- Shy! - zawołałam ją, a ona po chwili pojawiła się przy mnie.
- Co powiesz na małą wycieczkę?- zapytałam, a Shy tylko popatrzyła na mnie błagalnie i z niechęcią. "Kiedy ona się zrobiła taka... pyskata?"
- Shy!- krzyknęłam na nią.
- Pakujesz się w kłopoty- powiedziała moja etatowa jasnowidzka. Dobra... nie chcę z niej kpić. Shy przeczuwała kłopoty i pewnie miała racje... na pewno miała.
- Przesadzasz!- powiedziałam, a ona spojrzała na mnie jakby chciała zapytać "Czyżby?"
- Po prostu przestań! - powiedziałam do niej- Jak chcesz to zostań! - dobra... skłamałam, ale wiedziałam, że Shy mnie nie zostawi.
- Sap! - zawołałam
- Gaja!- i znowu miałam rację. Nasze zwierzaki pojawiły się szybko i niemal jednocześnie. Cóż... skoro i tak musiałam czekać na Shy, a raczej na Gaję to nie używałam swoich mocy, żeby wezwać Sap. I czekał nas kolejny lot. Nadal to lubiłam, choć trochę mi zbrzydło ostatnio latanie. Robiłam to tyle razy...
- Wiesz chociaż gdzie lecimy?- zapytała Shy
- Gdzieś gdzie się uwolnię- powiedziałam
- Maja, wiesz że to niemożliwe- powiedziała Shy, ona serio się o mnie martwiła
- Wiem- powiedziałam i znałam znaczenie wyrażenia "łudzić się". - Ale chyba dlatego miałam się nie przywiązywać do nikogo, do rzadego miejsca.
- Nie możesz wiecznie uciekać.
- Kiedy zamieniłyśmy się rolami? - zapytałam, a Shy zaśmiała się
- Nie jestem pewna, ale i tak postawisz na swoim - podsumowała Shy i miała rację. Zawsze stawiałam na swoim.
- Czyli gdzie lecimy? - zapytała ponownie
- Sap! Ląduj!- rozkazałam, a smoczyca zajęła się resztą. Gaja zrobiła to samo, a Shy nie musiała powiedzieć ani słowa. Zawsze ciekawiło mnie jaka ją więź łączy z Gają. To na pewno nie było to samo co ja Sap.
Ta polana w lesie była cudowna i strasznie mi się podobała.
- Wracajmy- powiedziała Shy. "Od kiedy ona tyle mówiła?"
- Czemu?- zapytałam
- Kłopoty- odpowiedziała
.....
- Maja! Wskakuj na Sap i to już!- czyżby Shy mi rozkazywała? Ale miała rację, musiałyśmy wiać i jeszcze zgubić pogoń. Obie wsiadłyśmy na zwierzaki. Cóż z przymusu wybrałyśmy drogę powietrzną. Sap nie była najlepsza w bieganiu, ale świetnie ziała ogniem. I właśnie to robiła, a ja miałam władzę nad tym ogniem, więc trochę dałyśmy im popalić zanim odleciałyśmy.
- Co to było?- zapytałam
- Kłopoty - odpowiedziała Shy. Jak zwykle mistrzowsko przewidywała kłopoty.
- Gdzie teraz?- zapytałam
- Ty tu rządzisz- powiedziała
- Ale ty jesteś lepsza w wybieraniu miejsca- zaprotestowałam- kieruj się instynktem. I mimo że leciałam przed Shy to tak naprawdę ona prowadziła.
- Sap i Gaja muszą odpocząć, my zresztą też- odezwałam się po godzinach milczenia
- Tutaj- powiedziała Shy, a Gaja zaczęła lądować jeszcze zanim Shy wskazała miejsce. Nie było tak imponujące jak ta moja polanka, ale najwyraźniej bezpieczne. A sen był nam potrzebny. Schroniłyśmy się w jakiejś jaskini, cóż była wystarczająco duża by zmieścić jeszcze Gaję i Sap. Ja nauczona doświadczeniem użyłam swojej mocy, by ukryć jaskinię. Dopóki żyłam nikt nie miał szans jej znaleźć, chyba że cofnę czar.
- Przesadzasz- powiedziała Shy. Chyba ja to mówiłam rano. Ale nie odezwałam się do Shy tylko wywróciłam oczami. Czyżby nasze role znowu się zamieniły? A ja znowu czułam się jak ogień. Czułam tlen i wolność. Złość i gniew. Uwielbiałam ten stan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz