Bałagan w mojej głowie aż mnie szokował... to raczej była głowa Maji, ale niby co za różnica? Ona jak zwykle mnie nie posłuchała i jak zwykle wpakowała nas obie w kłopoty. Gdzie Maja tam ja. Taka prosta i niepisana zasada. Tylko ona czasami przesadzała, mogli nas zabić... Dobra może nie zabić, ale zrobić nam krzywdę. "Taa... jasne" Maja siedziała w mojej głowie i podsyłała mi swoje sarkastyczne uwagi. To nie było dokładnie tak, że moja głowa i Maji były razem połączone. Tylko ich fragmenty... znaczy każda miała swój własny tok myślenia i ten wspólny.
- Przesadzasz- powiedziałam do Maji, kiedy ta używając magi ukryła jaskinie w której miałyśmy spać. Ona tylko wywróciła oczami. To chyba ja byłam specjalistką od mówienia spojrzeniem, ale co tam.
- Chodź spać, Shy. Jutro czeka nas ciekawy dzień- zapowiedziała złowieszczo
- Maja daj sobie spokój, wracajmy do watahy. Tam jest bezpiecznie- poprosiłam
- Powiedziała ta co stwierdziła, że wataha to kiepski pomysł- zaszydziła Maja, a ja nie zamierzałam jej odpowiadać. Tylko położyłam się spać.
- Oj no... Przepraszam Shy- odezwała się Maja. Widzicie? Jednak miała jakieś uczucia.
- Ale jutro wracamy?- dopytywałam się
- Zastanowię się- odpowiedziała i też ułożyła się do snu. Nasze zwierzaki już dawno spały wyczerpane po dzisiejszej podróży. Cóż... miały niezły wycisk. Sama dość szybko zasnęłam, ale cały czas miałam włączony czujnik niebezpieczeństw. Ktoś musiał. Maja była strasznie głupia i nierozsądna. Bardziej emocjonalna, a jej emocje były bardzo wybuchowe, dlatego często pakowała się w kłopoty. Zupełnie jak jej mama. Teraz mogłam o tym myśleć, bo Maja spała. Nie mogłam jej się przyznać, że niejako znałam jej mamę lepiej niż ona sama. Może znałam ją lepiej niż ona siebie. Potrafiłam przewidywać co zrobi i wyprzedzać ją myślami o 5 min. Ale ona tego nie wiedziała i lepiej, żeby tak zostało. Bardzo łatwo było ją zranić to dlatego tak często wybuchała gniewem. Może to głupie, ale myśląc o tym już spałam. Wiem, wiem jak śpisz to raczej śnisz, a nie myślisz, ale ja myślałam. Byłam inna niż wszyscy.
Maja jak zwykle wstała pierwsza i poszła zapolować. Polowanie to było jej zadanie. Ja nie umiałam złapać nawet zająca i próżne były wysiłki Maji, by mnie tego nauczyć. A musiałyśmy żywić też nasze zwierzaki. Po odpoczynku Gaja i Sap były w pełni sił i mogły nas odstawić do watahy w bardzo szybkim tempie. Chociaż widziałam jak Maja skrzywiła się słysząc tą myśl. Cóż... dla niej stałość była nużąca...Męczyła ją. W końcu to był żywy, płonący ogień, nie to co ja.
- Maja wracajmy- odezwałam się
- Ohhh.... ale po co?- zapytała z niechęcią.
- Jesteś odpowiedzialna za tą watahę- odparłam, choć słowo 'odpowiedzialność' nic Maji nie mówiło.
- Wiesz, nudna jesteś- powiedziała. Nie to nie było obraźliwe. Mówiła to tak jakby stwierdzała jakąś oczywistość.
- Wiem. - odpowiedziałam, w sumie nie wiem po co. Chciałam już wracać, więc Gaja pojawiła się przy mnie gotowa do lotu, a Maja spojrzała na mnie...yyy....z wyrzutem lub zaciekawieniem.
- Jak ty to robisz?- zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi.- Sap!- smoczyca również się pojawiła gotowa do lotu. Wiedziałam co ciekawiło Maję. Moja relacja z Gają. Czasami mogło się jej wydawać, że Gaja czyta w moich myślach, ale to nie było to. Gaja i ja byłyśmy jednym organizmem. Niemal tak samo jak z Mają, ale my miałyśmy wspólną głowę. Z Gają nie musiałam, ona była jakby moją ręką lub nogami. Po prostu nią sterowałam. To było tak naturalne jak chodzenie czy oddychanie. Bez wysiłku. Byłyśmy jednością w pełnym znaczeniu tego słowa. Inaczej nie da się tego określić.
- Shy?- Maja się odezwała, a ja spojrzałam na nią- To strasznie ciekawe.- uśmiechnęłam się do niej.
- Wracamy na swoje miejsca. Jest dobrze- Maja roześmiała się, a ja z nią. Jak się postarałyśmy to świetnie bawiłyśmy się same, tylko we dwie. Byłyśmy przyzwyczajone do siebie nawzajem.
- Sap! Lądujemy!- Maja wydawała polecenie smoczycy, ale ja nie musiałam, Gaja już lądowała. Zaśmiałam się cicho. Wylądowałyśmy na tej samej polanie co kiedyś.
- Pamiętasz?- zapytałam, ale Maja posłała mi tylko wściekłe spojrzenie. No tak, pamiętałam ile musiała się nawściekać na Kuro, ale w końcu wygoniła go ze swojej głowy i chyba liczyła na to, że już nigdy go nie spotka i on do jej głowy nie wróci.
- Chodź!- zawołała mnie i ruszyła do jaskini. Nie jestem pewna, ale wydawało mi się, że wyczuwam kogoś w pobliżu, ale pewna nie byłam. Wiedziałam jedno, niebezpieczeństwa nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz