Jak się okazało, Kuro był bardziej interesowny niż mi się zdawało…albo przynajmniej w tym momencie nie potrafił powstrzymać się od pytań. Była to prawdopodobnie ta sama naturalna wręcz…płynąca z jego słów ironia. To akurat uznawałem za plus, choć w tym momencie nie bardzo miałem ochotę odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Z tej racji nieco złośliwie potraktowałem jego naturalne (przecież) pytanie, które przerwało przyjemną ciszę.
- Tak w ogóle to mogę wiedzieć kim dla niej jesteś?
Odwróciłem głowę tylko nieznacznie, zerkając na mego rozmówcę kątem oka.
- Możesz – odpowiedziałem krótko. Odczekałem tę odpowiednią chwilę, by usłyszeć chrząknięcie lekkiej irytacji.
- ..to może byś tak odpowiedział?
- odpowiedział na co? – powoli się rozluźniałem. POWOLI. Po prostu ta krótka wymiana zdań wybijała mnie z marazmatycznego transu…a może to świadomość, że jednak jest dla Arwe tutaj szansa?
Jasnowłosy nie był głupi, więc zrozumiał moją grę słów i niekonkretność swojego pytania. Odezwał się z westchnieniem, jakby musiał tłumaczyć coś idiocie.
- No to inaczej…możesz mi powiedzieć kim dla Ciebie jest Arwe?
Spojrzałem na dziewczynę na rękach.
- Nie. – znowu moja krótka odpowiedź. Tak, domyślałem się, że byłem teraz irytujący.
- Czyli…mogę wiedzieć, kim dla Ciebie jest Arwe, ale Ty mi tego nie powiesz?
- Brawo. – rzuciłem i miałem ochotę przez małą chwilę się zaśmiać. Nie zrobiłem tego. Widać drażnienie moich rozmówców nadal miałem we krwi. Kuro wydawała się dobrym kompanem do takich poczynań…szczególnie, widać było po wcześniejszych odzywkach, że potrafił nieźle ripostować. Tym razem albo odpuścił, albo zignorował wszystko…albo – co prawdopodobne – nie chciało mu się dalej trwonić czas na moje odzywki. A może go bawiły?
Dotarliśmy w końcu do kolejnej ogromnej Sali, w której centrum znajdowało się duże, obite aksamitem łoże z baldachimem, na którym delikatnie ułożyłem Arwe. Przepych wydawał się nie pasować do konwencji, którą do tej pory widziałem, ale może się myliłem, może nie dostrzegałem czegoś głębszego w całym krajobrazie.
Initium teraz dłuższą chwilę poświęciła na zbadanie nieprzytomnej dziewczyny. Skupiała się wyraźnie na kilku miejscach, które jak mniemałem – miały szczególne znaczenie. Sam obserwowałem wszystko w milczeniu, siedząc po drugiej stronie łóżka. Po chwili, ze słowami „zaczekajcie” zniknęła, niczym sen po przebudzeniu.
Spojrzałem na Kuro, który w tym momencie ziewał, więc raczej nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Sam westchnąłem tylko i odgarnąłem ciemne pasma włosów, które przysłoniły blada twarz Arwe.
- Jeszcze trochę Słonko wytrzymaj… - znowu mój ledwie słyszalny szept skierowany do siostry. – Jak wrócisz…obiecuję Ci wszystko wynagrodzić…oddam Ci nawet Twoja gitarę...tylko wróć…
Moje słowa przerwało pojawianie się i słowa jasnowłosej kobiety.
- Znalazłam sposób ale musisz mi w tym pomóc. – Zwróciła się do mnie z nieco nieobecnym, ale poważnym spojrzeniem. – Znasz ją?
Wydawało mi się to tak oczywiste, że po prostu kiwnąłem głową. Choć...po takim czasie – czy miałem prawo tak mówić? Czy na pewno JĄ znałem? Znajomy ból wbił mi się w serce. Kolejny raz zacisnąłem i tak już poranione pięści. Drugie pytanie było konkretniejsze, ale nie bardzo miałem ochotę komukolwiek mówić kim jestem dla Arwe. Mimo wszystko…nie byłem pewien z kim mam do czynienia i czy taka informacja w ogóle może w czymś pomóc.
- Musisz mi tylko coś powiedzieć... - Jesteś z nią spokrewniony?
- Jestem i bardzo blisko – odpowiedziałem tak naturalnie jak mogłem, choć mój ochrypły głos nadal zaciskał się przy każdym słowie.
- Pomogę Ci wejść w jej sen i nakłonić ją do wrócenia " do nas". Jedyny sposób. Jeśli się nie uda będzie trzeba coś innego znaleźć ale to już nie będzie przyjemne.
„..już nie będzie przyjemne” huczało mi w głowie, niczym echo które ostatni raz słyszałem TAM. Jeśli można…wolałbym, żeby uniknąć czegoś takiego – chyba, że ta „nieprzyjemność” dotyczyłaby tylko mnie. Jestem w stanie…poświęcić wszystko, byleby wyciągnąć Arwe – gdziekolwiek się zgubiła, czy uciekła.
- Jesteś gotowy by jej pomóc? – Initium wpatrywała się we mnie intensywnie. Jej oczy dziwnie migotały, wręcz hipnotycznie. Jednak ja posłałem jej tylko słaby uśmiech. Przymknąłem oczy.
- Zawsze.
Poczułem jak wzięła moją dłoń, odwracając tak, by była otwarta. Otworzyłem oczy i przyglądałem się jej poczynaniom. Najpierw skrzywiła się patrząc jak bardzo są poranione, by sama wyciągnąć mały, kościany nożyk. Krótkie cięcie przez całą dłoń. Nawet się nie skrzywiłem, choć czułem dziwny palący ból w ranie. Raczej stawiałem, że nie był to zwykły „nożyk do masła”. Na skórze pojawiła się krew, którą szybko starła na swoje place, po czym podeszła do Arwe i moją krwią umazała jej powieki. Podobny zabieg z nacięciem zrobiła u nieprzytomnej. Mnie pchnęła bliżej ściany, bym oparł się o filar łóżka, po czym powtórzyła zabieg jak u Arwe. Czułem najpierw ogromne gorąco na powiekach, by po chwili czuć się jakbym zaczął tonąć. Dziwny paraliż objął całe moje ciało, oplatając niewidzialną liną tak ściśle, że chwilami brakowało tchu. Jednoczesny płomień i chłód opatulającej mnie aury powoli zamazywał rzeczywistość jaką znałem. Powoli, ku memu rosnącemu przerażeniu wracały cienie, które z szyderczym śmiechem już, już miały mnie porwać, gdy jednak jakaś siła odrzuciła to wszystko i stanąłem na drodze. Tak. Czarno-szara ulica, która…wciąż się poruszała. Wszystko wokół było zamazane, zupełnie jak podczas bardzo szybkiej jazdy. Odwróciłem się wokół własnej osi i zbliżyłem do krawędzi drogi. Przede mną cienka bariera, która nawet z bliska poruszała się z niezwykłą prędkością. Musiałem mocno się wysilić, ale po drugiej stronie, pośród ciemnych plam wirujących w dziwnym tańcu, była jedna…postać? Tak. Jedna nieruchoma postać.
- Arwe?...- mój głos zdecydowanie był szeptem, a mimo to ciemna postać odwróciła powoli, jakby z wahaniem głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz