sobota, 27 września 2014

(Wataha Ognia) od Maji

To była tylko Shy, budziła mnie, a więc to był tylko sen. Bardzo realny jak na sen. 
- Wszystko w porządku?- zapytała, ale jakoś nie byłam wystarczająco trzeźwa, by zwrócić uwagę na jej emocje lub treść wypowiedzi. Mój mózg nadal był w krainie snu. 
- Co...o? T..aaa.kk. Chyba tak- powiedziałam, chciałam żeby dała mi spokój, ale ona chyba nie zamierzała mi szybko odpuścić. 
- Maja?
- No co? Jest okej.- odpowiedziałam- Daj mi spokój- Jeśli nie dało się inaczej to musiałam zrobić to w ten sposób. Kocham Shy, ale teraz chciałam zostać sama. Sama ze sobą i swoimi myślami. Minęłam Shy i Sap i poszłam dalej. Czułam, że Shy stara się opuścić moją głowę... naszą głowę... wiecie o co chodzi. Nie miałam pojęcia gdzie idę.  Szłam po prostu przed siebie, nie do końca jeszcze rozumiejąc o co chodziło w tym dziwnym czymś zwanym snem. Może mama miała rację. Byłam na nią zła. Zostawiła mnie. Obiecywała, że zawsze będzie ze mną, a ona mnie zostawiła. Nie chciało mi się teraz o tym myśleć. Nie wiedziałam o czym chciało mi się myśleć. Poszłam po prostu pobiegać, jako wilk oczywiście. Lubiłam to. Adrenalina we krwi i szum wiatru w uszach i jego powiew w sierści. To poprawiało humor i kondycję... przynajmniej u mnie (humor, bo kondycję to chyba u każdego). Okrężną drogą wróciłam do zmartwionych przyjaciół. Byłam już trochę bardziej ogarnięta, no i nie byłam pod wpływem snu. 
-Hej- powiedziałam wesoło, ale nikt mi nie odpowiedział. Jak zwykle.
- Sap, wszystko jest w porządku, serio- zapewniłam smoczycę, ale w sumie zapewniałam wszystkich dookoła. Chyba nie brzmiałam prawdopodobnie, bo oni nadal mieli takie... niepewne miny. 
- Ej, mówię serio- odezwałam się.
- Sap, zastąpisz mnie na spotkaniu alf?- zapytałam, a ona tylko pokiwała głową. Miałam wrażenie, że wszyscy dookoła mają na mnie focha. Sap się nie oddzywała, Shy też (niby jak zwykle, ale nie było jej też w mojej głowie), a Gaja...cóż ona miała kontakt tylko z Shy. To całe ich milczenie tylko teraz mi ciążyło. Nagle zauważyłam, że Shy nie ma. 
-Sap, widziałaś Shy?- zapytałam, a ona pokręciła głową i powiedziała
- Pytaj Gaji
- No dobra- odpowiedziałam i niechętnie podeszłam do Gaji. To nie tak, że jej nie lubiłam po prostu ona była tylko Shy i ja to akceptowałam. Ona kontaktowała się tylko z Shy.
- Gaja widziałaś Shy?- zapytałam pegaza, a ona wskazała mi stronę i oczywiście znalazłam tam Shy. Była prawie na końcu naszych terytoriów, przy granicy z terytoriami watahy ziemi i patrzyła na nie jakby z tęsknotą.
- Hej Shy. Wszystko w porządku?- zapytałam
- Jasne- odpowiedziała i niemal w jednej chwili wróciła dawna Shy. Moja przyjaciółka. 
- Wracamy- zakomendowałam i razem wróciłyśmy do watahy (jaskini).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz