piątek, 26 września 2014

(Wataha Ognia) od Maji

Życie tutaj było fajne, ale trochę monotonne. Znaczy wiecie, latanie na Saphirze, bawienie się z Shy było fajne. Ale ja jestem ogniem, zawsze nim byłam. Mam iście ognistą naturę, wybuchowy charakter. Widzieliście kiedyś jak coś płonie? Płomienie najpierw delikatnie lizają przedmiot, potem coraz bardziej go pochłaniają, a potem on zamienia się w popiół. I co potem? Ogień przenosi się dalej albo gaśnie. Ogień nie może cały czas stać w tym samym stadium, bo wtedy się wypala. Kończy się tlen, a on się dusi i gaśnie. On musi mieć gdzie się przenieść, musi się zmieniać, nie może stać w miejscu. I ja też nie mogłam. Zaczynałam się dusić i przygasać. Nie działo się nic nowego, prawie całe dnie spędzałam tylko z Shy, kocham ją, ale ona nie jest zbyt rozmowna. Niby tak, wędrowałam latami mając tylko ją, ale wędrowałam. Nowe tereny, nowe lasy, które poznawałam dawały mi poczucie wolności, poczucie życia w ruchu, poczucie zmiany. Nie myślcie, że znowu chciałam uciec. To nie tak. Chciałam tylko coś zmienić. Poznać coś nowego. Zapłonąć. Znowu coś poczuć. Nie licząc spokoju i ustatkowania, które tutaj czułam. Bez obrazy, ale te uczucia nic nie znaczą dla ognia. Są za mało płomienne.
- Shy! - zawołałam ją, a ona po chwili pojawiła się przy mnie.
- Co powiesz na małą wycieczkę?- zapytałam, a Shy tylko popatrzyła na mnie błagalnie i z niechęcią. "Kiedy ona się zrobiła taka... pyskata?"
- Shy!- krzyknęłam na nią.
- Pakujesz się w kłopoty- powiedziała moja etatowa jasnowidzka. Dobra... nie chcę z niej kpić. Shy przeczuwała kłopoty i pewnie miała racje... na pewno miała.
- Przesadzasz!- powiedziałam, a ona spojrzała na mnie jakby chciała zapytać "Czyżby?"
- Po prostu przestań! - powiedziałam do niej- Jak chcesz to zostań! - dobra... skłamałam, ale wiedziałam, że Shy mnie nie zostawi.
- Sap! - zawołałam
- Gaja!- i znowu miałam rację. Nasze zwierzaki pojawiły się szybko i niemal jednocześnie. Cóż... skoro i tak musiałam czekać na Shy, a raczej na Gaję to nie używałam swoich mocy, żeby wezwać Sap. I czekał nas kolejny lot. Nadal to lubiłam, choć trochę mi zbrzydło ostatnio latanie. Robiłam to tyle razy...
- Wiesz chociaż gdzie lecimy?- zapytała Shy
- Gdzieś gdzie się uwolnię- powiedziałam
- Maja, wiesz że to niemożliwe- powiedziała Shy, ona serio się o mnie martwiła
- Wiem- powiedziałam i znałam znaczenie wyrażenia "łudzić się". - Ale chyba dlatego miałam się nie przywiązywać do nikogo, do rzadego miejsca.
- Nie możesz wiecznie uciekać.
- Kiedy zamieniłyśmy się rolami? - zapytałam, a Shy zaśmiała się
- Nie jestem pewna, ale i tak postawisz na swoim - podsumowała Shy i miała rację. Zawsze stawiałam na swoim.
- Czyli gdzie lecimy? - zapytała ponownie
- Sap! Ląduj!- rozkazałam, a smoczyca zajęła się resztą. Gaja zrobiła to samo, a Shy nie musiała powiedzieć ani słowa. Zawsze ciekawiło mnie jaka ją więź łączy z Gają. To na pewno nie było to samo co ja Sap.
Ta polana w lesie była cudowna i strasznie mi się podobała.
- Wracajmy- powiedziała Shy. "Od kiedy ona tyle mówiła?"
- Czemu?- zapytałam
- Kłopoty- odpowiedziała
.....
- Maja! Wskakuj na Sap i to już!- czyżby Shy mi rozkazywała? Ale miała rację, musiałyśmy wiać i jeszcze zgubić pogoń. Obie wsiadłyśmy na zwierzaki. Cóż z przymusu wybrałyśmy drogę powietrzną. Sap nie była najlepsza w bieganiu, ale świetnie ziała ogniem. I właśnie to robiła, a ja miałam władzę nad tym ogniem, więc trochę dałyśmy im popalić zanim odleciałyśmy. 
- Co to było?- zapytałam
- Kłopoty - odpowiedziała Shy. Jak zwykle mistrzowsko przewidywała kłopoty. 
- Gdzie teraz?- zapytałam
- Ty tu rządzisz- powiedziała
- Ale ty jesteś lepsza w wybieraniu miejsca- zaprotestowałam- kieruj się instynktem. I mimo że leciałam przed Shy to tak naprawdę ona prowadziła. 
- Sap i Gaja muszą odpocząć, my zresztą też- odezwałam się po godzinach milczenia
- Tutaj- powiedziała Shy, a Gaja zaczęła lądować jeszcze zanim Shy wskazała miejsce. Nie było tak imponujące jak ta moja polanka, ale najwyraźniej bezpieczne. A sen był nam potrzebny. Schroniłyśmy się w jakiejś jaskini, cóż była wystarczająco duża by zmieścić jeszcze Gaję i Sap. Ja nauczona doświadczeniem użyłam swojej mocy, by ukryć jaskinię. Dopóki żyłam nikt nie miał szans jej znaleźć, chyba że cofnę czar. 
- Przesadzasz- powiedziała Shy. Chyba ja to mówiłam rano. Ale nie odezwałam się do Shy tylko wywróciłam oczami. Czyżby nasze role znowu się zamieniły? A ja znowu czułam się jak ogień. Czułam tlen i wolność. Złość i gniew. Uwielbiałam ten stan. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz