Zostawiłem nadąsanego po walce Kuro i ruszyłem, żeby pozwiedzać okoliczne tereny. Jakie miałem pierwsze wrażenie przy ich zwiedzaniu? Były ogromne w dodatku od dłuższego czasu opuszczone. Wydawały się idealne do zamieszkania z dala od cywilizacji. Jedna z nielicznych pozostałych krain nietkniętych przed człowieka. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby rządzili tutaj jakiś czas temu bogowie.
Kiedy był wieczór znalazłem wielką jaskinię. Co mnie w niej zaskoczyło? Były w niej meble i inne wyposażenie, chociaż na tyle stare, że wątpiłem, aby nadawało się do użytku, a na krzesła wolałem nie siadać, bo jeszcze by się pode mną rozpadły.
Aczkolwiek oznaczało to, że kiedyś ktoś tu mieszkał. Dziwiło mnie, że zostały one opuszczone w takim stanie, że wyglądały, jakby nikt stąd nic nie zabrał.
Cóż, pewnie kryła się za tym długa historia i nie wątpiłem w to, że kiedyś przy jakieś okazji ją odkryje, jednak nie miała ona teraz większego znaczenia.
To miejsce nadawałoby się do dłuższego zamieszkania w nim - zamyśliłem się. - I do założenia watahy... Wataha. Nie byłem pewien, czy byłbym dobrym przywódcą stada. Poza tym, skąd miałyby się tu wziąć wilki? Chyba nagle nie przyjdzie tutaj 20 wilków, które posługują się żywiołem Mroku.
Westchnąłem wyglądając na zewnątrz, gdzie dawno już zapadł zmrok. Nie miałem zbytniego problemu z widzeniem ciemności, ale nie warto było męczyć swoich oczu, żeby odnaleźć Kuro. Dzisiaj mógłbym zanocować tutaj.
Zamieniłem się w wilka i rozciągnąłem, jak dawno nie byłem w tej formie. Ostatnio przebywałem w częściach świata zamieszkanych przez ludzi, więc nie miałem zbyt wielu okazji, żeby poruszać się w tej postaci.
Ułożyłem się przy wejściu jaskini i ułożyłem do snu.
Ocknąłem się niedługo po świcie i spokojnie ruszyłem w stronę polany, gdzie podejrzewałem, że przenocował Kuro.
Kiedy wreszcie dotarłem do tego miejsca, można powiedzieć, że go znalazłem...
Nie był sam, oprócz niego na polanie były jeszcze dwie dziewczyny, które patrzyły się na niego, jakby zastanawiały się czy go zabić.
Ten mały drań... Czy on nie potrafił przetrwać jednego dnia bez walki? Czy według niego dzień bez awantury to dzień stracony? Westchnąłem ciężko stojąc na skraju polany. Wykorzystałem jeszcze chwilę to, że byłem niezauważony, aby popatrzeć.
- Życie ci niemiłe? - Zapytała się blondyna. - Jeśli tak, to próbuj dalej mnie atakować - ona go prowokowała?
Kuro nie zdawał się być sprowokowany, ale znałem go i wiedziałem, że sobie nie odpuścił. Milczał i przyglądał się tamtej dwójce. Nieświadomie bawił się palcami u lewej ręki - zauważyłem, że to był jego nawyk, kiedy nad czymś intensywnie myślał.
Może jeszcze chwilę warto będzie poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja?
Po chwili wystrzeliła od niego błyskawica w stronę blondynki, następnie nożem stronę ciemnowłosej. Nietrudno byłoby się domyślić, że chce sprawdzić ich zdolności bojowe, ale znałem Kuro i wiedziałem, że gdyby chciał tak zrobić to sam rzuciłby się do walki.
Jedyną reakcję na każdy atak miała ciemnowłosa, która nieznacznie przybrała inną postawę (może odruch?), czyli to ona parowała te ataki...
- A teraz chcę zobaczyć, jak mnie atakujesz - Kuro wskazał na ciemnowłosą.
Już wiele razy zastanawiało mnie co chodzi po jego głowie, także miałem praktykę w zgadywaniu jego myśli i wiedziałem, że wskazał na ciemnowłosą mając w tym jakąś ukrytą intencję.
Dziewczyny wymieniły szybkie spojrzenia, ale żaden atak nie nadszedł.
Chyba pora ukrócić tą jego zabawę, nim przez przypadek wywoła prawdziwą walkę, a zbędny rozlew krwi to była ostatnia rzecz, którą chciałem, aby on wywołał z dwójką nowo poznanych osób.
Wyszedłem na polanę i zdzieliłem go porządnie w głowę wbijając go głęboko w ziemię.
- Mógłbyś przestać się wygłupiać! - Skarciłem go. - Wszczynanie takich walk bez powodu jest bez sensu.
Nie powiedziałem tego głośno, ale sam chciałbym zobaczyć tą dwójkę w walce. Oczywiście nie zamierzałem się z tym zdradzać.
-
Można wiedzieć za co to? - Wyciągnął swoje nogi z dziur w gruncie. - Przecież nikogo,
jeszcze nie zabiłem.
- Jeszcze - podkreśliłem. - Ale zamierzałeś to zrobić.
- Czepiasz się szczegółów - westchnął. - Przecież nie wykonałem żadnych śmiertelnych ataków.
Spojrzałem na niego ciężko. Nieważne co bym powiedział on i tak upierał się przy swoim i zawsze robił co chciał. Oczywiście potem ja musiałem za to odpowiadać.
-
Przepraszam za niego - zwróciłem się do dziewczyn. - Zawsze tak się zachowuje i
nie należy brać go na poważnie.
- W końcu ciebie też dorwę - oznajmił ściszonym głosem.
- Nie, dopóki mam swoją Egidę - odparłem cicho z uśmiechem. - Możesz sobie popróbować.
- Nie rozumiem czemu jej w takim razie nie używasz - zauważył.
-
Jeśli potrafię sobie bez niej poradzić i nie istnieje taka potrzeba to
wolę użyć swoich mocy zachowując w ten sposób parę asów w rękawie -
wzruszyłem ramionami.
Wolałem nie oznajmiać całemu światu, że mam coś takiego, bo tylko bym się prosił o kłopoty, których i tak miałem dużo nawet bez tego.
Kuro prychnął, a ja tego nie skomentowałem.
- Jestem Akatsuki, a to jest Kuro - powiedziałem. - A wy jesteście...? - Czekałem na ich odpowiedź.
- Maya i Shy - oznajmiła blond dziewczyna.
- Jesteście stąd? - Spytałem zaciekawiony.
- Nie - odparła Maya. - Dotarłyśmy tutaj wczoraj.
Wczoraj? Dosyć duży zbieg okoliczności, że jednego dnia do opuszczonej krainy przybyły cztery wilki, ale nawet coś takiego potrafi się zdarzyć.
- A na jak długo zamierzacie tutaj zostać?
Wymieniły między sobą szybkie spojrzenia.
- Zamieszkać w jednym miejscu? - Shy wyglądała, jakby mówiła tylko do swojej towarzyszki, mimo naszej obecności. - Jakoś sobie tego nie potrafię wyobrazić.
- Nie jestem pewna - zastanowiła się Maya. - To miejsce jest piękne... Mogłabym w nim nawet zamieszkać, jednak mimo wszystko jesteśmy wędrownymi wilkami.
- Wiem o czym mówisz - odparłem. - My także się nigdzie nie osiedliliśmy na stałe i ciągle podróżujemy.
- A gdyby tak założyć watahy? - Wtrącił się Kuro. - Skoro są dobre tereny to jest również szansa, że znają się inne wilki.
Zaskoczył mnie z tą propozycją. Niezbyt mi pasowała do jego tymczasowego zachowania.
- To niebezpieczne - odezwała się Shy do dziewczyny znowu nas ignorując.
- Niby czemu? - Zapytał chłopak.
- To może być ciekawe - stwierdziła Maya do Shy. - Chcę założyć własną Watahę Ognia.
- To ja chcę Mroku - odezwał się szybko Kuro. - Mogę być Al...
- Nie - przerwałem mu. - Jakbyś ty był Alfą to byś doprowadził szybko do jakieś wojny przez szukanie silnych przeciwników. Przywódca powinien być również odpowiedzialny.
Spojrzał na mnie niechętnie, ale wiedział, że mam rację, także nie mógł zaprotestować.
Milczeliśmy chwilę, aż w końcu przerwałem ciszę.
- Hmmm... W sumie to nigdy nie zakładałem żadnej watahy, więc nie wiem zbytnio co teraz powinno nastąpić - przyznałem. - Co powiecie na ustalenie granic?
- Akatsuki... - Kuro spojrzał na mnie morderczo. - To ja chcę być Alfą.
- Przecież ty się nie nadajesz - odparłem rzeczowo.
- Nadaje się lepiej od ciebie - upierał się.
- Nie dorośniesz do takiej odpowiedzialności nawet za 100 lat - skomentowałem.
- Chcesz się przekonać kto byłby silniejszą Alfą? - Rzucił mi wyzwanie. - Chyba, że jesteś na tyle słaby? - Zaśmiał się. - Co ci po słabiej Alfie skoro zginie w pierwszej walce.
Dobrze wiedziałem, że mnie prowokował, ale tak to rozegrał, że gdybym zaprotestował to bym wyszedł na słabego.
- Nie możesz dać sobie z tym spokoju? - Westchnąłem.
- Nie możesz przestać owijać w bawełnę i przyznać, że się boisz porażki? - Odparł.
Rzuciłem mu niechętne spojrzenie.
- Skoro nie chcesz walczyć - spojrzał na mnie bez emocji. - Zawsze możemy to zrobić tak!
Z jego ręki wystrzeliły dwa pioruny. Byłem przygotowany do ich odparcia, ale one zniknęły przede mną? Czyżbym podświadomie użył Egidy? Nie... Byłem pewien, że bransoleta na mojej lewej ręce pozostała nieaktywna. W dodatku miałem wrażenie, jakby jakaś świadomość otarła się o mój umysł.
Spojrzałem w stronę Mayi i Shy, a wtedy zauważyłem, że ciemnowłosa przysunęła się trochę bliżej mnie.
- A może byście tak oboje przestali? - Po raz pierwszy odezwała się do nas.
Obydwoje byliśmy na tyle zaskoczeni, że się do nas odezwała, aż zaprzestaliśmy walki, chociaż jeszcze sekundę temu Kuro był gotowy rzucić mi się do gardła i vice versa.
- Proponuję wrócić do tematu ustalenia terenów - powiedziała Maya.
Spojrzałem ukradkiem w stronę Shy. Coś mi wciąż nie dawało w tym spokoju, jakbym miał wrażenie, że w tamtym momencie byłem niepokonany, zupełnie, jak przy używaniu Egidy. Tylko, że... Możliwość, żeby ona posiadała podobne moce co moja bransoleta było praktycznie niemożliwe. Odruchowo jej dotknąłem, żeby jeszcze raz się upewnić, że była nieaktywna.
I to ich zachowanie... Jakby coś ukrywały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz