poniedziałek, 29 września 2014

(Wataha Ognia) od Arwe

Dzisiejsze spotkanie w sumie prawie całkowicie wyleciało mi z głowy. Nie żebym robiła to specjalnie, ale niemal cały dzień, w którym cała akcja miała się odbyć poświęciłam na trening. Ten krótki „taniec”, jaki miałam przyjemność odbyć z Alfą Wody przypomniał mi, jak wiele muszę jeszcze poprawić. Zwyczajowo nie przywiązywałam wagi niemal do żadnej z rzeczy, które dotyczyły mnie samej. Jednak walka była moim żywiołem, dlatego w tej kwestii byłam perfekcjonistką. Za miejsce wybrałam sobie nieszczęsny kawałek spalonej ziemi. Wcześniej oczywiście sprawdziłam teren, by nie znalazł się nikt niepożądany, a podczas treningów zapominałam o takich „drobnostkach”, jak możliwość pojawienia się jakiegoś „podglądacza”. Na szczęście dziś Nairen obiecał mnie obserwować i w razie czego – powiadomić.
Całość moich ćwiczeń polegała przede wszystkim na wyczuciu i przypomnieniu ostatniej walki. Odtworzenie nie było proste, ale traktowałam to – jak zawsze – jak naukę nowych kroków w tańcu. A w moim wypadku tańce potrafiłam ze sobą  łączyć… Dla zwiększenia koncentracji – związałam opaskę na oczach. To był kolejny element, który już wielokrotnie mi się przydał podczas prawdziwych walk, nie zawsze masz do dyspozycji wszystkie zmysły, szczególnie, gdy ktoś próbuje Cię zabić używając podstępu…
Zmachana i zmęczona ocknęłam się koło zmierzchu, a właściwie zostałam ocknięta przez głos Nairena.
- Jeśli nie chcesz, żeby ktoś Cię widział tutaj, to lepiej kończ. Niedaleko ktoś przechodzi. Na pewno jest wśród nich ten Kuro. Pozostałych nie znam.
- Dzięki – rzuciłam krótko. Byłam na tyle mu wdzięczna i zadowolona, że powstrzymałam się od kpiny.
 Dłonie lekko mi drżały, ale wystarczyła chwila odpoczynku i drobna „kąpiel” w pobliskim strumieniu, bym odzyskała werwę. Nawet w tak zimnej wodzie nie powstrzymałam się od wkruszenia lawendy. Traktowałam to niemal jak rytuał, więc ciągle też uzupełniałam zapasy ulubionego zioła. Nie niepokojona wróciłam do Nairena.
- Nie wiem, czy wiesz, ale niedaleko zbiera się coraz więcej osób…- głos Nairena był niepewny.
- Coraz więcej osób? Niby po jaką cholera…-i wtedy właśnie mnie olśniło. No pięknie…tak się zapierałam, że pomogę w wyciąganiu na to spotkanie Mayi, a sama ledwie zdążę – pfff…idiotka.
- O tym, że potrafisz być idiotką, to ja wiem – Nairen akurat nie miał powodów do powstrzymywania się od złośliwości – więc jak masz zdążyć na to spotkanie, radziłbym się spieszyć. Szczególnie, że chyba zaraz pojawi się tam i Maya…
- Maya? Skąd wiesz?
- Głupia. Spójrz w górę.
No tak…nad nami mały punkcik, który prawdopodobnie był towarzyszem Mayi powoli zniżał lot. Ciekawe jakim cudem jednak chciało jej się tam przychodzić? Wyczuwałam znajomy zapach…podstępu. Zaśmiałam się w duchu. A przecież to ja powinnam być od kombinowania. Ruszyłam pośpiesznie, by dotrzeć w pobliże akurat w chwili tak bardzo radosnej…wściekłości mojej Ognistej „Szefowej”.
- Okej, później się z Tobą policzę, ale nie zamierzam się odzywać do Akkiego – jej głos był podniesiony, a oczami spokojnie mogła razić pioruny...znaczy...kule ognia. Albo cokolwiek, co jest bardzo bolesne. Cóż, tym razem nie musiałam powstrzymywać się od ironii.
- Jak chcesz, to ja będę się do niego odzywać za ciebie. Twój piesek raczej cię nie zastąpi- znałam reakcję Mayi na to określenie, więc nie zdziwiłam się, gdy niemal zgrzytnęła zębami. Ocho, chyba nie była w humorze…A jednak stało się coś, czego się nie spodziewałam. Shy parsknęła śmiechem. Po chwili dołączyła do niej i Maya. No cóż, może nie tego się spodziewałam…ale poczułam pewna ulgę. Może w końcu przestanie chodzić z tą kwaśną miną…
- Cieszę się, że tak świetnie się bawicie, ale…chyba będziemy ostatnie na spotkaniu, więc…Starsi przodem – posłałam im swój najbardziej kwadratowy uśmiech, jaki mogłam. Maya chciała coś odpowiedzieć, ale „psiaczek” tylko pokręciła głową i pociągnęła ją za sobą.
Jak się domyśliłam, wszyscy już byli na miejscu. Czyli WSZYSCY. Tak Ayato też już był. Stał jednak tyłem, więc nie sadziłam by dostrzegł moje przyjście. Szczególnie, że był zajęty rozmową. Nieco na uboczu stała „Mamuśka”, więc zatrzymałam obie dziewczyny przede mną.
- Powinnyście kogoś poznać – wskazałam jasnowłosą – jest Alfą Ziemi…. – i może mi się wydawało, ale w oczach Shy dostrzegłam coś na kształt…tęsknoty? Nie wiem. Z niej ciężko było wyczytać cokolwiek. Maya mruknęła coś „Nie będę z nikim się poznawać…”, ale jej towarzyszka pociągnęła ją za rękaw z dziwną miną. Ostatecznie powędrowały w stronę Initium.
Zostałam chwilowo sama. Rozejrzałam się. Z całego towarzystwa nie znałam tylko ciemnowłosej dziewczyny z towarzyszącym jej jak cień postaci…sylfa? Co tu robił sylf?
Druga postać bardziej przyciągnęła moją uwagę…z racji małego zoo, które kręciło się wokół. I tak, był tam…jednorożec – można było zrozumieć, latające „coś” (nie wiem, płaszczka? Jakaś zmutowana…bo z tego co wiem, to wodne stworzenia…),ale...kukułka? Cóż, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej uroczej gromadki. Założyłam dłonie za plecy i podeszłam bliżej.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów – zaczęłam tylko delikatnie złośliwie – ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – nawet z kimś, kto powinien chyba zmienić ubranie na bardziej…suche. Mężczyzna odwrócił się zajęty do tej pory wykręcaniem rękawa nadal mokrej koszuli. Chyba nieco zdziwiony, albo lekko znieczajony sytuacją. Spojrzał na mnie z pogodnym uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz