niedziela, 28 grudnia 2014

(Wataha Ziemi) Od Raina.

Cień, postać, którą zawołałem była nią, była Arwe… zbliżyła się w otoczeniu wirującej wokół niej ciemności, niczym chmary dymu, wypełnionej maleńkimi czarnymi świetlikami, jednak nie pozwalając się zbliżyć do końca. Stanęła za przeźroczysta barierą niczym nieruchomy posąg. Jedynym świadectwem, że mnie rozumiała, że może rozpoznawała, były dziwne drgania na rozświetlonej twarzy. Przechylała twarz, która teraz wyglądała niczym maska. Nieruchoma, jakby bez emocji, z zielonymi oczami utkwionymi gdzieś za mną. Wyglądała jak lalka. Bez życia, bez tchnienia. Był to widok jednocześnie bolesny i piękny… ale tęsknił do jej uśmiechu, tego samego, który niemal nie rozstawał się z nią, uśmiech, który serwowała niemal w każdej sytuacji.
- Arwe, siostrzyczko, to ja… - zacząłem powoli, nie rozumiejąc do końca co mam zrobić. Z tego co wspominała Initium, trzeba było ją przekonać do powrotu. Tylko… co miałem mówić, gdy nawet nie byłem pewien, że to do niej dociera? – ja wróciłem… wróciłem tak prawdziwie… już jestem tam z Tobą… ale Ty też musisz wrócić, wrócić do mnie… nie możesz mnie zostawić tam samego, nie możesz uciec akurat wtedy, jak mi się udało do Ciebie dotrzeć… - mój głos nawet tutaj był ochrypły, wciąż brzmiał tak, jakbym zdarł go na jednym z koncertów, które kiedyś graliśmy – Arwe… przecież obiecałem, że wrócę… musiałem wrócić… przez te wszystkie lata... nie było dnia, godziny, bym nie próbował się przedostać… ale było to ciężkie zadanie – przez głowę przemknęła mi seria krwawych obrazów, uczynków, które musiałem zrobić, krwi którą musiałem przelać, zadań których musiałem się podjąć… doprowadzając niemal do całkowitego zatracenia. Jednak wróciłem, wróciłem do niej, wróciłem nawet do własnego „ja”. Chyba.
- Arwe… obiecuje Ci, że oddam Ci nawet Twoją gitarę... jak ją znajdę oczywiście , przestanę Cię tak męczyć swoimi wymysłami co do twoich wyborów… nawet pozwolę Ci zabrać kilka moich rysunków, albo narysuje co chcesz… tylko wróć... proszę wróć… błagam. – zamknąłem oczy na jedną chwilę, bo brakowało mi dziwnie tchu. Ściana przede mną była teraz ciemniejsza, obraz jej twarzy zamazywał się, a ja ledwo trzymałem się na nogach. – Arwe, siostrzyczko… bez Ciebie nie mam zamiaru zostawać… jeśli Ty nie wrócisz… ja tez nie wracam. – rzuciłem to już prawie bez tchu, by dostrzec, że ciemność wokół dziewczyny jakoś rozjaśniła się… na twarz wróciły wyrazy, wróciła cała ta feeria emocji i ten drobny uśmiech, który ledwie powstrzymał mnie od rzucenia się na niewidzialną ścianę. Arwe wyciągnęła dłoń, dotykając szklanej powierzchni, więc powtórzyłem jej gest by poczuć, że dotykam jej dłoni. Teraz już nie próbowałem walczyć, niemal krzycząc złapałem ją za dłoń mocniej, by przyciągnąć do siebie i przytulić, ogarniając ramionami całą jej drobną postać… z wdzięcznością i mieszaniną euforii i szaleństwa…
I wtedy wróciłem do rzeczywistości, uchyliłem niepewnie oczy, nadal czując jak szaleńczo bije mi serce. Odwróciłem się bo spojrzeć na nadal leżącą nieruchomo postać siostry. Co? Przecież… przyszła do mnie .. przecież… chce wrócić! Zerwałem się gwałtownie, łapiąc ja za ramiona.
- Arwe! Arwe! – krzyknąłem, bo dzika rozpacz przysłaniała logiczne myślenie. Co się do cholery z nią jeszcze działo? Poczułem delikatny dotyk na ramieniu. Odwróciłem się nieco skołowany, by zobaczyć uśmiechniętą i spokojną twarz Initium.
- Arwe potrzebuje naturalnego odpoczynku. Dajmy jej to – nie wiem czy mówiła prawdę, ale w jej słowach było tyle ciepła, że po prostu odetchnąłem z ulgą. Odwróciłem się do siostry teraz już widząc, że bardziej miarowo oddycha, że jej twarz nabiera powoli kolorów, że nie wygląda już jak pusta, porcelanowa lalka bez życia
- Dziękuję Ci Pani – odezwałem się do Initium cicho, nadal patrząc na Arwe – masz we mnie przyjaciela... i dłużnika… jeśli zechcesz i pozwolisz mi – zostanę na Twoich usługach…
Jasnowłosa nie odpowiedziała, ale czułem że chciała mojej obecności, że może nawet wyczekiwała takiej mojej deklaracji. Póki jest tutaj Arwe, ja tez miałem zamiar zostać.
- Odpocznij i Ty – zwróciła się do mnie Initium. Pokiwałem głową, ale nie miałem zamiaru nigdzie odchodzić. Usiadłem na fotelu, który stał obok i opierając się o jego boki przysnąłem. Zapadłem bardzo szybko w spokojny sen… co powinno być dla mnie dziwną odmianą. Tak przyzwyczaiłem się do swoich koszmarów, że niemal czułem się jak bez ubrania. Podejrzewałem, że za ów spokój odpowiadała właścicielka tego miejsca.
Nie wiem ile spałem, ale po przebudzeniu, Arwe nadal leżała w tej samej pozycji. Jednak nie wyglądała już tak strasznie. Nadal była niezmiernie blada, nadal widziałem ślady krwi na ramionach… ale oddychała równo. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie. Dopiero teraz, powoli docierała do mnie myśl, że rzeczywiście wróciłem, że już niedługo będą mógł z nie porozmawiać…
Drgnąłem, gdy usłyszałem kroki w korytarzu. Nie czułem jednak niebezpieczeństwa. Kroki były lekkie, ale widocznie ten ktoś się spieszył. Zmarszczyłem brwi, gdy w końcu w wejściu ukazała mi się zupełnie obca postać. Dosłownie wrył się w podłogę, gdy mnie zobaczył. Jego przenikliwe, przeraźliwie wręcz błękitne oczy ciskały we mnie chłodem i jakąś złością. Zacisnął pięści, jakby szykował się do… do czego? Potem przesunął spojrzenie na Arwe... i wyraz twarzy mu się diametralnie zmienił. Rysy złagodniały, nawet zaciśnięte usta się rozchyliły.
Nie wiem kim był, nie wiem co tu robił, ale podniosłem się nawet nie próbując go atakować, odwzajemniłem tylko to spojrzenie, więc mógł dostrzec szaleństwo się w nim malujące. Usiadłem  tuż obok Arwe, gotowy do ewentualnej walki, napinając mięśnie, skupiając się na nieznajomym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz