- Arwetho, czy chciałabyś mi w czymś pomóc? – pytanie, które do mnie skierowała wydawało się oczywistością. Przynajmniej dla niej. Zazwyczaj na początku znajomości, próbowało się w jakikolwiek sposób wybadać z kim ma się do czynienia. A tu masz. Od razu, bez jakichkolwiek gierek mi zaufała.
W dodatku, była to pierwsza osoba, która zwracała się do mnie pełnym imieniem. Przynajmniej licząc kilka ostatnich kilka-set lat. Ostatni raz…mówiła tak chyba do mnie właśnie matka. Dziwny zbieg okoliczności.
- W czym mianowicie? – zastanawiałam się, co taka istota może chcieć ode mnie. Wydawała się raczej…potężna. Do czego więc jej była potrzebna moja pomoc?
- Czuję, że często kontaktujesz się z pewnym Kuro – ohoho, czyżby i tu coś przeskrobał ? – czy mogłabyś mu oznajmić, by pojawił się u mnie on albo pewien Akatsuski? – czyli jednak chodziło o coś innego niż zemsta. Nie sadziłam by chciała kogokolwiek fatygować, gdyby chciała zrobić któremuś z wymienionych jakąś krzywdę. Choć w przypadku Kuro musiałoby wyglądać na ciekawą rozgrywkę…nie żebym komukolwiek tego życzyłam. Choć…pewnie bym się nie pogniewała widząc jak ktoś łoi tyłek Kuro (znowu myśl wydała mi się absurdalna).
Westchnęłam, ale ciężko było mi odmówić widząc ten serdeczny uśmiech. Dziwnie kojąco działał na moje zmysły.
- W sumie…i tak miałam pewną sprawę do Kuro…więc będzie mi po drodze… - chciałam by zabrzmiało to beztrosko, jakby mi nie zależało, ale jednak w pewien sposób chciałam jej pomóc.
- W takim razie ruszaj – i odwróciła się, nie czekając już na choćby próbę zmiany zdania, chyba uznając, że wszystko załatwione. I też ciekawe…odwróciła się. Podobno nie powinno obracać się tyłem do obcych, bo nigdy nie wiadomo na kogo trafisz. Pokręciłam głową. Absolutnie dzień należał do baaardzo ciekawych. A nawet się nie skończył.
Ruszyłam, najpierw powoli, jednak cienie zbliżającego się wieczoru sprawiły, że przyspieszyłam kroku. Nie. Nie bałam się ciemności, często podróżowałam wtedy i wbrew pozorom, nawet łatwiej mi było wtedy orientować się w terenie. Po prostu wiedziałam, że zazwyczaj się w nocy odpoczywa, a nie miałam najmniejszej ochoty nikogo wybudzać ze snu. Kuro powinien być przytomny…
Kierowałam się zapachem, a tutaj – jak już wcześniej zauważyłam, wszystko było intensywniejsze, więc jak po śladach podążałam w kierunku watahy Mroku. Wydawało mi się, że w końcu trafiłam na miejsce. Krążyłam chwilę, zanim dotarłam do jaskini, która – jak sądziłam – stanowiła rodzaj centrum. Zbliżyłam się cicho, ale już bez prób podglądania. Od tak po prostu, by nie wbijając się jak huragan…(co przyznaję, czasem już robiłam). Weszłam w momencie, by usłyszeć nieznany mi męski głos, bardzo przyjemny dodam dla ucha.
- …jestem zły i okropny. Może jeszcze zrobicie sobie tutaj kącik obgadywania Akatsukiego nie zważając na moją obecność – nie można było nie dostrzec tonu irytacji, z jaką zdanie zostało wypowiedziane. Potem odezwał się już całkiem znajoma złośliwą odpowiedź Kuro:
- Cóż, ja od zawsze wiedziałem, że jesteś zły o okrutny.
- Wiesz, że słyszenie tego z ust sadysty mogłoby naprawdę załamać człowieka. Jesteś ostatnią osobą, od której chciałbym to usłyszeć –czuć było narastające napięcie, więc weszłam w momencie, gdy Kuro próbował chyba pogłębić konflikt.
- Ja tylko wyraziłem moje zdanie .
- A ja tylko go popieram – tym razem kobiecy głos.
- A ja tylko zaraz was stąd wyrzucę – znowu ten dźwięczny głos.
A potem wybuch śmiechu.
W tym momencie weszłam, a na mój widok na twarzy Kuro wykwitł wielki, zawadiacki uśmiech.
Ów Akatsuki odwrócił się dopiero teraz, choć raczej wyczuł moja obecność wcześniej. Nigdzie za to nie widziałam właścicielki głosu.
- Ja obiecuję solennie nie obgadywać Cię za plecami – i posłałam mu uśmiech, który (serio) próbowałam, by nie miał tej zwyczajowej złośliwości, ale w drugiej części już nie wytrzymałam – tylko naprzeciw Ciebie. - Zlustrował mnie wzrokiem oceniając chyba zamiary. Widać było, że był czujny, a moc wręcz emanowała z jego postaci. Nie powiem…mamy tu kilka bardzo potężnych wilczków. On zaliczał się zdecydowanie w to grono. To ładne grono.
- Jestem wdzięczny za tak solenną obietnicę – o proszę, jaka ironia w głosie – ale mógłbym z łaski swojej wiedzieć, co Cię tu sprowadza?... – uśmiechnęłam się, tym razem konkretnie złośliwie, celując „strzał” do Kuro.
- Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki…ani zwłok – dodałam po chwili - do tego jegomościa za Tobą – po czym zbliżyłam się no nadal wyszczerzonego Kuro, złapałam go za połę koszuli i bez pardony zaczęłam wyprowadzać go z jaskini. Mijałam Akatsukiego, którego mina wyrażała autentyczne zdziwienie.
Kuro tymczasem tylko lekko się zapierając szedł za mną, a mijając swego towarzyszą wyciągnął mu rękę w geście pożegnania. Zdecydowanie miał z całej sytuacji wielką radochę.
- Ah Akki, cóż mam poradzić, że kobiety tak mnie pragną?!
Zatrzymałam się. W sumie, czemu nie powiedzieć od razu o Initium? Nadal więc trzymając Kuro za koszulę odwróciłam się do zdezorientowanego Akatsukiego.
- Aha…miałam wam przekazać wiadomość. Mówiła w sumie o jednym i drugim – wskazałam brodą nadal wyszczerzonego Kuro - ale nie sądzę by ten tutaj chciał się z tobą dzielić jakimiś informacjami ode mnie…więc. Macie …hmm…zaproszenie od Initium.
Na żadnym nie zrobiło wrażenie to imię, więc prawdopodobnie nie znali go. Obaj za to spojrzeli po sobie, choć chyba każdy coś już kalkulował.
- Nie znam nikogo o takim imieniu. Jesteś pewna, że mówiła konkretnie o nas? – ów Akki odezwał się pierwszy, bo Kuro szykował się z jakąś głupią odzywką.
- Tak. Na pewno – i tu opisałam „Mamuśkę”, dodając na jakich terenach się znajdowała. I tu dopiero zdawało mi się, że Akatsuki coś sobie uzmysłowił. Uznając misje za wykonaną, wróciłam do wcześniej wstrzymanej akcji ciągnięcia Kuro za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz