Zakląłem w myślach, zastanawiając się, co zrobić z mokrym ubraniem. Przebranie się nie wchodziło w grę, na polanie zebrało się już zbyt wiele osób. Największym problemem były przemoczone skrzydła, których waga urosła kilkukrotnie. Spróbowałem pozbyć się chociaż trochę wody z koszuli, wykręcając rękaw, gdy usłyszałem za sobą kobiecy głos.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – odwróciłem się, zdziwiony. Uśmiechnąłem się przyjaźnie. Wtedy coś przysłoniło słońce. To Arien wrócił do mnie po nieudanej próbie złapania gościa, który zafundował mi poranną kąpiel. Płynnie zmienił się w nietoperza i, jak zwykle, schował się do usztywnianej torby przy moim pasku, prawdopodobnie jedynej suchej części mojego ubrania.
- Część, Anakin jestem - przedstawiłem się, podając jej dłoń. Uścisnęła ją dość mocno, jak na kobietę.
- Arve. Wysuszyć cię? - powiedziała prosto z mostu.
- Czemu nie? - wzruszyłem ramionami - a co chcesz zrobić? - dodałem z ciekawości.
- Podpalić je? - powiedziała, jakby było to coś oczywistego. Przełknąłem ślinę.
- Obawiam się, że moje ciuchy średnio to zniosą... - spróbowałem jej to wyperswadować.
- Zamknij oczy - powiedziała z uśmiechem. Zrobiłem, co kazała, mając nadzieję nie spalić się żywcem. W razie czego tuż za plecami miałem wodę.
- Już - powiedziała po chwili. Ze zdziwieniem spojrzałem na siebie. Ubrania były kompletnie suche. Teraz jedynym znakiem niedawnej kąpieli były wciąż ciążące niemiłosiernie skrzydła.
- Dzięki - powiedziałem. W tym momencie Nori postanowiła, jak zawsze, ośmieszyć mnie w towarzystwie i przycupnęła bezwstydnie na mojej głowie. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a ja odpędziłem chowańca, którego nie zachwyciła wymiana ciepłych włosów na twardą gałąź.
- Jesteś treserem bestii? - zapytała.
- Jak widać - odparłem głosem ociekającym ironią - chociaż wolę określenie "chowańce" - dodałem.
- Kto cię tak urządził? - wymownie wskazała moją postać.
- Ten tam, co z Akatsukim się cały czas trzyma - wskazałem odwróconych do nas plecami chłopaków.
- Kuro - powiedziała, krzywiąc się. Najwyraźniej mieli już (nie)przyjemność się poznać.
- Z jakiej jesteś watahy? - zapytałem, przerywając ciszę, która po tym zapadła.
- Ogień. A ty?
- Mrok...tak myślę - powiedziałem z wahaniem. Uniosła brew w pytającym geście.
- Jeszcze nie do końca wiem, czy zostaję... - wzruszyłem ramionami - usiądziemy? - wskazałem trawę. Uśmiechnęła się i przycupnęła na wygrzanym od słońca kamieniu. Ja usadowiłem się naprzeciwko niej. Leilah ułożyła się za mną, wymownie domagając się pieszczot. Oparłem się o nią plecami, skrzydła przerzucając przez jej grzbiet i rozkładając na słońcu, żeby szybciej wyschły. Machinalnie zacząłem gładzić jej pysk. Zazdrosny kruk zaraz znalazł się pod moją drugą ręką, skrzecząc z wyrzutem.
- Jak je oswajasz? - zapytała z zainteresowaniem mnie obserwując.
- Śpiewem - spuściłem głowę, rumieniąc się, gdy zorientowałem się jak głupio to brzmi. Ku mojemu zdziwieniu nie wybuchnęła śmiechem, jak oczekiwałem, ale pokiwała z powagą głową.
- Chciałabym to usłyszeć - powiedziała prosto z mostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz