niedziela, 28 grudnia 2014

(Wataha Mroku) od Akatsukiego

Wyszliśmy z części groty przynależnej do Sory z zamiarem rozdzielenia się. Cóż... Nie powiem, że czułem się już doskonale, ale nie zamierzałem jej mdleć na środku pokoju.
- Akki? - Usłyszałem cichy głos za sobą.
Sora już  przestała zwracać uwagę na otoczenie patrząc na skrawek ubrania, który się przetarł. Z tą miną ruszyła w stronę wyjścia jaskiń. Oczywiście szybkim tempem. Chyba prawie nigdy nie chciała zwolnić kroku... Co najwyżej innych poganiała.
- To twoje, prawda? - Nieznacznie podniosła to co trzymała w ręku.
Okulary. Książka. Ona je odzyskała... Chociaż miała zaróżowione policzki i lekko przyspieszony oddech nie wyglądało na to, aby jej się coś stało.
- Jak ty to odzyskałaś? - Zaciekawiłem się zdziwiony, że obyło się bez jakiś problemów (raczej by nie stała spokojnie, jakby wylądowała w podobnej sytuacji, jak ja - zwłaszcza, że nie przywykła zbytnio do dotyku). Miałem nadzieję, że nie będzie miała przez to żadnych kłopotów.
- Nieważne - najwyraźniej się nie chciała wdawać się w szczegóły. - Poza tym uznałam, że to może być dla ciebie ważne - pokazała smutny, choć szeroki uśmiech.
- Muszę na chwilę iść - Heyou nagle spojrzał za siebie.
Ciekawe co mu się przypomniało o takiej porze...
- Dobrze - odparła mu, kiedy brałem od niej rzeczy.
Spojrzałem na to i na myśl o ostatnich wydarzeniach zakręciło mi się w głowie. Nie.... Ja chciałem o tym zapomnieć. Myśl, że mam zamieszkać z kimś takim w jednej jaskini... Nie... Nawet w jednym obszarze o powierzchni 10 000 000 km2 mnie przerażała.
Ręka mi zadrżała i po chwili rzeczy upadły na ziemię.
- Wszystko dobrze? Jesteś zmęczony? - Spojrzała na moje ręce, a ja szybko schowałem je za plecy.
- Nie to nic - odparłem szybko. - Powinnaś iść z Heyou - dodałem.
Nienawidziłem obarczać innych swoimi problemami...
- Byłby zły na mnie. Poza tym nie powinnam zostawiać Cię w takim stanie. Lepiej się połóż - poleciła.
Czyżby samicom włączał się jakiś tryb nadopiekuńczości, kiedy widziały kogoś rannego lub chorego? Widziałem to często w wykonaniu Kuro i innych samic, które były w jego pobliżu, ale we własnym już nie, ponieważ pokazywałem zawsze, że sam sobie poradzę, zamiast wykorzystywać inne osoby do tego, jak on miał w zwyczaju.
Chociaż... Paralda nie zdawała się chcieć odpuścić, kiedy na nią spojrzałem.
Zastanawiało mnie na co ona liczyła... Nie łatwiej byłoby stąd pójść. W końcu nie mdlałem na środku jaskini czy coś.
- Naprawdę nie chcesz odpuścić? - Spojrzałem na nią uważnie.
- Lepiej chodź już do pokoju - nagle zrobiła się nieco bardziej stanowcza niż zwykle.
Spojrzałem tęsknym wzrokiem w stronę, gdzie powinna znajdować się droga do wyjścia, ale potem przypomniał mi się tamten wilk i nagle dziwnym trafem straciłem okazję na wyjście.
Westchnąłem cicho. W sumie czemu, by tego nie zrobić...
- Jak chcesz - powiedziałem i ruszyłem przodem zagłębiając się w dalsze części jaskini.
 Usłyszałem jej ciche kroki za sobą nie za daleko ode mnie, ale wciąż trzymała się za mną, jakby nie była pewna czy może podejść bliżej. Pewnie trochę dziwnie to wyglądało, ale uznałem, że gdybym powiedział to na głos to byłoby to jeszcze dziwniejsze.
Zaprowadziłem ją w ustronny fragment jaskini, aż w końcu dotarłem do dużej groty. Lubiłem to miejsce, ponieważ nikt tutaj nie uczęszczał, gdyż była to jedyna grota, co zapewniało mi dużą ilość spokoju i ciszy.
Zajrzałem, jako pierwszy do pokoju (Paralda przystanęła za mną) i westchnąłem po raz kolejny. Zapomniałem posprzątać. Patrzyłem na stosy książek ułożone w dziwnych częściach pomieszczenia. Zarówno na półkach, biurku, jak i podłodze - o prostu istny tor przeszkód.
- Lubisz czytać? - Zapytała Paralda, która weszła w tym momencie co chciałem się rzucić i wszystko uprzątnąć. Zamarłem w nieco dziwnej pozycji i stanąłem prosto po chwili.
- Można tak powiedzieć... - Odparłem.
Pochyliła się podnosząc jedną z książek i się jej przyglądając.
- Sylyfy - przeczytała tytuł.
Na jej twarzy momentalnie pojawiła się smutna mina.
Nie wiedziałem co było według niej z tą książką nie tak, ani co źle zrobiłem, że nagle jej się zmienił nastrój.
- Powinienem posprzątać - postanowiłem odwrócić uwagę od tomiku.
- Pomóc ci? - Zapytała wyrwana z chwilowego zamyślenia.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Czy to nie trochę dziwne, że inni sprzątają twój bałagan? Pewnie tak...
- Nie... Sam powinienem to posprzątać - powiedziałem zmieszany.
- Szybciej będzie, jeśli zrobią to dwie osoby - odparła podnosząc małą górę książek z podłogi i stawiając ją na jednej z półek. - Najlepiej byłoby, gdybyś się położył, ale... - jej wzrok powędrował w stronę książek, które leżały również na (pościelonym) łóżku i kompletnie uniemożliwiały skorzystanie z łóżka.
Zmieszałem się jeszcze bardziej.
- Powiedz mi... - Przyjrzała się mi. - Kiedy ostatnio spałeś chociaż osiem godzin?
- Hmm... Tak z... - zamilkłem
Spróbowałem sobie przypomnieć, lecz chyba podczas niemalże każdej nocy spędzałem większość jej czasu czytając książki, dopóki byłem na tyle przytomny, aby czytać literki.
- Nie wiesz, że to niezdrowe? Chociażby dla twojego wzroku - powiedziała.
- Wiem... Ale nie mogę się powstrzymać... - Odparłem szczerze.
Wiedziałem, że nie było sensu zmyślać, że nie siedzę do późna w nocy. Inaczej nie byłoby tylu tych książek w moim pokoju.
Pochyliłem się i szybkim ruchem uporządkowałem kilkanaście książek, a po chwili ułożyłem je na jednej z półek.
Szybko oczyściłem drogę z książek na podłodze i zabrałem się za te na biurku, lecz zaprzestałem już po chwili starań wciskania kolejnych do półek, ponieważ nie wystarczało już na nie miejsca. Było to nieco przerażające, jak dla mnie, ponieważ półki z książkami zajmowały 75% tego ogromnego pomieszczenia i naprawdę to było więcej niż jedna półka z książkami.
- Którą książkę teraz czytasz? - Zapytała.
- Tą którą przyniosłaś - odpowiedziałem. - I tą... - Zawahałem się.
Chciałem powiedzieć, że tą o Sylyfach, ale przypomniała mi się jej mina.
- Nieważne - urwałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz