Mężczyzna, który się pojawił nie był przeciętny. Pomijając sam fakt, że pojawienie w taki sposób czynił go nieprzeciętnym nie dało się nie zauważyć jego postawy oraz zachowania w tej sytuacji.
Niemalże od razu ruszył w kierunku Arve. Tak, nie wątpiłem w to. Znał ją. Sądząc z troski w jego oczach znał ją bardzo dobrze i niezwykle ją cenił.
Te więzi są naprawdę dla mnie niezrozumiałe. Wilki uznają się nieraz za istoty wyższe względem ludzi, jednak pod tym względem zbyt wiele się nie różnią. Mają tą samą słabość: emocje. Dbanie bardziej o życie innych niż własne... Wątpię, abym kiedykolwiek potrafił zrobić coś takiego. Po prostu tego nie rozumiałem. Czy związanie się z kimś nie oznaczało cierpienia oraz narażenia się w razie niebezpieczeństwa? Eeechh... A zresztą nieważne. Takie rozmyślanie nie jest w moim stylu i co mnie to obchodzi.
- Wygląda na to, że to miejsce jest pełne kłopotów...? - Nie potrafiłem być tym faktem rozczarowany.
Już nieraz lądowałem w sytuacjach do których przeciętny człowiek, nie... Przeciętny wilk, by nie trafił. Po prostu ja i kłopoty wzajemnie się przyciągaliśmy. Doświadczyłem już różnych scenariuszy tyle razy, że przestały mnie one zaskakiwać. Nieważne, jak ciężka była sytuacja po prostu nie potrafiłem panikować. Mogłem jedynie panikę udawać, aby w razie potrzeby wyglądać na normalną osobę.
Miał lekko ironiczną minę.
- ... Rozumiem, że wskazujesz siebie, jako źródło tych kłopotów? - Zakpił i zaśmiał się.
Dziki śmiech. Sposób w jaki ułożył usta podpowiadał mi, że nie nawykł zbytnio do śmiania się, a przynajmniej nie robił to przez dłuższy czas. Chociaż sam już nie wiem... Wyglądało to nieco dziwnie chociaż sam śmiech zdawał się być autentyczny.
Jego wzrok już po chwili powrócił do Arve. Zdawał się być tak nią zaabsorbowany, że nie widział świata poza tą dziewczyną. Od razu zamilkł i jego twarz zaczęła wyrażać skupienie.
Heh. Kto wie co leży u źródła tych wszystkich kłopotów - uśmiechnąłem się. Nie wątpiłem w to, że może mieć to coś wspólnego z moją osobą. Może taka natura. - W końcu jakimś cudem znajduję się w tych wszystkich sytuacjach.
Spojrzałem na moją rękę. Praktycznie niewidocznie, ale jednak się trzęsła.
Skrzywiłem się. Nieważne, jak bardzo ignorowałem zachowanie mojego ciała świadczące o przeciążeniu ono chyba po prostu nie zamierzało mnie słuchać. Rozluźniłem na chwilę mięśnie. Dopiero teraz byłem w stanie zobaczyć w pełnej okazałości, jak dygotały. Ciekawe, jak długo jeszcze pociągnę w takim stanie. Najważniejsze to zachować jasność umysłu i nie dać pokazać tego, jak jestem słaby w tym momencie.
Na pewno nie byłbym w stanie z nim wygrać, gdyby mnie zaatakował, a wszystko tylko dlatego, że nie chciałem się pobrudzić przy zabijaniu marnego demona. Teraz, jak o tym pomyślę to było głupie. Nawet bardzo głupie.
Zacisnąłem zęby intensywnie wpatrując się w rękę i starając się odzyskać nad nią wystarczającą kontrolę, zanim tamten zacznie na mnie zwracać uwagę, jak do tej pory zdawał się tego nie zauważać. W końcu dziewczyna za bardzo pochłaniała jego uwagę, aby zwrócił uwagę na takie szczegóły.
Patrzyłem, jak przy niej klęczy i trzyma ręce zawieszone przed jej twarzą, jakby się wahał nie będąc pewny czy może jej dotknąć. Tymczasem jej blada twarz nie odzyskiwała swoich kolorów, wprost przeciwnie: coraz bardziej zaczynała przypominać blady odcień bieli, który można by było porównać do kred używanych do pisania na tablicach szkolnych w świecie ludzi.
Usłyszałem, jak wyszeptał, jakieś słowa, ale mój głupi mózg najwyraźniej coraz wolniej przetwarzał bodźce z otoczenia, ponieważ nie potrafiłem rozróżnić słów.
Tak... Muszę iść spać - pomyślałem mimowolnie, a słowo "spać" sprawiło, że nagle zrobiłem się jeszcze bardziej senny i miałem ochotę ułożyć się obok Arve, a potem odpłynąć do Krainy Snu. Brzmiało kusząco. Bardzo kusząco.
Wiedziałem jednak, że muszę przełamać te chęci. Pójście spać w takiej sytuacji byłoby... Co najmniej nie na miejscu.
Zamknąłem oczy.
1..2...3...4...5...6...7...8...9...10.
Otworzyłem oczy. Musiałem wziąć się w garść. Po prostu nie miałem innego wyboru, jak udawać, że wszystko jest w porządku i kiedy nie będę już potrzebny wykorzystać pierwszą sytuację do ulotnienia się i odpoczynku.
- Nie, żebym chciał Ci przeszkadzać... Ale nie zamierzasz się teraz w nią wpatrywać przez następne trzy godziny?
Zareagował niemalże od razu. Jego obrót w moją stronę był błyskawiczny, albo mi się tak wydawało. Sam nie byłem pewien. Już zdążyłem przed chwilą zauważyć opóźnioną reakcję moich zmysłów w stosunku do rzeczywistości.
Przyjrzał mi się mrużąc oczy.
Opierałem się o ścianę. Wątpiłem, abym był w stanie ustać o własnym siłach. Jakże irytująca była ta bezsilność. Było, jednak coś co sprawiało, że nie pokazywałem tego... Sama świadomość możliwości okazania takiej słabości przy kimś innym, jeszcze w dodatku nie znanym sprawiała, że pragnąłem z całych moich sił (a niewiele już ich zostało) zapobiec do doprowadzenia tego. Kłóciłoby się to z moją naturą.
Przyjrzałem mu się intensywnie.
A co jeśli zechciałby mnie zaatakować w takim momencie? Wtedy moje całe udawanie, że wszystko jest w porządku i zachowanie zimnej krwi poszłoby na marne. Gorzej. W dodatku jeszcze bym przegrał i był skazany na jego łaskę.
I co zobaczyłem w jego postawie. Niewątpliwie przez sekundę, albo i dwie zamierzał się na mnie rzucić, jednak ostatecznie się powstrzymał.
Martwiło mnie to, że teraz zaczął na mnie zwracać uwagę. Mógł zauważyć, iż jest coś ze mną nie tak. Z drugiej strony... Czekanie, aż się ruszy bądź nie i wyłożenie się w międzyczasie było mniej kuszącą opcją.
Czarny kot, który cierpliwie stał przy ścianie jakieś 3 metry od Arve i mężczyzny podszedł jeżąc sierść. Jego nieufne spojrzenie było skierowane na niego. Zdawał chcieć się ją bronić. Wątpiłem, aby był w stanie wiele zrobić, ale jego nastawienie z pewnością zasługiwało na pochwałę. Przynajmniej nie tchórzył uciekając z tej jaskini. Ayato miał naprawdę dobrego towarzysza.
- Rozumiem, że Ty też dzielnie już tę pomoc niesiesz? - Zwrócił się do mnie tylko na chwilę.
Po chwili znowu niemalże całkowicie mnie zignorował (przyznam, że w innej sytuacji mogłoby mi się to nie do końca spodobać, ale teraz nie przeszkadzało mi to zbytnio).
Podniósł Arve i delikatnie ułożył ją w swoich ramionach.
- Taki miałem zamiar - przyznałem. - Zanim nie wparowałeś tutaj z całym tym splendorem przerywając mi drzemkę - zakpiłem.
Mój język najwyraźniej był szybszy niż głos zdrowego rozsądku w mojej głowie. Super. Może jeszcze bardziej powinienem go zirytować. Byłem na jak najlepszej drodze do spektakularnej porażki w walce. Nic, tylko sobie pogratulować.
- I mój zamiar doprowadzenia jej do kogoś, kto powinien jej pomóc - dodałem na złagodzenie sytuacji. W sumie i tak zamierzałem to zrobić.
Mimo tego zamiaru załagodzenia sytuacji nie powstrzymałem się przed ironią. Najwyraźniej złe nawyki przejmowały nade mną kontrolę w takich sytuacjach.
Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Do tego na jego twarzy pojawił się ten groteskowy uśmiech. Nie pasowało to zbytnio do siebie.
- Skoro takiś chętny. Prowadź - powiedział.
Aaachhh... Taki szczegół. Będę w ogóle w stanie się normalnie ruszyć?
Ruszył przodem, a kiedy mnie ominął pozwoliłem sobie na skrzywienie się.
Już stał przy wejściu jaskini odwrócony do mnie plecami.
Cóż... Jeśli nie spróbuję to nie dowiem się, czy jestem w stanie ruszyć się w takim stanie.
Zacisnąłem zęby i użyłem całej mojej siły woli, aby skupić się na oderwaniu się od tej ściany (miałem wrażenie, że ktoś mnie przykleił do niej jakimś super mocnym klejem).
Na szczęście udało mi się to zrobić i po chwili ruszyłem wolnym krokiem za nim.
A właśnie - zdałem sobie sprawę, kiedy go dogoniłem (w międzyczasie wyszedł już na zewnątrz). - Nie znam jego imienia.
- Nie miałbyś nic przeciwko ujawnieniu mi swojego imienia? - Zapytałem rozluźniony od niechcenia.
Przynajmniej takie sprawiałem wrażenie. Daleko było mi do rozluźnienia.
- Rain - odparł lakonicznie.
- A ja Kuro.
Możliwość dalszej dyskusji została dosłownie stłumiona w jej zarodku. Zresztą zdawał się woleć wpatrywać w Arve, niż rozmawiać z kimś kto był mu zupełnie obcy. Najwyraźniej byłem mu jedynie potrzebny, aby zaprowadzić go do kogoś zdolnego do pomocy dziewczynie.
Milczałem prowadząc go do Watahy Ziemi najkrótszą drogą. Kiedy dotarłem do jaskini wszedłem do niej (nieco bezceremonialnie) nie zawracając sobie zbytnio głowy tym czy przeszkadzam Initium czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz