona jest o Sylyfach. - Zmieniał temat.
- Dziwisz się jej? Jeśli znasz ich historię to powinno być oczywiste, że jest jej smutno. W końcu była krwawa, a ja jestem Sylyfem.
Zamilkł, czyżbym go czymś zagiął? Nie wiedział, że jestem tej krwi, czy co? Z resztą nie moja sprawa.

(Wataha Powietrza) Od Paraldy.

- Powiedz mi... - Przyjrzałam się mu. - Kiedy ostatnio spałeś chociaż osiem godzin?
- Hmm... Tak z... - zamilkł
- Nie wiesz, że to niezdrowe? Chociażby dla twojego wzroku - powiedziałam.
- Wiem... Ale nie mogę się powstrzymać... - Odparł.
Zaczął dalej sprzątać, a ja mu pomagałam, zastanawiałam się tylko jak on chce to wszystko pomieścić, w końcu tyle tu książek, a miejsca...
- Którą książkę teraz czytasz? - Zapytałam, by przerwać ciszę.
- Tą którą przyniosłaś - odpowiedział. - I tą... - Zawahał się.
Od razu zorientowałam się, o którą mu chodzi. Nie wiedziałam do końca czemu się zawahał, a może już wiedział, że ja....
- Nieważne - urwał.
Zdziwiło mnie to, chyba na prawdę coś podejrzewał. Nagle usłyszałam jak rzucił gwałtownie książką, jego oczy wypełniała dzika złość, przeraziłam się. On wyszedł szybko z pomieszczenia i kierował się nie wiadomo gdzie. Stanęłam zszokowana i nie wiedziałam co zrobić, w końcu jak miałam go niby zatrzymać? Retoryczne pytanie, nie używam mocy, a  tym bardziej dotyku. Nie mogłam go przecież zostawić samego, ale nie umiałam powstrzymać jak należy. *HEYOU* - Przesłałam mu. *IDĘ* - Odparł.
Rozejrzałam się niechętnie po pokoju, trochę to dziwne... Jestem u chłopaka w pokoju,a  raczej nazwałabym to czytelnianym pokojem. Westchnęłam.
Zauważyłam jakieś kartony przy szafie, które były puste i od razu uznałam, że czas je zapełnić. Po chwili wyciągnęłam je w końcu i poukładam w nich książki. Kartony jakoś rozmieściłam w pomieszczeniu,a  resztę "papirusu" umieściłam na jakichś półkach, czy szafkach. W międzyczasie słyszałam jakieś huki, ale je zignorowałam,w  końcu wierzę, że nic złego się nie dzieje.
Gdy praca była skończona zaczęłam nagle kichać! No przecież kurz.... Moje powieki mokły od łez, a więc musiałam jeszcze tu sprzątnąć kurz. Wytworzyłam delikatny powiew by go zlikwidować i mi się udało. Od dawna nie byłam z siebie taka dumna, szkoda, że byłam po tym wykończona. Ziewnęłam i ułożyłam się na łóżku basiora. Tak od co zawinęłam się w kuleczkę i zasnęłam.
W śnie przeżyłam sporo, byłam u siebie w domu. Słoneczko oczywiście grzało, a ja? Dumna jak paw wyszłam się przejść obserwować moich poddanych. Doszłam po jakimś czasie nad jeziorko. Stanęłam i poczułam lekką bryzę od niego. Na moim ramieniu pojawiła się dłoń siostry.
~ Jak zwykle nad jeziorkiem, co? ~ Uśmiechnęła się do mnie.
~ Ty zawsze za to jesteś w ogrodach. ~ Odparłam.
~ Czasem też byś mogła do nich zajrzeć. ~ Naburmuszyła się trochę.
~ Po co? Przesiadujesz tam non stop.~ Nie rozumiałam o co się czepia.
~ No tak, ale czasem miło było by Cię zobaczyć w ogrodzie. ~ Chyba wiedziałam do czego chce nawiązać.
~ Siostro dobrze wiesz, że nie lubię twoich komentarzy. ~ Westchnęłam.
~ Na prawdę wyglądasz cudownie w zieleni i kwiatach! ~ Już nie kryła się z tymi stwierdzeniami.
~ Tak wiem co o tym sądzisz, ale to nie dla mnie. Wolę wodę. ~ Odparłam.
~ Ale ja kocham te ogrody tylko ze względu na Ciebie!~ Zarumieniła się i wbiła wzrok w ziemię.
~ Rozumiem. Teraz wracajmy do poddanych. ~ Spławiłam ją lekko.

(Wataha Mroku) od Kuro

Kiedy Initium powiedziała, że coś się zaczyna ja przyjrzałem się uważnie tej dwójce i powiedziałem:
- Jestem pewien, że sama dasz sobie radę z nimi - oznajmiłem. - Ja muszę gdzieś się przejść.
Z tymi słowami opuściłem jaskinię i udałem się w stronę... Watahy Wody.
Czemu akurat tam? Pozornie nie miałem tam żadnego interesu. Pozornie. Z drugiej strony nie miałem pewności, czy temu kotu udało się przekazać wiadomość Ayato czy go np. nie zignorował zajęty swoimi sprawami.
Musiałem się upewnić, że wszystko pójdzie według mojego planu. Poprawka. Byłem pewien, że jeśli nie wezmę spraw w swoje ręce mój plan legnie w gruzach. Inaczej Ayato już by się pojawił, ponieważ nastał już ranek (chyba, że ma twardy sen). Tutaj mogłem bez obawy wkroczyć do akcji nie martwiąc się dbaniem o swój wizerunek, wystarczyły tylko słowa, a oni zatańczą, jak im zagram zanim się zorientują co zrobią. Nie ma jednak potężniejszej broni niż spryt i mózg. Z tym wystarczą  tylko słowa, aby kogoś dogłębnie zranić, rozwścieczyć lub oszukać i wykorzystać. Można było tak wiele osiągnąć dzięki pojedynczej myśli. Po co wielkie moce, jeśli możesz nakłonić kogoś, aby zrobił coś za ciebie. Nie musisz narażać nawet swojego życia i uzyskasz podobny efekt. Czy nie jest zachwycające to, że robiąc praktycznie nic dałoby się osiągnąć wszystko?
A więc ten nowy nazywał się Rain... Był z nią bardzo blisko... Ciekawe, jak można by było to wykorzystać, jakby nie patrzeć każda informacja może się przydać na przyszłość, jeśli będę chciał zorganizować sobie coś zabawnego.
Od kiedy on się pojawił nie wątpiłem, że zarówno on, jak i Ayato oraz Arve będą w stanie doświadczyć bardzo dużo rozrywki. Wystarczy tylko stworzyć odpowiednie warunki, a sytuacja sama nakieruje się na odpowiedni dla mnie tor. Na przykład chociażby tak jak już niedługo się stanie.
- To miejsce jest doprawdy przezabawne - mruknąłem.
Jeszcze, jak dodać Akkiego, który chce za wszelką cenę utrzymać tajemnicę o swojej przeszłości i zacząć spokojne życie jest jeszcze zabawniej. Chciałbym zobaczyć, jak straci swoją maskę opanowania. Zgodziłem się z nim, aby nic nie mówić jedynie dlatego, że o wiele ciekawiej będzie, jak dzięki swoim działaniom ukaże wszystkim to co chciał ukryć. Co do Raina i Ayato... Interesowało mnie zobaczenie ich, jak tracą zdrowy rozsądek z powodu Arve, a co do Mayi... Ilekroć patrzyłem, jak jest wkurzona miałem ochotę się roześmiać jej prosto w twarz. Chciałbym też odrobinę skrzywić kręgosłup moralny Dampowi... Albo zobaczyć panikującą Arve, która byłaby śmiertelnie przerażona. To też mogłoby być ciekawe.
A i co do tego nowego... Treya. Chciałbym zobaczyć go na klęczkach przede mną czy coś w tym stylu, chociaż doprowadzenie do tego może być naprawdę dużym wyzwaniem. Ten wydawał się być idealnie opanowany, przy tym otwarty, więc nie byłoby tak, że gromadziłaby się w nim irytacja, aż w końcu by wybuchł... W każdym razie prędzej czy później do tego doprowadzę.
Zatopiony w takich oto myślach dotarłem do granicy Watahy Wody. Wygląda na to, że zabawę czas zacząć.
Uśmiechnąłem się, ale po chwili się opanowałem. Czy to nie byłoby dosyć dziwne, gdybym wparował do jaskini z tak podejrzanym uśmiechem, który mówił, że czekam na pierwszą okazję, aby złamać twoją psychikę? Pewnie by było...
Przyspieszyłem nieco kroku, aby szybciej dotrzeć do jaskini. Owszem, mogłem udawać, że się spieszyłem, aby przekazać tą informację Ayato i nie wątpiłem w to, że wyglądałoby to bardzo realistycznie, jednak nie wątpiłem, że wyjdzie mi to w 100% (a nawet 115%), ale jednak wolałem nadać tej grze trochę większe pozory realizmu. Oczywiście nie mogłem zapomnieć o tym, że Ayato wiedział, że nie jestem takim aniołkiem na jakiego wyglądam, więc nie powinienem się w to za bardzo wczuwać.
Widziałem przed sobą jaskinię wody. Musiałem dosyć ostrożnie grać w tym przypadku. O wiele łatwiej byłoby, gdyby mnie nie znał.
3...2...1...
Bezceremonialne wparowałem do jej wnętrza.
Nikogo nie było w tej "głównej" części przy wejściu, więc po prostu ruszyłem w stronę pokoju Ayato.
