Biegłam... Shy starała się milczeć w swojej głowie, ale wiem że czuła mój ból. Starałam się biec i nie myśleć, nie czuć być taka jak Shy. Zazdrościłam jej tego... czasami. Ona nie cierpiała. odczuwała tylko moje cierpienie. Słuchałam lasu, słuchałam odgłosu moich kroków. I biegłam... cały czas biegłam... czułam, że muszę biec. Uciekałam od bólu.... od tych obrazów... od tego wszystkiego. Nie wiem ile czasu zajęło mi uciekanie, zupełnie straciłam rachubę. Las był gęsty, ciemny i taki spokojny. Starałam się zwiększyć udział Shy w naszej wspólnej głowie, to pozwalało na ogarnięcie się, pozwalało mi żyć. Nie okazywałam tego wcześniej, ale byłam szczęśliwa, że mam ją obok siebie.
- Dziękuję- szepnęłam. Wiedziałam, że ona nigdy mnie nie opuści. Zamieniłam się w człowieka, o wiele bardziej wolałam chodzić na dwóch nogach, Shy zrobiła to samo... jak zwykle. Ale teraz ból był silniejszy. Nigdy nie płakałam bo śmierci matki, starałam się zapomnieć i tyle. Teraz nie miałam gdzie uciec, ale nie... byłam zbyt twarda, żeby ryczeć. I w sumie pierwszy raz nie wiedziałam co powinnam zrobić, wiedziałam jedno... nie mogę wrócić tam, nie teraz. Bałam się, a strach panował nade mną. Byłam uwięziona.
- Co teraz?- zapytałam Shy, choć wiedziałam że mi nie odpowie i nie pomoże. W końcu nie była "wujkiem dobra rada" tylko moją obrończynią.
- decyduj- powiedziała. Tylko tyle. Jakby to było takie proste. Wiedziałam, że niby mam zobowiązania, ale gdybym poszła dalej to przecież i tak nigdy bym tu nie wróciła. Coś mnie ciągnęło w stronę tego lasu, ale inne coś ciągnęło mnie w stronę wręcz przeciwną.
"Co teraz" pomyślałam, ale w postaci ludzkiej łatwiej się męczyłam i głodniałam. Nie wiem kiedy ostatnio coś jadłam.
- Idę zapolować- powiedziałam do Shy. I pobiegłam. Las był w tych okolicach bardzo gęsty więc nie musiałam długo czekać na zwierzynę. Co prawda nie miałam szans na nic większego np, jelenia. Zwykłe zające musiały wystarczyć. Żywiły się nimi kiedyś niemal codziennie i jakoś przeżyły. Potem przyszedł czas na sen, ale Maja nie miała ochoty spać pod jakimś drzewem.
- Shy poszukajmy jakiejś jaskini czy czegoś. Padam z nóg.
- dobry pomysł -odpowiedziała
- Sap- zawołałam smoka, a Shy wezwała własnego zwierzaka. Na nich łatwiej było się przemieszczać, no i z góry też szybciej znajdzie się jakąś jaskinię... oj no dobra chciałam sobie trochę polatać. Lecąc na Sap czułam się wolna, to było takie cudowne uczucie. Patrzyłam na świat z góry i czułam, że nie ma żadnych ograniczeń, że wszystko jest możliwe. Teraz bardzo potrzebowałam tego uczucia. Nie pocieszyłam się nim jednak zbyt długo. Nie wiem kiedy i jak, ale w pewnym momencie odpłynęłam. Kiedy się obudziłam byłam w nieznanej sobie jaskini, zupełnie nie wiedziałam jak się w niej znalazłam. Sap sobie spokojnie spała obok i wydawało mi się, że zza krzaków wyłania się jakaś postać. Pomyślałam, że to Shy, ale poczułam jej obecność za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz