Ostatnie dni mi się dłużyły. Rzadko zaglądałam do codziennej rzeczywistości wilków i ludzi, a jeśli to robiłam to, jedynie na prośbę Akatsukiego. Zdecydowałam się zostać jego towarzyszem kilkaset lat temu, ale nasze drogi rzadko się krzyżowały.
Każdy zajmował się sobą nie przeszkadzając drugiej osobie.
Zresztą mój "właściciel", którego zwierzchności nigdy do końca nie uznałam doskonale potrafił sobie poradzić sam, a za codzienne towarzystwo służył mu inny wilczy osobnik zwany Kuro.
Za Kuro nigdy nie przepadałam. Od zawsze wiedziałam, że obecność kogoś takiego oznaczała same kłopoty. W dodatku mógł mieć zły wpływ na Akatsukiego.
Jednak z jakiś powodów i nieważne ile by kłopotów sprawił ten mały drań, jakimś cudem nigdy nie został wyrzucony na zbity pysk.
Nie rozumiałam pod tym względem mojego "właściciela".
Nie łatwiej pozbyć się kłopotów od razu, a nie z nim się użerać? Moje próby wyperswadowania Akatsukiemu, żeby go zostawił nigdy nie odniosły zamierzonego skutku. Zaczęłam już wątpić, żeby one kiedykolwiek odniosły sukces. W końcu na pewien sposób ta dwójka przyzwyczaiła się do swojego towarzystwa.
A co sprawiło, że zostałam towarzyszem zamiast żyć sobie dalej nie zwracając na nic uwagi? Podejrzewam, że nuda. Miałam ochotę spróbować czegoś nowego, więc po prostu zaczęłam szukać jakieś ciekawej osoby, co zapoczątkowało serię podróży po świecie.
Podczas jednej z nich natrafiłam na niego. To było już dosyć dawno, jak teraz o tym pomyślę.
"Promienie światła wpadły przez małe okienko gospody budząc mnie ze snu. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty wstawać. Moja podróż rozpoczęła się około półtora roku temu i jak to tej pory nie znalazłam odpowiedniej osoby, żeby była godna mojego towarzystwa.
Może to ze względu na moje wygórowane warunki?
Potencjalna osoba miała być silna, lojalna, mądra, odważna, sprytna, pewna siebie, nierzucająca się do każdej napotkanej walki, nieśmiertelna, uczciwa, tolerancyjna (jak teraz o tym pomyślę to może nie w takim stopniu co Akatsuki, tolerowanie Kuro jest przesadą), nie mogła marudzić z powodu mojej nieobecności, być szybka, dobrze znosić lot w powietrzu, nie mogła być irytująca... itd. itd. Nie chciało mi się nawet ponownie wymieniać całej tej listy. Wiedziałam, że 99% ludności tej planety z góry było odrzucone przy moich wymaganiach. I jeszcze musiał to być ktoś z kim będę rozumieć się bez słów...
No może winowajcą mojej przedwczesnej pobudki były promienie słoneczne. Domyślałam się, że hałas z sąsiedniego pokoju również miał w tym udział.
- Co ty robisz - usłyszałam syk przez ścianę. - Wyrwałeś ramę od okna idioto. Ciekawe skąd weźmiesz pieniądze, żeby za to zapłacić.
- Ty zapłacisz - odpowiedź.
- Wybacz, ale jestem spłukany, także będziesz musiał zostać tutaj i pracować.
- Ucieknę, praca jest ostatnią rzeczą, którą będę robił.
- A jaki idiota kupił pół tony pączków bez mojej wiedzy i się dziwi, że nie mamy już żadnych oszczędności - właściciel głosu zdawał się już tracić cierpliwość. - I gdzie ty to wszystko zmieściłeś? Jeśli są jeszcze świeże i w nienaruszonym stanie to damy radę jeszcze je odsprzedać.
- Nie - uparł się. - To są moje pączki i ich nie sprzedamy. - Poza tym zamierzam je zjeść.
- Nie chcę cię martwić, ale to niemożliwe - roześmiał się.
- Możliwe - odparł.
- Poza tym znamy się dopiero od dwóch tygodni, a ty wydałeś całą moją zawartość portfela na pączki, karmę dla ludożerczych koni, pocztówki z piekła, potłuczoną harmonijkę, wodorosty, jezioro, zatopioną jaskinię, strzały do łuku, którego nawet nie posiadasz oraz 50 litrów pieprzu w butelkach - dalej wyliczał, a lista robiła się coraz dziwniejsza. - Prawie wszystko z tego to zwykłe śmieci!?
Przysłuchiwałam się rozmowie z narastającą ciekawością. Owszem, byłam zła, że mnie obudzili, ale to była całkiem ciekawa wymiana zdań.
- Starałem się wszystko wydać - przyznał. - To było trudne, ale jak zapewniłem zapas na pół roku dla ludożerczych koni w piekle pieniądze dosyć szybko zeszły - jego głos nie był winny w najmniejszym stopniu. - Chciałem zobaczyć, jaką będziesz miał minę, kiedy dowiesz się, że wydałem wszystkie pieniądze, a właśnie... Zapomniałeś wymienić, że kupiłem też ciało martwego wieloryba.
- Masz jakieś ostatnie życzenie nim cię zasztyletuję na miejscu?
- Tak, żebyś odpracował dług, kiedy mnie już tutaj nie będzie.- odparł bezczelnie.
Moje łóżko stało przy ścianie, która sąsiadowała z tamtym pokojem. Odskoczyłam w tył spadając na podłogę, bowiem przez nowo powstałą dziurę w ścianie wystawało ostrze noża dokładnie w miejscu mojej głowy.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę przerażona zdając sobie sprawę, jak blisko było, aby to coś znalazło się we mnie.
- Chciałeś mnie zabić? Przecież przed chwilą tam stałem, naprawdę niebezpieczne jest wymachiwanie taką bronią, jak szaleniec - stwierdził drugi, wcale nie brzmiał na przerażonego.
Szybko wybiegłam z pokoju nie zważając uwagi na to, że jestem w samej piżamie.
Otworzyłam drzwi. Zamknęłam drzwi.
Nic nie widziałam. Nie było mnie tutaj przy żadnej scenie wzajemnego morderstwa. Ja nic nie słyszałam.
Wróciłam do pokoju i spojrzałam na dziurę. Nie. Oni wzajemnie mogą się mordować, ale niech już nie próbują tego samego zrobić ze mną przez przypadek. Wybiegłam jeszcze raz z pokoju i otworzyłam drzwi.
Oczywiście oni wzajemnie, wciąż próbowali sobie poderżnąć gardła.
- Ej wy! - Podeszłam i zdzieliłam tą dwójkę po głowie, co z moją smoczą siłą nie było zbyt dużym problemem. - Może i jesteście na siebie wściekli, ale nie próbujcie w to wplątywać osób trzecich - byłam wściekła, omal nie zafundowali mi blizny na twarzy od ostrza, co ja będę mówić o bliźnie, może by mi gałkę oczną wyjęli. Wskazałam na sztylet wbity w ścianę. - Wyobraźcie sobie, że ja leżałam po drugiej stronie. Wiecie, jak niewiele brakowało, żebym stała się jednością z tą bronią?! - Wydarłam się. - Wiem! Aby mi to zrekompensować od teraz pomożecie mi w poszukiwaniach, a ja spłacę ten dług.
- Nie musisz go spłacać - odparł chłopak. - W zamian za pieniądze uzyskane z wnętrzności wieloryba będziemy w stanie poradzić sobie z wydatkami, ale w zamian możesz... Chodź pokażę ci - złapał mnie za rękę.
Wyprowadził mnie z pokoju w samej piżamie, a drugi ciemnowłosy poszedł za nim wzdychając i zamykając drzwi na klucz. Przeszliśmy przez pół miasta (super, ja byłam w różowej piżamce w misie - myślałam, że spalę się ze wstydu, ale jak próbowałam się wyrwać to on i tak mnie trzymał, a wszyscy ludzie, jak nas widzieli to się niemalże pokładali ze śmiechu).
W końcu dotarliśmy na plażę.
- Ale możesz rozdzielić wszystkie jego wnętrzności, potem je rozmielić i sprzedać, a na końcu zameldować - wręczył mi sztylet zanim zdałam sobie sprawę co się dzieje. - Mi się nie chce przy tym brudzić. Powodzenia i do zobaczenia - pomachał nam, a potem zaczął się oddalać.
- Chyba... - Zaczęłam wściekła.
- Sobie - wszedł mi w słowo ciemnowłosy. - Stroisz...
- Cholerne żarty?! - Krzyknęłam.
Rzuciliśmy się w jego stronę, złapaliśmy go za dwie ręce z minami diabła i...*"
Oczywiście po jakimś czasie przeszła mi złość na Kuro i tak właściwie, gdyby nie on to nigdy bym nie spotkała Akatsukiego, więc w pewien sposób byłam mu wdzięczna.
________________________________________________________________________
*Co się dalej wydarzyło pozostawię waszej wyobraźni, ale niejedną osobą przyprawiłoby to o traumę w stosunku do wielorybów/ zmartwię cię Mayu, ale Kuro niekoniecznie posiada traumę tego pokroju (od pogrzebania żywcem w języku Płetwala Błękitnego się wymigał, więc z jego psychiką jeszcze nie jest tak źle pod tym względem).
Podkreślam słowo 'jeszcze'.
OdpowiedzUsuńI wcale nie czuję się zmartwiona
OdpowiedzUsuń