Nie musiałem nawet starać się wyczuć czy on tu jest czy go nie ma. Dźwięk jakieś gry lub czegoś tego pokroju dobiegającej w wcześniej wspomnianej części jaskini oznajmiały wszem i wobec, że owszem, Ayato jest w swojej jaskini.
- Co tutaj robisz? - Warknął na mój widok.
Oooj... Chyba nie byłem zbytnio mile widziany. Ciekawe niby jaki on miał problem? Zresztą nieważne i tak za chwilę pewnie przestanie go to obchodzić.
- Co za chłodne powitanie - zrobiłem minkę, jakby mnie tym dogłębnie zranił.
- Zaraz ciebie stąd wyrzucę - odparł. - Przeszkadzasz.
Nawet nie raczył wcisnąć pauzy i odwrócić się w moją stronę. Było to poniekąd irytujące.
- Myślę, że jak to zrobisz to będziesz tego bardzo żałować - odparłem.
- Nie sądzę - odparł. - Raczej poczuję się lepiej, jak się ciebie stąd pozbędę.
- Nawet jeśli nie dowiesz się co z Arve.
- Z Arve? - Przez chwilę zmienił mu się ton, ale po chwili powrócił do tego wcześniejszego.
- Na przykład to, jak krwawiła, była nieprzytomna i nawet początkowe leczenie Initium nie odniosło skutku - specjalnie dobrałem słowa tak, aby nie wyjawić o osobie Raina, ani tym bardziej jego powiązaniu z Arve. Pominąłem też fakt, że prawdopodobnie czuła się już o wiele lepiej.
Nie uzyskałbym odpowiedniego efektu, gdybym powiedział o wszystkim od początku do końca. Poza tym kto ma czas mówić o wszystkim w takiej sytuacji? O pozory sytuacji też należy dbać.
- Uważam, że powinieneś tam pójść - oznajmiłem patrząc na spauzowany ekran gry. - Ale to moja osobista opinia. Dla mnie to nie ma różnicy czy tam będziesz czy nie, chociaż dla niej już pewnie tak. Nie byłoby ci trochę głupio, że wolałeś sobie pograć w jakąś grę na Xboxie - prychnąłem lekceważąco. - Mi by na twoim było - uniosłem brwi.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie - odparł.
- Tak samo, jak nie interesuje mnie co ty zrobisz - odparłem szeroko uśmiechnięty. - Czy zdecydujesz się wbić na kolejny level w tej grze czy pomóc Arve... Twój wybór - z tymi słowami się odwróciłem.
Kiedy wychodziłem z jaskini usłyszałem, jak Ayato głośno zaklął.
Taak... Już chwilę później był za mną.
Muszę przyznać, że wszystko szło perfekcyjnie. Nawet ja odzyskałem większość sił w tym czasie, więc będę w stanie spokojnie interweniować, gdyby coś poszło nie tak.
- Powiedz mi dokładnie o co chodzi - zażądał.
- Sam nie wiem - odparłem. - Kiedy ją znalazłem była cała w krwi. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy była taka, aby zanieść ją Initium - wszystko to było prawdą.
- Kiedy to było? - Zapytał.
- Wczoraj - odparłem.
- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? - W jego głosie pojawiła się nutka zirytowania.
- Uznałem, że twoja irytacja nic nie pomoże - odparłem. - Poza tym nie mogłem tego zrobić, nie żeby miało to znaczenie w ostatecznym rozrachunku.
Przez szybkie tempo, jakie narzucił dosyć szybko pokonaliśmy Watahę Powietrza i dotarliśmy do Ziemi.
Po chwili zniknął w jaskini Ziemi. Chyba naprawdę musiał się przejąć jej stanem. Te więzi międzyludzkie naprawdę potrafiłyby zaburzyć ich osąd. Nie byłem do końca pewien czy nie pomyślał przez chwilę, że to może być pułapka od kiedy usłyszał imię Arve, a nawet jeśli pomyślał to i tak zamierzał zaryzykować. Doprawdy, było to głupie. Miłość sprawia, że potrafią robić bardzo, ale to bardzo głupie rzeczy bez zastanowienia.
Ja odczekałem kilka sekund, może kilkanaście, a potem wolnym krokiem ruszyłem śladami Ayato.
Ta dwójka wyglądała, jakby zamierzała się na siebie rzucić. Arve już nie była tak blada, choć wciąż daleko było jej do normalnego koloru skóry wciąż była w krwi co nadawało nieco upiorny efekt.
- Ooo - spojrzałem na nich szczerze zaskoczonym spojrzeniem. - Naprawdę niezłe połączenie. Ten, który doprowadził Arve do takiego stanu i ten który napastował ją seksualnie - wyrwało mi się.
- Ups... - Ściszyłem głos ze wzrokiem, jakbym chciał cofnąć czas. - Chyba nie powinienem tego mówić..
Wątpiłem, aby ktokolwiek zwracał już na mnie uwagę, ale i tak nie mogłem się powstrzymać przed powiedzeniem tego.

niedziela, 28 grudnia 2014

(Od towarzysza) Sora

Kiedy zostawiłam Akkiego z tą dziewczyną, która dziwnie pachniała (on nie zwracał uwagi na takie drobnostki, ale ja już tak) postanowiłam odzyskać swoją książkę, którą aktualnie czytałam.
Przez dobrą chwilę błądziłam po opuszczonym terenie jaskiń (mój "doskonały" zmysł orientacji sprawił, że kilka razy zgubiłam drogę, zanim znalazłam się blisko wyjścia). 
W sumie to się nie dowiedziałam, czemu Akatsuki stwierdził, że nie może jej odzyskać. To było bardzo dziwne... I to jego zachowanie. Dziwne.
Zresztą to nie ma znaczenia... JA CHCĘ MOJĄ KSIĄŻKĘ i ją zamierzam odzyskać, jak on w ogóle śmiał ją ruszyć bez mojego pozwolenia... Grrrrrr... To, że ja mu potrafię jego książki zabierać to co innego. Owszem, ja mogę, ale to on jest tym odpowiedzialnym, a nie ja. Ja jestem od łamania zasad i robienia kłopotów, nie zwracania jego rzeczy, a nie... Szybkim krokiem ruszyłam za zapachem, który wcześniej wyczułam od Akkiego.
Wparowałam do jaskini domniemanej osoby posiadającej książkę.
Ups. Zły moment. Bardzo zły moment. Jakiś nieznajomy mi chłopak chyba właśnie zamierzał się odświeżyć.
Cofnęłam się o krok nie wiedząc co zrobić. Z wrażenia i oburzenia na Akkiego zapomniałam kompletnie o pukaniu do innych. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie wylądowałam w takiej sytuacji i teraz nie czułam się zbytnio komfortowo. Zwłaszcza, że był już bez koszulki i chyba zamierzał zdjąć spodnie. Niee... Ja nie chcę oglądać takich rzeczy. Ja oślepnę. Ja nie chcę!
Ciekawe czy nie dałoby się cofnąć czasu i wymazać tego krótkiego epizodu z mojego życia, ale nie... Nie byłam w tym momencie w stanie cofnąć czasu, nawet jeśli posiadałam tą moc. Poza tym... Co on robił...
Zamarłam widząc jego reakcję, lub raczej jej brak. Normalna osoba, by się raczej speszyła, gdyby mnie ktoś by przyłapał w takiej sytuacji to bym pewnie na początku spanikowała, a kiedy bym się ogarnęła to bym wybiła tej osobie ręcznie pięściami z mózgu pamięć o takim widoku. W komplecie bym zafundowała od razu guzy, obite oczy, kilka ran i wstrząs mózgu, jako darmowy gratis do usuwania pamięci, a nie...
Patrzyłam widząc, jak podszedł do mnie uśmiechnięty. Ten uśmiech był dziwny... Nigdy nie widziałam takiego u Akatsukiego. Jakoś mnie zaniepokoił, ale nie wiedziałem zbytnio co on oznaczał*.
Tak samo nie wiedziałam czemu on zamknął drzwi. To było jeszcze dziwniejsze. Przez chwilę myślałam, że chciał zamknąć je, aby nie było przeciągu.
- Mogę w czymś pomóc? - Zapytał przeczesując ręką włosy.
Rozejrzałam się. Nie było stąd innego wyjścia, więc czemu on zamknął te? Przecież tutaj naprawdę  wcześniej nie było żadnego przeciągu.
- Więc...? - Ponaglił mnie.
Odetchnęłam głęboko porządkując myśli. Może po prostu nie chciał, aby ktoś jeszcze go tak widział, a dla mnie był tak dobry, że chciał mi nawet pomóc, nawet jeśli tak impertynencko wtargnęłam do jego pokoju. Nie sądziłam, że jeszcze istnieją tak dobre osoby.
- Książka. Podobno ją masz - oznajmiłam.
- Ależ mam dużo książek - odszedł od drzwi i podszedł bliżej mnie.
Wow. Podszedł nawet trochę bliżej do rozmówcy stając kilka kroków ode mnie, żeby patrzeć drugiej osobie w twarz. Naprawdę kulturalnie, więc czym było to dziwne uczucie, że coś jest nie tak...?
- Wiesz o co mi chodzi - powiedziałam unosząc podbródek.
Nie lubiłam, jak inni patrzyli na mnie z góry, więc starałam się sobie dodać tego centymetra lub dwóch stojąc prosto, jednak on był dużo wyższy. W głębi duszy poczułam się odrobinę zdołowana tym faktem, że nawet jeśli bym stanęła na samych czubkach palców nie byłabym od niego wyższa nawet centymetr.
- Nie. Oświeć mnie - odparł i znowu podszedł kilka kroków.
Tym bardziej odczułam różnicę wzrostu między nami, jednak teraz naprawdę czułam, że coś było nie tak. Cofnęłam się o krok mówiąc sobie, że po prostu nie chcę, aby patrzył na mnie z góry, jednak kryło się za tym coś jeszcze.. To niepokojące uczucie z jakiegoś dziwnego powodu zaczęło się przeradzać w strach. Nim się zorientowałam zacisnęłam pięści, co dodało mi odrobinkę odwagi.
- Filozofia - odparłam. - I przy okazji okulary - dodałam sekundę później.
Uniósł ręce w bezradnym geście.
- Przykro mi. Nie mam ich - oznajmił.
- Jak to...? - Pobladłam przerażona.
Dlaczego on nie ma mojej książki? Gdzie jest moja książka? Czemu, więc wciąż ma ten dziwny uśmiech? Skoro jest tak kulturalnym człowiekiem, jak mi się wydaje na razie, to czy nie powinien okazać choć odrobiny zmartwienia?
- Tak to - powiedział podchodząc ode mnie.
Moje ciało zareagowało odsuwając się od niego automatycznie, jednak trzy kroki ode mnie była ściana, a on wciąż szedł bliżej i bliżej mnie... To było przerażające. Czułam, jak serce szaleńczo łomotało mi w piersi nakazując ucieczkę, jednak nie było gdzie, ponieważ on stał nachylony nade mną.
Pociągnął nosem nad moim ramieniem, a ja się wzdrygnęłam lekko.
- Nie jesteś wilkiem - wymruczał przyglądając mi się. - Smok..?
Może po prostu chciał upewnić się, że nie jestem wilkiem... - Pomyślałam starając się uspokoić. - Albo...
Dotknął swoją ręką mojego policzka. Nie... Mimo, że pozornie nie było to jakieś uderzenie i niby mi tylko przejechał po kości policzkowej to i tak wydawało mi się to o wiele gorsze. Z jakiegoś powodu nieznana do tej pory cząstka mnie paraliżowała moje myśli strachem.
Nagle i on zadrżał. Nie wiedziałam czemu i jak, jednak to wyrwało mnie z tego dziwnego otępienia. Inna cząstka mnie stanowczo kazała się wydostać z tej pozycji i uciekać. Chociażby kosztem zniszczenia jego drzwi.
Szybkim ruchem rzuciłam się w stronę jego ręki z zamiarem ugryzienia jej moimi kłami i zmuszeniem go, aby się trochę ode mnie wycofał, a przynajmniej sprawieniem nie był tak nachylony.
Tymczasem on wcale się najwyraźniej nie miał rozproszonej uwagi i szybko się zorientował co ja zamierzałem i płynnie zabrał rękę spod moich zębów, które zdążyły się już rozpędzić w stronę nowej upatrzonej ofiary lecz, natrafiły jedynie na powietrze.
Pomachał mi przed nosem ostrzegawczo palcem, jakby ganił jakieś małe dziecko. Poczułam się odrobinę oburzona, jednak pod wpływem innych odczuć zignorowałam to uczucie.
- Czemu nie przestaniesz tego robić? - Spytałam. - Czemu to robisz? Co właściwie ty robisz? - Głos mi zadrżał.
Nie potrafiłam zrozumieć o co mu chodziło. Nie potrafiłam też zrozumieć swojej reakcji.
- Ty nie wiesz? - Roześmiał się przesuwając mi ręką po szyi. - Nie rozumiesz w jakiej sytuacji się znajdujesz?
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Milczałam wpatrując się w niego, mimo paraliżującego strachu przesunęłam po nim wzroku szukając słabych punktów, gdzieś gdzie mogłam zaatakować, by się stąd wydostać.
Na twarz powrócił mu tamten dziwny uśmiech.
- Może byś już przestał? - Poprosiłam.
- A co jeśli odmówię? - Odparł.
- Przecież to do niczego nie prowadzi - powiedziałam.
Pochylił się nad moją twarzą, tak blisko, jakby chciał mnie pocałować w usta.
Przez chwilę zbladłam, ale potem wewnętrzna złośliwość przezwyciężyła strach.
- Nie radzę - spojrzałam mu prosto w oczy. - Chyba, że chcesz się zarazić moją chorobą - starałam się posłać złośliwy uśmiech, ale wątpiłam, aby odniosło to skutek.
- Zaryzykuję - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Odzyskałam odrobinę władzy nad moimi myślami. Wiedziałam, że musiałam coś zrobić. Skoro sama mogę sobie z nim nie poradzić i nie czuję całkowitej władzy nad tym ciałem wystarczy, że zawołam Akkiego. On mnie uratuje... - Ta myśl dodała mi odwagi. Ufałam mu pod tym względem bezgranicznie.
~ Akki... Błagam cię... Pomóż ~ przekazałam w myślach. ~ Ratuj... To szaleniec... On... Chodź! ~ Krzyknęłam w myślach przekazując mu mapę w głowie, jak tu dotrzeć.
Teraz wystarczyło tylko grać na zwłokę...
- Naprawdę nie radzę - powtórzyłam. - To się źle skończy.
- Tak, jakbyś ty była w stanie coś zrobić.
- Owszem, mogę coś zrobić - poinformowałam go. - Sam stwierdziłeś, że jestem smokiem, a smoki nie są wcale takie słabe.
- Jesteś też kobietą, a one są słabsze od mężczyzn, kiedy przychodzi co do czego - odparł. - Spójrz tylko na siebie, wciąż trzęsiesz się ze strachu - złapał mnie za nadgarstek.
- Męski szowinista - warknęłam odruchowo. - Tylko dlatego, że jesteś wyższy myślisz, że jesteś lepszy.
Akki... Gdzie jesteś...?
- Po prostu stwierdzam fakt - stwierdził. - Jakby nie patrzeć jesteś ode mnie nieporównywalnie słabsza.
- Jesteś szalony, jeśli myślisz, że ujdzie ci to na sucho - powiedziałam starając się kupić czas, jednak zaczynałam tracić pewność siebie.
- Właśnie dlatego, że nie ujdzie mi to na sucho jest to jeszcze zabawniejsze - odparł.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. On naprawdę nie był normalny... Musiałam kupić jeszcze chwilę. Akki... Chodź tu... - Błagałam w myślach.
- Uważasz to za zabawę? Zniszczenie komuś życia uważasz za zabawę? - Drgnęłam na taką myśl.
Nie potrafiłabym czegoś takiego zrobić.
Znałam tylko dwie osoby, które potrafiły coś takiego zrobić. Kuro i jego... Tylko, że ten pierwszy nigdy nie posunął się do takich metod, nie, nie kiedy był przy mnie. Nigdy nie był przeciwko mnie. Z tym... Było inaczej. To był pierwszy raz, kiedy doświadczyłam coś takiego. Dopiero teraz zaczynałam rozumieć czemu Akatsuki uważał go za tak niebezpiecznego. To nie moc była jego najpotężniejszą bronią, tylko...
- To jest bardzo zabawne - zapewnił mnie. - Sprawię, że nie zapomnisz mnie do końca życia... - Zapowiedział.
- Tylko spróbuj - warknęłam. - A pożałujesz!
Złapał mnie za szyję i uniósł do góry.
- Chcę zobaczyć, jak sprawiasz, że pożałuję tego co zamierzam za chwilę zrobić - oznajmił patrząc się na mnie z uśmiechem.
Z wrażenia zakręciło mi się w głowie. Mogłabym się wyrwać w każdej innej sytuacji, ale przypomniało mi się, że z powodu choroby nie odzyskałam całkowicie panowania nad swoimi mocami, zresztą nie byłabym w stanie zmusić się do ich użycia, nawet gdybym wcześniej była w 100% dobrej kondycji.
Zaczęłam panikować.... Musiałam coś zrobić... Coś zrobić... Ale co...
Musiałam mówić... Mówić. Zaga...dać go... - Przez zasłonę nieuporządkowanych myśli, których pewnie nie potrafiłabym ubrać w słowa przedarł się głos rozsądku. - Mówić...
Patrzyłem, jak się nade mną pochyla i otworzyłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś lecz kompletnie zaschłe gardło nie chciało wydać żadnego dźwięku.
Musiałam walczyć... Mówić... Zagadać go... Czekać na Akkiego...
W głębi głowy czułam, że tu idzie... Ale nim dotrze... Jeszcze musiałam zyskać kilkanaście cennych sekund... Nie mogłam poddać się bez walki... Nie byłabym wtedy godna nazywać siebie smokiem....
- Ostatecznie i tak jesteś za słaba, aby mnie powstrzymać - oblizał swoje wargi.
Jego oczy były blisko moich, a nasze nosy prawie się stykały. Tylko siłą woli zmusiłam się, aby nie zacisnąć moich powiek z przerażenia. Bałam się tego co mogłoby nastąpić potem.
Zamiast tego pochylił się nad moim uchem i szepnął:
- Myślisz, że Akki cię uratuje... - Z jakiegoś powodu się roześmiał. - Nie zastanawiało ciebie czemu był tak zdruzgotany...?
- Co masz na myśli? - Spojrzałam na niego przerażona.
- A jak myślisz? - Odparł.
Sekundę później poczułam ból na szyi i jęknęłam. Czemu to tak bolało?
Dziewięć sekund usłyszałam mruknięcie wyrażające odrobinę niezadowolenia.
Dziewięć i pół sekundy później błyskawicznie wstał i odwrócił się w inną stronę, a...
Dziesięć sekund później drzwi rozpadły się na kawałki przelatując dosłownie obok nas.
- Akki? - Zapytałam głosem pełnym nadziei czując, że zaczynam płakać po raz pierwszy od początku tego zajścia.
Spojrzałam w stronę, gdzie powinny być drzwi.
Osobą, którą tam zauważyłam był Akki, ale jednocześnie to nie był Akkki. Akatsuki nigdy nie miałby spojrzenia pełnego takiej nienawiści i wściekłości.
- Akki? - Powtórzyłam szeptem nie wierząc własnym oczom.
- A oto i rycerz starający się uratować księżniczkę - zaśmiał się. - Trochę się spóźniłeś - dodał.
Nigdy nie widziałam takiej nienawiści w jego oczach...
- Zabiję... Cię... - Warknął tylko dwa słowa patrząc się w naszym kierunku.
Jego ręce były zaciśnięte w pięści, a oczy zdziczałe, jakby nie mówił je cywilizowany człowiek. Nie było w nich miejsca na rozsądek.
Wyglądał niemalże, jakby stracił zdrowy rozsądek.
On nie myślał racjonalnie - zdałam sobie sprawę. - Musi być zaślepiony złością...


*widoczny brak wyrobienia instynktu samozachowawczego w takich sytuacjach. Biedna Sora xd

PS: Błagam. Bez żadnych komentarzy pod tym opkiem... Mi ich zabrakło kiedy to czytałam, jak można być czysto teoretycznie tak mądrym i tak głupim... Sama nie wiem. To Sora. W jej przypadku głupota i niedoświadczenie nabiera nowego znaczenia.

(Wataha Wody) Od Dampa

- On długo będzie jeszcze tak leżał? - Usłyszałem nad sobą przytłumiony damski głos
- Em... Bella nie jest jedną z osób które spotykają się z konsekwencjami swoich czynów, chociaż często takie są, lecz omijają je.. siłą woli. - Doki...? Do kogo on to mówił... i jego głos też był taki.. cichy.
Może rozmawiali za drzwiami? Nie... jakimi drzwiami? Gdzie... gdzie ja właściwie jestem? Tyle... pytań napłynęło mi do głowy. Chciałem się otrząsnąć i otworzyć oczy lecz spełzło to na niczym. Dać jakąś oznakę życia - myślę więc żyję, lecz żeby oni wiedzieli o tym że jestem już świadomy i że słyszę... słyszę. Ale... nie czuję. Nic nie czuję, ani chłodu, ani ciepła, żadnej powierzchni, kompletnie nic. Więc... jeśli otworzyłem oczy nie mogłem tego czuć, a jeśli to zrobiłem, a nadal przede mną roztacza się ciemność to albo panuje noc, albo po prostu oślepłem.
- A może tak by go delikatnie pogonić, w sensie poklepać. - Delbin...
Chwila ciszy.
- Nie gap się tak na mnie! To tylko delikatna sugestia.
- Za to jej wykonanie byłoby tak samo delikatne? - Dziewczyna, którą zresztą nie znałem tak jakby mnie broniła.
- Może. - W jego głosie czuć było wahanie. - EJ!? Co ty robisz!?
W tej samej chwili jakby zabrakło mi tchu. Nie miałem czym... lub nie mogłem oddychać.
- Motywacja. - Oznajmił damski głos.
Jak już wyjdę z tego "dołka" to wygarnę im że wszystko słyszałem. Chyba wszystko. Może nie najlepiej... no ale jednak. W głowie mi nagle coś zahuczało a mrok przyćmiły jakieś srebrne "ćwieki", w których miejsce przychodziły kolory... nie były to rozmaite barwy, lecz chyba odzyskiwałem wzrok, lecz traciłem powietrze. Mimo iż praktycznie byłem na bezdechu i powinienem tracić przytomność, ale ją odzyskiwałem - dziwne. Nie zastawiając się szybkim i silnym ruchem odepchnąłem to coś, co odcinało mnie od tlenu(była to chyba poduszka) po czym ponownie opadłem na ziemię, na chłodną ziemię. Już wyraźnie słyszałem jej głos:
- To zawsze działa. - Po czym wybuchła śmiechem.
Szybko, może trochę za szybko jak na mój stan(byłem w pewnym sensie... wyczerpany) wstałem wspomagając się o krawędź łóżka. Wpatrywałem się w jakiś nie istniejący punkt i zadawałem sobie podstawowe pytania i odpowiadałem sobie na nie. Zaciąłem się przy jednym z nich, a było ono raczej podstawowe.
- Jak długo leżałem nieprzytomny?
- Eee... nie jestem dobra z matmy... leżałeś bez życia, z tego co mówi ten sympatyczny koleś(zapewne miała na myśli Ducha) od 12 a dziś jest 28...
- CO!? AŻ TYLE BYŁEM NIEPRZYTOMNY!? - To było silniejsze ode mnie.
- Nie drzyj się. Trochę opanowania i kultury. Dużo wymagam?
- Za kogo się ty uważasz? - Inteligentne pytanie, gdyż jakim prawem ona mi rozkazuje?
- Za tego, kim jestem, czyli twoją przyrodnią siostrą. - Syknęła, a ja omal się nie udławiłem jej słowami.
Odwróciłem się. Wyglądała na sympatyczną osobę, lecz najwyraźniej taka nie była. Kilka kroków za nią stał nieco zlasowany moim spojrzeniem Deshi.
- TY JESTEŚ MOJĄ PRZYSZYWANĄ SIOSTRĄ? - Zapewne brzmiałem... e... poważnie... może z nutką dramy?
- Nie lubię sformułowania "przyszywane rodzeństwo", jakoś... mnie odtrąca. - Nie wiem do czego dążyła i jakoś nie mam ochoty tego sprawdzać.
- Jakim prawem tu wchodzisz, tak po prostu? To jest mój pokój. Żądam trochę prywatności. WIĘC...
- Zezwolił mi na wejście Doki Deshi Delbin Du, dobrze wypowiedziałam twoje imię? - Przerwała mi, była bardzo pewna siebie, po czym to poznaję? Jej ton był przesłodzony, zaraz tu cukrzycy dostanę...
Duch kiwną twierdząco głową.
- Po za tym jestem to od zaledwie 5 minut i wybacz jeśli naruszyłam twoją prywatną sferę, i przepraszam jeśli naruszyłam twój stan psychiczny na... na... - Spojrzała pytająco na zjawę.
- Zgięcie? - Doki i jego słownik... bardzo ciekawe określenie... bardzo.
- Niech będzie. Jeśli naraziłam twoją psychikę na zgięcie, albo zarysowanie. - Przenośnia...?
- Ty go widzisz? - Logiczne pytanie z mojej strony na temat Dekla, a zarazem dyskretna zmiana tematu konwersacji.
- No tak, pokazał mi się. To dziwne, mam się bać, czy coś...? - Jej twarz wyrażała niepokój, lecz nadal miała ten sam, przesłodzony, spokojny i nużący głosik.
- Nie, raczej nie. - Odezwał się w końcu, o dziwo, patrzył na mnie błagalnie, to dopiero było dziwne.
Zignorowałem to.
- Nie no, ja bym na twoim miejscy nieco wytężył swoją uwagę, jak napadnie go mordercza nuda może cię często nachodzić zarysowując twoją psychikę, tak że będzie się nadawała na ponowne lakierowane albo na złom. - Mówiłem opanowanym głosem, chciałem ją nieco zgasić i sprawić aby nie protestowała gdy delikatnie zasugeruję jej że byłoby dobrze jakby stąd wyszła.
- O... - Przeciągnęła literę i spojrzała ROZBAWIONYM spojrzeniem na Ducha, który najwidoczniej przestał się przejmować(czymkolwiek się przejmował wcześniej), gdyż uśmiechnął się jakby znużony.
- O, pasowało by żebyś wróciła tam, skąd przybyłaś i nie wracała.
-  Nie chcesz mnie poznać? - Chyba się mi udało ją chwycić za serce, przez przypadek, no ale grzechem by było tego nie wykorzystać.
- Co to zmieni? - Spytałem zdziwiony.
- Myślałam że jesteś samotny... - Trochę zrobiło mi się jej żal.. lecz bez kontrowersyjnie muszę się jej pobyć.
- Następnym razem nie myśl, to może oszczędzisz sobie rozczarowań. - Burknąłem.
Dziewczyna już nic nie mówiąc odwróciła się, rzuciła przelotne, lecz pełne wyrzutów spojrzenie na Dokiego(którego to chyba porządnie zabolało) po czym nagle znikła, zapewne teleportacja lub coś w tym rodzaju. Usatysfakcjonowany usiadłem na łóżku wzdychając głęboko. Duch spojrzał na mnie oczyma zranionego dziecka.
- Z czego się cieszysz? - Syknął
Już miałem zamiar odpowiedzieć, lecz on mi się wtrącił.
- Zastanów się czy nie zrobiłeś tego podświadomie przypominając sobie o tym że ona ma cię zabić. - Rzucił szybko po czym znikł.
Zostałem sam. Jedyne co mi towarzyszyło to niechęć do siebie i myśl, że rzeczywiście tak mogło być. Spuściłem wzrok na podłogę. Tak jakbym chciał aby mi odpowiedziała na moje pytanie. Jedyne co tym uzyskałem to wyczucie czegoś... a może kogoś? Ja go skądś znam... gdzieś już czułem tą aurę. Tak, ktoś nowy pojawił się w krainie, może już jakiś czas temu. Czuję to... to jest chyba mój wybawca, ten który stwierdził że "nie jest Cudem". Czyli... to chyba brat Arve, czyli czas na odwiedziny. Ale to może innym razem.


____________________
Taki nie wypał z tego postu. xd

(Wataha Mroku) od Akatsukiego

Wyszliśmy z części groty przynależnej do Sory z zamiarem rozdzielenia się. Cóż... Nie powiem, że czułem się już doskonale, ale nie zamierzałem jej mdleć na środku pokoju.
- Akki? - Usłyszałem cichy głos za sobą.
Sora już  przestała zwracać uwagę na otoczenie patrząc na skrawek ubrania, który się przetarł. Z tą miną ruszyła w stronę wyjścia jaskiń. Oczywiście szybkim tempem. Chyba prawie nigdy nie chciała zwolnić kroku... Co najwyżej innych poganiała.
- To twoje, prawda? - Nieznacznie podniosła to co trzymała w ręku.
Okulary. Książka. Ona je odzyskała... Chociaż miała zaróżowione policzki i lekko przyspieszony oddech nie wyglądało na to, aby jej się coś stało.
- Jak ty to odzyskałaś? - Zaciekawiłem się zdziwiony, że obyło się bez jakiś problemów (raczej by nie stała spokojnie, jakby wylądowała w podobnej sytuacji, jak ja - zwłaszcza, że nie przywykła zbytnio do dotyku). Miałem nadzieję, że nie będzie miała przez to żadnych kłopotów.
- Nieważne - najwyraźniej się nie chciała wdawać się w szczegóły. - Poza tym uznałam, że to może być dla ciebie ważne - pokazała smutny, choć szeroki uśmiech.
- Muszę na chwilę iść - Heyou nagle spojrzał za siebie.
Ciekawe co mu się przypomniało o takiej porze...
- Dobrze - odparła mu, kiedy brałem od niej rzeczy.
Spojrzałem na to i na myśl o ostatnich wydarzeniach zakręciło mi się w głowie. Nie.... Ja chciałem o tym zapomnieć. Myśl, że mam zamieszkać z kimś takim w jednej jaskini... Nie... Nawet w jednym obszarze o powierzchni 10 000 000 km2 mnie przerażała.
Ręka mi zadrżała i po chwili rzeczy upadły na ziemię.
- Wszystko dobrze? Jesteś zmęczony? - Spojrzała na moje ręce, a ja szybko schowałem je za plecy.
- Nie to nic - odparłem szybko. - Powinnaś iść z Heyou - dodałem.
Nienawidziłem obarczać innych swoimi problemami...
- Byłby zły na mnie. Poza tym nie powinnam zostawiać Cię w takim stanie. Lepiej się połóż - poleciła.
Czyżby samicom włączał się jakiś tryb nadopiekuńczości, kiedy widziały kogoś rannego lub chorego? Widziałem to często w wykonaniu Kuro i innych samic, które były w jego pobliżu, ale we własnym już nie, ponieważ pokazywałem zawsze, że sam sobie poradzę, zamiast wykorzystywać inne osoby do tego, jak on miał w zwyczaju.
Chociaż... Paralda nie zdawała się chcieć odpuścić, kiedy na nią spojrzałem.
Zastanawiało mnie na co ona liczyła... Nie łatwiej byłoby stąd pójść. W końcu nie mdlałem na środku jaskini czy coś.
- Naprawdę nie chcesz odpuścić? - Spojrzałem na nią uważnie.
- Lepiej chodź już do pokoju - nagle zrobiła się nieco bardziej stanowcza niż zwykle.
Spojrzałem tęsknym wzrokiem w stronę, gdzie powinna znajdować się droga do wyjścia, ale potem przypomniał mi się tamten wilk i nagle dziwnym trafem straciłem okazję na wyjście.
Westchnąłem cicho. W sumie czemu, by tego nie zrobić...
- Jak chcesz - powiedziałem i ruszyłem przodem zagłębiając się w dalsze części jaskini.
 Usłyszałem jej ciche kroki za sobą nie za daleko ode mnie, ale wciąż trzymała się za mną, jakby nie była pewna czy może podejść bliżej. Pewnie trochę dziwnie to wyglądało, ale uznałem, że gdybym powiedział to na głos to byłoby to jeszcze dziwniejsze.
Zaprowadziłem ją w ustronny fragment jaskini, aż w końcu dotarłem do dużej groty. Lubiłem to miejsce, ponieważ nikt tutaj nie uczęszczał, gdyż była to jedyna grota, co zapewniało mi dużą ilość spokoju i ciszy.
Zajrzałem, jako pierwszy do pokoju (Paralda przystanęła za mną) i westchnąłem po raz kolejny. Zapomniałem posprzątać. Patrzyłem na stosy książek ułożone w dziwnych częściach pomieszczenia. Zarówno na półkach, biurku, jak i podłodze - o prostu istny tor przeszkód.
- Lubisz czytać? - Zapytała Paralda, która weszła w tym momencie co chciałem się rzucić i wszystko uprzątnąć. Zamarłem w nieco dziwnej pozycji i stanąłem prosto po chwili.
- Można tak powiedzieć... - Odparłem.
Pochyliła się podnosząc jedną z książek i się jej przyglądając.
- Sylyfy - przeczytała tytuł.
Na jej twarzy momentalnie pojawiła się smutna mina.
Nie wiedziałem co było według niej z tą książką nie tak, ani co źle zrobiłem, że nagle jej się zmienił nastrój.
- Powinienem posprzątać - postanowiłem odwrócić uwagę od tomiku.
- Pomóc ci? - Zapytała wyrwana z chwilowego zamyślenia.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Czy to nie trochę dziwne, że inni sprzątają twój bałagan? Pewnie tak...
- Nie... Sam powinienem to posprzątać - powiedziałem zmieszany.
- Szybciej będzie, jeśli zrobią to dwie osoby - odparła podnosząc małą górę książek z podłogi i stawiając ją na jednej z półek. - Najlepiej byłoby, gdybyś się położył, ale... - jej wzrok powędrował w stronę książek, które leżały również na (pościelonym) łóżku i kompletnie uniemożliwiały skorzystanie z łóżka.
Zmieszałem się jeszcze bardziej.
- Powiedz mi... - Przyjrzała się mi. - Kiedy ostatnio spałeś chociaż osiem godzin?
- Hmm... Tak z... - zamilkłem
Spróbowałem sobie przypomnieć, lecz chyba podczas niemalże każdej nocy spędzałem większość jej czasu czytając książki, dopóki byłem na tyle przytomny, aby czytać literki.
- Nie wiesz, że to niezdrowe? Chociażby dla twojego wzroku - powiedziała.
- Wiem... Ale nie mogę się powstrzymać... - Odparłem szczerze.
Wiedziałem, że nie było sensu zmyślać, że nie siedzę do późna w nocy. Inaczej nie byłoby tylu tych książek w moim pokoju.
Pochyliłem się i szybkim ruchem uporządkowałem kilkanaście książek, a po chwili ułożyłem je na jednej z półek.
Szybko oczyściłem drogę z książek na podłodze i zabrałem się za te na biurku, lecz zaprzestałem już po chwili starań wciskania kolejnych do półek, ponieważ nie wystarczało już na nie miejsca. Było to nieco przerażające, jak dla mnie, ponieważ półki z książkami zajmowały 75% tego ogromnego pomieszczenia i naprawdę to było więcej niż jedna półka z książkami.
- Którą książkę teraz czytasz? - Zapytała.
- Tą którą przyniosłaś - odpowiedziałem. - I tą... - Zawahałem się.
Chciałem powiedzieć, że tą o Sylyfach, ale przypomniała mi się jej mina.
- Nieważne - urwałem.

(Wataha Ziemi) Od Raina.

Cień, postać, którą zawołałem była nią, była Arwe… zbliżyła się w otoczeniu wirującej wokół niej ciemności, niczym chmary dymu, wypełnionej maleńkimi czarnymi świetlikami, jednak nie pozwalając się zbliżyć do końca. Stanęła za przeźroczysta barierą niczym nieruchomy posąg. Jedynym świadectwem, że mnie rozumiała, że może rozpoznawała, były dziwne drgania na rozświetlonej twarzy. Przechylała twarz, która teraz wyglądała niczym maska. Nieruchoma, jakby bez emocji, z zielonymi oczami utkwionymi gdzieś za mną. Wyglądała jak lalka. Bez życia, bez tchnienia. Był to widok jednocześnie bolesny i piękny… ale tęsknił do jej uśmiechu, tego samego, który niemal nie rozstawał się z nią, uśmiech, który serwowała niemal w każdej sytuacji.
- Arwe, siostrzyczko, to ja… - zacząłem powoli, nie rozumiejąc do końca co mam zrobić. Z tego co wspominała Initium, trzeba było ją przekonać do powrotu. Tylko… co miałem mówić, gdy nawet nie byłem pewien, że to do niej dociera? – ja wróciłem… wróciłem tak prawdziwie… już jestem tam z Tobą… ale Ty też musisz wrócić, wrócić do mnie… nie możesz mnie zostawić tam samego, nie możesz uciec akurat wtedy, jak mi się udało do Ciebie dotrzeć… - mój głos nawet tutaj był ochrypły, wciąż brzmiał tak, jakbym zdarł go na jednym z koncertów, które kiedyś graliśmy – Arwe… przecież obiecałem, że wrócę… musiałem wrócić… przez te wszystkie lata... nie było dnia, godziny, bym nie próbował się przedostać… ale było to ciężkie zadanie – przez głowę przemknęła mi seria krwawych obrazów, uczynków, które musiałem zrobić, krwi którą musiałem przelać, zadań których musiałem się podjąć… doprowadzając niemal do całkowitego zatracenia. Jednak wróciłem, wróciłem do niej, wróciłem nawet do własnego „ja”. Chyba.
- Arwe… obiecuje Ci, że oddam Ci nawet Twoją gitarę... jak ją znajdę oczywiście , przestanę Cię tak męczyć swoimi wymysłami co do twoich wyborów… nawet pozwolę Ci zabrać kilka moich rysunków, albo narysuje co chcesz… tylko wróć... proszę wróć… błagam. – zamknąłem oczy na jedną chwilę, bo brakowało mi dziwnie tchu. Ściana przede mną była teraz ciemniejsza, obraz jej twarzy zamazywał się, a ja ledwo trzymałem się na nogach. – Arwe, siostrzyczko… bez Ciebie nie mam zamiaru zostawać… jeśli Ty nie wrócisz… ja tez nie wracam. – rzuciłem to już prawie bez tchu, by dostrzec, że ciemność wokół dziewczyny jakoś rozjaśniła się… na twarz wróciły wyrazy, wróciła cała ta feeria emocji i ten drobny uśmiech, który ledwie powstrzymał mnie od rzucenia się na niewidzialną ścianę. Arwe wyciągnęła dłoń, dotykając szklanej powierzchni, więc powtórzyłem jej gest by poczuć, że dotykam jej dłoni. Teraz już nie próbowałem walczyć, niemal krzycząc złapałem ją za dłoń mocniej, by przyciągnąć do siebie i przytulić, ogarniając ramionami całą jej drobną postać… z wdzięcznością i mieszaniną euforii i szaleństwa…
I wtedy wróciłem do rzeczywistości, uchyliłem niepewnie oczy, nadal czując jak szaleńczo bije mi serce. Odwróciłem się bo spojrzeć na nadal leżącą nieruchomo postać siostry. Co? Przecież… przyszła do mnie .. przecież… chce wrócić! Zerwałem się gwałtownie, łapiąc ja za ramiona.
- Arwe! Arwe! – krzyknąłem, bo dzika rozpacz przysłaniała logiczne myślenie. Co się do cholery z nią jeszcze działo? Poczułem delikatny dotyk na ramieniu. Odwróciłem się nieco skołowany, by zobaczyć uśmiechniętą i spokojną twarz Initium.
- Arwe potrzebuje naturalnego odpoczynku. Dajmy jej to – nie wiem czy mówiła prawdę, ale w jej słowach było tyle ciepła, że po prostu odetchnąłem z ulgą. Odwróciłem się do siostry teraz już widząc, że bardziej miarowo oddycha, że jej twarz nabiera powoli kolorów, że nie wygląda już jak pusta, porcelanowa lalka bez życia
- Dziękuję Ci Pani – odezwałem się do Initium cicho, nadal patrząc na Arwe – masz we mnie przyjaciela... i dłużnika… jeśli zechcesz i pozwolisz mi – zostanę na Twoich usługach…
Jasnowłosa nie odpowiedziała, ale czułem że chciała mojej obecności, że może nawet wyczekiwała takiej mojej deklaracji. Póki jest tutaj Arwe, ja tez miałem zamiar zostać.
- Odpocznij i Ty – zwróciła się do mnie Initium. Pokiwałem głową, ale nie miałem zamiaru nigdzie odchodzić. Usiadłem na fotelu, który stał obok i opierając się o jego boki przysnąłem. Zapadłem bardzo szybko w spokojny sen… co powinno być dla mnie dziwną odmianą. Tak przyzwyczaiłem się do swoich koszmarów, że niemal czułem się jak bez ubrania. Podejrzewałem, że za ów spokój odpowiadała właścicielka tego miejsca.
Nie wiem ile spałem, ale po przebudzeniu, Arwe nadal leżała w tej samej pozycji. Jednak nie wyglądała już tak strasznie. Nadal była niezmiernie blada, nadal widziałem ślady krwi na ramionach… ale oddychała równo. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie. Dopiero teraz, powoli docierała do mnie myśl, że rzeczywiście wróciłem, że już niedługo będą mógł z nie porozmawiać…
Drgnąłem, gdy usłyszałem kroki w korytarzu. Nie czułem jednak niebezpieczeństwa. Kroki były lekkie, ale widocznie ten ktoś się spieszył. Zmarszczyłem brwi, gdy w końcu w wejściu ukazała mi się zupełnie obca postać. Dosłownie wrył się w podłogę, gdy mnie zobaczył. Jego przenikliwe, przeraźliwie wręcz błękitne oczy ciskały we mnie chłodem i jakąś złością. Zacisnął pięści, jakby szykował się do… do czego? Potem przesunął spojrzenie na Arwe... i wyraz twarzy mu się diametralnie zmienił. Rysy złagodniały, nawet zaciśnięte usta się rozchyliły.
Nie wiem kim był, nie wiem co tu robił, ale podniosłem się nawet nie próbując go atakować, odwzajemniłem tylko to spojrzenie, więc mógł dostrzec szaleństwo się w nim malujące. Usiadłem  tuż obok Arwe, gotowy do ewentualnej walki, napinając mięśnie, skupiając się na nieznajomym.