środa, 3 grudnia 2014

(wataha mroku) od Nigela

Mrok...wszechmocy, wszechpotężny, wszechobecny. To on dawał mi siłę, on dawał mi władzę, on dawał mi życie, on zapewniał przetrwanie. Jak mógłbym mu nie służyć? Mrok to ja, ja to mrok. Nie dało się tego oddzielić. To nie było jak dusza i ciało, niby jedno ale osobno. Mrok był moją duszą, był moim ciałem, ale tego nikt nie musiał wiedzieć. A ten kto to wiedział musiał zginąć. To była podstawowa zasada bractwa śmierci.
Samo zabójstwo też nie było łatwą sprawą, chyba że ktoś miał tyle doświadczenia co ja. Potrzebny był precyzyjny plan. To właśnie dlatego teraz byłem tutaj, na terenie watahy mroku, by zabić...zniwelować zagrożenie.
Cały teren wydawałby się przesiąknięty mrokiem, ale to było tylko złudzenie. To nie był mrok w czystej postaci, chociaż aura mroku była bardzo silna. To miejsce wydawało mi się zwyczajne ale jednocześnie nadzwyczajne. Wszędzie zalatywało potężną magią i wieloma potężnymi magicznymi istotami. Nie uszło to mojej uwadze, obserwacja to był pierwszy punkt każdego planu, punkt a rekonesans. Pociągnąłem nosem, moje zmysły nie myliły się... potężna, osobowa magia. Zastanawiałem się co sprowadziło tu te wszystkie potężne istoty i co utrzymywało je w stosunkach co najmniej koleżeńskich. Nie wyglądali na nowo przybyłych, tylko już raczej zasiedziałych. Oprócz jednej spalonej polany nie było tu śladów walk, co prawda nie tak dawno o mal nie doszło do walki pomiędzy Kuro a Mają... właśnie Maja. Cóż... nie wyczuwałem w niej ani śladu mroku, co było dziwne i zaskoczyło mnie, ale nie na tyle by mnie zdekoncentrować. Co prawda była zarażona Follow, ale wydawało się, że ta nie ma na nią najmniejszego wpływu. Siedziała grzecznie zamknięta i niedostępna dla innych. "Jak to możliwe?" Follow to najpotężniejsza moc jaką znał świat, a tu poskromiła ją zwykła dziewczyna, niczym się nie wyróżniająca, oprócz poskromienia Follow. Przesiąknięta była za to ogniem, wypływał on z każdego jej palca, prosto z jej duszy. Nie było to to czego się spodziewałem. Zastanawiałem się jaki w tym wszystkim ma udział Shy. Instynkt morderczy podpowiadał mi, że to ona tu jest kluczową postacią, ale na razie nic więcej nie mogłem o niej powiedzieć. Teraz pozwoliłem mrokowi rozlać się po całym moim ciele, przeniknąć do mojej duszy, teraz był całkowicie wolny i niezależny. Jaskinia do której niedawno wszedłem wyglądała na całkowicie opuszczoną, chociaż znajdowały się tutaj świeże ślady to byłem niemal pewien, że jestem sam. Moment inicjacji uznałem za zakończony. "Inicjacja zakończona" wysłałem mentalną wiadomość do centrali. Była to jedna z nielicznych obowiązkowych wiadomości. Myśli człowieka są jak komputer, jeśli ktoś potrafi się do nich włamać może wyśledzić wszystko dlatego unikaliśmy zbyt częstego kontaktu podczas akcji. Nagle moją uwagę przykuł jakiś szmer dochodzący z jaskini, obróciłem się w jego kierunku i zobaczyłem, że jednak ktoś w niej jest. Posłałem mu swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Ohh... przepraszam, nie wiedziałem że ktoś jest w tej jaskini. Nie chciałem przeszkadzać- odezwałem się.
- To dlaczego przeszkadzasz? - zapytał z lekkim lekceważeniem
- To było działanie całkowicie nieświadome, nie byłem w stanie przewidzieć że moje prognozy o opuszczeniu tej jaskini są złe- odpowiedziałem
- Powiedzmy, że ci wybaczam, a teraz powiedz mi kim jesteś i co tu robisz- rozkazał, był niezwykle pewny siebie, a ja starałem się odegrać rolę tego grzecznego i potulnego.
- Jestem Nigel i właściwie nie wiem co tu robię- odpowiedziałem
- A dokładniej?- dopytywał się
- Wałęsałem się trochę po okolicy, a  potem zobaczyłem dwójkę osób, które wydawały mi się skoro do bójki i chciałem na nich popatrzyć, ale tym samym zdradziłem swoją obecność. A potem Kuro i Akki przygarnęli mnie do swojej...jak to określili...watahy.- odpowiedziałem, specjalnie starając się by to zabrzmiało jakbym się rozgadał. To usypiało czujność przeciwnika i pomagało zdobyć jego zaufanie.- Sądzisz, że mogę sobie wybrać pokój czy to już będzie bezczelność?- zapytałem, udając zakłopotanie i starałem się dokładnie to okazać.
- Hmmm... sądzę, że to mogłoby zostać uznane za bezczelność- odpowiedział i brzmiał całkiem poważnie, ale na widok mojej zmartwionej miny roześmiał się, w więc to musiało być coś w rodzaju żartu, to sugerowało że oczekuje że ja również się roześmieję, moja rolna wymagała spełniania oczekiwań drugiej osoby, więc roześmiałem się.
- Jestem Trey- przedstawił się, a ja nadal się śmiałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz