Akatsuki wyglądał na to, jakby duchem odszedł z tego świata. Ciągle tylko dotykał swojej bransolety, wyglądał, jakby intensywnie myślał i zerkał na Shy. Mniej więcej byłem w stanie odgadnąć co myślał. Musiał odkryć coś związanego z tą dziewczyną, podczas naszej małej sprzeczki i właśnie teraz to analizował, według mnie mógł sobie wybrać do tego lepsze miejsce i czas.
Spojrzałem na Mayę. Jej postać, wciąż była dla nas tajemnicą. Kusiło mnie, żeby odkryć jej sekret i zobaczyć, jak bardzo będzie zdesperowana, żebym go nie wyjawił. Ciekawe, czy byłaby w stanie zrobić wszystko i nawet się poniżyć, żeby za wszelką cenę nikt go nie odkrył. Chciałbym zobaczyć, jak poniża się przede mną.
Blondynka spróbowała przywrócić Akkiego do tego świata, lecz nie było szans, żeby to zrobiła. Kiedy tak odlatywał można, by powiedzieć, że jego mózg przenosił się na "wyższy" poziom w jego użytkowaniu - jakby podnosił swoją wydajność o 100%. Oczywiście, jak dla mnie miało to swoje zalety, ponieważ wtedy mogłem robić co chciałem, a on by się nawet nie zorientował, gdyby wystrzeliła obok niego rakieta w kosmos, jednak to było trochę dziwne... Zwykle nie działo się z nim coś takiego podczas rozmowy.
Spojrzałem na ostatnią uczestniczkę konwersacji. Była w podobnym stanie co chłopak. Obydwoje zdawali niemalże śnić na jawie, aż to mi się wydało podejrzane. Zupełnie, jakby jego stan wpłynął na tą milczącą dziewczynę.
- Shy! - Zawołała Maya dziewczynę, a ona do niej wolno podeszła, jakby nie była pewna tego co robi. - Ustalmy granice! - Zdecydowała.
Odbiegła. Ja poczekałem jeszcze chwilę patrząc na tą dwójkę w milczeniu, dopóki Akatsuki nie ocknął się ze swojego trybu zamyślenia.
- Zamierzasz znaczyć watahę? - Spojrzałem na niego ciężko. - W końcu to nie ja jestem Alfą.
- Taak... - Powiedział z wahaniem. - Pójdę na północny wschód, a ty idź na południowy wschód.
Kiwnąłem głową. Teraz nie zamierzałem się mu sprzeciwiać, ponieważ Maya udała się również na południowy wschód, więc kłócąc nie tylko stracilibyśmy czas, ale i potencjalne tereny.
- Shy chcesz iść ze mną, skoro nie ma Mayi? - Zapytał Akki.
Nie rozumiałem po co zabierał tą dziwną dziewczynę ze sobą, ale niezbyt mnie to obchodziło.
Bez słowa odbiegłem we wskazanym kierunku zostawiając tą dwójkę razem. Oznaczanie terenów zajęło mi dosyć szybko, więc niedługo po wyruszeniu dogoniłem Mayę, która wyglądała na dosyć nerwową bez Shy. Sprawiała wrażenie, jakby czuła się całkowicie bezbronna, a taka osoba przeważnie jest niezwykle łatwym celem.
Akatsuki mówił mi, żebym nikogo nie zabijał, ale jeśli się trochę pobawię, a on się o tym nie dowie to nie będzie wściekły.
Wyprzedziłem ją, a ona nawet się nie zorientowała oznaczając tereny i na samym ich skraju postanowiłem na nią zaczekać.
W końcu tutaj doszła i dokładnie na samym końcu oznaczyła tak teren, że wchodził odrobinę na nasz.
- Nie wejdź we mnie - powiedziałem patrząc, jak szybko zbliża się do mnie i oceniając, że jeśli się za chwilę nie zatrzyma to się zderzy.
- Czego tu chcesz? - Starała się brzmieć ostro, ale kończyło się tylko na staraniu.
- To tereny watahy Mroku - zauważyłem spokojnie oceniając, czy warto ją prowokować.
Chciałem poznać powód dla którego Shy tak posłusznie się jej słuchała. Domyślałem się już, że to był jakiś rodzaj mocy, ale nie miałem zbytnio pojęcia, jaki to był. W końcu było tyle możliwości.
- Nie były zaznaczone, więc teraz są moje - oznajmiła.
Spojrzałem na nią niczym na jakiegoś małego insekta, który właśnie próbował mnie ugryźć, a ja zamierzałem go przed tym wykończyć.
- Radziłbym ci odpuścić, gdyż w ogóle nie czujesz się pewnie - roześmiałem się widząc jej przerażenie, jakbym czytał jej myśli. - Bez Shy jesteś niczym ofiara, którą można z łatwością zaatakować i pokonać, a więc jaki jest twój sekret? Czyżbyś była beznadziejna pod pewnymi względami w starciu? - Uniosłem brwi w drwiącym wyrazie twarzy.
Jakąś sekundę później zerwała się do ucieczki. Starałem się nie przesadzić, ale może jednak to zrobiłem, a chciałem ją sprowokować jednocześnie do walki, ponieważ gdyby przerażona spróbowałaby mnie zaatakować, to byłaby większa szansa, że byłbym w stanie kontrolować jej ruchy. Może, jednak byłoby lepiej, gdybym postarał się ją wkurzyć. Zdenerwowanych ludzi również jest łatwiej kontrolować.
Nagle jej nastawienie się zmieniło. Nie dało się tego nie zauważyć. Zniknęło to przerażenie z oczu, odrobinę bardziej wyprostowała postawę, nawet oddech zwolnił jej się o jedną trzydziestą czwartą dotychczasowego tempa.
- Odpuść sobie, bo pożałujesz - powiedziała wściekła.
Udało się! Wkurzyłem ją, teraz nareszcie była chętna do walki i Akatsuki przypadkowo oddzielił od niej Shy. Nie mogłem liczyć na lepsze okoliczności do starcia. Dodatkowo we dwójkę poszli w przeciwnym kierunku, więc szybko nie wrócą.
Maya się odmieniła i rzuciła w moim kierunku. Musiałem jedno przyznać: była szybka, ale wraz ze swoim atakiem była praktycznie odsłonięta.
Wystrzeliłem słabą kulą energii, żeby odwrócić jej uwagę. Podziałało. Uniknąłem ciosu, a ona również nie została ranna.
Nie wyglądało to, jak obrona w przypadku Shy, że magia została odbita. Tutaj... Wyglądało, jakby ją coś, albo raczej ktoś wchłonął.
Ponownie rzuciła się w moim kierunku. Zamierzałem użyć tej samej sztuczki, lecz kula energii nie powstała. Oczywiście odskoczyłem unikając ataku, ale zamierzałem tak samo odwrócić jej uwagę, żeby myślała, że następnym razem również tak zaatakuję, a wtedy miałem zamiar wykorzystać miecz, który zamierzałem zmaterializować w jej ciele.
- Dziwne - mruknąłem.
Maya dalej atakowała, a ja unikałem jej ciosów nie atakując. Wyglądało na to, że dowiedziałem się czego chciałem, czyli jej sekretu i powodu dla którego Shy jest tak posłuszna i ją chroni.
No tak... Pozostawał jeszcze tylko jeden taki "malutki" szczególik. Maya nie wyglądała, jakby się męczyła, albo zamierzała ochłonąć.
Odskoczyłem w tył, jeśli tak dalej pójdzie to na pewno nie skończyłoby się to na paru siniakach u obu stron. Musiałem, jakoś ją zatrzymać, ponieważ Akatsuki byłby na mnie wkurzony.
- Twoja defensywa jest w opłakanym stanie - stwierdziłem. - Za to ofensywę masz całkiem niezłą, ale twoje ataki we mnie nie trafiają, ponieważ wściekłość ciebie ogranicza - stwierdziłem. - Nie rozumiesz, że walka nie sensu? - Spojrzałem na nią znudzony. - Pod wpływem silnych emocji często obniża się skuteczność u jednostki i przestaje ona racjonalnie myśleć.
Tymczasem ona wystrzeliła kulą ognia, a ja odskoczyłem od niej jeszcze dalej na drzewo cztery metry nad powierzchnię ziemi. Tym razem było już dosyć blisko do ataku. Chyba się nie wstrzymywała. Spojrzałem na osmalony prawy rękaw koszulki z niechęcią.
- Ostrzegałam! - Warknęła.
- I sekundę później mnie zaatakowałaś - zauważyłem. - Na pewno miałem dużo czasu, żeby się zorientować w sytuacji - miałem sarkastyczny ton.
Przestawało mi się podobać w jakim kierunku dążyła ta sytuacja, jeśli wywoła pożar w lesie to na pewno ostatecznie ja zostanę obwiniony, mimo, że nic nie zrobiłem.
Myślałem, że już mnie nic nie zaskoczy. Błąd. Za każdym razem, jak tak myślę zdarza się coś czego się nie spodziewam.
Maya wystrzeliła kulami energii w moim kierunku, tak, tymi samymi kulami, którymi wcześniej odwracałem jej uwagę.
Nie wierzyłem w to co się działo. To 100% były moje kule energii, których teraz nie mogłem użyć, jak później o tym pomyślę, to musiałem mieć bezcenną minę*.
- I co ty na to? Radziłabym Ci sobie odpuścić, bo nie czujesz się pewnie. Teraz to Ty jesteś łatwą ofiarą.
- Muszę przyznać, że jeżeli dalej będziesz tak beztrosko atakować to wszystko to zaraz tutaj wszystko spłonie - powiedziałem. - A ty i ja wraz z tym miejscem. Wolałbym uniknąć tego scenariusza.
- Spokojnie, unikniesz tego scenariusza. Spłoniesz tylko Ty, mnie ogień nie skrzywdzi, władam nim - oznajmiła.
Skrzywiłem się.
- Chyba spasuję - odparłem. - Wolę opcję w której ty giniesz.
Spojrzałem na dół w stronę płomieni, które dotarły już do obrzeży pnia i zaczynały się piąć w górę.
Przymierzyłem się już do ataku. Co prawda władałem każdym obszarem psychokinezy, ale nigdy nie musiałem tego używać w takich okolicznościach przeciwko przeciwnikowi, który wchłaniał moce. Zamierzałem raczej zmaterializować wodę i pozwolić żeby opadła, bo gdybym pokierował ją magią wątpiłem, żeby dosięgnęła celu.
Zeskoczyłem z drzewa, chcąc podejść bliżej nim użyję mocy, jednocześnie kątek oka zauważyłem Akatsukiego i Shy, którzy musieli już skończyć zaznaczać pozostałą granicę watahy.
Ups. Wygląda na to, że właśnie wszystko się wydało. Nie słyszałem co mówił, ponieważ był daleko i najwyraźniej odezwał się cicho, ale odczytałem z ruchu warg "Kuro, zapierdolę cię później tak, że nawet twoja nieśmiertelność ci nie pomoże".
Szybko rzucił się między nas z zamiarem zatrzymania walki, a Shy podążyła za nim.
Akatsuki chciał zaatakować Mayę, aby się ocknęła i wróciła do siebie, a Shy... Nie miałem zielonego pojęcia co chciała zrobić, ale wyobrażałem sobie już co się stanie, jak się zderzą ich dwa ataki.
Przed moimi oczami powstał wielki wybuch. Nawet jeśli żadne z nich nie poszło na całość, to gdyby zsumować tą energię i tak oznaczało to tylko jedno w większości przypadków dla osób w pobliżu czegoś takiego: śmierć na miejscu.
Na miejscu łąki powstał ogromny krater w którego środku stała nasza czwórka. Maya już wyglądała normalnie.
- Kuro... - Akatsuki nie dokończył, ale w jego rękach pojawił się nóż.
Szybko złapałem rękę Mayi i odciągnąłem ją za sobą patrząc, jak Akki goni mnie z zamiarem wypatroszenia. Shy tymczasem ruszyła za nami.
- Musimy ich zgubić - powiedziałem cicho. - Chyba, że oboje chcemy dzisiaj skończyć nasze żywoty - uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie setki razy, kiedy Akatsuki gonił mnie z tą rządzą mordu.
- To on ciebie chce zabić, a nie mnie - wymamrotała.
- Chcesz, żeby Akki poznał prawdziwą naturę twojej mocy? - Zapytałem.
- No nie bardzo - przyznała. - Czego chcesz za milczenie?
Zastanowiłem się chwilę. Miałem kilka ciekawych pomysłów, ale szybciej pewnie wolałaby znowu użyć Follow niż się zgodzić na coś tak upokarzającego. Tym razem chyba powinienem sobie odpuścić poniżanie innych, bo jeszcze stracę moją kartę atutową.
- Powiedzmy, że na początek oddasz mi moją moc - zamyśliłem się i w ostatnim momencie uniknąłem gałęzi, która chlasnęłaby mnie mocno w policzek przy tej prędkości. - I przemilczysz przy nim, jak rozpoczął się pojedynek. Użyjmy wersji w której pokłóciliśmy się o tereny, twoim zdaniem przejdzie?
- Skąd masz pewność, że posiadam tą moc? - Spytała. - Nie jestem już Follow.
- Follow? A więc tak nazywa się twoja moc - zainteresowałem się. - Mam pewność, bo do mnie nie wróciła.
Okrążyliśmy polanę i do niej wróciliśmy mając nadzieję, że nasz pościg nas zgubił.
- Sap! Do mnie! - Powiedziała.
Na zniszczonej polanie pojawiła się wielka smoczyca.
To na tyle jeśli chodzi o zgubienie Akkiego.
- Znajdź Shy - zwróciła się do smoczycy, a ona odleciała.
- Co ty robisz?! - Spojrzałem na nią załamany. - Tego nie da się nie zauważyć. Akatsuki na pewno nas znajdzie!
- Chcesz żyć? - Spytała mnie.
- Raczej tak - odparłem.
- To się zamknij! Ostatnio omal cię nie zabiłam będąc Follow.
Jej nastawienie zmieniało się dosyć szybko. Chyba się oswoiła już z moim towarzystwem, ponieważ dłużej się mnie nie bała. Chyba zasługiwała na moje uznanie.
Kto wie czy bym zginął - pomyślałem. - Miałem jeszcze kilka asów w rękawie, ale nie wątpiłem, że podobnie było jej w przypadku.
Lepiej będzie, jak teraz nie będę tego komentował.
- Chyba nie chcesz mieć wkurzonego Akatsukiego i Follow na głowie? - Stanowczo już się mnie nie bała.
Nic nie odpowiedziałem, ale i bez tego można się było domyślić, że wolałbym nie mieć ich razem na karku.
Nagle u góry pojawiła się smoczyca (super: to wyglądało, niczym wielki znak "Tutaj jesteśmy, chodź zabij nas jeśli chcesz!"), która zrzuciła Shy z góry.
- I co teraz? - Spojrzałem na Mayę. - Nawet jeśli zaatakujesz go w formie follow to - zamilkłem przerażony co chciałem powiedzieć.
Mało brakowało i bym się wygadał o Egidze, wtedy Akki nie chciałby mnie już tylko brutalnie zamordować, tylko gorzej...
- ... To możesz nie odzyskać po tym panowania nad sobą - dokończyłem po chwili.
- Nic nie wiesz o Follow - powiedziała.
Nic nie wiesz o Egidzie - pomyślałem, ale nie powiedziałem tego głośno. - Ani o wkurzonym Akkim.
Zamieniła się w Follow i poczułem, jak oddała mi swoją moc. Shy tymczasem stanęła obok niej.
- Cóż, to chyba na tyle... na razie - uśmiechnąłem się pod nosem. - Walka była całkiem ciekawa i żałuję, że nam w niej przeszkodzono. Może następnym razem będziemy mieli okazję ją dokończyć, jeśli ci na tym zależy. Ja już dowiedziałem się tego co chciałem.
Chyba ją odrobinę zaskoczyłem, ponieważ prawdopodobnie myślała, że chciałem, by mnie ukryła. Owszem, brałem taką opcję pod uwagę, ale już nie jeden raz wkurzyłem Akatsukiego i jakoś do tej pory żyję. Interesowało mnie tylko, aby odzyskać moc, gdyż nie zamierzałem jej tracić z powodu jednej z małych sprzeczek.
- Do zobaczenia - odwróciłem się i zagiąłem przestrzeń, aby się przenieść. Coś w rodzaju teleportacji, tylko wykorzystywałem do tego wymiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz