Przeklęty Kuro uciekł. Trudno... Dorwę go, jak tylko spróbuje wrócić na teren watahy, a na razie nie chce mi się za nim biegać. Warto byłoby odwiedzić inne tereny. Może są jeszcze tam jakieś wilki?
Błąkałem się po terenach, aż w końcu udało mi się je w miarę poznać, chociaż bardzo pobieżnie. Jedynie rozeznałem się w położeniu krain danych żywiołów i nie zagłębiałem się dalej pomijając mój Mrok.
Wszystkie tereny były unikalne i piękne na swój sposób, ale Ziemia mnie oczarowała. Wydawała się kompletnym przeciwieństwem moich terenów. Miejscem w którym osoby takie jak ja nierozłącznie związane z mrokiem tego świata nie będą miały nigdy dostępu, a wiadomo, że to co jest poza dostępem jednostki zawsze ją przyciąga.
Jeśli wilk ziemi oznaczałby życie, to prawdopodobnie wilk mroku śmierć. Najwyraźniej tak był skonstruowany ten świat i nic nie dało się z tym zrobić.
Zresztą po kilkuset latach jesteś w stanie się do tego przyzwyczaić i dać sobie spokój z chęcią bycia kimś innym. Poza tym są zalety tej mrocznej natury zawartej w tym żywiole do których się już przyzwyczaiłem. Za to do wybryków Kuro nigdy nie potrafiłem się przyzwyczaić.
Wędrowałem terenami Watahy Ziemi, aż w końcu nagle zauważyłem piękną dziewczynę z lwem na smyczy. Wydawała mi się bardzo znajoma, ale jednocześnie poczułem porządny ból głowy, że aż zmrużyłem oczy na chwilę.
Spojrzała na mnie.
- Kim Ty... - Chciałem się zapytać.
Uniosła rękę, by mi przerwać. Zamilkłem wpatrując się w nią oszołomiony.
- To jeszcze nie czas byś ze mną rozmawiał - oznajmiła jedwabnym głosem uśmiechając się.
A potem się rozpłynęła, jakby jej nigdy tutaj nie było. Jakby to była tylko iluzja.
Zdawała się mnie znać, chociaż ja nie byłem w stanie przywołać z pamięci jej twarzy. W dodatku to co powiedziała oznaczało, że chyba się spotkamy.
Może ona była takim typem osoby, który zdawał się wiedzieć wszystko? Może...
Nagle wydawało mi się, że zobaczyłem sylwetkę między drzewami. Niewiele myśląc zerwałem się i pobiegłem w tamto miejsce, jednak nikogo nie było.
Gra świateł? Nie. Byłem pewny, że ktoś tutaj był.
Miałem wrażenie, jakbym usłyszał cichy dźwięczny śmiech, który dobiegał z prawej strony. Odwróciłem się. Nikogo tam nie było.
Chyba zaczynałem wariować.
Mimo świadomości, że prawdopodobnie nikogo tam nie ma poszedłem w stronę z której dobiegł śmiech. Nawet, gdybym chciał się zatrzymać to nie mogłem. W tamtym kierunku ciągnęła mnie nie zaspokojona ciekawość.
Tajemniczy śmiech i sylwetka zaprowadziły mnie wiele kilometrów dalej pod ogromne drzewo. Wydawało się górować nad innymi i jakby ono było centrum tego lasu. Nie wiedziałem na czym opierałem te przypuszczenia, ale wystarczyło, abym na nie spojrzał i odniósł to wrażenie.
- To miejsce jest dziwne - stwierdziłem dotykając kory drzewa.
A wilki w nim jeszcze dziwniejsze - dodałem w myślach. - Może to wszystko, jednak nie jest zbiegiem okoliczności?
Może lepiej stąd pójdę na razie? Po tym gonieniu za tajemniczą sylwetką, która wydawała mi się być tą dziewczyną już niczego nie byłem pewny, a swoim zmysłom przestałem ufać.
Ruszyłem w stronę granicy watahy. Nagle zauważyłem jakąś sylwetkę, która zdawała się do mnie zbliżać.
[Sonia? Czy ktoś?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz