Spojrzałem niechętnie na Ayato (taak... ja zawsze muszę rzucać ludziom niechętne spojrzenia przy pierwszym spotkaniu). Wydawał się mnie oceniać, a kiedy ciebie ktoś obserwuje i każdy twój ruch szukając luki w twojej obronie jest irytujące, więc na złość w ogóle nie zamierzałem mu pokazywać mojej obrony - a niech się facet głowi, czy jestem taki beznadziejny w walce, że nie umiem się nawet bronić albo czy jestem na tyle pewny siebie, żeby nie przejmować się kimś takim, jak on (nie, żebym się nim nie przejmował, ale mógłbym czysto teoretycznie sprawiać takie wrażenie).
Zdawałem sobie już sprawę, że nie byliśmy najlepiej dobraną grupą osób i miałem wrażenie, że Paralda oraz Ayato mogą się nie dogadać w najbliższym czasie. Dodatkowo dziewczyna zdawała się onieśmielać Damp'a swoim nietypowym zachowaniem (żeby nie określić go dziwnym). Kuro po prostu spokojnie czekał obserwując sytuację i szukając pola do popisu, a ja... A ja po prostu pragnąłem znaleźć się w mojej jaskini i pójść spać mając ten dzień za sobą.
Westchnąłem ciężko - życzenia się nie spełniają (no... niektóre tak, jednak przeważnie w taki sposób, iż większość osób wolałaby, aby one się nie spełniły).
Chciałem pójść do Initium i powiedzieć jej, żeby w końcu coś powiedziała, ale akurat przy niej była Maya (z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że nie ma ochoty się do mnie odezwać nawet słowem).
- Zaczynam się zastanawiać czy ona zamierza cokolwiek zrobić - stwierdziłem zmartwiony.
Wcale nie miałem ochoty być odpowiedzialny za ten bałagan i trzymać w ryzach na spotkaniu te wilki. Tylko głupia, albo bardzo pewna swoich umiejętności osoba pisałaby się na coś takiego. Initium się nadawała ze względu na autorytet i aurę, jakimi zdawała się emanować (jakoś nie zauważyłem tego działania na mnie, ale większość wilków była nią oczarowana) i zdawała się idealna do zapanowania nad tą grupą indywidualności, a jeśli ona nic nie zrobi to na kogo spadnie cała odpowiedzialność? Prawdopodobnie na osobę, która to zorganizowała - czyli mnie, a na pewno byłem ostatnią osobą nadającą się na to stanowisko.
Initium, błagam cię, zrób coś - błagałem ją w myślach, chociaż pewnie nie mogła tego usłyszeć.
Spojrzałem ukradkiem na naszą grupę i pozostałą resztę. Wszyscy zdawali się być czymś zajęci, więc zastanawiało mnie co powinniśmy powiedzieć.
- Paralda - zacząłem. - Co powiesz na to, aby się przejść? - Zaproponowałem.
Priorytetem wydawało mi się oddzielenie Alfy Wody i Powietrza, nim dojdzie do jakiegoś starcia. Już byłem sobie w stanie mniej więcej wyobrazić co by się stało, gdyby doszło do kolejnej konfrontacji i wolałem tego uniknąć szczerze mówiąc.
- Słuchajcie moi drodzy - głos Alfy Ziemi przebił się przez cały hałas wytwarzany przez gromady wilków, które gadały i spędzały czas w grupach bez większego celu czekając na to, aż coś zacznie się dziać.
Good job Initium - pomyślałem, mimo woli, a po chwili wyrzuciłem tą myśl z głowy. Najważniejsze, że zabrała głos i przejęła na siebie tą odpowiedzialność pokierowania zebraniem.
wtorek, 30 września 2014
(Wataha Wody) od Damp'a
(Wataha Wody) Od Damp'a
Zacisnął zęby i wziął głębszy oddech - bardzo dobrze znałem ten "odruch". Najprawdopodobniej... nie będzie zachwycony z tego co powiedziałem ale nie będzie mnie do niczego zmuszać. Tak jakby gdybanie? Nie wiem czy to dobrze określiłem.
- Rozumiem. To wielka strata. Dla mnie. Dla przyszłej watahy. Dla tego miejsca. Przemyśl to raz jeszcze, jeśli zmienisz zdanie powiedz mi o tym. Posada będzie na Ciebie czekać. - Oznajmił cicho i wyszedł z pomieszczenia.
A jednak się myliłem. Nie użył ani razu słowa "gdyby". Jednak... gdy to powiedział jakoś dziwnie się poczułem. Na pewno to nie było miłe uczucie. Byłem trochę z żenowany. Ponownie usiadłem na krawędzi łóżka.
- Głupio wyszło. - Powiedziałem sam do siebie.
- Trochę. - Przyznał Doki.
A jednak nie powiedziałem tego do samego siebie, heh.
Spojrzałem na niego przez palce bo uwielbiał mnie dobijać. Stał(nie siedział), stał zgięty nieco i podskakując sprawdzał wytrzymałość mebla.
- Ej, ale ty pamiętasz o tym że jesteś duchem? - Spytałem z premedytacją widząc jak prawie mu się noga omckła na krawędzi.
- Załóżmy czysto teoretycznie że nie. - Drażnił się ze mną.
Widząc jego beztroska minę i balansowanie na krawędzi chciałem popchnąć(dosłownie) akcję do przodu, lecz... no cóż wolałem czekać na jego błąd. Spojrzał nagle na mnie rozbawiony i spytał:
- Przypomnisz mi czemu akurat Rapid?
Zdziwiłem się nieco... no cóż, dobrze to pamiętałem i raczej jeszcze przez długi czas tego nie zapomnę.
- Opowiadałem innym o tobie i o twej przewrotnej oraz dynamicznej naturze. - Zaśmiałem się sam do siebie.
- Czyli wychodzi na to że ja mam na ciebie zły wpływ, i że powinienem nie zarażać cię swoim zmiennym stanem ducha, i że powinienem cię zostawić na łaskę losu... - Słysząc to omal nie wybuchłem radością. Miałem nadzieję że przejdzie na "tamtą stronę" albo chociaż znajdzie sobie inne towarzystwo niż ja... ile osób widzi duchy? Czyli raczej mało prawdopodobne... - Ale bez obaw, nie zostawię cię samego. - I się skończyło napajanie nadzieją...
Jak się czułem? Załóżmy że drożdżówka/bułka to człowiek. A marmolada to odpowiednik nadziei(nie wszyscy lubią marmoladę, ale też nie wszyscy lubią uczucie nadziei xd ale ja lubię marmoladę). Ktoś, wpycha(czy tam "napycha" czy jak to inaczej określić) drożdżówkę marmoladą, a gdy jest już wystarczająco dużo jej w środku przestaje. Potem zamiast ją zjeść, ściska ją tak że zawartość drożdżówki wypływa na wierzch, a następnie wyrzuca do kosza a potem wskakuje do kosza aby ja "dokopać". Tak właśnie się czułem. Jak drożdżówka kopana w koszu(XDDDD).
Mijały leniwe godziny. W ciągu ich byłem się przejść tu i tam. Następnie wróciłem do mojego pokoiku. Ja z Ayato powinienem już wychodzić, lecz go jeszcze nie było.
- Mam prośbę. - Zwróciłem się do zjawy która nie odstępowała mnie na krok. - Czy mógłbyś się "ulotnić", bo za chwilę mam gdzieś pójść na jakieś zebranie...
- CO!? CHYBA CIĘ <cenzurka ^,^> NA DZIESIĄTA STRONĘ! NIGDY NIE POZWOLĘ SIĘ ZMARNOWAĆ TAKIEJ OKAZJI ABY CIĘ PODRĘCZYĆ! MIAŁEŚ ODE MNIE ODPOCZYNEK PRZEZ JEDEN DZIEŃ WIĘC CICHO SIEDŹ! - Wrzasnął.
Nic nie odpowiedziałem bo wszedł Ayato i rzucił krótkie "Chodź". Ruszyliśmy żwawym krokiem w stronę Łąki w Centrum. Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Było już sporo wilków. Przyznam że jest nas nawet dużo...
- To jest Damp. -Jakiś chłopak z czarnymi włosami wskazał na mnie. - A to Ayato. - Pokazał na Alfę.
I od razu nas dopadli...
EJ! On mnie zna a ja go nie? Ciekawe... no ale chyba znał się z Kuro, bo on zaś stał obok niego. Był jeszcze jakiś chłopak... dość dziwny. A mnie i Ayato przedstawił jakiejś dziewczynie.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniła się. Hmmy... ciekawe.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał niebiesko włosy podchodząc kilka kroków do dziewczyny.
Miałem nadzieję że tym razem nie będzie się tak samo integrował. Czy on do każdej kobiety tak zaczyna? Jeśli tak to będzie trzeba go tego oduczyć...
- Nie jest pieskiem. - Zaśmiał się Dekiel.
Tylko się ni śmiej, tylko się nie śmiej, Damp, ogarnij się! - powtarzałem monotonnie przez co nie słuchałem za bardzo co mówią, chociaż się starałem.
- O patrz tam. Jest jakaś babka z... chyba ziemi. Zazwyczaj tacy się straaasznie puszą. "Efekt puszap". - Czuć było ironie.
Tym czasem "człowiek z którym przybyłem" zaczynał sobie coraz bardziej pozwalać. Chciałem powiedzieć coś w stylu żeby przestał ale bałem się nieco że wyjdzie mi coś w stylu "DEKIEL ZAMKNIJ SIĘ!" zamiast "Ayato, ogarnij się nieco." Całe szczęście że ten Heyou zaingerował w odpowiedniej sytuacji. NO ALE, JA PITOLE! TO BYŁO CO NAJMNIEJ DZIWNE! Tak z obserwacji, im bliżej był Ayato tym bardziej dziewczyna się denerwowała... a teraz zatrzymał jego rękę zanim go dotknął. Eeee....
- To ja już może pójdę... - Nagle przestał pajacować(duch) i zamilkł.
Było to dziwne i nieuzasadnione, lecz nie miałem zamiaru się odwracać i zobaczyć gdzie idzie. Ciekawe było to że zrobił to akurat w tym momencie jak Paralda i (zapewne) jej towarzysz do mnie podsze3edli.
- Ty też masz pytanie Damp? - Uśmiechnęła się smutno, przyznam że po raz pierwszy widzę osobę która się uśmiecha smutno....
- Nie... Chyba nie... - Nie wiedziałem co powiedzieć, z jednej strony chciałem spytać o co chodzi z tym co się stało przed chwilą ale z drugiej strony nie powinienem wtrącać nos w nie swoje sprawy.
- Cudowny. - Powiedziała. Mimo iż powiedziała to głośniej niż wcześniej mówiła do innych chyba czegoś nie dosłyszałem. Cudowny? O co chodzi?
- He? - Zdezorientowało to mnie całkowicie.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyła.
Zapeszyłem się strasznie. Nic nie powiedziałem przez te kilka pierwszych chwil. Starałem się nie zarumienić ani nie wydukać coś w typie "Eeeee".
Zaśmiałem się nerwowo.
- Jesteś bardzo sympatyczna, wiesz? - Dobrałem odpowiednie słów, lecz miałem wrażenie że powiedziałem jakąś straszną głupotę.
Ona zaś w odpowiedzi uśmiechnęła się życzliwie... czyli nie jest tak źle(chyba).
- Amm... - Spojrzałem szybko na jej towarzysza który miał "pokerową" twarz. - A tak w ogóle to miło mi Cię poznać Pardola. - Przerwałem nerwowo ciszę.
- Paralda. - Stwierdziła.
Chyba się zgubiłem, CO? NO PRZECIEŻ POWIEDZIAŁEM "PARALDA" a ona mi to powtarza?
- Jestem Paralda nie "Pardola".
Ja chyba źle znoszę stres...
- Heh, daruj. - Znów się zdezorientowałem.
Co do tego stresu.. "TRZEBA BYŁO ZA MŁODU BIEGAĆ I TAK JAK RESZTA W NOCY O PÓŁNOCY PODKOPYWAĆ SIĘ POD KURNIKI LUDZI A POTEM UCIEKAĆ BĘDĄC GONIONY PRZEZ KULE! A NIE... siedzieć grzecznie na <kolejna cenzurka XD>." Tak mówiła moja matka... może miała trochę racji?
No ale to wszystko przez "jesteś cudowny"! To nie na moje nerwy.
Zacisnął zęby i wziął głębszy oddech - bardzo dobrze znałem ten "odruch". Najprawdopodobniej... nie będzie zachwycony z tego co powiedziałem ale nie będzie mnie do niczego zmuszać. Tak jakby gdybanie? Nie wiem czy to dobrze określiłem.
- Rozumiem. To wielka strata. Dla mnie. Dla przyszłej watahy. Dla tego miejsca. Przemyśl to raz jeszcze, jeśli zmienisz zdanie powiedz mi o tym. Posada będzie na Ciebie czekać. - Oznajmił cicho i wyszedł z pomieszczenia.
A jednak się myliłem. Nie użył ani razu słowa "gdyby". Jednak... gdy to powiedział jakoś dziwnie się poczułem. Na pewno to nie było miłe uczucie. Byłem trochę z żenowany. Ponownie usiadłem na krawędzi łóżka.
- Głupio wyszło. - Powiedziałem sam do siebie.
- Trochę. - Przyznał Doki.
A jednak nie powiedziałem tego do samego siebie, heh.
Spojrzałem na niego przez palce bo uwielbiał mnie dobijać. Stał(nie siedział), stał zgięty nieco i podskakując sprawdzał wytrzymałość mebla.
- Ej, ale ty pamiętasz o tym że jesteś duchem? - Spytałem z premedytacją widząc jak prawie mu się noga omckła na krawędzi.
- Załóżmy czysto teoretycznie że nie. - Drażnił się ze mną.
Widząc jego beztroska minę i balansowanie na krawędzi chciałem popchnąć(dosłownie) akcję do przodu, lecz... no cóż wolałem czekać na jego błąd. Spojrzał nagle na mnie rozbawiony i spytał:
- Przypomnisz mi czemu akurat Rapid?
Zdziwiłem się nieco... no cóż, dobrze to pamiętałem i raczej jeszcze przez długi czas tego nie zapomnę.
- Opowiadałem innym o tobie i o twej przewrotnej oraz dynamicznej naturze. - Zaśmiałem się sam do siebie.
- Czyli wychodzi na to że ja mam na ciebie zły wpływ, i że powinienem nie zarażać cię swoim zmiennym stanem ducha, i że powinienem cię zostawić na łaskę losu... - Słysząc to omal nie wybuchłem radością. Miałem nadzieję że przejdzie na "tamtą stronę" albo chociaż znajdzie sobie inne towarzystwo niż ja... ile osób widzi duchy? Czyli raczej mało prawdopodobne... - Ale bez obaw, nie zostawię cię samego. - I się skończyło napajanie nadzieją...
Jak się czułem? Załóżmy że drożdżówka/bułka to człowiek. A marmolada to odpowiednik nadziei(nie wszyscy lubią marmoladę, ale też nie wszyscy lubią uczucie nadziei xd ale ja lubię marmoladę). Ktoś, wpycha(czy tam "napycha" czy jak to inaczej określić) drożdżówkę marmoladą, a gdy jest już wystarczająco dużo jej w środku przestaje. Potem zamiast ją zjeść, ściska ją tak że zawartość drożdżówki wypływa na wierzch, a następnie wyrzuca do kosza a potem wskakuje do kosza aby ja "dokopać". Tak właśnie się czułem. Jak drożdżówka kopana w koszu(XDDDD).
Mijały leniwe godziny. W ciągu ich byłem się przejść tu i tam. Następnie wróciłem do mojego pokoiku. Ja z Ayato powinienem już wychodzić, lecz go jeszcze nie było.
- Mam prośbę. - Zwróciłem się do zjawy która nie odstępowała mnie na krok. - Czy mógłbyś się "ulotnić", bo za chwilę mam gdzieś pójść na jakieś zebranie...
- CO!? CHYBA CIĘ <cenzurka ^,^> NA DZIESIĄTA STRONĘ! NIGDY NIE POZWOLĘ SIĘ ZMARNOWAĆ TAKIEJ OKAZJI ABY CIĘ PODRĘCZYĆ! MIAŁEŚ ODE MNIE ODPOCZYNEK PRZEZ JEDEN DZIEŃ WIĘC CICHO SIEDŹ! - Wrzasnął.
Nic nie odpowiedziałem bo wszedł Ayato i rzucił krótkie "Chodź". Ruszyliśmy żwawym krokiem w stronę Łąki w Centrum. Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Było już sporo wilków. Przyznam że jest nas nawet dużo...
- To jest Damp. -Jakiś chłopak z czarnymi włosami wskazał na mnie. - A to Ayato. - Pokazał na Alfę.
I od razu nas dopadli...
EJ! On mnie zna a ja go nie? Ciekawe... no ale chyba znał się z Kuro, bo on zaś stał obok niego. Był jeszcze jakiś chłopak... dość dziwny. A mnie i Ayato przedstawił jakiejś dziewczynie.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniła się. Hmmy... ciekawe.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał niebiesko włosy podchodząc kilka kroków do dziewczyny.
Miałem nadzieję że tym razem nie będzie się tak samo integrował. Czy on do każdej kobiety tak zaczyna? Jeśli tak to będzie trzeba go tego oduczyć...
- Nie jest pieskiem. - Zaśmiał się Dekiel.
Tylko się ni śmiej, tylko się nie śmiej, Damp, ogarnij się! - powtarzałem monotonnie przez co nie słuchałem za bardzo co mówią, chociaż się starałem.
- O patrz tam. Jest jakaś babka z... chyba ziemi. Zazwyczaj tacy się straaasznie puszą. "Efekt puszap". - Czuć było ironie.
Tym czasem "człowiek z którym przybyłem" zaczynał sobie coraz bardziej pozwalać. Chciałem powiedzieć coś w stylu żeby przestał ale bałem się nieco że wyjdzie mi coś w stylu "DEKIEL ZAMKNIJ SIĘ!" zamiast "Ayato, ogarnij się nieco." Całe szczęście że ten Heyou zaingerował w odpowiedniej sytuacji. NO ALE, JA PITOLE! TO BYŁO CO NAJMNIEJ DZIWNE! Tak z obserwacji, im bliżej był Ayato tym bardziej dziewczyna się denerwowała... a teraz zatrzymał jego rękę zanim go dotknął. Eeee....
- To ja już może pójdę... - Nagle przestał pajacować(duch) i zamilkł.
Było to dziwne i nieuzasadnione, lecz nie miałem zamiaru się odwracać i zobaczyć gdzie idzie. Ciekawe było to że zrobił to akurat w tym momencie jak Paralda i (zapewne) jej towarzysz do mnie podsze3edli.
- Ty też masz pytanie Damp? - Uśmiechnęła się smutno, przyznam że po raz pierwszy widzę osobę która się uśmiecha smutno....
- Nie... Chyba nie... - Nie wiedziałem co powiedzieć, z jednej strony chciałem spytać o co chodzi z tym co się stało przed chwilą ale z drugiej strony nie powinienem wtrącać nos w nie swoje sprawy.
- Cudowny. - Powiedziała. Mimo iż powiedziała to głośniej niż wcześniej mówiła do innych chyba czegoś nie dosłyszałem. Cudowny? O co chodzi?
- He? - Zdezorientowało to mnie całkowicie.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyła.
Zapeszyłem się strasznie. Nic nie powiedziałem przez te kilka pierwszych chwil. Starałem się nie zarumienić ani nie wydukać coś w typie "Eeeee".
Zaśmiałem się nerwowo.
- Jesteś bardzo sympatyczna, wiesz? - Dobrałem odpowiednie słów, lecz miałem wrażenie że powiedziałem jakąś straszną głupotę.
Ona zaś w odpowiedzi uśmiechnęła się życzliwie... czyli nie jest tak źle(chyba).
- Amm... - Spojrzałem szybko na jej towarzysza który miał "pokerową" twarz. - A tak w ogóle to miło mi Cię poznać Pardola. - Przerwałem nerwowo ciszę.
- Paralda. - Stwierdziła.
Chyba się zgubiłem, CO? NO PRZECIEŻ POWIEDZIAŁEM "PARALDA" a ona mi to powtarza?
- Jestem Paralda nie "Pardola".
Ja chyba źle znoszę stres...
- Heh, daruj. - Znów się zdezorientowałem.
Co do tego stresu.. "TRZEBA BYŁO ZA MŁODU BIEGAĆ I TAK JAK RESZTA W NOCY O PÓŁNOCY PODKOPYWAĆ SIĘ POD KURNIKI LUDZI A POTEM UCIEKAĆ BĘDĄC GONIONY PRZEZ KULE! A NIE... siedzieć grzecznie na <kolejna cenzurka XD>." Tak mówiła moja matka... może miała trochę racji?
No ale to wszystko przez "jesteś cudowny"! To nie na moje nerwy.
(Wataha Ognia) od Arve
Anakin na pierwszy rzut oka wydawał się typem „macho”. Tzn. wysoki, dobrze zbudowany, więc wydawać by się mogło, że będzie tryskał pewnością siebie. Tymczasem na pytanie o sposób oswajania zwierząt, zareagował niepewnością. Ba…nawet zarumienił się lekko. Byłam nieco zaskoczona, bo spodziewałam się czegoś innego.
- Śpiewem – głowę opuścił.
Śpiewem? No proszę…przynajmniej nie musiałabym się ukrywać ze swoim nuceniem…choć raczej w moim przypadku, nie sadziłam, bym kogokolwiek potrafiła zauroczyć swoim głosem.
- Chciałabym to usłyszeć – odpowiedziałam poważnie, a potem przyszedł mi do głowy pewien pomysł, więc mój głos przybrał ton złośliwej konspiracji - …a najlepiej, żebyś wszystko pokazał na przykładzie…powiedzmy na mrówkach…
- Czemu na mrówkach? – powoli jego policzki przybierały naturalny kolor bez dodatku czerwieni wstydu.
- ..bo – zniżyłam głoś do szeptu, choć z tej odległości nikt poza nami nie mógł słyszeć naszej rozmowy – te mrówki, np. mogłyby chcieć wybrać się na spacer…prawda?
- Nadal nie rozumiem czemu Twoja prośba ma dotyczyć mrówek…- zmarszczył brwi, próbując chyba dociec o co mi chodzi, więc ruchem głowy wskazałam na Kuro. Anakin chyba zrozumiał mój tok myślenia, bo jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- A jak myślisz…jak najlepiej…później pozbyć się mrówek? Wodą – moja oczywista złośliwość widniała w pełnej okazałości na twarzy.
Anakin energicznie pokiwał głową, odszedł kilka kroków dalej, bliżej strony lasu i zaczął dźwięcznym, niskim głosem cicho śpiewać. Podbiegłam jednak do niego pośpiesznie i dotknęłam ramienia. Odwrócił się powoli przytomniejąc.
- …ale nie teraz, zaczekajmy z tym do końca spotkania. Mimo, że byłoby teraz masę.. hm…radości, to pewnie oberwałabym niezłą burę od większości osób, za „psucie” klimatu…wiesz…zostawimy najlepsze na końcu. A Ty po prostu bądź w pogotowiu – dodałam nadal się uśmiechając.
- Cóż…- powiedział już całkiem przytomnie – na dobre rzeczy czasami trzeba cierpliwie poczekać – dodał tym razem odwzajemniając ten sam kpiarski wyraz twarzy, który malował się na moich ustach – a co zamierzasz teraz?
Odwróciłam się w stronę pozostałych zebranych. A z racji faktu, że sami staliśmy w lekkim oddaleniu, miałam doskonały widok właściwie na każdego. Tak. Na Niego także. Ciężko było pomylić go z kimkolwiek innym…zmusiłam się jednak oderwać spojrzenie i obrócić się w stronę swego rozmówcy.
- Chwilowo…obserwować. Możesz mi potowarzyszyć…hmmm…chcesz zagrać w drobną „grę”? – dodałam zamyślona.
- Grę? To zależy...na czym ma polegać – przysiadł obok mnie, a jego „kukułka” znowu usiadła mu na głowie, wywołując moje parsknięcie śmiechem.
- Trochę głupią, bardzo dziecinną i przyziemną – odparłam, gdy w końcu przestałam się krztusić. Nie wiem, czemu mi przyszło to akurat do głowy – grałam w to z moim…bratem…kiedyś…- potrząsnęłam głową odganiając ciemne myśli.
- To na czym polega w końcu? – cóż, był na tyle taktowny i uprzejmy, że przynajmniej udawała, że zignorował informację o moim bracie. Uśmiechnął się do tego.
- Będziemy ich oceniać. Tzn…tylko wizualnie. W skali od 1 do 10 – wrócił mi humor, szczególnie, że na twarzy Anakina znowu pojawił się delikatny wyraz zakłopotania.
- Wszystkich?
- Wiesz, nie każę oceniać Ci tutaj panów, choć dla mnie nie ma problemu by stwierdzić, czy dziewczyna jest ładna czy nie – tkwiłam z przyklejonym uśmiechem, by nieco rozluźnić mego towarzysza. Nie wydawał się czuć swobodnie, ale w końcu pokiwał głową. I nawzajem sobie wskazujemy obiekty do ocen.
- Dobra, ale Ty zaczynasz – i wskazał mi nie kogo innego jak Ayato. Pewnie znowu bym się zakrztusiła, ale nie widział mojej twarzy, skupiając się na wskazanej postaci.
- W skali od 1 do 10…ma 17…
- Co? Ile? – spojrzał na mnie, a ja wymusiłam opanowanie. Wyraz jego twarzy był jednak na tyle ciekawy, że po prostu parsknęłam śmiechem, unikając tym samym dalszych dociekań.
- Teraz Twoja kolej…- i po chwili wahania wskazałam mu…Mayę – co sądzisz o niej?
- Śpiewem – głowę opuścił.
Śpiewem? No proszę…przynajmniej nie musiałabym się ukrywać ze swoim nuceniem…choć raczej w moim przypadku, nie sadziłam, bym kogokolwiek potrafiła zauroczyć swoim głosem.
- Chciałabym to usłyszeć – odpowiedziałam poważnie, a potem przyszedł mi do głowy pewien pomysł, więc mój głos przybrał ton złośliwej konspiracji - …a najlepiej, żebyś wszystko pokazał na przykładzie…powiedzmy na mrówkach…
- Czemu na mrówkach? – powoli jego policzki przybierały naturalny kolor bez dodatku czerwieni wstydu.
- ..bo – zniżyłam głoś do szeptu, choć z tej odległości nikt poza nami nie mógł słyszeć naszej rozmowy – te mrówki, np. mogłyby chcieć wybrać się na spacer…prawda?
- Nadal nie rozumiem czemu Twoja prośba ma dotyczyć mrówek…- zmarszczył brwi, próbując chyba dociec o co mi chodzi, więc ruchem głowy wskazałam na Kuro. Anakin chyba zrozumiał mój tok myślenia, bo jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- A jak myślisz…jak najlepiej…później pozbyć się mrówek? Wodą – moja oczywista złośliwość widniała w pełnej okazałości na twarzy.
Anakin energicznie pokiwał głową, odszedł kilka kroków dalej, bliżej strony lasu i zaczął dźwięcznym, niskim głosem cicho śpiewać. Podbiegłam jednak do niego pośpiesznie i dotknęłam ramienia. Odwrócił się powoli przytomniejąc.
- …ale nie teraz, zaczekajmy z tym do końca spotkania. Mimo, że byłoby teraz masę.. hm…radości, to pewnie oberwałabym niezłą burę od większości osób, za „psucie” klimatu…wiesz…zostawimy najlepsze na końcu. A Ty po prostu bądź w pogotowiu – dodałam nadal się uśmiechając.
- Cóż…- powiedział już całkiem przytomnie – na dobre rzeczy czasami trzeba cierpliwie poczekać – dodał tym razem odwzajemniając ten sam kpiarski wyraz twarzy, który malował się na moich ustach – a co zamierzasz teraz?
Odwróciłam się w stronę pozostałych zebranych. A z racji faktu, że sami staliśmy w lekkim oddaleniu, miałam doskonały widok właściwie na każdego. Tak. Na Niego także. Ciężko było pomylić go z kimkolwiek innym…zmusiłam się jednak oderwać spojrzenie i obrócić się w stronę swego rozmówcy.
- Chwilowo…obserwować. Możesz mi potowarzyszyć…hmmm…chcesz zagrać w drobną „grę”? – dodałam zamyślona.
- Grę? To zależy...na czym ma polegać – przysiadł obok mnie, a jego „kukułka” znowu usiadła mu na głowie, wywołując moje parsknięcie śmiechem.
- Trochę głupią, bardzo dziecinną i przyziemną – odparłam, gdy w końcu przestałam się krztusić. Nie wiem, czemu mi przyszło to akurat do głowy – grałam w to z moim…bratem…kiedyś…- potrząsnęłam głową odganiając ciemne myśli.
- To na czym polega w końcu? – cóż, był na tyle taktowny i uprzejmy, że przynajmniej udawała, że zignorował informację o moim bracie. Uśmiechnął się do tego.
- Będziemy ich oceniać. Tzn…tylko wizualnie. W skali od 1 do 10 – wrócił mi humor, szczególnie, że na twarzy Anakina znowu pojawił się delikatny wyraz zakłopotania.
- Wszystkich?
- Wiesz, nie każę oceniać Ci tutaj panów, choć dla mnie nie ma problemu by stwierdzić, czy dziewczyna jest ładna czy nie – tkwiłam z przyklejonym uśmiechem, by nieco rozluźnić mego towarzysza. Nie wydawał się czuć swobodnie, ale w końcu pokiwał głową. I nawzajem sobie wskazujemy obiekty do ocen.
- Dobra, ale Ty zaczynasz – i wskazał mi nie kogo innego jak Ayato. Pewnie znowu bym się zakrztusiła, ale nie widział mojej twarzy, skupiając się na wskazanej postaci.
- W skali od 1 do 10…ma 17…
- Co? Ile? – spojrzał na mnie, a ja wymusiłam opanowanie. Wyraz jego twarzy był jednak na tyle ciekawy, że po prostu parsknęłam śmiechem, unikając tym samym dalszych dociekań.
- Teraz Twoja kolej…- i po chwili wahania wskazałam mu…Mayę – co sądzisz o niej?
poniedziałek, 29 września 2014
(Wataha Mroku) Od Anakina
Zakląłem w myślach, zastanawiając się, co zrobić z mokrym ubraniem. Przebranie się nie wchodziło w grę, na polanie zebrało się już zbyt wiele osób. Największym problemem były przemoczone skrzydła, których waga urosła kilkukrotnie. Spróbowałem pozbyć się chociaż trochę wody z koszuli, wykręcając rękaw, gdy usłyszałem za sobą kobiecy głos.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – odwróciłem się, zdziwiony. Uśmiechnąłem się przyjaźnie. Wtedy coś przysłoniło słońce. To Arien wrócił do mnie po nieudanej próbie złapania gościa, który zafundował mi poranną kąpiel. Płynnie zmienił się w nietoperza i, jak zwykle, schował się do usztywnianej torby przy moim pasku, prawdopodobnie jedynej suchej części mojego ubrania.
- Część, Anakin jestem - przedstawiłem się, podając jej dłoń. Uścisnęła ją dość mocno, jak na kobietę.
- Arve. Wysuszyć cię? - powiedziała prosto z mostu.
- Czemu nie? - wzruszyłem ramionami - a co chcesz zrobić? - dodałem z ciekawości.
- Podpalić je? - powiedziała, jakby było to coś oczywistego. Przełknąłem ślinę.
- Obawiam się, że moje ciuchy średnio to zniosą... - spróbowałem jej to wyperswadować.
- Zamknij oczy - powiedziała z uśmiechem. Zrobiłem, co kazała, mając nadzieję nie spalić się żywcem. W razie czego tuż za plecami miałem wodę.
- Już - powiedziała po chwili. Ze zdziwieniem spojrzałem na siebie. Ubrania były kompletnie suche. Teraz jedynym znakiem niedawnej kąpieli były wciąż ciążące niemiłosiernie skrzydła.
- Dzięki - powiedziałem. W tym momencie Nori postanowiła, jak zawsze, ośmieszyć mnie w towarzystwie i przycupnęła bezwstydnie na mojej głowie. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a ja odpędziłem chowańca, którego nie zachwyciła wymiana ciepłych włosów na twardą gałąź.
- Jesteś treserem bestii? - zapytała.
- Jak widać - odparłem głosem ociekającym ironią - chociaż wolę określenie "chowańce" - dodałem.
- Kto cię tak urządził? - wymownie wskazała moją postać.
- Ten tam, co z Akatsukim się cały czas trzyma - wskazałem odwróconych do nas plecami chłopaków.
- Kuro - powiedziała, krzywiąc się. Najwyraźniej mieli już (nie)przyjemność się poznać.
- Z jakiej jesteś watahy? - zapytałem, przerywając ciszę, która po tym zapadła.
- Ogień. A ty?
- Mrok...tak myślę - powiedziałem z wahaniem. Uniosła brew w pytającym geście.
- Jeszcze nie do końca wiem, czy zostaję... - wzruszyłem ramionami - usiądziemy? - wskazałem trawę. Uśmiechnęła się i przycupnęła na wygrzanym od słońca kamieniu. Ja usadowiłem się naprzeciwko niej. Leilah ułożyła się za mną, wymownie domagając się pieszczot. Oparłem się o nią plecami, skrzydła przerzucając przez jej grzbiet i rozkładając na słońcu, żeby szybciej wyschły. Machinalnie zacząłem gładzić jej pysk. Zazdrosny kruk zaraz znalazł się pod moją drugą ręką, skrzecząc z wyrzutem.
- Jak je oswajasz? - zapytała z zainteresowaniem mnie obserwując.
- Śpiewem - spuściłem głowę, rumieniąc się, gdy zorientowałem się jak głupio to brzmi. Ku mojemu zdziwieniu nie wybuchnęła śmiechem, jak oczekiwałem, ale pokiwała z powagą głową.
- Chciałabym to usłyszeć - powiedziała prosto z mostu.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – odwróciłem się, zdziwiony. Uśmiechnąłem się przyjaźnie. Wtedy coś przysłoniło słońce. To Arien wrócił do mnie po nieudanej próbie złapania gościa, który zafundował mi poranną kąpiel. Płynnie zmienił się w nietoperza i, jak zwykle, schował się do usztywnianej torby przy moim pasku, prawdopodobnie jedynej suchej części mojego ubrania.
- Część, Anakin jestem - przedstawiłem się, podając jej dłoń. Uścisnęła ją dość mocno, jak na kobietę.
- Arve. Wysuszyć cię? - powiedziała prosto z mostu.
- Czemu nie? - wzruszyłem ramionami - a co chcesz zrobić? - dodałem z ciekawości.
- Podpalić je? - powiedziała, jakby było to coś oczywistego. Przełknąłem ślinę.
- Obawiam się, że moje ciuchy średnio to zniosą... - spróbowałem jej to wyperswadować.
- Zamknij oczy - powiedziała z uśmiechem. Zrobiłem, co kazała, mając nadzieję nie spalić się żywcem. W razie czego tuż za plecami miałem wodę.
- Już - powiedziała po chwili. Ze zdziwieniem spojrzałem na siebie. Ubrania były kompletnie suche. Teraz jedynym znakiem niedawnej kąpieli były wciąż ciążące niemiłosiernie skrzydła.
- Dzięki - powiedziałem. W tym momencie Nori postanowiła, jak zawsze, ośmieszyć mnie w towarzystwie i przycupnęła bezwstydnie na mojej głowie. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a ja odpędziłem chowańca, którego nie zachwyciła wymiana ciepłych włosów na twardą gałąź.
- Jesteś treserem bestii? - zapytała.
- Jak widać - odparłem głosem ociekającym ironią - chociaż wolę określenie "chowańce" - dodałem.
- Kto cię tak urządził? - wymownie wskazała moją postać.
- Ten tam, co z Akatsukim się cały czas trzyma - wskazałem odwróconych do nas plecami chłopaków.
- Kuro - powiedziała, krzywiąc się. Najwyraźniej mieli już (nie)przyjemność się poznać.
- Z jakiej jesteś watahy? - zapytałem, przerywając ciszę, która po tym zapadła.
- Ogień. A ty?
- Mrok...tak myślę - powiedziałem z wahaniem. Uniosła brew w pytającym geście.
- Jeszcze nie do końca wiem, czy zostaję... - wzruszyłem ramionami - usiądziemy? - wskazałem trawę. Uśmiechnęła się i przycupnęła na wygrzanym od słońca kamieniu. Ja usadowiłem się naprzeciwko niej. Leilah ułożyła się za mną, wymownie domagając się pieszczot. Oparłem się o nią plecami, skrzydła przerzucając przez jej grzbiet i rozkładając na słońcu, żeby szybciej wyschły. Machinalnie zacząłem gładzić jej pysk. Zazdrosny kruk zaraz znalazł się pod moją drugą ręką, skrzecząc z wyrzutem.
- Jak je oswajasz? - zapytała z zainteresowaniem mnie obserwując.
- Śpiewem - spuściłem głowę, rumieniąc się, gdy zorientowałem się jak głupio to brzmi. Ku mojemu zdziwieniu nie wybuchnęła śmiechem, jak oczekiwałem, ale pokiwała z powagą głową.
- Chciałabym to usłyszeć - powiedziała prosto z mostu.
(Wataha Mroku) od Kuro
- Dobrze to chodźmy poznać Watahę Wody. - Odwróciłem się w stronę Paraldy, wciąż idąc na przodzie.
Taaa... Spodziewałem się tutaj, jakby to Akki określił... Kłopotów? Czegoś w tym stylu, ja to wolałem nazwać ciekawym urozmaiceniem sytuacji. No i miałem nadzieję wreszcie mieć okazję zobaczyć na ile silny jest Ayato.
- Dobrze. - Powiedziała cicho.
Podeszliśmy do dwójki z Wody i przypomniało mi się, że nie zauważyłem, aby była tutaj Arve.
- To jest Damp. - Akki wskazał na chłopaka o ciemnych włosach. - A to Ayato. - Pokazał na Alfę.
Hmmm... Zapewne żaden z nich nie przegapił faktu, iż Akki ich rozróżnił, mimo, iż nigdy się osobiście nie spotkali, a to oznaczało dobry przepływ informacji w Watasze Mroku.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniła się po raz kolejny.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał Ayato podchodząc bliżej niej, jak do tej pory najbliżej ze wszystkich.
Oho. Zaczyna się. Byłem w stanie doskonale się domyślić co wydarzy się dalej, nawet bez mocy widzenia przyszłości.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że nie. - Nie wydawała się czuć swobodnie.
Heyou wydawał się przełączyć w tryb wysokiej ostrożności. Nic nie mówił, ale uważnie obserwował każdy ruch Alfy, jednak... Jeśli doszłoby do prawdziwej walki nie wątpiłbym kto by w niej wygrał. Towarzysz był na straconej pozycji, jeśli zamierzał walczyć przeciwko niemu sam, a Ayato zdawał się to wiedzieć.
- A to ciekawie. Za słaba jesteś? - Zatrzymał się 20 cm od niej. Z tej odległości doskonale było widać różnice wielkości między nimi.
- Odsuń się. - Powiedziałem głębokim głosem zawierając w nim groźbę.
Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że spróbuje coś zrobić, jak tylko, by ją dotknął zamierzałem uzyskać okazję do małego testu jego umiejętności. Miałem wrażenie, że by mnie nie rozczarował.
- Chronisz księżniczkę? - Zaśmiał się i zamachnął, by unieść ją za włosy.
Widziałem, jak jego ręka powoli się zbliżała w jej kierunku i spokojnie czekałem, aż jej dotknie, jednak towarzysz nie zamierzał czekać i zareagował błyskawicznie łapiąc rękę Ayato.
- Hm? - Zainteresował się chłopak.
- Pomyliłeś rycerzy. - Powiedziała cicho i go wyminęła wykorzystując chwilę w której zdawał się analizować sytuację.
Akatsuki i Damp w milczeniu obserwowali sytuację (nie wątpiłem w to, że ta dwójka mogłaby się dogadać, obydwoje zdawali się uwielbiać obserwować sytuację i komentować w myślach wydarzenia).
- Ty też masz pytanie Damp? - Uśmiechnęła się smutno.
- Nie... Chyba nie... - Nie był zbytnio pewien co powiedzieć.
- Cudowny. - Powiedziała.
- He? - Zdezorientował się jeszcze bardziej.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyła.
Przyjrzałem się Ayato, który został wykluczony z konwersacji. Chyba akurat przyglądał się Akkiemu, który już obojętnie patrzył się na sytuację i tłumił ziewnięcie. Może i początkowo zdziwił się sytuacją, ale nie zdawało się na nim robić to zbyt dużego wrażenia.
Najwyraźniej wydawał się tym razem oceniać osobie, która kompletnie zdawała się olewać jego obecność i w ogóle nie zawracać sobie taką czynnością, jak bycie przygotowanym na ewentualny atak.
- Wygląda na to, że przyszła Arve - stwierdził nagle do mnie wskazując na to, jak rozmawiała z Anakinem.
Ooo... To było ciekawe, ponieważ obydwoje byli moimi dotychczasowymi ofiarami i nie zdziwiłbym się, gdyby przez przypadek się dogadali, ponieważ Arve nie miała szansy jeszcze mi się odwdzięczyć. Wątpiłem, żebym miał dużo okazji się nudzić w najbliższym czasie.
- Czyli pojawił się również Ogień - stwierdziłem. - Czyli... Akatsuki - zwróciłem się do niego. - Co zamierzasz teraz zrobić?
Stłumił ziewnięcie.
- Nic nie zamierzam robić - odparł. - Poza tym mam wrażenie, że Initium bardziej pasuje do przejęcia pałeczki w takiej sytuacji. W końcu zapewne uwielbia wygłaszać te swoje genialne przemowy - nie dało się nie usłyszeć ironii w jego głosie. - W każdym razie ja nie zamierzam mieć cokolwiek z tym wspólnego.
Dopiero teraz przypomniało mi się o Paraldzie i Heyou, którzy stali przy Dampie.
[niech ktoś to kontynuuje, bo ja nie mam dzisiaj weny - pierwszy dzień w szkole po tak długim czasie i nadrabianie zaległości jest wykańczające]
Taaa... Spodziewałem się tutaj, jakby to Akki określił... Kłopotów? Czegoś w tym stylu, ja to wolałem nazwać ciekawym urozmaiceniem sytuacji. No i miałem nadzieję wreszcie mieć okazję zobaczyć na ile silny jest Ayato.
- Dobrze. - Powiedziała cicho.
Podeszliśmy do dwójki z Wody i przypomniało mi się, że nie zauważyłem, aby była tutaj Arve.
- To jest Damp. - Akki wskazał na chłopaka o ciemnych włosach. - A to Ayato. - Pokazał na Alfę.
Hmmm... Zapewne żaden z nich nie przegapił faktu, iż Akki ich rozróżnił, mimo, iż nigdy się osobiście nie spotkali, a to oznaczało dobry przepływ informacji w Watasze Mroku.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniła się po raz kolejny.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał Ayato podchodząc bliżej niej, jak do tej pory najbliżej ze wszystkich.
Oho. Zaczyna się. Byłem w stanie doskonale się domyślić co wydarzy się dalej, nawet bez mocy widzenia przyszłości.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że nie. - Nie wydawała się czuć swobodnie.
Heyou wydawał się przełączyć w tryb wysokiej ostrożności. Nic nie mówił, ale uważnie obserwował każdy ruch Alfy, jednak... Jeśli doszłoby do prawdziwej walki nie wątpiłbym kto by w niej wygrał. Towarzysz był na straconej pozycji, jeśli zamierzał walczyć przeciwko niemu sam, a Ayato zdawał się to wiedzieć.
- A to ciekawie. Za słaba jesteś? - Zatrzymał się 20 cm od niej. Z tej odległości doskonale było widać różnice wielkości między nimi.
- Odsuń się. - Powiedziałem głębokim głosem zawierając w nim groźbę.
Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że spróbuje coś zrobić, jak tylko, by ją dotknął zamierzałem uzyskać okazję do małego testu jego umiejętności. Miałem wrażenie, że by mnie nie rozczarował.
- Chronisz księżniczkę? - Zaśmiał się i zamachnął, by unieść ją za włosy.
Widziałem, jak jego ręka powoli się zbliżała w jej kierunku i spokojnie czekałem, aż jej dotknie, jednak towarzysz nie zamierzał czekać i zareagował błyskawicznie łapiąc rękę Ayato.
- Hm? - Zainteresował się chłopak.
- Pomyliłeś rycerzy. - Powiedziała cicho i go wyminęła wykorzystując chwilę w której zdawał się analizować sytuację.
Akatsuki i Damp w milczeniu obserwowali sytuację (nie wątpiłem w to, że ta dwójka mogłaby się dogadać, obydwoje zdawali się uwielbiać obserwować sytuację i komentować w myślach wydarzenia).
- Ty też masz pytanie Damp? - Uśmiechnęła się smutno.
- Nie... Chyba nie... - Nie był zbytnio pewien co powiedzieć.
- Cudowny. - Powiedziała.
- He? - Zdezorientował się jeszcze bardziej.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyła.
Przyjrzałem się Ayato, który został wykluczony z konwersacji. Chyba akurat przyglądał się Akkiemu, który już obojętnie patrzył się na sytuację i tłumił ziewnięcie. Może i początkowo zdziwił się sytuacją, ale nie zdawało się na nim robić to zbyt dużego wrażenia.
Najwyraźniej wydawał się tym razem oceniać osobie, która kompletnie zdawała się olewać jego obecność i w ogóle nie zawracać sobie taką czynnością, jak bycie przygotowanym na ewentualny atak.
- Wygląda na to, że przyszła Arve - stwierdził nagle do mnie wskazując na to, jak rozmawiała z Anakinem.
Ooo... To było ciekawe, ponieważ obydwoje byli moimi dotychczasowymi ofiarami i nie zdziwiłbym się, gdyby przez przypadek się dogadali, ponieważ Arve nie miała szansy jeszcze mi się odwdzięczyć. Wątpiłem, żebym miał dużo okazji się nudzić w najbliższym czasie.
- Czyli pojawił się również Ogień - stwierdziłem. - Czyli... Akatsuki - zwróciłem się do niego. - Co zamierzasz teraz zrobić?
Stłumił ziewnięcie.
- Nic nie zamierzam robić - odparł. - Poza tym mam wrażenie, że Initium bardziej pasuje do przejęcia pałeczki w takiej sytuacji. W końcu zapewne uwielbia wygłaszać te swoje genialne przemowy - nie dało się nie usłyszeć ironii w jego głosie. - W każdym razie ja nie zamierzam mieć cokolwiek z tym wspólnego.
Dopiero teraz przypomniało mi się o Paraldzie i Heyou, którzy stali przy Dampie.
[niech ktoś to kontynuuje, bo ja nie mam dzisiaj weny - pierwszy dzień w szkole po tak długim czasie i nadrabianie zaległości jest wykańczające]
(Wataha Ognia) od Arwe
Dzisiejsze spotkanie w sumie prawie całkowicie wyleciało mi z głowy. Nie żebym robiła to specjalnie, ale niemal cały dzień, w którym cała akcja miała się odbyć poświęciłam na trening. Ten krótki „taniec”, jaki miałam przyjemność odbyć z Alfą Wody przypomniał mi, jak wiele muszę jeszcze poprawić. Zwyczajowo nie przywiązywałam wagi niemal do żadnej z rzeczy, które dotyczyły mnie samej. Jednak walka była moim żywiołem, dlatego w tej kwestii byłam perfekcjonistką. Za miejsce wybrałam sobie nieszczęsny kawałek spalonej ziemi. Wcześniej oczywiście sprawdziłam teren, by nie znalazł się nikt niepożądany, a podczas treningów zapominałam o takich „drobnostkach”, jak możliwość pojawienia się jakiegoś „podglądacza”. Na szczęście dziś Nairen obiecał mnie obserwować i w razie czego – powiadomić.
Całość moich ćwiczeń polegała przede wszystkim na wyczuciu i przypomnieniu ostatniej walki. Odtworzenie nie było proste, ale traktowałam to – jak zawsze – jak naukę nowych kroków w tańcu. A w moim wypadku tańce potrafiłam ze sobą łączyć… Dla zwiększenia koncentracji – związałam opaskę na oczach. To był kolejny element, który już wielokrotnie mi się przydał podczas prawdziwych walk, nie zawsze masz do dyspozycji wszystkie zmysły, szczególnie, gdy ktoś próbuje Cię zabić używając podstępu…
Zmachana i zmęczona ocknęłam się koło zmierzchu, a właściwie zostałam ocknięta przez głos Nairena.
- Jeśli nie chcesz, żeby ktoś Cię widział tutaj, to lepiej kończ. Niedaleko ktoś przechodzi. Na pewno jest wśród nich ten Kuro. Pozostałych nie znam.
- Dzięki – rzuciłam krótko. Byłam na tyle mu wdzięczna i zadowolona, że powstrzymałam się od kpiny.
Dłonie lekko mi drżały, ale wystarczyła chwila odpoczynku i drobna „kąpiel” w pobliskim strumieniu, bym odzyskała werwę. Nawet w tak zimnej wodzie nie powstrzymałam się od wkruszenia lawendy. Traktowałam to niemal jak rytuał, więc ciągle też uzupełniałam zapasy ulubionego zioła. Nie niepokojona wróciłam do Nairena.
- Nie wiem, czy wiesz, ale niedaleko zbiera się coraz więcej osób…- głos Nairena był niepewny.
- Coraz więcej osób? Niby po jaką cholera…-i wtedy właśnie mnie olśniło. No pięknie…tak się zapierałam, że pomogę w wyciąganiu na to spotkanie Mayi, a sama ledwie zdążę – pfff…idiotka.
- O tym, że potrafisz być idiotką, to ja wiem – Nairen akurat nie miał powodów do powstrzymywania się od złośliwości – więc jak masz zdążyć na to spotkanie, radziłbym się spieszyć. Szczególnie, że chyba zaraz pojawi się tam i Maya…
- Maya? Skąd wiesz?
- Głupia. Spójrz w górę.
No tak…nad nami mały punkcik, który prawdopodobnie był towarzyszem Mayi powoli zniżał lot. Ciekawe jakim cudem jednak chciało jej się tam przychodzić? Wyczuwałam znajomy zapach…podstępu. Zaśmiałam się w duchu. A przecież to ja powinnam być od kombinowania. Ruszyłam pośpiesznie, by dotrzeć w pobliże akurat w chwili tak bardzo radosnej…wściekłości mojej Ognistej „Szefowej”.
- Okej, później się z Tobą policzę, ale nie zamierzam się odzywać do Akkiego – jej głos był podniesiony, a oczami spokojnie mogła razić pioruny...znaczy...kule ognia. Albo cokolwiek, co jest bardzo bolesne. Cóż, tym razem nie musiałam powstrzymywać się od ironii.
- Jak chcesz, to ja będę się do niego odzywać za ciebie. Twój piesek raczej cię nie zastąpi- znałam reakcję Mayi na to określenie, więc nie zdziwiłam się, gdy niemal zgrzytnęła zębami. Ocho, chyba nie była w humorze…A jednak stało się coś, czego się nie spodziewałam. Shy parsknęła śmiechem. Po chwili dołączyła do niej i Maya. No cóż, może nie tego się spodziewałam…ale poczułam pewna ulgę. Może w końcu przestanie chodzić z tą kwaśną miną…
- Cieszę się, że tak świetnie się bawicie, ale…chyba będziemy ostatnie na spotkaniu, więc…Starsi przodem – posłałam im swój najbardziej kwadratowy uśmiech, jaki mogłam. Maya chciała coś odpowiedzieć, ale „psiaczek” tylko pokręciła głową i pociągnęła ją za sobą.
Jak się domyśliłam, wszyscy już byli na miejscu. Czyli WSZYSCY. Tak Ayato też już był. Stał jednak tyłem, więc nie sadziłam by dostrzegł moje przyjście. Szczególnie, że był zajęty rozmową. Nieco na uboczu stała „Mamuśka”, więc zatrzymałam obie dziewczyny przede mną.
- Powinnyście kogoś poznać – wskazałam jasnowłosą – jest Alfą Ziemi…. – i może mi się wydawało, ale w oczach Shy dostrzegłam coś na kształt…tęsknoty? Nie wiem. Z niej ciężko było wyczytać cokolwiek. Maya mruknęła coś „Nie będę z nikim się poznawać…”, ale jej towarzyszka pociągnęła ją za rękaw z dziwną miną. Ostatecznie powędrowały w stronę Initium.
Zostałam chwilowo sama. Rozejrzałam się. Z całego towarzystwa nie znałam tylko ciemnowłosej dziewczyny z towarzyszącym jej jak cień postaci…sylfa? Co tu robił sylf?
Druga postać bardziej przyciągnęła moją uwagę…z racji małego zoo, które kręciło się wokół. I tak, był tam…jednorożec – można było zrozumieć, latające „coś” (nie wiem, płaszczka? Jakaś zmutowana…bo z tego co wiem, to wodne stworzenia…),ale...kukułka? Cóż, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej uroczej gromadki. Założyłam dłonie za plecy i podeszłam bliżej.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów – zaczęłam tylko delikatnie złośliwie – ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – nawet z kimś, kto powinien chyba zmienić ubranie na bardziej…suche. Mężczyzna odwrócił się zajęty do tej pory wykręcaniem rękawa nadal mokrej koszuli. Chyba nieco zdziwiony, albo lekko znieczajony sytuacją. Spojrzał na mnie z pogodnym uśmiechem.
Całość moich ćwiczeń polegała przede wszystkim na wyczuciu i przypomnieniu ostatniej walki. Odtworzenie nie było proste, ale traktowałam to – jak zawsze – jak naukę nowych kroków w tańcu. A w moim wypadku tańce potrafiłam ze sobą łączyć… Dla zwiększenia koncentracji – związałam opaskę na oczach. To był kolejny element, który już wielokrotnie mi się przydał podczas prawdziwych walk, nie zawsze masz do dyspozycji wszystkie zmysły, szczególnie, gdy ktoś próbuje Cię zabić używając podstępu…
Zmachana i zmęczona ocknęłam się koło zmierzchu, a właściwie zostałam ocknięta przez głos Nairena.
- Jeśli nie chcesz, żeby ktoś Cię widział tutaj, to lepiej kończ. Niedaleko ktoś przechodzi. Na pewno jest wśród nich ten Kuro. Pozostałych nie znam.
- Dzięki – rzuciłam krótko. Byłam na tyle mu wdzięczna i zadowolona, że powstrzymałam się od kpiny.
Dłonie lekko mi drżały, ale wystarczyła chwila odpoczynku i drobna „kąpiel” w pobliskim strumieniu, bym odzyskała werwę. Nawet w tak zimnej wodzie nie powstrzymałam się od wkruszenia lawendy. Traktowałam to niemal jak rytuał, więc ciągle też uzupełniałam zapasy ulubionego zioła. Nie niepokojona wróciłam do Nairena.
- Nie wiem, czy wiesz, ale niedaleko zbiera się coraz więcej osób…- głos Nairena był niepewny.
- Coraz więcej osób? Niby po jaką cholera…-i wtedy właśnie mnie olśniło. No pięknie…tak się zapierałam, że pomogę w wyciąganiu na to spotkanie Mayi, a sama ledwie zdążę – pfff…idiotka.
- O tym, że potrafisz być idiotką, to ja wiem – Nairen akurat nie miał powodów do powstrzymywania się od złośliwości – więc jak masz zdążyć na to spotkanie, radziłbym się spieszyć. Szczególnie, że chyba zaraz pojawi się tam i Maya…
- Maya? Skąd wiesz?
- Głupia. Spójrz w górę.
No tak…nad nami mały punkcik, który prawdopodobnie był towarzyszem Mayi powoli zniżał lot. Ciekawe jakim cudem jednak chciało jej się tam przychodzić? Wyczuwałam znajomy zapach…podstępu. Zaśmiałam się w duchu. A przecież to ja powinnam być od kombinowania. Ruszyłam pośpiesznie, by dotrzeć w pobliże akurat w chwili tak bardzo radosnej…wściekłości mojej Ognistej „Szefowej”.
- Okej, później się z Tobą policzę, ale nie zamierzam się odzywać do Akkiego – jej głos był podniesiony, a oczami spokojnie mogła razić pioruny...znaczy...kule ognia. Albo cokolwiek, co jest bardzo bolesne. Cóż, tym razem nie musiałam powstrzymywać się od ironii.
- Jak chcesz, to ja będę się do niego odzywać za ciebie. Twój piesek raczej cię nie zastąpi- znałam reakcję Mayi na to określenie, więc nie zdziwiłam się, gdy niemal zgrzytnęła zębami. Ocho, chyba nie była w humorze…A jednak stało się coś, czego się nie spodziewałam. Shy parsknęła śmiechem. Po chwili dołączyła do niej i Maya. No cóż, może nie tego się spodziewałam…ale poczułam pewna ulgę. Może w końcu przestanie chodzić z tą kwaśną miną…
- Cieszę się, że tak świetnie się bawicie, ale…chyba będziemy ostatnie na spotkaniu, więc…Starsi przodem – posłałam im swój najbardziej kwadratowy uśmiech, jaki mogłam. Maya chciała coś odpowiedzieć, ale „psiaczek” tylko pokręciła głową i pociągnęła ją za sobą.
Jak się domyśliłam, wszyscy już byli na miejscu. Czyli WSZYSCY. Tak Ayato też już był. Stał jednak tyłem, więc nie sadziłam by dostrzegł moje przyjście. Szczególnie, że był zajęty rozmową. Nieco na uboczu stała „Mamuśka”, więc zatrzymałam obie dziewczyny przede mną.
- Powinnyście kogoś poznać – wskazałam jasnowłosą – jest Alfą Ziemi…. – i może mi się wydawało, ale w oczach Shy dostrzegłam coś na kształt…tęsknoty? Nie wiem. Z niej ciężko było wyczytać cokolwiek. Maya mruknęła coś „Nie będę z nikim się poznawać…”, ale jej towarzyszka pociągnęła ją za rękaw z dziwną miną. Ostatecznie powędrowały w stronę Initium.
Zostałam chwilowo sama. Rozejrzałam się. Z całego towarzystwa nie znałam tylko ciemnowłosej dziewczyny z towarzyszącym jej jak cień postaci…sylfa? Co tu robił sylf?
Druga postać bardziej przyciągnęła moją uwagę…z racji małego zoo, które kręciło się wokół. I tak, był tam…jednorożec – można było zrozumieć, latające „coś” (nie wiem, płaszczka? Jakaś zmutowana…bo z tego co wiem, to wodne stworzenia…),ale...kukułka? Cóż, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej uroczej gromadki. Założyłam dłonie za plecy i podeszłam bliżej.
- Nie wiem za bardzo kto tutaj jest od rozmów – zaczęłam tylko delikatnie złośliwie – ale w razie czego, potrafię dogadać się z każdym – nawet z kimś, kto powinien chyba zmienić ubranie na bardziej…suche. Mężczyzna odwrócił się zajęty do tej pory wykręcaniem rękawa nadal mokrej koszuli. Chyba nieco zdziwiony, albo lekko znieczajony sytuacją. Spojrzał na mnie z pogodnym uśmiechem.
(Wataha Mroku) od Akatsukiego
- Kto tu jeszcze jest? - Zapytała nas Paralda.
-Hmmm, parę osób. - Odparłem.
- Kto? - Przyglądałam się chłopakowi.
- Initium, Ayato, Damp i Anakin. - Wymienił Kuro.
- Cho... - Zamierzała coś powiedzieć.
- Wracajmy. - Wtrącił się Heyou.
- Czemu? - Nie rozumiałem czemu się tak rządził.
Naprawdę z jakiegoś powodu nie przepadałem za osobami, które się rządziły, a zwłaszcza tymi, które nie tłumaczyły swoich decyzji, gdy innym wydawały się nielogiczne.
- Masz rację, ale... Zostańmy. - Zadecydowała.
- Dobrze. - Tamten odwrócił głowę patrząc w las.
- On zawsze jest taki? - Zapytałem.
- Musi. - Kolejna dziwna odpowiedź.
Mimo, iż mówiliśmy tym samym językiem to i tak wątpiłem, żebyśmy szybko się zrozumieli.
- Dobrze, to może chodźmy Cię przedstawić. - Kuro szybko przerwał naszą rozmowę.
- Um. - Kiwnęła głową.
Na pierwszy ogień wybraliśmy Initium. Niech ma już tą starą babę z głowy.
Spojrzałem na nią będąc ciekawy, czy się wkurzy - (skoro jest taka stara, mądra czy co tam to zapewne jej umiejętność czytania w myślach jest potężniejsza od wszystkich innych wilków) mając nadzieję, że się dowiem czy czyta mi w myślach (no i na jak długo starczy jej cierpliwości^^).
- To jest Initium i jest Alfą ziemi. - Powiedziałem siląc się, żeby nie dodać żadnych zbędnych komentarzy.
- Witam, moja droga. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
Kuro przewrócił oczami. Zdawał się mieć podobne zdanie o niej co ja. Chyba zarówno Paralda, jak i Heyou nie zauważyli naszego nastawienia w stosunku do dziewczyny.
- Nazywam się Paralda. Miło Cię poznać. - Pokłoniła się. - To jest mój towarzysz Heyou. - Wskazała na chłopaka, który nagle zaczął okazywać maniery.
Initium rzuciła im pokazowy uśmiech, który miał wszystkich olśniewać i pokazywać "och, jaki ja mam delikatny uśmiech". Wywróciłem oczami pozostając poza zasięgiem wzroku chłopaka i dziewczyny, którzy zdawali się nią być oczarowani.
Owszem, chciałem ją zirytować głupimi komentarzami w myślach, ale zawsze pozostawało ryzyko, że to nie zadziała, bo po prostu mnie zignoruje.
- Piękna. Jesteś piękna. - Powiedziała.
- Dziękuję. - Odparła.
- Dobrze, to chodźmy do Anakina. - Powiedział Kuro.
Nie czekając na resztę zaczął stąd iść, a ja szybko podążyłem za nim. Widziałem, jak dziewczyna się kłania i szybko podąża za nami.
- Anakin! - Krzyknąłem wybierając kogoś spokojniejszego.
Cóż, niekoniecznie normalniejszego. Tak w ogóle był tutaj ktoś normalny?
- Tak? - Zapytał, chyba dochodził jeszcze po mokrej i zimnej pobudce w wodospadzie.
- To jest Paralda. Obok niej stoi jej towarzysz Heyou. - Przedstawił Kuro.
- Hej, jestem Anakin z Watahy Mroku. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Silny. Jesteś silny. - Przyjrzała się mu.
- Aaa, no tak. To tylko wygląd. - Zaśmiał się.
- Rozumiem. - Odparła.
- Dobrze zostawmy Pana od jednoroż... - Zamilkłem zdając sobie sprawę co chciałem powiedzieć. - To znaczy Pana Anakina i chodźmy dalej. - Starałem się zachować kamienną twarz, ale skończyło się tylko na staraniach.
Zgodnie zastosowaliśmy manewr ewakuacji.
-Hmmm, parę osób. - Odparłem.
- Kto? - Przyglądałam się chłopakowi.
- Initium, Ayato, Damp i Anakin. - Wymienił Kuro.
- Cho... - Zamierzała coś powiedzieć.
- Wracajmy. - Wtrącił się Heyou.
- Czemu? - Nie rozumiałem czemu się tak rządził.
Naprawdę z jakiegoś powodu nie przepadałem za osobami, które się rządziły, a zwłaszcza tymi, które nie tłumaczyły swoich decyzji, gdy innym wydawały się nielogiczne.
- Masz rację, ale... Zostańmy. - Zadecydowała.
- Dobrze. - Tamten odwrócił głowę patrząc w las.
- On zawsze jest taki? - Zapytałem.
- Musi. - Kolejna dziwna odpowiedź.
Mimo, iż mówiliśmy tym samym językiem to i tak wątpiłem, żebyśmy szybko się zrozumieli.
- Dobrze, to może chodźmy Cię przedstawić. - Kuro szybko przerwał naszą rozmowę.
- Um. - Kiwnęła głową.
Na pierwszy ogień wybraliśmy Initium. Niech ma już tą starą babę z głowy.
Spojrzałem na nią będąc ciekawy, czy się wkurzy - (skoro jest taka stara, mądra czy co tam to zapewne jej umiejętność czytania w myślach jest potężniejsza od wszystkich innych wilków) mając nadzieję, że się dowiem czy czyta mi w myślach (no i na jak długo starczy jej cierpliwości^^).
- To jest Initium i jest Alfą ziemi. - Powiedziałem siląc się, żeby nie dodać żadnych zbędnych komentarzy.
- Witam, moja droga. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
Kuro przewrócił oczami. Zdawał się mieć podobne zdanie o niej co ja. Chyba zarówno Paralda, jak i Heyou nie zauważyli naszego nastawienia w stosunku do dziewczyny.
- Nazywam się Paralda. Miło Cię poznać. - Pokłoniła się. - To jest mój towarzysz Heyou. - Wskazała na chłopaka, który nagle zaczął okazywać maniery.
Initium rzuciła im pokazowy uśmiech, który miał wszystkich olśniewać i pokazywać "och, jaki ja mam delikatny uśmiech". Wywróciłem oczami pozostając poza zasięgiem wzroku chłopaka i dziewczyny, którzy zdawali się nią być oczarowani.
Owszem, chciałem ją zirytować głupimi komentarzami w myślach, ale zawsze pozostawało ryzyko, że to nie zadziała, bo po prostu mnie zignoruje.
- Piękna. Jesteś piękna. - Powiedziała.
- Dziękuję. - Odparła.
- Dobrze, to chodźmy do Anakina. - Powiedział Kuro.
Nie czekając na resztę zaczął stąd iść, a ja szybko podążyłem za nim. Widziałem, jak dziewczyna się kłania i szybko podąża za nami.
- Anakin! - Krzyknąłem wybierając kogoś spokojniejszego.
Cóż, niekoniecznie normalniejszego. Tak w ogóle był tutaj ktoś normalny?
- Tak? - Zapytał, chyba dochodził jeszcze po mokrej i zimnej pobudce w wodospadzie.
- To jest Paralda. Obok niej stoi jej towarzysz Heyou. - Przedstawił Kuro.
- Hej, jestem Anakin z Watahy Mroku. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Silny. Jesteś silny. - Przyjrzała się mu.
- Aaa, no tak. To tylko wygląd. - Zaśmiał się.
- Rozumiem. - Odparła.
- Dobrze zostawmy Pana od jednoroż... - Zamilkłem zdając sobie sprawę co chciałem powiedzieć. - To znaczy Pana Anakina i chodźmy dalej. - Starałem się zachować kamienną twarz, ale skończyło się tylko na staraniach.
Zgodnie zastosowaliśmy manewr ewakuacji.
(Wataha Powietrza) Od Paraldy.
- Kto tu jeszcze jest? - Zapytałam
-Hmmm, parę osób. - Odpowiedział Akatsuki.
- Kto? - Przyglądałam sie chłopakowi.
- Initium, Ayato, Damp i Anakin. - Wymienił Kuro.
- Cho... - Zaczęłam.
- Wracajmy. - Wtrącił Heyou.
- Czemu? - Akki wydawał się wzburzony reakcją mojego towarzysza.
- Masz rację, ale... Zostańmy. - Odparłam.
- Dobrze. - Odwrócił głowę, patrząc w las.
- On zawsze jest taki? - Zapytał Akki.
- Musi. - Odparłam, jak zwykle nikt nie zrozumiał.
- Dobrze, to może chodźmy Cię przedstawić. - Kuro szybko przerwał naszą rozmowę.
-Um. - Kiwnęłam głową na znak, ze przychylam się ku jego propozycji.
Podeszliśmy do jakiejś niewiarygodnie pięknej dziewczyny.
- To jest Initium i jest Alfą ziemi. - Powiedział Akki.
- Witam, moja droga. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nazywam się Paralda. Miło Cię poznać. - Pokłoniłam się. - To jest mój towarzysz Heyou. - Wskazałam na chłopaka, który również pokazał swe maniery.
Dziewczyna tylko uśmiechała się swym olśniewającym i pełnym delikatności uśmiechem.
- Piękna. Jesteś piękna. - Nie ukrywałam mego oczarowania.
- Dziękuję. - Powiedziała dojrzale.
- Dobrze, to chodźmy do Anakina. - Powiedział Kuro.
Ruszyłam za nim, szybko przepraszając ukłonem.
- Anakin! - Krzyknął brat Kuro.
- Tak? - Zapytał, nieco zmęczony.
- To jest Paralda. Obok niej stoi jej towarzysz Heyou. - Przedstawił nas, oczywiście brunet.
- Hej, jestem Anakin z Watahy Mroku. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Silny. Jesteś silny. - Przyglądałam się jego budowie ciała.
- Aaa, no tak. To tylko wygląd. - Zaśmiał się.
- Rozumiem. - Odparłam.
- Dobrze zostawmy Pana z jednoroż... To znaczy Pana Anakina i chodźmy dalej. - Akki o mało nie parsknął śmiechem.
Szybko uciekliśmy od niego i poszliśmy dalej.
-Dobrze to chodźmy poznać Watahę Wody. - Kuro odwrócił się za siebie, by nie mówić do mnie patrząc przed siebie.
- Dobrze. - Powiedziałam jak zwykle cicho.
Doszliśmy po dosłownie chwili do dwóch przystojnych chłopaków.
- To jest Damp. - Akki wskazał na chłopaka o ciemnych włosach. - A to Ayato. - Pokazał na chłopaka o niebieskich włosach.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniłam się, jak t miałam w zwyczaju.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał Ayato podchodząc bliżej.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że nie. - Nogi mi zmiękły, przez to jak blisko podszedł.
Heyou nie zamierzał jednak nawet drgnąć, nie pisnąłby teraz ani słowa, do póki mnie nie dotknie, chociaż wie, że się boję. Postępuje jak najbardziej słusznie, jednak, czy na pewno dobrze...
- A to ciekawie. Za słaba jesteś? - Stanął tak, że dzieliło nas ze 20 centymetrów i spoglądał na czubek mojej głowy. Był o wiele wyższy ode mnie.
- Odsuń się. - Kuro powiedział to głębokim i straszliwym głosem.
- Chronisz księżniczkę? - Zaśmiał się i zamachnął, by złapać mnie za włosy.
Spotkał się jednak z ręką Heyou, który spoglądał na niego obojętnie.
- Hm? - Zainteresował się.
- Pomyliłeś rycerzy. - Powiedziałam jak zwykle cicho i minęłam go jak duch.
Ayato pociągnął dłoń, by mój towarzysz go puścił. Damp i Akki nie ukrywali swojego zdziwienia z powodu reakcji wszystkich trzech chłopaków.
- Też masz pytanie Damp? - Stanęłam za chłopakiem o niebieskich włosach i uśmiechnęłam się smutno.
- Nie... Chyba nie... - Widać było, ze nie był skory do rozmowy.
- Cudowny. - Powiedziałam głośniej.
- He? - Spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyłam.
-Hmmm, parę osób. - Odpowiedział Akatsuki.
- Kto? - Przyglądałam sie chłopakowi.
- Initium, Ayato, Damp i Anakin. - Wymienił Kuro.
- Cho... - Zaczęłam.
- Wracajmy. - Wtrącił Heyou.
- Czemu? - Akki wydawał się wzburzony reakcją mojego towarzysza.
- Masz rację, ale... Zostańmy. - Odparłam.
- Dobrze. - Odwrócił głowę, patrząc w las.
- On zawsze jest taki? - Zapytał Akki.
- Musi. - Odparłam, jak zwykle nikt nie zrozumiał.
- Dobrze, to może chodźmy Cię przedstawić. - Kuro szybko przerwał naszą rozmowę.
-Um. - Kiwnęłam głową na znak, ze przychylam się ku jego propozycji.
Podeszliśmy do jakiejś niewiarygodnie pięknej dziewczyny.
- To jest Initium i jest Alfą ziemi. - Powiedział Akki.
- Witam, moja droga. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nazywam się Paralda. Miło Cię poznać. - Pokłoniłam się. - To jest mój towarzysz Heyou. - Wskazałam na chłopaka, który również pokazał swe maniery.
Dziewczyna tylko uśmiechała się swym olśniewającym i pełnym delikatności uśmiechem.
- Piękna. Jesteś piękna. - Nie ukrywałam mego oczarowania.
- Dziękuję. - Powiedziała dojrzale.
- Dobrze, to chodźmy do Anakina. - Powiedział Kuro.
Ruszyłam za nim, szybko przepraszając ukłonem.
- Anakin! - Krzyknął brat Kuro.
- Tak? - Zapytał, nieco zmęczony.
- To jest Paralda. Obok niej stoi jej towarzysz Heyou. - Przedstawił nas, oczywiście brunet.
- Hej, jestem Anakin z Watahy Mroku. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Silny. Jesteś silny. - Przyglądałam się jego budowie ciała.
- Aaa, no tak. To tylko wygląd. - Zaśmiał się.
- Rozumiem. - Odparłam.
- Dobrze zostawmy Pana z jednoroż... To znaczy Pana Anakina i chodźmy dalej. - Akki o mało nie parsknął śmiechem.
Szybko uciekliśmy od niego i poszliśmy dalej.
-Dobrze to chodźmy poznać Watahę Wody. - Kuro odwrócił się za siebie, by nie mówić do mnie patrząc przed siebie.
- Dobrze. - Powiedziałam jak zwykle cicho.
Doszliśmy po dosłownie chwili do dwóch przystojnych chłopaków.
- To jest Damp. - Akki wskazał na chłopaka o ciemnych włosach. - A to Ayato. - Pokazał na chłopaka o niebieskich włosach.
- Miło mi, jestem Paralda, a to mój towarzysz Heyou. - Pokłoniłam się, jak t miałam w zwyczaju.
- Będziesz Alfą Powietrza? - Zapytał Ayato podchodząc bliżej.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że nie. - Nogi mi zmiękły, przez to jak blisko podszedł.
Heyou nie zamierzał jednak nawet drgnąć, nie pisnąłby teraz ani słowa, do póki mnie nie dotknie, chociaż wie, że się boję. Postępuje jak najbardziej słusznie, jednak, czy na pewno dobrze...
- A to ciekawie. Za słaba jesteś? - Stanął tak, że dzieliło nas ze 20 centymetrów i spoglądał na czubek mojej głowy. Był o wiele wyższy ode mnie.
- Odsuń się. - Kuro powiedział to głębokim i straszliwym głosem.
- Chronisz księżniczkę? - Zaśmiał się i zamachnął, by złapać mnie za włosy.
Spotkał się jednak z ręką Heyou, który spoglądał na niego obojętnie.
- Hm? - Zainteresował się.
- Pomyliłeś rycerzy. - Powiedziałam jak zwykle cicho i minęłam go jak duch.
Ayato pociągnął dłoń, by mój towarzysz go puścił. Damp i Akki nie ukrywali swojego zdziwienia z powodu reakcji wszystkich trzech chłopaków.
- Też masz pytanie Damp? - Stanęłam za chłopakiem o niebieskich włosach i uśmiechnęłam się smutno.
- Nie... Chyba nie... - Widać było, ze nie był skory do rozmowy.
- Cudowny. - Powiedziałam głośniej.
- He? - Spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony.
- Jesteś cudowny. - Powtórzyłam.
(Wataha Wody.) Od Ayato.
Po wybraniu swojej komnaty wszedłem do skromnego, lecz przytulnego pokoju.
- Wybrałeś sobie tą komnatę.?
- Tak. - Zawahał się. - Co do tego stanowiska...
Spojrzałem na niego ciekawy odpowiedzi.
- To ja nie jestem pewny.... i raczej bardziej pewny nie będę, prędzej będę mieć jeszcze większy mętlik w głowie. Więc... - Wykonał dziwny ruch ręką.
Był wyraźnie niepewny.
- Więc... - Znów zabrakło mu słów.
Domyślałem się, że odrzuci stanowisko. Nie winię go o to, lecz będzie to wielka strata dla mnie jak i dla watahy.
- Nie. Nie zasługuję, nie chcę być Betą. Ujmij jak to chcesz. Po prostu NIE. - Wyrzucił z siebie szybko.
Zacisnąłem zęby i wziąłem głębszy oddech.
- Rozumiem. To wielka strata. Dla mnie. Dla przyszłej watahy. Dla tego miejsca. Przemyśl to raz jeszcze, jeśli zmienisz zdanie powiedz mi o tym. Posada będzie na Ciebie czekać. - Oznajmiłem cicho i wyszedłem z komnaty.
Skierowałem się w stronę lasu. Burza i ulewa skończyły się, lecz ponura aura została. Niebo przykrywała gęsta warstwa ciemnych chmur a między drzewami świszczał chłodny wiatr. Zmieniłem postać na wilczą i ruszyłem do przodu biegiem bez konkretnego celu. Co chwila pokazywały się większe i mniejsze jeziorka, stawy i rzeki. W pewnym momencie w jednym ze zbiorników ukazały się kryształowe czubki wierz. Czyżby świątynia.? Podszedłem do brzegu akwenu. Był jak wielkie lustro. Mimo silnego wiatru woda ani drgnęła.
Po chwili namysłu wszedłem odważnie do wody i zanurkowałem. Nie myliłem się. Pod wodą znajdowała się okazała, kryształowa budowla o strzelistych wieżach i smukłej budowie. Wysokie okna ozdobione witrażami o morskiej tematyce odbijały nawet najmniejsze przebłyski światła. Ustałem na dnie i wszedłem do środka. Jeszcze bardziej okazała budowla niż na 'zewnątrz'. Wielkie żyrandole, ławki, z przodu podwyższenie z posągiem Posejdona. Co zastanawiające tutaj nie było wody. Miało się wrażenie, że oddycha się świeżym powietrzem. Ostrożnie stawiałem łapy, aby niczego przypadkiem nie dotknąć. Obszedłem całość dookoła po czym usadowiłem się przed wielkim oknem i obserwowałem barwne ryby w wodzie za nim. Nim zarejestrowałem co się stało zapadłem w płytki i niespokojny sen.
***
Obudziłem się zlany potem. Coś nie dawało mi spokoju. Nie potrafię określić co. Coś...
Zerwałem się i otrzepałem futro. Cholera. Niedługo spotkanie. To niepodobne do mnie. To miejsce ma w sobie cząstkę czegoś niepokojącego.
Wróciłem tą samą drogą. Wstąpiłem do jaskiń po Damp'a i ruszyliśmy na spotkanie Alf.
- Wybrałeś sobie tą komnatę.?
- Tak. - Zawahał się. - Co do tego stanowiska...
Spojrzałem na niego ciekawy odpowiedzi.
- To ja nie jestem pewny.... i raczej bardziej pewny nie będę, prędzej będę mieć jeszcze większy mętlik w głowie. Więc... - Wykonał dziwny ruch ręką.
Był wyraźnie niepewny.
- Więc... - Znów zabrakło mu słów.
Domyślałem się, że odrzuci stanowisko. Nie winię go o to, lecz będzie to wielka strata dla mnie jak i dla watahy.
- Nie. Nie zasługuję, nie chcę być Betą. Ujmij jak to chcesz. Po prostu NIE. - Wyrzucił z siebie szybko.
Zacisnąłem zęby i wziąłem głębszy oddech.
- Rozumiem. To wielka strata. Dla mnie. Dla przyszłej watahy. Dla tego miejsca. Przemyśl to raz jeszcze, jeśli zmienisz zdanie powiedz mi o tym. Posada będzie na Ciebie czekać. - Oznajmiłem cicho i wyszedłem z komnaty.
Skierowałem się w stronę lasu. Burza i ulewa skończyły się, lecz ponura aura została. Niebo przykrywała gęsta warstwa ciemnych chmur a między drzewami świszczał chłodny wiatr. Zmieniłem postać na wilczą i ruszyłem do przodu biegiem bez konkretnego celu. Co chwila pokazywały się większe i mniejsze jeziorka, stawy i rzeki. W pewnym momencie w jednym ze zbiorników ukazały się kryształowe czubki wierz. Czyżby świątynia.? Podszedłem do brzegu akwenu. Był jak wielkie lustro. Mimo silnego wiatru woda ani drgnęła.
Po chwili namysłu wszedłem odważnie do wody i zanurkowałem. Nie myliłem się. Pod wodą znajdowała się okazała, kryształowa budowla o strzelistych wieżach i smukłej budowie. Wysokie okna ozdobione witrażami o morskiej tematyce odbijały nawet najmniejsze przebłyski światła. Ustałem na dnie i wszedłem do środka. Jeszcze bardziej okazała budowla niż na 'zewnątrz'. Wielkie żyrandole, ławki, z przodu podwyższenie z posągiem Posejdona. Co zastanawiające tutaj nie było wody. Miało się wrażenie, że oddycha się świeżym powietrzem. Ostrożnie stawiałem łapy, aby niczego przypadkiem nie dotknąć. Obszedłem całość dookoła po czym usadowiłem się przed wielkim oknem i obserwowałem barwne ryby w wodzie za nim. Nim zarejestrowałem co się stało zapadłem w płytki i niespokojny sen.
***
Obudziłem się zlany potem. Coś nie dawało mi spokoju. Nie potrafię określić co. Coś...
Zerwałem się i otrzepałem futro. Cholera. Niedługo spotkanie. To niepodobne do mnie. To miejsce ma w sobie cząstkę czegoś niepokojącego.
Wróciłem tą samą drogą. Wstąpiłem do jaskiń po Damp'a i ruszyliśmy na spotkanie Alf.
Nowy Ranking
Informuję, że pojawił się nowy ranking na blogu. Prawdopodobnie od tej pory rankingi będą się pojawiały w ostatnie weekendy miesiąca (byłby już wczoraj, ale siła wyższa wyłączyła mi internet twierdząc, że będę jutro nieprzytomna w szkole przez siedzenie w nocy - wypraszam sobie to: 23.30 to jeszcze nie jest noc xD)
niedziela, 28 września 2014
(Wataha Mroku) od Akatsukiego
Wyglądało na to, że sytuacja została opanowana. I dobrze. W końcu zbliżało się już zebranie. Odciągnąłem na chwilę Kuro od Initium i Anakina, aby z nim pogadać na osobności, a przynajmniej miałem taki zamiar. Chwilę później w moim polu widzenia pojawiła się dwójka nowych postaci. Dziewczyna i chłopak, który nie wyglądał raczej na wilka lub człowieka. Towarzysz?
- Paralda - Kuro się uśmiechnął.
Nie był to jego tradycyjny niewinny uśmieszek, gdy coś narozrabiał i knuł przeciwko tobie, ale i tak... Wydawało mi się to dosyć podejrzane.
- To jest mój brat Akatsuki. - Wskazał na mnie.
O mało nie otworzyłem szerzej oczu ze zdziwienia. On nigdy tak się nie zwracał do mnie przy innych.
- Jestem Paralda,a to mój towarzysz Heyou. - Przedstawiła się.
- Miło was poznać. Zostaniesz tutaj jako Alfa powietrza? - Zapytałem.
Dziewczyna spojrzała w niebo. Unikała odpowiedzi? Dziwne... Jedynie Heyou nie zdawał się tym być zaskoczony.
- I co? - Zapytał chłopak stojący przy niej.
- 3 dni. - Oznajmiła.
- Co? - Nie rozumiałem czemu tak z tym wyskoczyła.
- Zostać musimy tu jeszcze trzy dni. - Przyjrzała się mi.
- Nie rozumiem. - Odparłem.
- Wybacz, nie wiem czy w ogóle jeszcze kiedyś tu wrócimy. - Wyjaśniła.
- Jak to? - Spojrzałem się na Kuro, może on coś wiedział?
- Co? - Wydawał się być równie zaskoczony, jak ja.
- Mówiłam Ci to już wcześniej. - Powiedziała.
- Czyli mam jeszcze trzy dni, na przekonanie Cię byś została? - Zapytał jej.
Od kiedy on chce pomagać innym i wykazywać się dobrą wolą? Chociaż mógł oszukiwać... W końcu to taki typ przy którym używanie wariografu traci swój sens. Doskonały aktor będący w stanie oszukać wszystkich i wszystko, a jednak... Dziwne przeczucie podpowiadało mi, że to niekoniecznie może się skończyć, jak zwykle, gdy proponował, że coś zrobi.
- Ja... Nie mogę zostać. - Uśmiechnęła się smutno.
- Niby czemu? - Wtrąciłem się.
- Nie może i tyle. Proste. - Heyou zdawał się być pokazowym ignorantem.
Za to Kuro zdawał się już co nieco kojarzyć o co chodzi.
- Po prostu nie mogę... - Zaczęła niepewna co dalej powiedzieć.
- Nie mów im tego. - Zezłościł się jej towarzysz.
- Heyou. - Wypowiedziała jego imię.
Natychmiastowe posłuszeństwo. Chłopak od razu spuścił wzrok na ziemię.
- Przepraszam. - Powiedział.
- Nie mogę przywiązywać się do nikogo więcej. - Powiedziała, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Klątwa? - Strzelałem.
- Przeszłość. - Powiedział Kuro.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Zamierzasz na zawsze tak robić? - Zapytałem.
- Tak. - Odparłam.
- My to zmienimy. - Zapewnił Kuro.
Dziewczyna po raz pierwszy się szczerze uśmiechnęła. I pewnie był to uśmiech, który by oczarował niejedną osobę, gdyby pokazywała go częściej. Za to jej towarzysz zdawał się mieć jeszcze gorszy humor.
Tymczasem od strony wody nadeszły kolejne dwie osoby. Pierwsza - niebiesko włosy chłopak pasował do opisu Kuro o tym skrytobójcy Ayato, więc domyślałem się, iż drugą postacią był Damp.
- Wygląda na to, że pojawili się już wszyscy oprócz Ognia - stwierdziłem.
- Cóż... Częściowo to jest twoja zasługa. W końcu... - zaczął Kuro.
- Ty nie masz prawa mi tego mówić - przerwałem.
Odpuściłem sobie kłótnię z nim. Nie było sensu, żebyśmy robili tutaj więcej zamieszania.
- Paralda - Kuro się uśmiechnął.
Nie był to jego tradycyjny niewinny uśmieszek, gdy coś narozrabiał i knuł przeciwko tobie, ale i tak... Wydawało mi się to dosyć podejrzane.
- To jest mój brat Akatsuki. - Wskazał na mnie.
O mało nie otworzyłem szerzej oczu ze zdziwienia. On nigdy tak się nie zwracał do mnie przy innych.
- Jestem Paralda,a to mój towarzysz Heyou. - Przedstawiła się.
- Miło was poznać. Zostaniesz tutaj jako Alfa powietrza? - Zapytałem.
Dziewczyna spojrzała w niebo. Unikała odpowiedzi? Dziwne... Jedynie Heyou nie zdawał się tym być zaskoczony.
- I co? - Zapytał chłopak stojący przy niej.
- 3 dni. - Oznajmiła.
- Co? - Nie rozumiałem czemu tak z tym wyskoczyła.
- Zostać musimy tu jeszcze trzy dni. - Przyjrzała się mi.
- Nie rozumiem. - Odparłem.
- Wybacz, nie wiem czy w ogóle jeszcze kiedyś tu wrócimy. - Wyjaśniła.
- Jak to? - Spojrzałem się na Kuro, może on coś wiedział?
- Co? - Wydawał się być równie zaskoczony, jak ja.
- Mówiłam Ci to już wcześniej. - Powiedziała.
- Czyli mam jeszcze trzy dni, na przekonanie Cię byś została? - Zapytał jej.
Od kiedy on chce pomagać innym i wykazywać się dobrą wolą? Chociaż mógł oszukiwać... W końcu to taki typ przy którym używanie wariografu traci swój sens. Doskonały aktor będący w stanie oszukać wszystkich i wszystko, a jednak... Dziwne przeczucie podpowiadało mi, że to niekoniecznie może się skończyć, jak zwykle, gdy proponował, że coś zrobi.
- Ja... Nie mogę zostać. - Uśmiechnęła się smutno.
- Niby czemu? - Wtrąciłem się.
- Nie może i tyle. Proste. - Heyou zdawał się być pokazowym ignorantem.
Za to Kuro zdawał się już co nieco kojarzyć o co chodzi.
- Po prostu nie mogę... - Zaczęła niepewna co dalej powiedzieć.
- Nie mów im tego. - Zezłościł się jej towarzysz.
- Heyou. - Wypowiedziała jego imię.
Natychmiastowe posłuszeństwo. Chłopak od razu spuścił wzrok na ziemię.
- Przepraszam. - Powiedział.
- Nie mogę przywiązywać się do nikogo więcej. - Powiedziała, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Klątwa? - Strzelałem.
- Przeszłość. - Powiedział Kuro.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Zamierzasz na zawsze tak robić? - Zapytałem.
- Tak. - Odparłam.
- My to zmienimy. - Zapewnił Kuro.
Dziewczyna po raz pierwszy się szczerze uśmiechnęła. I pewnie był to uśmiech, który by oczarował niejedną osobę, gdyby pokazywała go częściej. Za to jej towarzysz zdawał się mieć jeszcze gorszy humor.
Tymczasem od strony wody nadeszły kolejne dwie osoby. Pierwsza - niebiesko włosy chłopak pasował do opisu Kuro o tym skrytobójcy Ayato, więc domyślałem się, iż drugą postacią był Damp.
- Wygląda na to, że pojawili się już wszyscy oprócz Ognia - stwierdziłem.
- Cóż... Częściowo to jest twoja zasługa. W końcu... - zaczął Kuro.
- Ty nie masz prawa mi tego mówić - przerwałem.
Odpuściłem sobie kłótnię z nim. Nie było sensu, żebyśmy robili tutaj więcej zamieszania.
(Wataha Powietrza) Od Paraldy
Gdy Kuro poszedł ja chciałam mu powiedzieć, że nie wiem czy przyjdziemy, ale było za późno.
- Paraldo wiesz, że tu nie zostaniemy an długo.
- Wiem. Chodźmy jednak na to spotkanie. - Powiedziałam cicho.
Chłopak kucnął an przeciwko mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- Przywiązujesz się, wiesz czym to grozi.- Przypomniał mi towarzysz.
- Nie przywiązuję się. - Spojrzałam an niego moimi jasnymi oczyma.
On tylko westchnął i ułożył się do snu niedaleko mnie, ja szybko zasnęłam. Następnego dnia obudził mnie powiew wiatru. Zakochałam się w nim, był delikatny, czuć było w nim coś przyjemnego i kuszącego. Wstałam mozolnie i poszłam nad tamto jeziorko. Po drodze słońce lekko prześwitywało przez liście, co dawało piękny efekt promieni.Gdy dotarłam włożyłam rękę do wody i o dziwo woda była ciepła. Szybko się rozebrałam i zanurkowałam. Przepłynęłam kawałek i w końcu położyłam się na plecach patrząc w chmury i rozmyślając. Myślałam o Bogach, ponieważ na niebie widać było, że mnie tam szukają. Nie mogę tam chodzić, dlatego gdy tylko oni zaprzestają poszukiwań to tam wracam.
- Paraldo! - Usłyszałam lekko zdziwiony i rozzłoszczony głos.
- Tak? - Zapytałam nieco głośniej.
- Nie możesz tak uciekać! Poza tym natychmiast się ubierz, ktoś tu może przecież być! - Krzyczał, myśląc, że nie słyszę.
- To co? - Zapytałam.
- Nie możesz być taka beztroska!- Denerwował się.
- Mogę. - Odparłam i stanęłam na wodzie.
Heyou natychmiast się odwrócił i chyba zaczerwienił.
- Idę pozbierać coś do jedzenia! - Oświadczył i natychmiast poszedł.
Nie rozumiałam go ani trochę, przecież nie ma dużej różnicy między byciu nagim, a odzianym. Westchnęłam ciężko i podniosłam głowę w górę.Postałam tam chwilę i potem znowu wskoczyłam do wody. Gdy dopłynęłam do brzegu to wyszłam i uznałam, że ułożę się na trawie i wyschnę na słońcu.Po dłuższym czasie wyschłam, a następnie się ubrałam. Gdy poszłam do jaskini siedział tam mój towarzysz i wydawał się trochę smutny. Gdy tylko zorientował się, że jestem jak zwykle przybrał ten dziwny wyraz twarzy, który pokazywał, że ma dla mnie szacunek i nic więcej nie jest ważne.
- Co się stało? - Zapytałam siadając niedaleko.
- Nic, zjedz.- Wskazał mi na bluzę gdzie leżało sporo jakichś jagód.
- Um. - Kiwnęłam głową i zaczęłam jeść.
Gdy zjadłam zaczęłam się ostatniej z jagód przyglądać.
- Coś nie tak? - Zapytał towarzysz.
- Chciałabym wiśnię. - Odparłam.
- Wybacz, tylko to znalazłem. - Pochylił głowę.
- Nic nie szkodzi. - Powiedziałam nadal patrząc na jagodę.
Sylyf w duszy za pewnie się ucieszył moich słów. Resztę dnia on zaopatrywał jaskinię,a ja leżałam na drzewie i rozdzierałam listki na drobne części i co jakiś czas przyglądałam się jagodzie. Gdy zaczęło się ściemniać Heyou kazał mi wracać do jaskini.
- Czemu przyglądasz się tak tej jagodzie? - Zapytał gdy już grzaliśmy się przy wspólnym ogniu.
- Jest inna od tamtych. Jest piękna, a jednocześnie nic nie warta. - Odparłam.
- Czemu? - Zapytał ponownie.
- Ma piękny kolor i kształt, ale i tak zostanie zjedzona, więc co nam po tym pięknie? To niesprawiedliwe, że nie możemy tego w żaden sposób podziwiać. Oczywiście chodzi mi o piękno tej jagody. - Wytłumaczyłam powoli.
- Nie możemy tego oceniać. Świat został w ten sposób stworzony. - Odparł.
- Świat jest piekłem. - Przyglądałam się pięknej jagodzie.
- Być może. - Westchnął.
- Jestem zmęczona. - Mruknęłam.
- Idź spać, za dużo ostatnio przeżyłaś. - Dorzucił trochę drewna.
- Dobrze. - Odłożyłam jagodę i poszłam spać.
Kolejnego dnia mieliśmy iść na to dziwaczne spotkanie. Wstałam jak ostatnio zbudzona tym cudownym powiewem. Tym razem Heyou już siedział obudzony pod ścianą.
- Łap. - Rzucił mi jakaś białą suknię.
- Co to? - Spojrzałam.
- Będziesz się w tym kąpać. - Oświadczył.
- To jest niewygodne. - Skomentowałam.
- Nie możesz pływać naga. - Odparł.
- Nie będę chora. - Spostrzegłam.
- Będziesz w tym się kąpać.- Wstał i poszedł las.
Westchnęłam i poszłam nad jezioro, gdzie ubrałam zalecony mi strój. Okazało się, że nie był taki nie wygodny, na jaki się wydawał. Popływałam trochę, a gdy przyszedł Heyou to musiałam się zbierać. Ruszyliśmy an spotkanie, jak zwykle ja prowadziłam, bo wiatr mnie prowadził. Gdy przyszliśmy an miejsce to od razu zauważyłam Kuro z jakimś chłopakiem. Byliśmy najprawdopodobniej pierwsi. Nie... O wiele dalej stała, jakaś inna dziewczyna i kolejny chłopak, ale zdawali się nie zwracać na nas uwagi.
- Paralda. - Na twarzy chłopaka z Mroku pojawił się uśmiech.
Podeszliśmy do nich.
- To jest mój brat Akatsuki. - Przedstawił chłopaka obok niego.
- Jestem Paralda,a to mój towarzysz Heyou. - Powiedziałam spokojnie i dość cicho.
- Miło was poznać. Zostaniesz tutaj jako Alfa powietrza? - Zapytał Akatsuki.
Spojrzałam w niebo, co oczywiście wszystkich zdziwiło, prócz mego towarzysza.
- I co? - Zapytał Sylyf.
- 3 dni. - Odparłam.
- Co? - Zapytał Akki.
- Zostać musimy tu jeszcze trzy dni. - Spojrzałam na nowo poznanego basiora.
- Nie rozumiem. - Odparł.
- Wybacz, nie wiem czy w ogóle jeszcze kiedyś tu wrócimy. - Odparłam.
- Jak to? - Chłopak spojrzał się na brata.
- Co? - Kuro wydawał się być zaskoczony i trochę nieprzytomny.
- Mówiłam Ci to już wcześniej. - Przypomniałam.
- Czyli mam jeszcze trzy dni, na przekonanie Cię byś została? - Zapytał jakby dla niego to było wyzwanie.
- Ja... Nie mogę zostać. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Niby czemu? - Wtrącił się Akatsuki.
- Nie może i tyle. Proste. - Heyou znowu okazywał ignorancję.
Po Kuro już widać było, że zrozumiał po jakim gruncie stąpa.
- Po prostu nie mogę... - Zaczęłam.
- Nie mów im tego. - Zezłościł się mój towarzysz.
- Heyou. - Powiedziałam,a on natychmiast wbił złowieszczo wzrok w ziemię.
- Przepraszam. - Powiedział.
- Nie mogę przywiązywać się do nikogo więcej. - Wytłumaczyłam.
- Klątwa? - Zaciekawił się chłopak o czarnych włosach.
- Przeszłość. - Brunet szybko zrozumiał.
Pokiwałam na znak, że ma on rację.
- Zamierzasz na zawsze tak robić? - Zapytał Akki.
- Tak. - Odparłam.
- My to zmienimy. - Wydawało się, że Kuro był pewny siebie, ale jego brat bez dwóch zdań patrzył na niego zdziwiony.
Szczerze się uśmiechnęłam, przez co mój Sylyf najwidoczniej zareagował niepokojem.
- Paraldo wiesz, że tu nie zostaniemy an długo.
- Wiem. Chodźmy jednak na to spotkanie. - Powiedziałam cicho.
Chłopak kucnął an przeciwko mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- Przywiązujesz się, wiesz czym to grozi.- Przypomniał mi towarzysz.
- Nie przywiązuję się. - Spojrzałam an niego moimi jasnymi oczyma.
On tylko westchnął i ułożył się do snu niedaleko mnie, ja szybko zasnęłam. Następnego dnia obudził mnie powiew wiatru. Zakochałam się w nim, był delikatny, czuć było w nim coś przyjemnego i kuszącego. Wstałam mozolnie i poszłam nad tamto jeziorko. Po drodze słońce lekko prześwitywało przez liście, co dawało piękny efekt promieni.Gdy dotarłam włożyłam rękę do wody i o dziwo woda była ciepła. Szybko się rozebrałam i zanurkowałam. Przepłynęłam kawałek i w końcu położyłam się na plecach patrząc w chmury i rozmyślając. Myślałam o Bogach, ponieważ na niebie widać było, że mnie tam szukają. Nie mogę tam chodzić, dlatego gdy tylko oni zaprzestają poszukiwań to tam wracam.
- Paraldo! - Usłyszałam lekko zdziwiony i rozzłoszczony głos.
- Tak? - Zapytałam nieco głośniej.
- Nie możesz tak uciekać! Poza tym natychmiast się ubierz, ktoś tu może przecież być! - Krzyczał, myśląc, że nie słyszę.
- To co? - Zapytałam.
- Nie możesz być taka beztroska!- Denerwował się.
- Mogę. - Odparłam i stanęłam na wodzie.
Heyou natychmiast się odwrócił i chyba zaczerwienił.
- Idę pozbierać coś do jedzenia! - Oświadczył i natychmiast poszedł.
Nie rozumiałam go ani trochę, przecież nie ma dużej różnicy między byciu nagim, a odzianym. Westchnęłam ciężko i podniosłam głowę w górę.Postałam tam chwilę i potem znowu wskoczyłam do wody. Gdy dopłynęłam do brzegu to wyszłam i uznałam, że ułożę się na trawie i wyschnę na słońcu.Po dłuższym czasie wyschłam, a następnie się ubrałam. Gdy poszłam do jaskini siedział tam mój towarzysz i wydawał się trochę smutny. Gdy tylko zorientował się, że jestem jak zwykle przybrał ten dziwny wyraz twarzy, który pokazywał, że ma dla mnie szacunek i nic więcej nie jest ważne.
- Co się stało? - Zapytałam siadając niedaleko.
- Nic, zjedz.- Wskazał mi na bluzę gdzie leżało sporo jakichś jagód.
- Um. - Kiwnęłam głową i zaczęłam jeść.
Gdy zjadłam zaczęłam się ostatniej z jagód przyglądać.
- Coś nie tak? - Zapytał towarzysz.
- Chciałabym wiśnię. - Odparłam.
- Wybacz, tylko to znalazłem. - Pochylił głowę.
- Nic nie szkodzi. - Powiedziałam nadal patrząc na jagodę.
Sylyf w duszy za pewnie się ucieszył moich słów. Resztę dnia on zaopatrywał jaskinię,a ja leżałam na drzewie i rozdzierałam listki na drobne części i co jakiś czas przyglądałam się jagodzie. Gdy zaczęło się ściemniać Heyou kazał mi wracać do jaskini.
- Czemu przyglądasz się tak tej jagodzie? - Zapytał gdy już grzaliśmy się przy wspólnym ogniu.
- Jest inna od tamtych. Jest piękna, a jednocześnie nic nie warta. - Odparłam.
- Czemu? - Zapytał ponownie.
- Ma piękny kolor i kształt, ale i tak zostanie zjedzona, więc co nam po tym pięknie? To niesprawiedliwe, że nie możemy tego w żaden sposób podziwiać. Oczywiście chodzi mi o piękno tej jagody. - Wytłumaczyłam powoli.
- Nie możemy tego oceniać. Świat został w ten sposób stworzony. - Odparł.
- Świat jest piekłem. - Przyglądałam się pięknej jagodzie.
- Być może. - Westchnął.
- Jestem zmęczona. - Mruknęłam.
- Idź spać, za dużo ostatnio przeżyłaś. - Dorzucił trochę drewna.
- Dobrze. - Odłożyłam jagodę i poszłam spać.
Kolejnego dnia mieliśmy iść na to dziwaczne spotkanie. Wstałam jak ostatnio zbudzona tym cudownym powiewem. Tym razem Heyou już siedział obudzony pod ścianą.
- Łap. - Rzucił mi jakaś białą suknię.
- Co to? - Spojrzałam.
- Będziesz się w tym kąpać. - Oświadczył.
- To jest niewygodne. - Skomentowałam.
- Nie możesz pływać naga. - Odparł.
- Nie będę chora. - Spostrzegłam.
- Będziesz w tym się kąpać.- Wstał i poszedł las.
Westchnęłam i poszłam nad jezioro, gdzie ubrałam zalecony mi strój. Okazało się, że nie był taki nie wygodny, na jaki się wydawał. Popływałam trochę, a gdy przyszedł Heyou to musiałam się zbierać. Ruszyliśmy an spotkanie, jak zwykle ja prowadziłam, bo wiatr mnie prowadził. Gdy przyszliśmy an miejsce to od razu zauważyłam Kuro z jakimś chłopakiem. Byliśmy najprawdopodobniej pierwsi. Nie... O wiele dalej stała, jakaś inna dziewczyna i kolejny chłopak, ale zdawali się nie zwracać na nas uwagi.
- Paralda. - Na twarzy chłopaka z Mroku pojawił się uśmiech.
Podeszliśmy do nich.
- To jest mój brat Akatsuki. - Przedstawił chłopaka obok niego.
- Jestem Paralda,a to mój towarzysz Heyou. - Powiedziałam spokojnie i dość cicho.
- Miło was poznać. Zostaniesz tutaj jako Alfa powietrza? - Zapytał Akatsuki.
Spojrzałam w niebo, co oczywiście wszystkich zdziwiło, prócz mego towarzysza.
- I co? - Zapytał Sylyf.
- 3 dni. - Odparłam.
- Co? - Zapytał Akki.
- Zostać musimy tu jeszcze trzy dni. - Spojrzałam na nowo poznanego basiora.
- Nie rozumiem. - Odparł.
- Wybacz, nie wiem czy w ogóle jeszcze kiedyś tu wrócimy. - Odparłam.
- Jak to? - Chłopak spojrzał się na brata.
- Co? - Kuro wydawał się być zaskoczony i trochę nieprzytomny.
- Mówiłam Ci to już wcześniej. - Przypomniałam.
- Czyli mam jeszcze trzy dni, na przekonanie Cię byś została? - Zapytał jakby dla niego to było wyzwanie.
- Ja... Nie mogę zostać. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Niby czemu? - Wtrącił się Akatsuki.
- Nie może i tyle. Proste. - Heyou znowu okazywał ignorancję.
Po Kuro już widać było, że zrozumiał po jakim gruncie stąpa.
- Po prostu nie mogę... - Zaczęłam.
- Nie mów im tego. - Zezłościł się mój towarzysz.
- Heyou. - Powiedziałam,a on natychmiast wbił złowieszczo wzrok w ziemię.
- Przepraszam. - Powiedział.
- Nie mogę przywiązywać się do nikogo więcej. - Wytłumaczyłam.
- Klątwa? - Zaciekawił się chłopak o czarnych włosach.
- Przeszłość. - Brunet szybko zrozumiał.
Pokiwałam na znak, że ma on rację.
- Zamierzasz na zawsze tak robić? - Zapytał Akki.
- Tak. - Odparłam.
- My to zmienimy. - Wydawało się, że Kuro był pewny siebie, ale jego brat bez dwóch zdań patrzył na niego zdziwiony.
Szczerze się uśmiechnęłam, przez co mój Sylyf najwidoczniej zareagował niepokojem.
(Wataha Mroku) od Kuro
- To do zobaczenia na spotkaniu - pożegnałem się z Arve.
- Idziesz do niej? - Zainteresowała.
- Skoro pofatygowała się, żeby kogoś wysłać specjalnie z zaproszeniem to czemu miałbym powód z niego nie skorzystać? Może być dosyć ciekawie - znowu niewinny uśmiech.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę watahy ziemi. Nie zależało mi, żeby dogonić Akatsukiego, ponieważ wyglądał, jakby chciał z nią pogadać na osobności przez chwilę (a ja i tak zamierzałem się później dowiedzieć o co chodziło).
Idąc za zapachem Akkiego dotarłem do miejsca w którym się znajdował oraz ta Initium.
- Dużo przegapiłem? - Wtrąciłem się do ich rozmowy.
- Ooo Kuro Akuma postanowił nas odwiedzić. Witaj moje dziecko. - Powiedziała do mnie dziewczyna.
Otworzyłem szerzej oczy. Serio? Jeszcze ktoś gadał tak w tych czasach? Nie pomyliła jej się mowa tak o kilka wieków? Poza tym "moje dziecko"? Nie przepadałem za takimi określeniami pod moim adresem.
- Kuro miałem nadzieję że szybciej przybędziesz. - Syknął do mnie Akatsuki.
- Lepiej późno niż wcale. - Wzruszyłem ramionami z niewinnym uśmiechem.
Już chciał coś powiedzieć, ale zamilkł przypominając sobie o obecności dziewczyny. Najwyraźniej nie czuł się zbyt swobodnie w jej towarzystwie.
- Dobrze kochani, wypadałoby iść na spotkanie alf bo chciałam niedługo pożegnać słońce by zaszło a przywitać Księżyc.. - Oznajmiła.
Czy ona nie rządziła się zbytnio? A zresztą nieważne. Akatsuki nie protestował, tylko obserwował jej zachowanie. Uznałem, że chwilowo bardziej warto będzie zrobić to co ona mówi zwłaszcza, że nasze interesy są wspólne. Chociaż nie... Musiałem zapytać o jedną rzecz...
- A Ty.. - Zacząłem zaciekawiony.
- Chodźcie. - Powiedziałam przodem.
Wymieniłem krótkie spojrzenia z Akkim. Żadne z nas nie tolerowało rozkazywania, ale jednak... Ciekawość zwyciężyła. Podążyliśmy za nią.
Dotarliśmy na miejsce spotkania, gdy nikogo jeszcze nie było. Initium nachyliła się nad wodospadem przyglądając się okolicznej roślinnego lub czemuś innemu, tymczasem Akki zajrzał do chatki.
Skierowałem się za nim nie mając ochoty zbytnio zostawać z tą dziewczyną.
- O co cho...? - Przerwałem zaskoczony.
W środku był facet na o wiele za małym łóżku dla niego. Na jego głowie siedział mały ptak (tak serio to twarz nie bolała go od jego pazurów?).
- Tak, jak myślałem - stwierdził.
- To jest gość od jednorożca? - Zapytałem kojarząc, że Akki wspominał o kimś takim.
Kiwnął głową.
- Myślisz, że warto go budzić? Czy może niech lepiej wszyscy zobaczą go w takim stanie? - Roześmiałem się.
- Może czasami warto byłoby powstrzymać się od upokarzania innych? - Zaproponował.
- Nie, nie sądzę - odparłem.
- W każdym razie weź obudź go jakoś - powiedział próbując go potrząsać za ramię, co nie skutkowało.
- Brodata Księżniczka czeka na pocałunek od swojego księcia - powiedziałem z ironią. - Aby potem odjechali na swoim jednorożcu do krainy w której nigdy nie zachodzi słońce.
Akki parsknął śmiechem:
- Myślę, że bardziej ty pasujesz do roli księcia - starał się brzmieć poważnie. - Mogę ci odstąpić tego zaszczytu - wskazał na twarz Anakina.
- Nie, nie, widzę, że naprawdę ci na tym zależy - wskazałem na nieświadomego chłopaka. - Poza tym moim zdaniem jesteście bardzo twarzowi.
- Zaczynam się zastanawiać, czy go nie zostawić - powiedział. - Chyba, że ty go obudzisz.
- Mogę użyć moich metod? - Zapytałem się.
- Rób co chce - urwał przerażony widząc, jak podnoszę Anakina i podążam w stronę drzwi. - Co ty chcesz zrobić?
- Uważam, że Brodata Księżniczka powinna wziąć prysznic z samego rana - odparłem ze śmiertelnie poważną miną.
Nagle w kącie się coś poruszyło i coś wielkiego zaczęło się wynurzać.
- Mam świetny pomysł - powiedział Akki.
- Tak, zgadzam się z nim - odparłem.
A potem zgodnie pobiegliśmy do drzwi. Akatsuki przodem, żeby ja otworzyć, a ja za nim. Wybiegłem w stronę strumienia, a tuż za mną pojawił się nagle wściekły jednorożec.
- Akki! - Krzyknąłem oburzony patrząc na ptaka który wyleciał za nami z mieszkania. - Nie mówiłeś, że on przytargał za sobą całe zoo!!! Weź jakoś mi pomóż!?
Wyglądało na to, że on był zbytnio zajęty zwijaniem się ze śmiechu, żeby był w stanie w ogóle ruszyć się o krok.
Rzuciłem się w stronę wodospadu. Initium odwróciła się w naszą stronę i wydawała się być przez chwilę zaskoczona. Ciekawe czy udawała czy naprawdę zdziwiła się na widok chłopaka z przerzuconym przez ramię facetem biegnącego w stronę wodospadu i gonionego przez płaszczkę, jednorożca oraz kukułkę.
Wyrzuciłem Faceta od Jednorożca Targającego ze Sobą Całe ZOO do wody i ponownie zacząłem uciekać przez rozwścieczonymi zwierzętami.
Usłyszałem cichy śmiech Initium:
- Może mi pomożecie, zamiast się tylko śmiać!? - Krzyknąłem robiąc kolejne okrążenie wokół polany.
- W końcu dostałeś na to co zasłużyłeś przez robienie ludziom złośliwości - parsknął śmiechem Akki.
Nagle nad nami zniknęło światło. Zupełnie, jakby ktoś wyłączył słońce. TO COŚ BYŁO AŻ TAK WIELKIE?!
Wbiegłem między drzewa. Dopiero teraz miałem chwilę, aby spojrzeć w stronę wodospadu, gdzie właśnie ocknął się właściciel przenośnego ZOO. Właśnie zagwizdał, a zwierzęta się zatrzymały. Również i on wybuchł śmiechem. Nietrudno było się domyślić co się stało.
- Idziesz do niej? - Zainteresowała.
- Skoro pofatygowała się, żeby kogoś wysłać specjalnie z zaproszeniem to czemu miałbym powód z niego nie skorzystać? Może być dosyć ciekawie - znowu niewinny uśmiech.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę watahy ziemi. Nie zależało mi, żeby dogonić Akatsukiego, ponieważ wyglądał, jakby chciał z nią pogadać na osobności przez chwilę (a ja i tak zamierzałem się później dowiedzieć o co chodziło).
Idąc za zapachem Akkiego dotarłem do miejsca w którym się znajdował oraz ta Initium.
- Dużo przegapiłem? - Wtrąciłem się do ich rozmowy.
- Ooo Kuro Akuma postanowił nas odwiedzić. Witaj moje dziecko. - Powiedziała do mnie dziewczyna.
Otworzyłem szerzej oczy. Serio? Jeszcze ktoś gadał tak w tych czasach? Nie pomyliła jej się mowa tak o kilka wieków? Poza tym "moje dziecko"? Nie przepadałem za takimi określeniami pod moim adresem.
- Kuro miałem nadzieję że szybciej przybędziesz. - Syknął do mnie Akatsuki.
- Lepiej późno niż wcale. - Wzruszyłem ramionami z niewinnym uśmiechem.
Już chciał coś powiedzieć, ale zamilkł przypominając sobie o obecności dziewczyny. Najwyraźniej nie czuł się zbyt swobodnie w jej towarzystwie.
- Dobrze kochani, wypadałoby iść na spotkanie alf bo chciałam niedługo pożegnać słońce by zaszło a przywitać Księżyc.. - Oznajmiła.
Czy ona nie rządziła się zbytnio? A zresztą nieważne. Akatsuki nie protestował, tylko obserwował jej zachowanie. Uznałem, że chwilowo bardziej warto będzie zrobić to co ona mówi zwłaszcza, że nasze interesy są wspólne. Chociaż nie... Musiałem zapytać o jedną rzecz...
- A Ty.. - Zacząłem zaciekawiony.
- Chodźcie. - Powiedziałam przodem.
Wymieniłem krótkie spojrzenia z Akkim. Żadne z nas nie tolerowało rozkazywania, ale jednak... Ciekawość zwyciężyła. Podążyliśmy za nią.
Dotarliśmy na miejsce spotkania, gdy nikogo jeszcze nie było. Initium nachyliła się nad wodospadem przyglądając się okolicznej roślinnego lub czemuś innemu, tymczasem Akki zajrzał do chatki.
Skierowałem się za nim nie mając ochoty zbytnio zostawać z tą dziewczyną.
- O co cho...? - Przerwałem zaskoczony.
W środku był facet na o wiele za małym łóżku dla niego. Na jego głowie siedział mały ptak (tak serio to twarz nie bolała go od jego pazurów?).
- Tak, jak myślałem - stwierdził.
- To jest gość od jednorożca? - Zapytałem kojarząc, że Akki wspominał o kimś takim.
Kiwnął głową.
- Myślisz, że warto go budzić? Czy może niech lepiej wszyscy zobaczą go w takim stanie? - Roześmiałem się.
- Może czasami warto byłoby powstrzymać się od upokarzania innych? - Zaproponował.
- Nie, nie sądzę - odparłem.
- W każdym razie weź obudź go jakoś - powiedział próbując go potrząsać za ramię, co nie skutkowało.
- Brodata Księżniczka czeka na pocałunek od swojego księcia - powiedziałem z ironią. - Aby potem odjechali na swoim jednorożcu do krainy w której nigdy nie zachodzi słońce.
Akki parsknął śmiechem:
- Myślę, że bardziej ty pasujesz do roli księcia - starał się brzmieć poważnie. - Mogę ci odstąpić tego zaszczytu - wskazał na twarz Anakina.
- Nie, nie, widzę, że naprawdę ci na tym zależy - wskazałem na nieświadomego chłopaka. - Poza tym moim zdaniem jesteście bardzo twarzowi.
- Zaczynam się zastanawiać, czy go nie zostawić - powiedział. - Chyba, że ty go obudzisz.
- Mogę użyć moich metod? - Zapytałem się.
- Rób co chce - urwał przerażony widząc, jak podnoszę Anakina i podążam w stronę drzwi. - Co ty chcesz zrobić?
- Uważam, że Brodata Księżniczka powinna wziąć prysznic z samego rana - odparłem ze śmiertelnie poważną miną.
Nagle w kącie się coś poruszyło i coś wielkiego zaczęło się wynurzać.
- Mam świetny pomysł - powiedział Akki.
- Tak, zgadzam się z nim - odparłem.
A potem zgodnie pobiegliśmy do drzwi. Akatsuki przodem, żeby ja otworzyć, a ja za nim. Wybiegłem w stronę strumienia, a tuż za mną pojawił się nagle wściekły jednorożec.
- Akki! - Krzyknąłem oburzony patrząc na ptaka który wyleciał za nami z mieszkania. - Nie mówiłeś, że on przytargał za sobą całe zoo!!! Weź jakoś mi pomóż!?
Wyglądało na to, że on był zbytnio zajęty zwijaniem się ze śmiechu, żeby był w stanie w ogóle ruszyć się o krok.
Rzuciłem się w stronę wodospadu. Initium odwróciła się w naszą stronę i wydawała się być przez chwilę zaskoczona. Ciekawe czy udawała czy naprawdę zdziwiła się na widok chłopaka z przerzuconym przez ramię facetem biegnącego w stronę wodospadu i gonionego przez płaszczkę, jednorożca oraz kukułkę.
Wyrzuciłem Faceta od Jednorożca Targającego ze Sobą Całe ZOO do wody i ponownie zacząłem uciekać przez rozwścieczonymi zwierzętami.
Usłyszałem cichy śmiech Initium:
- Może mi pomożecie, zamiast się tylko śmiać!? - Krzyknąłem robiąc kolejne okrążenie wokół polany.
- W końcu dostałeś na to co zasłużyłeś przez robienie ludziom złośliwości - parsknął śmiechem Akki.
Nagle nad nami zniknęło światło. Zupełnie, jakby ktoś wyłączył słońce. TO COŚ BYŁO AŻ TAK WIELKIE?!
Wbiegłem między drzewa. Dopiero teraz miałem chwilę, aby spojrzeć w stronę wodospadu, gdzie właśnie ocknął się właściciel przenośnego ZOO. Właśnie zagwizdał, a zwierzęta się zatrzymały. Również i on wybuchł śmiechem. Nietrudno było się domyślić co się stało.
(Wataha Wody) od Damp'a
Ayato zaczął się ubierać. Ja na ten czas usiadłem i czekałem na dalszy rozwój akcji.
Po chwili, już ubrany ruszył w stronę wyjścia mówiąc:
- Chodź. Trzeba ustalić kilka rzeczy.
Podbiegłem do niego i przemieniłem się w człowieka.
- Więc... - Zacząłem.
- Najpierw zadecydujmy o stanowisku Alfy. - Wtrącił mi się w słowo.
- Ty nim bądź. - Oznajmiłem szybko. - Nadasz się.
- Więc zostań moją Betą. - Stwierdził.
Spojrzałem na niego z szokiem i z przerażeniem. Ja go prawie nie znam... A ON Z TAKIM CZYMŚ WYSKAKUJE!? To nie było "miłe zaskoczenie", to był S-Z-O-K. Starałem się aby moja mina nie przybrała zbytnio dramatycznego odcienia.
- Ja... Przemyślę to. - Rzuciłem aby nie było że nic nie mówię.
- Okej. Ale chcę odpowiedź do rana. - Podał warunek.
- Nie ma sprawy. - Odparł radośnie, tyle czasu wystarczy mi aby to przemyśleć... chyba.
- Teraz kolejna sprawa. Całe wyposażenie jaskiń. Zostawiamy stare tylko je czyszcząc czy nowe?
- Zależy w jakim stanie wszystko się znajduje. Sądzę, że takie rzeczy jak półki, biurka czy szafy można zostawić. - Mówiłem spokojnie.
- To dobry pomysł. Niedługo pomyśli się nad resztą. Idź wybierz sobie komnatę.
Skinąłem głową i ruszyłem w stronę pokoju który był najbliżej wyjścia i zarazem taki "skryty z boku". Mam na myśli to że się nie rzucał specjalnie w oczy. Zgaduję iż nie raz będzie taka sytuacja że będzie trzeba się wymykać z powodu napięć między różnymi osobami, aby przypadkiem nie wciągnięto mnie w konflikt lub inne "błahostki".
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - Mruknąłem sam do siebie otwierając drewniane drzwi.
Pokoik(trudno to nazwać komnatą) był... skromny, raczej długi niż szerszy(drzwi były w 'krótszej' ścianie). W lewym, dalszym rogu stała spora szafa z delikatnymi wzorkami - wystarczy aż nad to. Po drugiej stronie znajdowało się biurko z skromnymi ozdobnikami. Nie ma co, na pewno je zostawię, a po za tym pasowało idealnie do szafy. Łóżko było koło szafy(przy lewej ścianie), łóżko, jak łóżko, nic nadzwyczajnego w porównaniu do reszty umeblowania. Wszedłem głębiej i spojrzałem w prawy kąt, ten który jest bliżej drzwi. Były tam dwie skalne półki. Jedna na wysokości mojego brzucha, a druga nieco wyżej(na wysokości oczu). Jednak było "ale", ale były zniszczone. Trudno - rozwalę je i dorobię nowe z drewna.
Dziwił mnie tylko jeden fakt. Było jasno mimo że pomieszczenie nie posiadało jakiegokolwiek rodzaju okien. Spojrzałem do góry. Bingo. Na suficie pięła się jakaś roślina która emitowała światło na tyle słabe że można było na nią patrzeć i na tyle mocne że oświecała dobrze całe pomieszczenie. Skoro tu rośnie tak długo to raczej nie trzeba jej podlewać. Jednak znów pojawiło się... ALE jak ja będę w nocy spał? Może jak nadchodzi noc to nie świeci? A może świeci ale na granatowo? A może świeci tak jak teraz? Jeśli ta ostatnia opcja to będę cierpiał na brak snu. Najwyżej będę narzucał na łeb jakąś kapotę(o nie, babka mnie zaraziła swoim słownictwem. >.< to już koniec).
Usiadłem na łóżku opierając głowę o ręce. Kolejny problem... zostać Betą, tak czy nie?
- Doki Dashi Delbin Du, do usług. - Usłyszałem głos i drgnąłem z przerażania.
Podniosłem głowę i spojrzałem szybko przed siebie. Na biurku siedział(nic sobie z tego nie robiąc że istnieje urządzenie zwane "krzesłem", które wolał użyć za podparcie dla nóg) duch. Bardzo dobrze mi znany z resztą... gdyby nie on, nie byłoby mnie tu.
- Idiota. - Rzuciłem. Nie przywitałem się, nie miałem zamiaru.
- Debil. - Stwierdził spokojnym, lecz wkurzającym głosem.
- Hej, nie obrażaj mnie. - Chyba po raz pierwszy w swoim życiu powiedziałem coś poważnie do niego.
- Sam zacząłeś. - Uśmiechnął się z premedytacją.
- I CO? MAM PRZEPROSIĆ!? MOGŁEŚ JAKOŚ 'DELIKATNIEJ' MNIE TU ŚCIĄGNĄĆ! - Przyznam że na ten moment straciłem panowanie nad sobą.
- Mogłem dać cię udusić. - Nic sobie z moich wrzasków nie robił, cały on.. czemu to akurat ja widzę duchy! Czasami potrafią być naprawdę uciążliwe.
- Pomożesz? - Zmieniłem temat widząc że tamten biegnie donikąd.
- Mam ci zrobić wykład? - Spytał.
- Nie. Pomóc. - Odpowiedziałem spokojnie i z opanowaniem.
- Z jednej strony... nadawałbyś się na to stanowisko, ale.... - Znów jakieś "ale". - Na nie nie zasługujesz.
Chwila ciszy.
- Tyle?
Zjawa skinęła twierdząco głową.
- Wielkie dzięki, wiesz? - Oznajmiłem z drwiną.
- Nom... wiem. - Drażnił się.
Ponownie oparłem głowę na rękach, tym razem z większym zrezygnowaniem.
Powoli... wszystko po kolei....
Z jednej strony po co mam być Betą? Wiem, wiem... aby zastępować Alfę w razie jej nieobecności, ale w takim razie ja musiałbym być cały czas obecny. Załóżmy że nie będzie takiej okazji... to w tedy co? Nic... bezsensu jest mój tok myślenia. Och.... Z drugiej strony... to nie jest zbyt duży obowiązek na moje braki? Może później dołączy ktoś lepsiejszy na to stanowisko? A jak zawiodę Ayato? Jeśli... jeśli.. sam nie wiem co, to co(logic)? Tyle pytań... i brak odpowiedzi.
- Wiesz co? - Wyrwał mnie z zamyślenie Dekiel i usiadł obok mnie na łóżku.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Nie, nie wiem. - Odpowiedziałem.
- Jeśli nie jesteś pewny to powiedz "Nie".
Zdziwiłem się nieco na te słowa.
- Logika. Jeślibyś był pewny to byś od razu powiedział "Tak". Nie przejmowałbyś się tym co mówiłoby żebyś powiedział "nie". To tak jak z uczuciami... ślub i takie tam. - Przyznam że tego ostatniego mógł nie mówić. Z tego co wiem to właśnie... em... uczucia popchnęły go ku śmierci, że tak to ujmę.
Chciałem już coś powiedzieć lecz on mi przerwał:
- Nie musisz dziękować.
Zaraz po tym jak to powiedział przez uchylone drzwi wszedł Ayato. Duch spojrzał na mnie z neutralną mimiką.
- Twój ruch. - Uśmiechnął się i znikł.
Wybrałeś sobie tą komnatę? - Spytał chłopak.
- Tak. - Odparłem. Przez chwilę wahałem się ale to z siebie wyrzuciłem - Co do tego stanowiska... - Spojrzał na mnie, ciekawy co teraz powiem. - To ja nie jestem pewny.... i raczej bardziej pewny nie będę, prędzej będę mieć jeszcze większy mętlik w głowie. Więc. - wstałem i wykonałem dość dziwny ruch rękami który miał oznaczać niepewność(bez sensowne wymachiwanie, które miało coś wyrazić lecz po chwili pojawił się pomysł na inny gest, potem wahanie i kolejny bezsensowny ruch xd). - Więc... - Chciałem powiedzieć "sam zdecyduj" lecz zorientowałem się że zbytnio dramatyzuję i przeżywam to jak mrówka o...(nie dokończę i nie zagwiazdkuję XDDD), "więc" szybko uciąłem słowem... - Nie. Nie zasługuję, nie chcę być Betą. Ujmij jak to chcesz. Po prostu NIE. - Stwierdziłem i czekałem teraz co na to on powie.
Po chwili, już ubrany ruszył w stronę wyjścia mówiąc:
- Chodź. Trzeba ustalić kilka rzeczy.
Podbiegłem do niego i przemieniłem się w człowieka.
- Więc... - Zacząłem.
- Najpierw zadecydujmy o stanowisku Alfy. - Wtrącił mi się w słowo.
- Ty nim bądź. - Oznajmiłem szybko. - Nadasz się.
- Więc zostań moją Betą. - Stwierdził.
Spojrzałem na niego z szokiem i z przerażeniem. Ja go prawie nie znam... A ON Z TAKIM CZYMŚ WYSKAKUJE!? To nie było "miłe zaskoczenie", to był S-Z-O-K. Starałem się aby moja mina nie przybrała zbytnio dramatycznego odcienia.
- Ja... Przemyślę to. - Rzuciłem aby nie było że nic nie mówię.
- Okej. Ale chcę odpowiedź do rana. - Podał warunek.
- Nie ma sprawy. - Odparł radośnie, tyle czasu wystarczy mi aby to przemyśleć... chyba.
- Teraz kolejna sprawa. Całe wyposażenie jaskiń. Zostawiamy stare tylko je czyszcząc czy nowe?
- Zależy w jakim stanie wszystko się znajduje. Sądzę, że takie rzeczy jak półki, biurka czy szafy można zostawić. - Mówiłem spokojnie.
- To dobry pomysł. Niedługo pomyśli się nad resztą. Idź wybierz sobie komnatę.
Skinąłem głową i ruszyłem w stronę pokoju który był najbliżej wyjścia i zarazem taki "skryty z boku". Mam na myśli to że się nie rzucał specjalnie w oczy. Zgaduję iż nie raz będzie taka sytuacja że będzie trzeba się wymykać z powodu napięć między różnymi osobami, aby przypadkiem nie wciągnięto mnie w konflikt lub inne "błahostki".
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - Mruknąłem sam do siebie otwierając drewniane drzwi.
Pokoik(trudno to nazwać komnatą) był... skromny, raczej długi niż szerszy(drzwi były w 'krótszej' ścianie). W lewym, dalszym rogu stała spora szafa z delikatnymi wzorkami - wystarczy aż nad to. Po drugiej stronie znajdowało się biurko z skromnymi ozdobnikami. Nie ma co, na pewno je zostawię, a po za tym pasowało idealnie do szafy. Łóżko było koło szafy(przy lewej ścianie), łóżko, jak łóżko, nic nadzwyczajnego w porównaniu do reszty umeblowania. Wszedłem głębiej i spojrzałem w prawy kąt, ten który jest bliżej drzwi. Były tam dwie skalne półki. Jedna na wysokości mojego brzucha, a druga nieco wyżej(na wysokości oczu). Jednak było "ale", ale były zniszczone. Trudno - rozwalę je i dorobię nowe z drewna.
Dziwił mnie tylko jeden fakt. Było jasno mimo że pomieszczenie nie posiadało jakiegokolwiek rodzaju okien. Spojrzałem do góry. Bingo. Na suficie pięła się jakaś roślina która emitowała światło na tyle słabe że można było na nią patrzeć i na tyle mocne że oświecała dobrze całe pomieszczenie. Skoro tu rośnie tak długo to raczej nie trzeba jej podlewać. Jednak znów pojawiło się... ALE jak ja będę w nocy spał? Może jak nadchodzi noc to nie świeci? A może świeci ale na granatowo? A może świeci tak jak teraz? Jeśli ta ostatnia opcja to będę cierpiał na brak snu. Najwyżej będę narzucał na łeb jakąś kapotę(o nie, babka mnie zaraziła swoim słownictwem. >.< to już koniec).
Usiadłem na łóżku opierając głowę o ręce. Kolejny problem... zostać Betą, tak czy nie?
- Doki Dashi Delbin Du, do usług. - Usłyszałem głos i drgnąłem z przerażania.
Podniosłem głowę i spojrzałem szybko przed siebie. Na biurku siedział(nic sobie z tego nie robiąc że istnieje urządzenie zwane "krzesłem", które wolał użyć za podparcie dla nóg) duch. Bardzo dobrze mi znany z resztą... gdyby nie on, nie byłoby mnie tu.
- Idiota. - Rzuciłem. Nie przywitałem się, nie miałem zamiaru.
- Debil. - Stwierdził spokojnym, lecz wkurzającym głosem.
- Hej, nie obrażaj mnie. - Chyba po raz pierwszy w swoim życiu powiedziałem coś poważnie do niego.
- Sam zacząłeś. - Uśmiechnął się z premedytacją.
- I CO? MAM PRZEPROSIĆ!? MOGŁEŚ JAKOŚ 'DELIKATNIEJ' MNIE TU ŚCIĄGNĄĆ! - Przyznam że na ten moment straciłem panowanie nad sobą.
- Mogłem dać cię udusić. - Nic sobie z moich wrzasków nie robił, cały on.. czemu to akurat ja widzę duchy! Czasami potrafią być naprawdę uciążliwe.
- Pomożesz? - Zmieniłem temat widząc że tamten biegnie donikąd.
- Mam ci zrobić wykład? - Spytał.
- Nie. Pomóc. - Odpowiedziałem spokojnie i z opanowaniem.
- Z jednej strony... nadawałbyś się na to stanowisko, ale.... - Znów jakieś "ale". - Na nie nie zasługujesz.
Chwila ciszy.
- Tyle?
Zjawa skinęła twierdząco głową.
- Wielkie dzięki, wiesz? - Oznajmiłem z drwiną.
- Nom... wiem. - Drażnił się.
Ponownie oparłem głowę na rękach, tym razem z większym zrezygnowaniem.
Powoli... wszystko po kolei....
Z jednej strony po co mam być Betą? Wiem, wiem... aby zastępować Alfę w razie jej nieobecności, ale w takim razie ja musiałbym być cały czas obecny. Załóżmy że nie będzie takiej okazji... to w tedy co? Nic... bezsensu jest mój tok myślenia. Och.... Z drugiej strony... to nie jest zbyt duży obowiązek na moje braki? Może później dołączy ktoś lepsiejszy na to stanowisko? A jak zawiodę Ayato? Jeśli... jeśli.. sam nie wiem co, to co(logic)? Tyle pytań... i brak odpowiedzi.
- Wiesz co? - Wyrwał mnie z zamyślenie Dekiel i usiadł obok mnie na łóżku.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Nie, nie wiem. - Odpowiedziałem.
- Jeśli nie jesteś pewny to powiedz "Nie".
Zdziwiłem się nieco na te słowa.
- Logika. Jeślibyś był pewny to byś od razu powiedział "Tak". Nie przejmowałbyś się tym co mówiłoby żebyś powiedział "nie". To tak jak z uczuciami... ślub i takie tam. - Przyznam że tego ostatniego mógł nie mówić. Z tego co wiem to właśnie... em... uczucia popchnęły go ku śmierci, że tak to ujmę.
Chciałem już coś powiedzieć lecz on mi przerwał:
- Nie musisz dziękować.
Zaraz po tym jak to powiedział przez uchylone drzwi wszedł Ayato. Duch spojrzał na mnie z neutralną mimiką.
- Twój ruch. - Uśmiechnął się i znikł.
Wybrałeś sobie tą komnatę? - Spytał chłopak.
- Tak. - Odparłem. Przez chwilę wahałem się ale to z siebie wyrzuciłem - Co do tego stanowiska... - Spojrzał na mnie, ciekawy co teraz powiem. - To ja nie jestem pewny.... i raczej bardziej pewny nie będę, prędzej będę mieć jeszcze większy mętlik w głowie. Więc. - wstałem i wykonałem dość dziwny ruch rękami który miał oznaczać niepewność(bez sensowne wymachiwanie, które miało coś wyrazić lecz po chwili pojawił się pomysł na inny gest, potem wahanie i kolejny bezsensowny ruch xd). - Więc... - Chciałem powiedzieć "sam zdecyduj" lecz zorientowałem się że zbytnio dramatyzuję i przeżywam to jak mrówka o...(nie dokończę i nie zagwiazdkuję XDDD), "więc" szybko uciąłem słowem... - Nie. Nie zasługuję, nie chcę być Betą. Ujmij jak to chcesz. Po prostu NIE. - Stwierdziłem i czekałem teraz co na to on powie.
(Wataha Ziemi) od Initium
Arwetha się zgodziła mi pomóc, uśmiechnęłam się do jejj pleców które się oddalają ode mnie.
Spokojnym krokiem poszłam do miejsca gdzie pierwszy raz spotkałam Akkiego na swoich terenach. Powinien być na tyle mądry by się domyśleć gdzie mnie szukać.Basior po pewnym czasie przyszedł i bez skrupułów zadał pytanie:
- Kim ty jesteś?
Uśmiechnęłam się w duchu.
- Initium - odparłam spoglądając w niebo.
- Tyle to i ja wiem - oznajmił.
- Miło mi, że cię widzę - powiedziałam uśmiechając się by pokazać mu że zauważyłam jego nie przywitanie się..
- I vice versa - powiedział. - A teraz jeśli byłabyś tak miła i odpowiedziała na moje pytanie. Kim ty jesteś?
- Jestem wszystkim i niczym. Dniem i Nocą. Życiem i Śmiercią - Odpowiedziałam melodyjnie.
- Czyli bawimy się w zagadki - podsumował. - Tyle wystarczy mi, jednak żeby wiedzieć, iż jesteś jednym z pierwszych wilków, jeśli nie pierwszym. W końcu te całe zagadki, wierszyki i tak dalej były ich hobby, jakby myśleli, że dzięki temu są fajniejsi. Mam rację, Pani Matko Natury? - Uśmiechnął się. Ojej jaki bystrzak tutaj tutaj napatoczył.
- Skarbie, nie muszę być "fajna" aby pisać wierszyki i zagadki, mówię Ci jak jest. - Moim oczom ukazał się jeszcze uśpiony kwiat więc dotknęłam go przywołując go do życia. Spojrzałam później w jego oczy. Analizowałam czy coś pamięta, czy ma jakieś przebłyski przeszłości ale jak widać wszytsko bło w jak najlepszym porządku. Nasze spotkanie może już się zakończyć, jednak odpowiedziałam poważnym głosem na jego pytanie.
Tak, jestem Matką Naturą. - Zaczął lustrować mnie wzrokiem.
- Hmmm... Wyobrażałem sobie ciebie trochę młodszą, ale zgaduję, że po tylu latach musisz trochę się zestarzeć.
Roześmiałam się.
- Ech nie zmieniłeś się zbytnio, ale cieszę się, że wciąż trzyma Cię takie poczucie humoru.
- Chyba mi nie powiesz, że ja również jestem tak stary - Z uśmiechem patrzyłam na jego przerażoną twarz - Uważałem się raczej za młodego wilka w kwiecie wieku. A tak w ogóle to czemu dostąpiłem zaszczytu otrzymania zaproszenia od samej Matki Natury? -
- Już nic takiego - odparłam. - Zobaczyłam to co chciałam się już dowiedzieć. - Dodałam juz troche obojętniej jakbym chciała go zbyć.
- Skoro już skorzystałem z twojego zaproszenia to może odwdzięczyłabyś się tym samym? - Zaproponował nagle. - W końcu dzisiaj o zachodzie słońca odbędzie się spotkanie Alf i myślę, że powinnaś w nim uczestniczyć.
- Myślę, że skorzystam z zaproszenia - potwierdziłam.
- I jeszcze jedno... - Zawahał się. - Co do przeszłości...
- Nie sądzisz, że niektóre rzeczy zapomina się, ponieważ nie powinno się o nich pamiętać? - Przerwałam mu. Nie ma sensu by dalej drążyć temat jego przeszłości. Jeszcze nie czas. Nie czas i miejsce.
- Dużo przegapiłem? - Podszedł do nas młodzieniec.
- Ooo Kuro Akuma postanowił nas odwiedzić. Witaj moje dziecko. - Zwróciłam się do bruneta. Ten zrobił wielkie oczy ale szybko przybrał obojętniejszą maskę jakby to że nazwałam go swoim dzieckiem nie obchodziło go.
- Kuro miałem nadzieję że szybciej przybędziesz. - Syknął Akatsuki do chłopaka.
- Lepiej późno niż wcale. -Wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się niewinnie. Akki juz otwierał buzie by coś mu odpowiedzieć.
- Dobrze kochani, wypadałoby iść na spotkanie alf bo chciałam niedługo pożegnać słońce by zaszło a przywitać Księżyc.. - Odparłam miękko.
- A Ty.. - Zaczął Kuro ale podniosłam rękę by zamilkł. Jego ciekawośc mnie rozbawiała, czy to było takie dziwne że trzeba witac i żegnać słońce i księzyc?
- Chodźcie. - Powiedziałam i ruszyłam nie czekając na basiorów, tamci posłusznie dogonili mnie.
Spokojnym krokiem poszłam do miejsca gdzie pierwszy raz spotkałam Akkiego na swoich terenach. Powinien być na tyle mądry by się domyśleć gdzie mnie szukać.Basior po pewnym czasie przyszedł i bez skrupułów zadał pytanie:
- Kim ty jesteś?
Uśmiechnęłam się w duchu.
- Initium - odparłam spoglądając w niebo.
- Tyle to i ja wiem - oznajmił.
- Miło mi, że cię widzę - powiedziałam uśmiechając się by pokazać mu że zauważyłam jego nie przywitanie się..
- I vice versa - powiedział. - A teraz jeśli byłabyś tak miła i odpowiedziała na moje pytanie. Kim ty jesteś?
- Jestem wszystkim i niczym. Dniem i Nocą. Życiem i Śmiercią - Odpowiedziałam melodyjnie.
- Czyli bawimy się w zagadki - podsumował. - Tyle wystarczy mi, jednak żeby wiedzieć, iż jesteś jednym z pierwszych wilków, jeśli nie pierwszym. W końcu te całe zagadki, wierszyki i tak dalej były ich hobby, jakby myśleli, że dzięki temu są fajniejsi. Mam rację, Pani Matko Natury? - Uśmiechnął się. Ojej jaki bystrzak tutaj tutaj napatoczył.
- Skarbie, nie muszę być "fajna" aby pisać wierszyki i zagadki, mówię Ci jak jest. - Moim oczom ukazał się jeszcze uśpiony kwiat więc dotknęłam go przywołując go do życia. Spojrzałam później w jego oczy. Analizowałam czy coś pamięta, czy ma jakieś przebłyski przeszłości ale jak widać wszytsko bło w jak najlepszym porządku. Nasze spotkanie może już się zakończyć, jednak odpowiedziałam poważnym głosem na jego pytanie.
Tak, jestem Matką Naturą. - Zaczął lustrować mnie wzrokiem.
- Hmmm... Wyobrażałem sobie ciebie trochę młodszą, ale zgaduję, że po tylu latach musisz trochę się zestarzeć.
Roześmiałam się.
- Ech nie zmieniłeś się zbytnio, ale cieszę się, że wciąż trzyma Cię takie poczucie humoru.
- Chyba mi nie powiesz, że ja również jestem tak stary - Z uśmiechem patrzyłam na jego przerażoną twarz - Uważałem się raczej za młodego wilka w kwiecie wieku. A tak w ogóle to czemu dostąpiłem zaszczytu otrzymania zaproszenia od samej Matki Natury? -
- Już nic takiego - odparłam. - Zobaczyłam to co chciałam się już dowiedzieć. - Dodałam juz troche obojętniej jakbym chciała go zbyć.
- Skoro już skorzystałem z twojego zaproszenia to może odwdzięczyłabyś się tym samym? - Zaproponował nagle. - W końcu dzisiaj o zachodzie słońca odbędzie się spotkanie Alf i myślę, że powinnaś w nim uczestniczyć.
- Myślę, że skorzystam z zaproszenia - potwierdziłam.
- I jeszcze jedno... - Zawahał się. - Co do przeszłości...
- Nie sądzisz, że niektóre rzeczy zapomina się, ponieważ nie powinno się o nich pamiętać? - Przerwałam mu. Nie ma sensu by dalej drążyć temat jego przeszłości. Jeszcze nie czas. Nie czas i miejsce.
- Dużo przegapiłem? - Podszedł do nas młodzieniec.
- Ooo Kuro Akuma postanowił nas odwiedzić. Witaj moje dziecko. - Zwróciłam się do bruneta. Ten zrobił wielkie oczy ale szybko przybrał obojętniejszą maskę jakby to że nazwałam go swoim dzieckiem nie obchodziło go.
- Kuro miałem nadzieję że szybciej przybędziesz. - Syknął Akatsuki do chłopaka.
- Lepiej późno niż wcale. -Wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się niewinnie. Akki juz otwierał buzie by coś mu odpowiedzieć.
- Dobrze kochani, wypadałoby iść na spotkanie alf bo chciałam niedługo pożegnać słońce by zaszło a przywitać Księżyc.. - Odparłam miękko.
- A Ty.. - Zaczął Kuro ale podniosłam rękę by zamilkł. Jego ciekawośc mnie rozbawiała, czy to było takie dziwne że trzeba witac i żegnać słońce i księzyc?
- Chodźcie. - Powiedziałam i ruszyłam nie czekając na basiorów, tamci posłusznie dogonili mnie.
(Wataha Ognia) od Shy
Cóż... ja to ja i nikt inny, ale czasami trzeba zagrać kogoś innego. Wiecie tego rozsądnego i sprytnego. Może nie należałam do odważnych, ale miałam głowę we właściwym miejscu i trochę sprytu też. Może nie byłam przebiegłym lisem, ale lisiczką. Skoro Maja postanowiła być uparta to nie warto było się z nią kłócić, nie ustąpi... chyba, że...Ale o tym nie mogłam myśleć zbyt często, wspólna głowa w tej sytuacji strasznie mi przeszkadzała. To dlatego uciekłam na kraniec terytoriów, żeby spokojnie obmyślić plan. No i trochę ciągnęło mnie do ziemi, nie wiem czemu... wiedziałam jedno ogniem nie jestem. Ale teraz czas na plan. Nie był powalający ale mógł podziałać... musiał podziałać. Bo Maja się wścieknie... strasznie wścieknie... i jeśli się nie uda to wszystko pójdzie na marne.
Wspólnie wróciłyśmy do watahy, bo oczywiście Maja szybko mnie znalazła. Musiałam się jej jakoś pozbyć.
- Maja?- odezwałam się niepewnie
-Tak?
- Nie chciałoby ci się iść zapolować? Tylko niedaleko, nie musi to być nic dużego.- zapytałam
- Jasne. A ty nie idziesz ze mną?
- Popilnuję jaskini- odpowiedziałam szybko, trochę zbyt szybko, ale Maja niczego nie znalazła w mojej głowie więc sobie poszła. Poczekałam aż odejdzie wystarczająco daleko by niczego nie podsłuchała i wtedy zabrałam się do realizacji planu.
Część 1 punkt A Konspiracja.
- Sap! Gaja!. Musicie mi pomóc- powiedziałam.- Słuchajcie jak Maja wróci zabierzemy ją na wycieczkę. Sap dopilnuj by nie widziała gdzie lecimy. Postaraj się, proszę- wyjaśniłam, a Sap potwierdziła, że wie jak to zrobić. Nie wiem jak, po prostu świetnie rozumiałam zwierzęta. - Jesteście boskie. A lecimy do centrum nad wodospad. I wiem, że Maja się wścieknie, dlatego musi wyjść idealnie. Dużo ryzykuję.- plan był gotowy a wszyscy wtajemniczeni poinformowani.
Część 2 punkt B Czas na realizację
Szczęście mi dopisywało, bo Maja wróciła z polowania w idealnym czasie. Wystarczało go by ją namówić na wycieczkę i by spokojnie dotrzeć tam gdzie chciałam i jeszcze na jedną fazę wściekłości. Nie więcej, potem nie mogła uciec. Brawo dla nowej lisiczki w lesie.
- Maja? Polatamy sobie- zaproponowałam z trochę zbyt wielkim entuzjazmem.
- Byłaś głodna.
- Wiem, ale zjemy potem, no proszę- poprosiłam Maję, która już coś podejrzewała, ale moje myśli były czyste.
- Skoro tak ci na tym zależy- powiedziała niechętnie. A przy mnie Gaja już stała gotowa do lotu, Sap też się nie mogła doczekać wezwania. Może nie byliśmy aż tak zdolnymi aktorami, ale Maja na razie grała z nami. Oj... wszystko szło po mojej myśli. Ale fajnie.
- Sap- Maja wezwała smoczycę, a ta pojawiła się sekundę później. A potem już wszystko szło dość łatwo.
- Ja decyduję gdzie lecimy?- zapytałam, trochę opanowując nerwy
- Czemu ty?-
- Bo ty się zawsze pakujesz w kłopoty i nas też- odpowiedziałam, a zwierzaki zgodziły się ze mną. I razem z Mają zaśmiałyśmy się. Sap odwaliła kawał dobrej roboty. Maja niczego nie widziała i nie miała pojęcia gdzie ją zabieramy. A chwilę później lądowałyśmy koło wodospadu w centrum, tak jak wtedy.
Część 3 punkt C Zakończenie realizacji planu.
- SHY! CO TO MA BYĆ?!- Maja była mega wściekła, chyba się połapała
- Musiałam- powiedziałam cicho
- NIE MUSIAŁAŚ I JA TEŻ NIE MUSIAŁAM TU PRZYCHODZIĆ.- nadal krzyczała
- Przestań, proszę- powiedziałam
- NIE- teraz już się darła
- Nie każe ci się udzielać, po prostu stój tu i odpowiadaj na pytania jeśli ktoś ci je zada.- zaproponowałam
- OKEJ, PÓŹNIEJ SIĘ Z TOBĄ POLICZĘ, ALE NIE ZAMIERZAM SIĘ ODZYWAĆ DO AKKIEGO*- nadal krzyczała, ale już trochę mniej. Znaczy pierwsza faza mijała.
- Jak chcesz to ja będę się do niego odzywać za ciebie. Twój piesek raczej cię nie zastąpi.- usłyszałam czyjś głos zza krzaków i wiedziałam do kogo należy. Tylko jedna osoba nazywała mnie pieskiem Maji. Od razu poczułam, że Maja się wścieka jeszcze bardziej i oczywiście robiłam wszystko by się uspokoiła, ale cóż... ona nie chciała. Mnie to nie ruszało, znaczy w sumie ruszało, ale nie tak jak Arwe chciała i po chwili wybuchnęłam śmiechem. I tak śmiałam się z tego pieska. W sumie nie mogła lepiej trafić, przecież tak to miało wyglądać. Może nie byłyśmy aż tak kiepskimi aktorkami. I wiecie co? Maja też zaczęła się śmiać.
* Jeśli ktoś napisze taki dialog to osobiście go zabiję :)
Wspólnie wróciłyśmy do watahy, bo oczywiście Maja szybko mnie znalazła. Musiałam się jej jakoś pozbyć.
- Maja?- odezwałam się niepewnie
-Tak?
- Nie chciałoby ci się iść zapolować? Tylko niedaleko, nie musi to być nic dużego.- zapytałam
- Jasne. A ty nie idziesz ze mną?
- Popilnuję jaskini- odpowiedziałam szybko, trochę zbyt szybko, ale Maja niczego nie znalazła w mojej głowie więc sobie poszła. Poczekałam aż odejdzie wystarczająco daleko by niczego nie podsłuchała i wtedy zabrałam się do realizacji planu.
Część 1 punkt A Konspiracja.
- Sap! Gaja!. Musicie mi pomóc- powiedziałam.- Słuchajcie jak Maja wróci zabierzemy ją na wycieczkę. Sap dopilnuj by nie widziała gdzie lecimy. Postaraj się, proszę- wyjaśniłam, a Sap potwierdziła, że wie jak to zrobić. Nie wiem jak, po prostu świetnie rozumiałam zwierzęta. - Jesteście boskie. A lecimy do centrum nad wodospad. I wiem, że Maja się wścieknie, dlatego musi wyjść idealnie. Dużo ryzykuję.- plan był gotowy a wszyscy wtajemniczeni poinformowani.
Część 2 punkt B Czas na realizację
Szczęście mi dopisywało, bo Maja wróciła z polowania w idealnym czasie. Wystarczało go by ją namówić na wycieczkę i by spokojnie dotrzeć tam gdzie chciałam i jeszcze na jedną fazę wściekłości. Nie więcej, potem nie mogła uciec. Brawo dla nowej lisiczki w lesie.
- Maja? Polatamy sobie- zaproponowałam z trochę zbyt wielkim entuzjazmem.
- Byłaś głodna.
- Wiem, ale zjemy potem, no proszę- poprosiłam Maję, która już coś podejrzewała, ale moje myśli były czyste.
- Skoro tak ci na tym zależy- powiedziała niechętnie. A przy mnie Gaja już stała gotowa do lotu, Sap też się nie mogła doczekać wezwania. Może nie byliśmy aż tak zdolnymi aktorami, ale Maja na razie grała z nami. Oj... wszystko szło po mojej myśli. Ale fajnie.
- Sap- Maja wezwała smoczycę, a ta pojawiła się sekundę później. A potem już wszystko szło dość łatwo.
- Ja decyduję gdzie lecimy?- zapytałam, trochę opanowując nerwy
- Czemu ty?-
- Bo ty się zawsze pakujesz w kłopoty i nas też- odpowiedziałam, a zwierzaki zgodziły się ze mną. I razem z Mają zaśmiałyśmy się. Sap odwaliła kawał dobrej roboty. Maja niczego nie widziała i nie miała pojęcia gdzie ją zabieramy. A chwilę później lądowałyśmy koło wodospadu w centrum, tak jak wtedy.
Część 3 punkt C Zakończenie realizacji planu.
- SHY! CO TO MA BYĆ?!- Maja była mega wściekła, chyba się połapała
- Musiałam- powiedziałam cicho
- NIE MUSIAŁAŚ I JA TEŻ NIE MUSIAŁAM TU PRZYCHODZIĆ.- nadal krzyczała
- Przestań, proszę- powiedziałam
- NIE- teraz już się darła
- Nie każe ci się udzielać, po prostu stój tu i odpowiadaj na pytania jeśli ktoś ci je zada.- zaproponowałam
- OKEJ, PÓŹNIEJ SIĘ Z TOBĄ POLICZĘ, ALE NIE ZAMIERZAM SIĘ ODZYWAĆ DO AKKIEGO*- nadal krzyczała, ale już trochę mniej. Znaczy pierwsza faza mijała.
- Jak chcesz to ja będę się do niego odzywać za ciebie. Twój piesek raczej cię nie zastąpi.- usłyszałam czyjś głos zza krzaków i wiedziałam do kogo należy. Tylko jedna osoba nazywała mnie pieskiem Maji. Od razu poczułam, że Maja się wścieka jeszcze bardziej i oczywiście robiłam wszystko by się uspokoiła, ale cóż... ona nie chciała. Mnie to nie ruszało, znaczy w sumie ruszało, ale nie tak jak Arwe chciała i po chwili wybuchnęłam śmiechem. I tak śmiałam się z tego pieska. W sumie nie mogła lepiej trafić, przecież tak to miało wyglądać. Może nie byłyśmy aż tak kiepskimi aktorkami. I wiecie co? Maja też zaczęła się śmiać.
* Jeśli ktoś napisze taki dialog to osobiście go zabiję :)
(Wataha Mroku) od Akatsukiego
Zaproszenie od Initium? Nie miałem zbytnio pojęcia co się za tym kryło. Może źle określiłem, to nie był brak pomysłów, względem powodu spotkania. Bardziej pasowałoby powiedzieć, że posiadałem ich zbyt dużo. Było tyle rzeczy o które chciałbym ją spytać.
Po opuszczeniu jaskini przez Kuro (ciekawe co on znowu planował) oraz dziewczyny, która ciągnęła go za koszulkę wystarczyła tylko chwila, żebym zadecydował, że zamierzam skorzystać z zaproszenia. Wyszedłem z jaskini i spokojnie skierowałem się w stronę Watahy Ziemi.
O co chciałem się spytać Initium? O wszystko? Może niekoniecznie o wszystko, ale nie zamierzałem skończyć na jednym czy dwóch pytaniach. Miałem nadzieję również, że będzie skłonna na nie odpowiedzieć. Nie zapominałem oczywiście o tym, że ona wspomniała o Kuro chociaż nie miałem zbytnio pomysłu o co mogło chodzić w jego przypadku.
~ Ja pójdę przodem do Initum ~ poinformowałem Kuro ~ a ty dołącz się później, jeśli chcesz.
Wiedziałem, że nakazywanie dołączenia w jego przypadku było z góry skazane na porażkę. Nieważne kim byłaby osoba żądająca z nim spotkania on i tak się tam nie pojawi, jeśli nie będzie tego chciał.
Zupełnie, jak ja - stwierdziłem z zaskoczeniem.
Dotarłem do Centrum i powoli zbliżałem się do lasu, który graniczył z Ziemią. To dziwne. Im bliżej tam podchodziłem, im mniej zostawało czasu do spotkania tym bardziej traciłem pewność o co chciałem zapytać. Czyżbym się denerwował?
Heh. Już niemalże zapomniałem, jak uciążliwe i paraliżujące potrafi być uczucie strachu, kiedy musisz coś zrobić. Jakby nie patrzeć ze strachem jest, jak z psem, jeśli nad nim zapanujesz może być tym czynnikiem, który zadecyduje o uratowaniu twojego życia (chociaż w tym przypadku wątpiłem, żeby miała to być sytuacja życia i śmierci), ale jeśli nie dasz mu do zrozumienia kto tutaj naprawdę to pewnego dnia cię pożre, a wtedy nie będziesz już zdolny do czegokolwiek.
W końcu dotarłem do Ziemi, jednak nie miałem pojęcia dokąd się kierować... W końcu w tym zaproszeniu nie przypominałem sobie, żeby podała jakieś miejsce spotkanie czy czas.
Mogła czekać gdziekolwiek... Może przy tamtym wielkim drzewie? Albo w jaskini? Możliwości było zbyt wiele żebym miał czas się nad nimi zastanawiać.
Ostatecznie, jako pierwsze miejsce zdecydowałem się spróbować w miejscu, gdzie po raz pierwszy ją zobaczyłem z jej lwem Puritasem.
Chwila? Skąd ja wiedziałem, jak jej lew ma na imię? Nie przypominało mi się, żeby wymieniało to łacińskie imię przy mnie. Skąd ono mogło się wziąć?
Skądkolwiek, by się nie pojawiło w moich myślach czułem dziwną pewność, że on tak się nazywa i że mam rację. Jakbym wiedział coś nie wiedząc skąd to wiem. Dziwne i szczerze mówiąc niezbyt przyjemne uczucie.
Oczywiście, jakkolwiek dziwnie, by to nie zabrzmiało Initium była dokładnie w miejscu naszego pierwszego spotkaniu. Podszedłem do niej. Nie miałem czasu na wahaniu.
- Kim ty jesteś? - Zadałem pierwsze pytanie.
Nie zamierzałem się przed nią kłaniać, ani nic. Nawet, jeśli brałem pod uwagę, że może się jej to nie spodobać. Owszem, wciąż mnie intrygowała, ale od pierwszego spotkania nabrałem pewności czego od niej chcę, a tą rzeczą była Prawda. Bez pięknych słówek i unikania odpowiedzi. Chociaż wątpiłem, żebym dostał ją tak łatwo.
- Initium - odparła, jakby to wyjaśniało wszystko.
Tylko, że dla mnie nie wyjaśniało to niczego. Tak jak myślałem - sprawnie wybierała słowa unikając odpowiedzi.
- Tyle to i ja wiem - oznajmiłem.
- Miło mi, że cię widzę - uśmiechnęła się.
Nie pozostał niezauważony przez nią fakt, iż się nie przywitałem.
- I vice versa - powiedziałem. - A teraz jeśli byłabyś tak miła i odpowiedziała na moje pytanie. Kim ty jesteś?
- Jestem wszystkim i niczym. Dniem i Nocą. Życiem i Śmiercią - zabrzmiało to niczym cytat z jakieś poezji starożytnej. Daleko temu było do zwięzłej i jasnej odpowiedzi na jaką oczekiwałem.
- Czyli bawimy się w zagadki - podsumowałem. - Tyle wystarczy mi, jednak żeby wiedzieć, iż jesteś jednym z pierwszych wilków, jeśli nie pierwszym. W końcu te całe zagadki, wierszyki i tak dalej były ich hobby, jakby myśleli, że dzięki temu są fajniejsi.
Wszystko co powiedziała pasowało tylko do jednego określenia: natury - i chociaż trudno było mi uwierzyć, że po prostu ktoś taki miałby tutaj być to spróbowałem:
- Mam rację, Pani Matko Natury? - Uśmiechnąłem się, niekoniecznie przyjaźnie, ale też i nie wrogo. Neutralnie.
- Skarbie, nie muszę być "fajna" aby pisać wierszyki i zagadki, mówię Ci jak jest. - Dotknęła jednego zamkniętych kwiatów a pod wpływem jej dotyku otworzył się.
Spojrzała się w moje oczy. Niemalże od razu poczułem, że ma wpływ na moje ciało, chociaż nie potrafiłem określić co się dzieje, było to co najmniej dziwne uczucie. - Tak, jestem Matką Naturą - potwierdziła już poważniejszym głosem.
Poczułem wewnętrzną potrzebę wypowiedzenia złośliwości. Była zbyt silna, żebym mógł ją powstrzymać ( oho, najwyraźniej Kuro miał na mnie zły wpływ ;p )
- Hmmm... - Przyjrzałem się jej zaciekawiony. - Wyobrażałem sobie ciebie trochę młodszą, ale zgaduję, że po tylu latach musisz trochę się zestarzeć - nie wątpiłem, że igrałem z ogniem.
Rozzłoszczenie jej mogłoby przysporzyć mi niemałych problemów, jednak postanowiłem podjąć tą małą ryzykowną grę i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.
Roześmiała się:
- Ech nie zmieniłeś się zbytnio, ale cieszę się, że wciąż trzyma Cię takie poczucie humoru.
- Chyba mi nie powiesz, że ja również jestem tak stary - przyjrzałem się sobie przerażony. - Uważałem się raczej za młodego wilka w kwiecie wieku. A tak w ogóle to czemu dostąpiłem zaszczytu otrzymania zaproszenia od samej Matki Natury? - W moim głosie pojawiła się malutka nutka ironii.
- Już nic takiego - odparła. - Zobaczyłam to co chciałam się już dowiedzieć.
Nie drążyłem tematu, chociaż odpowiedź nie zaspokoiła mojej ciekawości.
- Skoro już skorzystałem z twojego zaproszenia to może odwdzięczyłabyś się tym samym? - Zaproponowałem. - W końcu dzisiaj o zachodzie słońca odbędzie się spotkanie Alf i myślę, że powinnaś w nim uczestniczyć.
- Myślę, że skorzystam z zaproszenia - potwierdziła.
- I jeszcze jedno... - Zawahałem się. - Co do przeszłości...
- Nie sądzisz, że niektóre rzeczy zapomina się, ponieważ nie powinno się o nich pamiętać? - Przerwała mi.
Wiedziałem co to oznaczało. Miałem się dalej nie wgłębiać w temat.
- Dużo przegapiłem? - W zasięgu mojego widzenia pojawił się Kuro.
Po opuszczeniu jaskini przez Kuro (ciekawe co on znowu planował) oraz dziewczyny, która ciągnęła go za koszulkę wystarczyła tylko chwila, żebym zadecydował, że zamierzam skorzystać z zaproszenia. Wyszedłem z jaskini i spokojnie skierowałem się w stronę Watahy Ziemi.
O co chciałem się spytać Initium? O wszystko? Może niekoniecznie o wszystko, ale nie zamierzałem skończyć na jednym czy dwóch pytaniach. Miałem nadzieję również, że będzie skłonna na nie odpowiedzieć. Nie zapominałem oczywiście o tym, że ona wspomniała o Kuro chociaż nie miałem zbytnio pomysłu o co mogło chodzić w jego przypadku.
~ Ja pójdę przodem do Initum ~ poinformowałem Kuro ~ a ty dołącz się później, jeśli chcesz.
Wiedziałem, że nakazywanie dołączenia w jego przypadku było z góry skazane na porażkę. Nieważne kim byłaby osoba żądająca z nim spotkania on i tak się tam nie pojawi, jeśli nie będzie tego chciał.
Zupełnie, jak ja - stwierdziłem z zaskoczeniem.
Dotarłem do Centrum i powoli zbliżałem się do lasu, który graniczył z Ziemią. To dziwne. Im bliżej tam podchodziłem, im mniej zostawało czasu do spotkania tym bardziej traciłem pewność o co chciałem zapytać. Czyżbym się denerwował?
Heh. Już niemalże zapomniałem, jak uciążliwe i paraliżujące potrafi być uczucie strachu, kiedy musisz coś zrobić. Jakby nie patrzeć ze strachem jest, jak z psem, jeśli nad nim zapanujesz może być tym czynnikiem, który zadecyduje o uratowaniu twojego życia (chociaż w tym przypadku wątpiłem, żeby miała to być sytuacja życia i śmierci), ale jeśli nie dasz mu do zrozumienia kto tutaj naprawdę to pewnego dnia cię pożre, a wtedy nie będziesz już zdolny do czegokolwiek.
W końcu dotarłem do Ziemi, jednak nie miałem pojęcia dokąd się kierować... W końcu w tym zaproszeniu nie przypominałem sobie, żeby podała jakieś miejsce spotkanie czy czas.
Mogła czekać gdziekolwiek... Może przy tamtym wielkim drzewie? Albo w jaskini? Możliwości było zbyt wiele żebym miał czas się nad nimi zastanawiać.
Ostatecznie, jako pierwsze miejsce zdecydowałem się spróbować w miejscu, gdzie po raz pierwszy ją zobaczyłem z jej lwem Puritasem.
Chwila? Skąd ja wiedziałem, jak jej lew ma na imię? Nie przypominało mi się, żeby wymieniało to łacińskie imię przy mnie. Skąd ono mogło się wziąć?
Skądkolwiek, by się nie pojawiło w moich myślach czułem dziwną pewność, że on tak się nazywa i że mam rację. Jakbym wiedział coś nie wiedząc skąd to wiem. Dziwne i szczerze mówiąc niezbyt przyjemne uczucie.
Oczywiście, jakkolwiek dziwnie, by to nie zabrzmiało Initium była dokładnie w miejscu naszego pierwszego spotkaniu. Podszedłem do niej. Nie miałem czasu na wahaniu.
- Kim ty jesteś? - Zadałem pierwsze pytanie.
Nie zamierzałem się przed nią kłaniać, ani nic. Nawet, jeśli brałem pod uwagę, że może się jej to nie spodobać. Owszem, wciąż mnie intrygowała, ale od pierwszego spotkania nabrałem pewności czego od niej chcę, a tą rzeczą była Prawda. Bez pięknych słówek i unikania odpowiedzi. Chociaż wątpiłem, żebym dostał ją tak łatwo.
- Initium - odparła, jakby to wyjaśniało wszystko.
Tylko, że dla mnie nie wyjaśniało to niczego. Tak jak myślałem - sprawnie wybierała słowa unikając odpowiedzi.
- Tyle to i ja wiem - oznajmiłem.
- Miło mi, że cię widzę - uśmiechnęła się.
Nie pozostał niezauważony przez nią fakt, iż się nie przywitałem.
- I vice versa - powiedziałem. - A teraz jeśli byłabyś tak miła i odpowiedziała na moje pytanie. Kim ty jesteś?
- Jestem wszystkim i niczym. Dniem i Nocą. Życiem i Śmiercią - zabrzmiało to niczym cytat z jakieś poezji starożytnej. Daleko temu było do zwięzłej i jasnej odpowiedzi na jaką oczekiwałem.
- Czyli bawimy się w zagadki - podsumowałem. - Tyle wystarczy mi, jednak żeby wiedzieć, iż jesteś jednym z pierwszych wilków, jeśli nie pierwszym. W końcu te całe zagadki, wierszyki i tak dalej były ich hobby, jakby myśleli, że dzięki temu są fajniejsi.
Wszystko co powiedziała pasowało tylko do jednego określenia: natury - i chociaż trudno było mi uwierzyć, że po prostu ktoś taki miałby tutaj być to spróbowałem:
- Mam rację, Pani Matko Natury? - Uśmiechnąłem się, niekoniecznie przyjaźnie, ale też i nie wrogo. Neutralnie.
- Skarbie, nie muszę być "fajna" aby pisać wierszyki i zagadki, mówię Ci jak jest. - Dotknęła jednego zamkniętych kwiatów a pod wpływem jej dotyku otworzył się.
Spojrzała się w moje oczy. Niemalże od razu poczułem, że ma wpływ na moje ciało, chociaż nie potrafiłem określić co się dzieje, było to co najmniej dziwne uczucie. - Tak, jestem Matką Naturą - potwierdziła już poważniejszym głosem.
Poczułem wewnętrzną potrzebę wypowiedzenia złośliwości. Była zbyt silna, żebym mógł ją powstrzymać ( oho, najwyraźniej Kuro miał na mnie zły wpływ ;p )
- Hmmm... - Przyjrzałem się jej zaciekawiony. - Wyobrażałem sobie ciebie trochę młodszą, ale zgaduję, że po tylu latach musisz trochę się zestarzeć - nie wątpiłem, że igrałem z ogniem.
Rozzłoszczenie jej mogłoby przysporzyć mi niemałych problemów, jednak postanowiłem podjąć tą małą ryzykowną grę i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.
Roześmiała się:
- Ech nie zmieniłeś się zbytnio, ale cieszę się, że wciąż trzyma Cię takie poczucie humoru.
- Chyba mi nie powiesz, że ja również jestem tak stary - przyjrzałem się sobie przerażony. - Uważałem się raczej za młodego wilka w kwiecie wieku. A tak w ogóle to czemu dostąpiłem zaszczytu otrzymania zaproszenia od samej Matki Natury? - W moim głosie pojawiła się malutka nutka ironii.
- Już nic takiego - odparła. - Zobaczyłam to co chciałam się już dowiedzieć.
Nie drążyłem tematu, chociaż odpowiedź nie zaspokoiła mojej ciekawości.
- Skoro już skorzystałem z twojego zaproszenia to może odwdzięczyłabyś się tym samym? - Zaproponowałem. - W końcu dzisiaj o zachodzie słońca odbędzie się spotkanie Alf i myślę, że powinnaś w nim uczestniczyć.
- Myślę, że skorzystam z zaproszenia - potwierdziła.
- I jeszcze jedno... - Zawahałem się. - Co do przeszłości...
- Nie sądzisz, że niektóre rzeczy zapomina się, ponieważ nie powinno się o nich pamiętać? - Przerwała mi.
Wiedziałem co to oznaczało. Miałem się dalej nie wgłębiać w temat.
- Dużo przegapiłem? - W zasięgu mojego widzenia pojawił się Kuro.
(Wataha Mroku) od Kuro
Z mroków jaskini wyłoniła się postać towarzysza Akatsukiego. Sora. Niecodzienny widok, żeby przechadzała się w naszym świecie. Najwyraźniej nawet smoki potrafią się znudzić przebywaniem w innych wymiarach. Cóż, tutaj rozrywkę z moją obecnością zawsze miała zapewnioną.
- Witaj Kuro - przywitała się z uśmiechem.
- Ooo... Sora.
Skoro nic się nie działo i ona tutaj siedziała mogło oznaczać tylko jedno. Akatsuki znowu kimś się wysługiwał. Cały on.
- Znowu kazałeś jej odwalać uciążliwą robotę za siebie? - Spojrzałem na niego wymownie, a on udawał, że nie wie o co mi chodzi.
Wymieniłem ukradkowo spojrzenie z Sorą. Żadne z nas nie zamierzało stanąć po jego stronie.
- Niestety - dziewczyna zrobiła smutny uśmiech, jakby jej śmierć była z góry przesądzona. - Wiesz, on jest okrutny - zwróciła się do mnie.
Była doskonałą aktorką i powinienem uważać, żeby w przyszłości nie wykorzystała tego przeciwko mnie.
- Tak, tak - Akki odrobinkę się zirytował, chociaż nie zdawał się brać tego na poważnie. - Jestem zły i okropny. Może zrobicie sobie tutaj kącik obgadywania Akatsukiego nie zważając na moją obecność.
Moim zdaniem to był genialny pomysł i zamierzałem go wprowadzić w życie, chociaż głośno tego nie skomentowałem, ponieważ miałem już inny tekst w zanadrzu przygotowany na takie sytuacje.
- Cóż, ja od zawsze wiedziałem, że jesteś zły i okrutny - oznajmiłem.
- Wiesz, że słyszenie tego z ust sadysty naprawdę mogłoby załamać człowieka - spojrzał na nas niechętnie. - Jesteś ostatnią osobą od której chciałbym to usłyszeć - dodał pod moim adresem.
- Ja tylko wyraziłem moje zdanie - zauważyłem niewinnie.
- A ja tylko go popieram - dodała równie niewinnie Sora.
- A ja tylko was zaraz stąd wyrzucę - uśmiechnął się niewinnie Akki.
Wybuchliśmy śmiechem. Takie zwyczajne przekomarzanie się w naszym gronie zawsze działała pozytywnie na nasz wskaźnik humoru. Skoro tak lubiliśmy takie zwykłe utarczki słowne czemu często bywało bardziej... ostro? To była przeważnie moja zasługa (chociaż Sorze też kilka razy zdarzyło się pokazać pazurki, a Akki zawsze uwielbiał się odpłacać za wszelkie zniewagi).
Od dłuższego czasu wyczuwałem znajomą obecność Arve i nie została ona również niezauważona przez pozostałych uczestników rozmowy.
W momencie, gdy dziewczyna była już przy wejściu jaskini Sora błyskawicznie się ukryła w innym wymiarze. Widocznie nie miała zbytnio ochoty na konwersację z nią.
Uśmiechnąłem się zawadiacko na jej widok. Zaczynało się robić coraz ciekawiej.
Akatsuki odwrócił się w stronę wejścia.
- Ja obiecuję solennie nie obgadywać Cię za plecami – posłała mu uśmiech – tylko naprzeciw Ciebie. - Dodało już ze swoją standardową złośliwością.
- Jestem wdzięczny za tak solenną obietnicę – Akki nie szczędził ironii – ale mógłbym z łaski swojej wiedzieć, co Cię tu sprowadza?...
- Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki…ani zwłok – dodała po chwili - do tego jegomościa za Tobą – zbliżyła się do mnie i złapała za koszulkę, aby zacząć mało pracochłonny proces wyciągania mnie z jaskini.
Tymczasem Akatsuki przez chwilkę wyglądał na przerażonego słysząc o zwłokach, chociaż to zamaskował. Muszę skromnie przyznać, że to przerażenie nie było bezpodstawne, ponieważ ostatnio, gdy ktoś powiedział coś takiego skończyło się informacją o 27 nowych zgonach^^. Najwyraźniej nie chciał powtórki z rozrywki. Potem się już tylko i wyłącznie dziwił zastanawiając się co ja robiłem przez kilka ostatnich dni.
Nie musiałem być w jego głowie, żeby wiedzieć co myśli.
"Kolejna dziewczyna? Ile za nim już latało do tej pory? Co tym razem zaczął, zamierza, zrobił i planuje ta mała dwulicowa zlepka sadyzmu i wyrachowania z dodatkiem psychopaty oraz wyglądu słodkiego dziecka" czy coś w tym stylu.
Wyciągnąłem mu rękę na pożegnanie udając, że się odrobinkę zapieram przed wytarganiem z jaskini, jednocześnie starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Ah Akki, cóż mam poradzić, że kobiety tak mnie pragną?!
Nagle się zatrzymała widocznie, jakby sobie o czymś przypomniała, chociaż nie zamierzała puścić mojej koszulki, a ja tym bardziej nie zamierzałem się wyrywać. Odwróciła się do Akatsukiego. Wyszczerzyłem zęby do brata.
- Aha... Miałam wam przekazać wiadomość. Mówiła w sumie o jednym i drugim - wskazała brodą na mnie - ale nie sądzę by ten tutaj chciał się z tobą dzielić jakimiś informacjami ode mnie…więc. Macie …hmm…zaproszenie od Initium.
Initium? Nie słyszałem o żadnej takiej osóbce, ale jej imię brzmiało, jakby była raczej z tych ważnych osobistości. Ciekawe, jaki powód mogła mieć taka persona, żeby mieć z nami do czynienia. Wątpiłem, żeby to miało być wręczenie nagrody za postawę honorowych obywateli. Otworzyłem już usta, żeby wygłosić komentarz...
- Nie znam nikogo o takim imieniu. Jesteś pewna, że mówiła konkretnie o nas? - Akatsuki się upewnił.
- Tak. Na pewno – opisała postać blond dziewczyny.
Dopiero teraz Akatsuki zdawał się wiedzieć o czym mówi.
Arve wznowiła proces wyciągania mnie z jaskini za moją koszulkę.
- A więc o co chodzi? - Zapytałem, gdy puściła mnie jakieś 200 metrów dalej od jaskini.
- Chciałam się zapytać, czy być może nie kojarzysz imienia "Maya" lub "Shyine"?
- To całkiem możliwe - odparłem.
- A twoje relacje z nimi są...? - Urwała czekając na kontynuację z mojej strony.
- Takie, że zapewne nie może przestać o mnie myśleć - uśmiechnąłem się. - Spodziewam się z jej strony gorącego uczucia zwanego... - Zawiesiłem głos widząc jej zaskoczoną minę. - Nienawiścią - dokończyłem.
- I co tym razem planujesz dalej? - Zapytała. - Oczywiście jestem zainteresowana co zrobiłeś.
- Ooh.. Nic takiego - uśmiechnąłem się niewinnie. - Po prostu sprawdzałem jej poziom opanowania w sytuacjach wysokiego stresu oraz złości. Skończyło się na tym, że spaliła łąkę próbując mnie dorwać, jak widać całkowicie bezskutecznie - oznajmiłem. - A jeśli chodzi o moje dalsze zamiary można je określić, jako chęć uczynienia jej życia jeszcze ciekawszym, chociaż niekoniecznie będzie z tego zadowolona.
- Czemu akurat ona? - Wydawało się ją to odrobinę rozśmieszać.
- Najwyraźniej miała pecha - stwierdziłem. - Nie miałem, wtedy nikogo innego do wyboru poza Akatsukim, ale i tak było warto ją rozzłościć i nie zamierzam na tym przestać.
- Najwyraźniej te osoby mają pecha względem nas - uśmiechnęła się. - Chociaż ja bardziej wolę jej "psiaczka" .
- Jeśli chcesz zdenerwować jej psiaczka to polecam najpierw wytrącić z równowagi Mayę. W końcu mają wspólną głowę - zauważyłem.
- Osobiście preferuję bezpośrednie zdenerwowanie jej pieska - powiedziała. - Myślę, że będę miała po tym większą satysfakcję.
- Jakby nie patrzeć nasze cele są wspólne.
- Coś czuję, że się w tej kwestii dogadamy.
- Cóż za niesamowity zbieg okoliczności - udałem zachwycenie. - Ja również uważam podobnie.
~ Kuro ~ jednocześnie usłyszałem myśl od Akatsukiego. ~ Ja pójdę przodem do Initium, a ty dołącz się później, jak chcesz ~
- Witaj Kuro - przywitała się z uśmiechem.
- Ooo... Sora.
Skoro nic się nie działo i ona tutaj siedziała mogło oznaczać tylko jedno. Akatsuki znowu kimś się wysługiwał. Cały on.
- Znowu kazałeś jej odwalać uciążliwą robotę za siebie? - Spojrzałem na niego wymownie, a on udawał, że nie wie o co mi chodzi.
Wymieniłem ukradkowo spojrzenie z Sorą. Żadne z nas nie zamierzało stanąć po jego stronie.
- Niestety - dziewczyna zrobiła smutny uśmiech, jakby jej śmierć była z góry przesądzona. - Wiesz, on jest okrutny - zwróciła się do mnie.
Była doskonałą aktorką i powinienem uważać, żeby w przyszłości nie wykorzystała tego przeciwko mnie.
- Tak, tak - Akki odrobinkę się zirytował, chociaż nie zdawał się brać tego na poważnie. - Jestem zły i okropny. Może zrobicie sobie tutaj kącik obgadywania Akatsukiego nie zważając na moją obecność.
Moim zdaniem to był genialny pomysł i zamierzałem go wprowadzić w życie, chociaż głośno tego nie skomentowałem, ponieważ miałem już inny tekst w zanadrzu przygotowany na takie sytuacje.
- Cóż, ja od zawsze wiedziałem, że jesteś zły i okrutny - oznajmiłem.
- Wiesz, że słyszenie tego z ust sadysty naprawdę mogłoby załamać człowieka - spojrzał na nas niechętnie. - Jesteś ostatnią osobą od której chciałbym to usłyszeć - dodał pod moim adresem.
- Ja tylko wyraziłem moje zdanie - zauważyłem niewinnie.
- A ja tylko go popieram - dodała równie niewinnie Sora.
- A ja tylko was zaraz stąd wyrzucę - uśmiechnął się niewinnie Akki.
Wybuchliśmy śmiechem. Takie zwyczajne przekomarzanie się w naszym gronie zawsze działała pozytywnie na nasz wskaźnik humoru. Skoro tak lubiliśmy takie zwykłe utarczki słowne czemu często bywało bardziej... ostro? To była przeważnie moja zasługa (chociaż Sorze też kilka razy zdarzyło się pokazać pazurki, a Akki zawsze uwielbiał się odpłacać za wszelkie zniewagi).
Od dłuższego czasu wyczuwałem znajomą obecność Arve i nie została ona również niezauważona przez pozostałych uczestników rozmowy.
W momencie, gdy dziewczyna była już przy wejściu jaskini Sora błyskawicznie się ukryła w innym wymiarze. Widocznie nie miała zbytnio ochoty na konwersację z nią.
Uśmiechnąłem się zawadiacko na jej widok. Zaczynało się robić coraz ciekawiej.
Akatsuki odwrócił się w stronę wejścia.
- Ja obiecuję solennie nie obgadywać Cię za plecami – posłała mu uśmiech – tylko naprzeciw Ciebie. - Dodało już ze swoją standardową złośliwością.
- Jestem wdzięczny za tak solenną obietnicę – Akki nie szczędził ironii – ale mógłbym z łaski swojej wiedzieć, co Cię tu sprowadza?...
- Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki…ani zwłok – dodała po chwili - do tego jegomościa za Tobą – zbliżyła się do mnie i złapała za koszulkę, aby zacząć mało pracochłonny proces wyciągania mnie z jaskini.
Tymczasem Akatsuki przez chwilkę wyglądał na przerażonego słysząc o zwłokach, chociaż to zamaskował. Muszę skromnie przyznać, że to przerażenie nie było bezpodstawne, ponieważ ostatnio, gdy ktoś powiedział coś takiego skończyło się informacją o 27 nowych zgonach^^. Najwyraźniej nie chciał powtórki z rozrywki. Potem się już tylko i wyłącznie dziwił zastanawiając się co ja robiłem przez kilka ostatnich dni.
Nie musiałem być w jego głowie, żeby wiedzieć co myśli.
"Kolejna dziewczyna? Ile za nim już latało do tej pory? Co tym razem zaczął, zamierza, zrobił i planuje ta mała dwulicowa zlepka sadyzmu i wyrachowania z dodatkiem psychopaty oraz wyglądu słodkiego dziecka" czy coś w tym stylu.
Wyciągnąłem mu rękę na pożegnanie udając, że się odrobinkę zapieram przed wytarganiem z jaskini, jednocześnie starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Ah Akki, cóż mam poradzić, że kobiety tak mnie pragną?!
Nagle się zatrzymała widocznie, jakby sobie o czymś przypomniała, chociaż nie zamierzała puścić mojej koszulki, a ja tym bardziej nie zamierzałem się wyrywać. Odwróciła się do Akatsukiego. Wyszczerzyłem zęby do brata.
- Aha... Miałam wam przekazać wiadomość. Mówiła w sumie o jednym i drugim - wskazała brodą na mnie - ale nie sądzę by ten tutaj chciał się z tobą dzielić jakimiś informacjami ode mnie…więc. Macie …hmm…zaproszenie od Initium.
Initium? Nie słyszałem o żadnej takiej osóbce, ale jej imię brzmiało, jakby była raczej z tych ważnych osobistości. Ciekawe, jaki powód mogła mieć taka persona, żeby mieć z nami do czynienia. Wątpiłem, żeby to miało być wręczenie nagrody za postawę honorowych obywateli. Otworzyłem już usta, żeby wygłosić komentarz...
- Nie znam nikogo o takim imieniu. Jesteś pewna, że mówiła konkretnie o nas? - Akatsuki się upewnił.
- Tak. Na pewno – opisała postać blond dziewczyny.
Dopiero teraz Akatsuki zdawał się wiedzieć o czym mówi.
Arve wznowiła proces wyciągania mnie z jaskini za moją koszulkę.
- A więc o co chodzi? - Zapytałem, gdy puściła mnie jakieś 200 metrów dalej od jaskini.
- Chciałam się zapytać, czy być może nie kojarzysz imienia "Maya" lub "Shyine"?
- To całkiem możliwe - odparłem.
- A twoje relacje z nimi są...? - Urwała czekając na kontynuację z mojej strony.
- Takie, że zapewne nie może przestać o mnie myśleć - uśmiechnąłem się. - Spodziewam się z jej strony gorącego uczucia zwanego... - Zawiesiłem głos widząc jej zaskoczoną minę. - Nienawiścią - dokończyłem.
- I co tym razem planujesz dalej? - Zapytała. - Oczywiście jestem zainteresowana co zrobiłeś.
- Ooh.. Nic takiego - uśmiechnąłem się niewinnie. - Po prostu sprawdzałem jej poziom opanowania w sytuacjach wysokiego stresu oraz złości. Skończyło się na tym, że spaliła łąkę próbując mnie dorwać, jak widać całkowicie bezskutecznie - oznajmiłem. - A jeśli chodzi o moje dalsze zamiary można je określić, jako chęć uczynienia jej życia jeszcze ciekawszym, chociaż niekoniecznie będzie z tego zadowolona.
- Czemu akurat ona? - Wydawało się ją to odrobinę rozśmieszać.
- Najwyraźniej miała pecha - stwierdziłem. - Nie miałem, wtedy nikogo innego do wyboru poza Akatsukim, ale i tak było warto ją rozzłościć i nie zamierzam na tym przestać.
- Najwyraźniej te osoby mają pecha względem nas - uśmiechnęła się. - Chociaż ja bardziej wolę jej "psiaczka" .
- Jeśli chcesz zdenerwować jej psiaczka to polecam najpierw wytrącić z równowagi Mayę. W końcu mają wspólną głowę - zauważyłem.
- Osobiście preferuję bezpośrednie zdenerwowanie jej pieska - powiedziała. - Myślę, że będę miała po tym większą satysfakcję.
- Jakby nie patrzeć nasze cele są wspólne.
- Coś czuję, że się w tej kwestii dogadamy.
- Cóż za niesamowity zbieg okoliczności - udałem zachwycenie. - Ja również uważam podobnie.
~ Kuro ~ jednocześnie usłyszałem myśl od Akatsukiego. ~ Ja pójdę przodem do Initium, a ty dołącz się później, jak chcesz ~
sobota, 27 września 2014
(Wataha Ognia) od Maji
To była tylko Shy, budziła mnie, a więc to był tylko sen. Bardzo realny jak na sen.
- Wszystko w porządku?- zapytała, ale jakoś nie byłam wystarczająco trzeźwa, by zwrócić uwagę na jej emocje lub treść wypowiedzi. Mój mózg nadal był w krainie snu.
- Co...o? T..aaa.kk. Chyba tak- powiedziałam, chciałam żeby dała mi spokój, ale ona chyba nie zamierzała mi szybko odpuścić.
- Maja?
- No co? Jest okej.- odpowiedziałam- Daj mi spokój- Jeśli nie dało się inaczej to musiałam zrobić to w ten sposób. Kocham Shy, ale teraz chciałam zostać sama. Sama ze sobą i swoimi myślami. Minęłam Shy i Sap i poszłam dalej. Czułam, że Shy stara się opuścić moją głowę... naszą głowę... wiecie o co chodzi. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Szłam po prostu przed siebie, nie do końca jeszcze rozumiejąc o co chodziło w tym dziwnym czymś zwanym snem. Może mama miała rację. Byłam na nią zła. Zostawiła mnie. Obiecywała, że zawsze będzie ze mną, a ona mnie zostawiła. Nie chciało mi się teraz o tym myśleć. Nie wiedziałam o czym chciało mi się myśleć. Poszłam po prostu pobiegać, jako wilk oczywiście. Lubiłam to. Adrenalina we krwi i szum wiatru w uszach i jego powiew w sierści. To poprawiało humor i kondycję... przynajmniej u mnie (humor, bo kondycję to chyba u każdego). Okrężną drogą wróciłam do zmartwionych przyjaciół. Byłam już trochę bardziej ogarnięta, no i nie byłam pod wpływem snu.
-Hej- powiedziałam wesoło, ale nikt mi nie odpowiedział. Jak zwykle.
- Sap, wszystko jest w porządku, serio- zapewniłam smoczycę, ale w sumie zapewniałam wszystkich dookoła. Chyba nie brzmiałam prawdopodobnie, bo oni nadal mieli takie... niepewne miny.
- Ej, mówię serio- odezwałam się.
- Sap, zastąpisz mnie na spotkaniu alf?- zapytałam, a ona tylko pokiwała głową. Miałam wrażenie, że wszyscy dookoła mają na mnie focha. Sap się nie oddzywała, Shy też (niby jak zwykle, ale nie było jej też w mojej głowie), a Gaja...cóż ona miała kontakt tylko z Shy. To całe ich milczenie tylko teraz mi ciążyło. Nagle zauważyłam, że Shy nie ma.
-Sap, widziałaś Shy?- zapytałam, a ona pokręciła głową i powiedziała
- Pytaj Gaji
- No dobra- odpowiedziałam i niechętnie podeszłam do Gaji. To nie tak, że jej nie lubiłam po prostu ona była tylko Shy i ja to akceptowałam. Ona kontaktowała się tylko z Shy.
- Gaja widziałaś Shy?- zapytałam pegaza, a ona wskazała mi stronę i oczywiście znalazłam tam Shy. Była prawie na końcu naszych terytoriów, przy granicy z terytoriami watahy ziemi i patrzyła na nie jakby z tęsknotą.
- Hej Shy. Wszystko w porządku?- zapytałam
- Jasne- odpowiedziała i niemal w jednej chwili wróciła dawna Shy. Moja przyjaciółka.
- Wracamy- zakomendowałam i razem wróciłyśmy do watahy (jaskini).
- Wszystko w porządku?- zapytała, ale jakoś nie byłam wystarczająco trzeźwa, by zwrócić uwagę na jej emocje lub treść wypowiedzi. Mój mózg nadal był w krainie snu.
- Co...o? T..aaa.kk. Chyba tak- powiedziałam, chciałam żeby dała mi spokój, ale ona chyba nie zamierzała mi szybko odpuścić.
- Maja?
- No co? Jest okej.- odpowiedziałam- Daj mi spokój- Jeśli nie dało się inaczej to musiałam zrobić to w ten sposób. Kocham Shy, ale teraz chciałam zostać sama. Sama ze sobą i swoimi myślami. Minęłam Shy i Sap i poszłam dalej. Czułam, że Shy stara się opuścić moją głowę... naszą głowę... wiecie o co chodzi. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Szłam po prostu przed siebie, nie do końca jeszcze rozumiejąc o co chodziło w tym dziwnym czymś zwanym snem. Może mama miała rację. Byłam na nią zła. Zostawiła mnie. Obiecywała, że zawsze będzie ze mną, a ona mnie zostawiła. Nie chciało mi się teraz o tym myśleć. Nie wiedziałam o czym chciało mi się myśleć. Poszłam po prostu pobiegać, jako wilk oczywiście. Lubiłam to. Adrenalina we krwi i szum wiatru w uszach i jego powiew w sierści. To poprawiało humor i kondycję... przynajmniej u mnie (humor, bo kondycję to chyba u każdego). Okrężną drogą wróciłam do zmartwionych przyjaciół. Byłam już trochę bardziej ogarnięta, no i nie byłam pod wpływem snu.
-Hej- powiedziałam wesoło, ale nikt mi nie odpowiedział. Jak zwykle.
- Sap, wszystko jest w porządku, serio- zapewniłam smoczycę, ale w sumie zapewniałam wszystkich dookoła. Chyba nie brzmiałam prawdopodobnie, bo oni nadal mieli takie... niepewne miny.
- Ej, mówię serio- odezwałam się.
- Sap, zastąpisz mnie na spotkaniu alf?- zapytałam, a ona tylko pokiwała głową. Miałam wrażenie, że wszyscy dookoła mają na mnie focha. Sap się nie oddzywała, Shy też (niby jak zwykle, ale nie było jej też w mojej głowie), a Gaja...cóż ona miała kontakt tylko z Shy. To całe ich milczenie tylko teraz mi ciążyło. Nagle zauważyłam, że Shy nie ma.
-Sap, widziałaś Shy?- zapytałam, a ona pokręciła głową i powiedziała
- Pytaj Gaji
- No dobra- odpowiedziałam i niechętnie podeszłam do Gaji. To nie tak, że jej nie lubiłam po prostu ona była tylko Shy i ja to akceptowałam. Ona kontaktowała się tylko z Shy.
- Gaja widziałaś Shy?- zapytałam pegaza, a ona wskazała mi stronę i oczywiście znalazłam tam Shy. Była prawie na końcu naszych terytoriów, przy granicy z terytoriami watahy ziemi i patrzyła na nie jakby z tęsknotą.
- Hej Shy. Wszystko w porządku?- zapytałam
- Jasne- odpowiedziała i niemal w jednej chwili wróciła dawna Shy. Moja przyjaciółka.
- Wracamy- zakomendowałam i razem wróciłyśmy do watahy (jaskini).
(Od Towarzysza) Saphira
Cóż... Nie... Nie opowiem jak poznałam Maję... Nie zdradzę żadnego z jej sekretów. Być może to dziwne, ale kocham tą dziewczynę jak swoją własną córkę, której nigdy nie miałam. Znałam ją dłużej niż mogłoby się komukolwiek wydawać i znałam ją lepiej niż ona sama siebie znała. Byłam szczęśliwa słysząc jej śmiech. Pamiętałam nawet jej matkę, to w końcu ona mnie tu dla niej sprowadziła, ale nie będę już kontynuować tego tematu. Za dużo sekretów i bólu się z nim wiązało.
Wydawało mi się, że od kiedy Maja, Shy, Gaja i ja dotarłyśmy do tej watahy one są szczęśliwe, więc ja też byłam. Chociaż już nie raz uśmiercałam tego durnego.... Kuro. Doskonale wiedziałam co się działo w głowie Maji i nie tylko w głowie po spotkaniu z nim. Nie musiałam umieć czytać jej w myślach, znałam ją.
Maja spała sobie w jaskini kiedy na horyzoncie pojawiła się Shy, gdzie była i po co tego nie wiedziałam, ale właśnie wchodziła do jaskini.
- MAJA! MAJA! Wstawaj- zawołała- Maja obudź się- Maja niechętnie otworzyła oczy. Nadal była zaspana i jakaś nieobecna duchem. - Wszystko w porządku?- Shy wydawała się zmartwiona i ja też byłam.
- Co...o? T..aaa.kk. Chyba tak- powiedziała z wyraźnym wahaniem.
- Maja?- Shy nie wyglądała na uspokojoną
- No co? Jest okej.- odpowiedziała- Daj mi spokój- po tych słowach odeszła. A Shy stała jak zamurowana. Czyżby nie zamierzała nic z tym zrobić? Na to wyglądało. Chcąc, a raczej nie chcąc sama ruszyłam za nią.
- Spa, nie- odezwała się Shy- Wiem, z nią jest coś nie w porządku, ale ona nie chce niczyjego towarzystwa. Nie narzucaj się jej. Znasz ją przecież lepiej niż ja.- Shy próbowała sama siebie przekonać do tego pomysłu. Częściowo miała racje... dobra miała dużo racji. Maja nie lubiła przyjmować pomocy od nikogo. Zawsze radziła sobie sama w życiu, a przynajmniej chciała radzić. Bardzo ciążyło jej to, że jest niejako uzależniona w pewnych kwestiach od Shy. A teraz najwyraźniej ciążyła jej nasza obecność... ciążyła jej obecność kogokolwiek. Widziałam, że Shy próbuje usunąć się z jej głowy... robiła to ostrożnie i powoli, ale robiła.
- Wiem co robię, Sap- znowu próbowała sama siebie do tego przekonać, ale ja wiedziałam że to jest właściwa decyzja.
Wydawało mi się, że od kiedy Maja, Shy, Gaja i ja dotarłyśmy do tej watahy one są szczęśliwe, więc ja też byłam. Chociaż już nie raz uśmiercałam tego durnego.... Kuro. Doskonale wiedziałam co się działo w głowie Maji i nie tylko w głowie po spotkaniu z nim. Nie musiałam umieć czytać jej w myślach, znałam ją.
Maja spała sobie w jaskini kiedy na horyzoncie pojawiła się Shy, gdzie była i po co tego nie wiedziałam, ale właśnie wchodziła do jaskini.
- MAJA! MAJA! Wstawaj- zawołała- Maja obudź się- Maja niechętnie otworzyła oczy. Nadal była zaspana i jakaś nieobecna duchem. - Wszystko w porządku?- Shy wydawała się zmartwiona i ja też byłam.
- Co...o? T..aaa.kk. Chyba tak- powiedziała z wyraźnym wahaniem.
- Maja?- Shy nie wyglądała na uspokojoną
- No co? Jest okej.- odpowiedziała- Daj mi spokój- po tych słowach odeszła. A Shy stała jak zamurowana. Czyżby nie zamierzała nic z tym zrobić? Na to wyglądało. Chcąc, a raczej nie chcąc sama ruszyłam za nią.
- Spa, nie- odezwała się Shy- Wiem, z nią jest coś nie w porządku, ale ona nie chce niczyjego towarzystwa. Nie narzucaj się jej. Znasz ją przecież lepiej niż ja.- Shy próbowała sama siebie przekonać do tego pomysłu. Częściowo miała racje... dobra miała dużo racji. Maja nie lubiła przyjmować pomocy od nikogo. Zawsze radziła sobie sama w życiu, a przynajmniej chciała radzić. Bardzo ciążyło jej to, że jest niejako uzależniona w pewnych kwestiach od Shy. A teraz najwyraźniej ciążyła jej nasza obecność... ciążyła jej obecność kogokolwiek. Widziałam, że Shy próbuje usunąć się z jej głowy... robiła to ostrożnie i powoli, ale robiła.
- Wiem co robię, Sap- znowu próbowała sama siebie do tego przekonać, ale ja wiedziałam że to jest właściwa decyzja.
(Wataha Wody.) Od Ayato.
Znów zostaliśmy sami. Spojrzałem na swojego kocura. Jego spojrzenie było pełne wyrzutów, ale ja wiem swoje. Podoba mu się. Przeniosłem spojrzenie na Damp'a. Uśmiechnął się i wsadził głowę pod wodę. Prychnąłem pod nosem. No z kim ja żyję.? Podszedłem rozbawiony do brzegu i pociągnąłem go za włosy.
- Idiota. Z czego rżysz.? - Spytałem imitując groźny głos.
- Nie, nic, z niczego.
Wyszedł z wody i znów zachichotał.
- Masz urojenia, tak.? - Zakpiłem.
- Lofffe. - Oznajmił i z rąk zrobił serduszko.
Skoczyłem na niego z zamiarem podduszenia. Zmienił się w wilka i odskoczył w bok. Odszedł na bezpieczną odległość i wytrzepał futro.
Miałem go ścigać.? Niedoczekanie. Nie mam ochoty na bieganie po jaskiniach.
Ubrałem się szybko i rzuciłem odwracając się w stronę głównego wejścia.
- Chodź. Trzeba ustalić kilka rzeczy.
Przytaknął i z powrotem w ludzkiej postaci pojawił się koło mnie.
- Więc...
- Najpierw zadecydujmy o stanowisku Alfy. - Przerwałem mu.
- Ty nim bądź. - Odpowiedział szczerze. - Nadasz się.
- Więc zostań moją Betą.
Spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Zapewne teraz zastanawia się dlaczego podejmuję tak pochopne wnioski. Nie znamy się specjalnie długo. Ale jednak. Przez ten krótki okres czasu bez problemu go oceniłem. Będzie pasował do tego stanowiska, a i w razie potrzeby będzie mógł mnie zastąpić.
- Ja... Przemyślę to.
- Okej. - Mruknąłem zamyślony. - Ale chcę odpowiedź do rana.
- Nie ma sprawy. - Odparł radośnie.
- Teraz kolejna sprawa. Całe wyposażenie jaskiń. Zostawiamy stare tylko je czyszcząc czy nowe.?
- Zależy w jakim stanie wszystko się znajduje. Sądzę, że takie rzeczy jak półki, biurka czy szafy można zostawić.
- To dobry pomysł. Niedługo pomyśli się nad resztą. Idź wybierz sobie komnatę.
Skinął głową i ruszył w swoją stronę.
Ustałem na środku głównej komnaty i rozejrzałem się zamyślony. Jedno wejście szczególnie przykuło moją uwagę, ponieważ opadało w dół. Ruszyłem po starych, kamiennych stopniach i po chwili moim oczom ukazała się przestronna grota o wysokim sklepieniu. W jednym rogu ze ściany opadała kaskada wody tworząc małe oczko wodne. Woda parowała dając przyjemne ciepło w całym pomieszczeniu. W suficie znajdował się zabezpieczony magicznie otwór pozwalający w spokojne noce wpadać światłu księżyca do środka. Dotknąłem podłogi ręką. Ciepła. Czyli pod spodem muszą przebiegać gorące źródła.
Miejsce idealne.
- Idiota. Z czego rżysz.? - Spytałem imitując groźny głos.
- Nie, nic, z niczego.
Wyszedł z wody i znów zachichotał.
- Masz urojenia, tak.? - Zakpiłem.
- Lofffe. - Oznajmił i z rąk zrobił serduszko.
Skoczyłem na niego z zamiarem podduszenia. Zmienił się w wilka i odskoczył w bok. Odszedł na bezpieczną odległość i wytrzepał futro.
Miałem go ścigać.? Niedoczekanie. Nie mam ochoty na bieganie po jaskiniach.
Ubrałem się szybko i rzuciłem odwracając się w stronę głównego wejścia.
- Chodź. Trzeba ustalić kilka rzeczy.
Przytaknął i z powrotem w ludzkiej postaci pojawił się koło mnie.
- Więc...
- Najpierw zadecydujmy o stanowisku Alfy. - Przerwałem mu.
- Ty nim bądź. - Odpowiedział szczerze. - Nadasz się.
- Więc zostań moją Betą.
Spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Zapewne teraz zastanawia się dlaczego podejmuję tak pochopne wnioski. Nie znamy się specjalnie długo. Ale jednak. Przez ten krótki okres czasu bez problemu go oceniłem. Będzie pasował do tego stanowiska, a i w razie potrzeby będzie mógł mnie zastąpić.
- Ja... Przemyślę to.
- Okej. - Mruknąłem zamyślony. - Ale chcę odpowiedź do rana.
- Nie ma sprawy. - Odparł radośnie.
- Teraz kolejna sprawa. Całe wyposażenie jaskiń. Zostawiamy stare tylko je czyszcząc czy nowe.?
- Zależy w jakim stanie wszystko się znajduje. Sądzę, że takie rzeczy jak półki, biurka czy szafy można zostawić.
- To dobry pomysł. Niedługo pomyśli się nad resztą. Idź wybierz sobie komnatę.
Skinął głową i ruszył w swoją stronę.
Ustałem na środku głównej komnaty i rozejrzałem się zamyślony. Jedno wejście szczególnie przykuło moją uwagę, ponieważ opadało w dół. Ruszyłem po starych, kamiennych stopniach i po chwili moim oczom ukazała się przestronna grota o wysokim sklepieniu. W jednym rogu ze ściany opadała kaskada wody tworząc małe oczko wodne. Woda parowała dając przyjemne ciepło w całym pomieszczeniu. W suficie znajdował się zabezpieczony magicznie otwór pozwalający w spokojne noce wpadać światłu księżyca do środka. Dotknąłem podłogi ręką. Ciepła. Czyli pod spodem muszą przebiegać gorące źródła.
Miejsce idealne.
(Wataha Wody) od Damp'a
Co ja sądzę o tym całym Kuro?
Jak pojawił się ten cały ktosiek i gdy powiedział "Przyglądam się, jak przebiega wasza integracja" to sobie pomyślałem że myśli podobnie jak ja. Ale gdy zaczął nawijać o "imieniu" dla Ayato i potem gdy "niewinnie" się uśmiechał(dla mnie ten uśmiech był przepchany dwulicowością xd), to zmieniłem zdanie... sądziłem że jest ten teges. W sensie niespełna umysłowo, szurnięty, psychol - nie brałem pod uwagę faktu że był, czy tam jest skrytobójcą. Potem gdy się poślizgnął i wrzucił dziwnym trafem dziewczynę w ramiona Alfy to wtedy ponownie moje zdanie na jego temat się zmieniło i jest takie jakie jest obecnie. Konkretnie... "każdy ma swoje dziwactwa, ale te dziwactwa tworzą charakter i nie należy ich tępić".
Potem gdy ta trójka się cisnęła (tzn. w następującej kolejności: Ayato, Arwe, Kuro) ja siedziałem sobie spokojnie przyglądając się sprytnemu planu "niewiniątka" z drugiej strony, na przeciwko ich. Z jednej strony czarnowłosa nie chciała być AŻ TAK BLISKO niebieskowłosego, ale z drugiej strony nie chciała przejść na inną część gorących źródeł... ciekawe.
Kobiety są takie skomplikowane... - myślałem głaskając mokrego kota który wciąż siedział mi na kolanach.
Co do kota. To chyba czuł się odtrącony od społeczeństwa. Zgaduję... że w jego głowie tłoczą się zbulwersowane myśli:
"Ta wredna, samolubna, egoistka RZUCIŁA się na Ayato... ja jej pokarzę... teraz mają mnie głęboko w czterech literach... i muszę siedzieć na kolanach tego Damp'a. Lepsze to niż zgniecenie przez tą dziewczynę."
Wiem, może przesadziłem ale "moc wyobraźni" nic innego mi nie podsunęła. No ale co do niebieskooka i do tej dziewczyny to ja mam tylko jedno do powiedzenia: "Amorrr"(<3).
Nagle Kuro wstał i wyszedł z wody.
- Już idziesz? – Spytała Arwe.
- Mam coś do zrobienia – oznajmił
Zarzucił na siebie szybko ubrania, a po chwili "Ognista Pani" zrobiła to samo.
- Nie wolisz zostać dłużej? - Zapytał spoglądając na nią nieco zaskoczony.
Ona jednak nie odpowiadając, odwróciła się przez ramię ostatni raz i uciekła za Kuro z popłochem widząc że Ayato wychodzi również z wody.
Tak oto znów zostaliśmy sami. Chłopak stojąc zdumiony nieco na brzegu odwrócił się w moją stronę.
Wpierw spojrzał na kota. Ja jakbym był na jego miejscu to bym się zamienił w proch gdybym zobaczył takie przeszywające i pełne wyrzutów sumienia wzrok Rokita. Jednak spłynęło to po nim jak po kaczce i następnie spojrzał na mnie bez żadnego wyrazu na twarzy. Po prostu spojrzał. Ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko i żeby nie było że umiem się tylko śmiać, włożyłem łeb do wody(kot tym razem ewakuował się na stały ląd) i dopiero w tedy wybuchłem komicznym śmiechem. Z moich ust wydobyło się setki bąbelków. Nie widziałem jego miny ani reakcji. Po chwili poczułem jak ktoś chwyta mnie za włosy z tyłu głowy i ciągnie.
- Idiota. Z czego rżysz? - Usłyszałem natychmiast słowa Ayato.
- Nie, nic, z niczego. - Odpowiedziałem szybko wychodząc z wody po czym zachichotałem się.
- Masz urojenia, tak? - Zakpił nadal stojąc w gorącym źródle.
Spojrzałem na niego.
- Lofffe. - Oznajmiłem śmiesznym głosem i z rąk zrobiłem serduszko.
Ten nie pohamowując się, skoczył na mnie z zamiarem uduszenia. Ja zamieniłem się szybko w wilka i z ciężką, mokrą sierścią uskoczyłem przed jego "natarciem" po czym w bezpiecznej odległości otrzepałem się z nadmiaru płynu. Chłopak nie chciał mnie ścigać. Domyślił się pewnie że o to mi właśnie chodzi.
Jak pojawił się ten cały ktosiek i gdy powiedział "Przyglądam się, jak przebiega wasza integracja" to sobie pomyślałem że myśli podobnie jak ja. Ale gdy zaczął nawijać o "imieniu" dla Ayato i potem gdy "niewinnie" się uśmiechał(dla mnie ten uśmiech był przepchany dwulicowością xd), to zmieniłem zdanie... sądziłem że jest ten teges. W sensie niespełna umysłowo, szurnięty, psychol - nie brałem pod uwagę faktu że był, czy tam jest skrytobójcą. Potem gdy się poślizgnął i wrzucił dziwnym trafem dziewczynę w ramiona Alfy to wtedy ponownie moje zdanie na jego temat się zmieniło i jest takie jakie jest obecnie. Konkretnie... "każdy ma swoje dziwactwa, ale te dziwactwa tworzą charakter i nie należy ich tępić".
Potem gdy ta trójka się cisnęła (tzn. w następującej kolejności: Ayato, Arwe, Kuro) ja siedziałem sobie spokojnie przyglądając się sprytnemu planu "niewiniątka" z drugiej strony, na przeciwko ich. Z jednej strony czarnowłosa nie chciała być AŻ TAK BLISKO niebieskowłosego, ale z drugiej strony nie chciała przejść na inną część gorących źródeł... ciekawe.
Kobiety są takie skomplikowane... - myślałem głaskając mokrego kota który wciąż siedział mi na kolanach.
Co do kota. To chyba czuł się odtrącony od społeczeństwa. Zgaduję... że w jego głowie tłoczą się zbulwersowane myśli:
"Ta wredna, samolubna, egoistka RZUCIŁA się na Ayato... ja jej pokarzę... teraz mają mnie głęboko w czterech literach... i muszę siedzieć na kolanach tego Damp'a. Lepsze to niż zgniecenie przez tą dziewczynę."
Wiem, może przesadziłem ale "moc wyobraźni" nic innego mi nie podsunęła. No ale co do niebieskooka i do tej dziewczyny to ja mam tylko jedno do powiedzenia: "Amorrr"(<3).
Nagle Kuro wstał i wyszedł z wody.
- Już idziesz? – Spytała Arwe.
- Mam coś do zrobienia – oznajmił
Zarzucił na siebie szybko ubrania, a po chwili "Ognista Pani" zrobiła to samo.
- Nie wolisz zostać dłużej? - Zapytał spoglądając na nią nieco zaskoczony.
Ona jednak nie odpowiadając, odwróciła się przez ramię ostatni raz i uciekła za Kuro z popłochem widząc że Ayato wychodzi również z wody.
Tak oto znów zostaliśmy sami. Chłopak stojąc zdumiony nieco na brzegu odwrócił się w moją stronę.
Wpierw spojrzał na kota. Ja jakbym był na jego miejscu to bym się zamienił w proch gdybym zobaczył takie przeszywające i pełne wyrzutów sumienia wzrok Rokita. Jednak spłynęło to po nim jak po kaczce i następnie spojrzał na mnie bez żadnego wyrazu na twarzy. Po prostu spojrzał. Ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko i żeby nie było że umiem się tylko śmiać, włożyłem łeb do wody(kot tym razem ewakuował się na stały ląd) i dopiero w tedy wybuchłem komicznym śmiechem. Z moich ust wydobyło się setki bąbelków. Nie widziałem jego miny ani reakcji. Po chwili poczułem jak ktoś chwyta mnie za włosy z tyłu głowy i ciągnie.
- Idiota. Z czego rżysz? - Usłyszałem natychmiast słowa Ayato.
- Nie, nic, z niczego. - Odpowiedziałem szybko wychodząc z wody po czym zachichotałem się.
- Masz urojenia, tak? - Zakpił nadal stojąc w gorącym źródle.
Spojrzałem na niego.
- Lofffe. - Oznajmiłem śmiesznym głosem i z rąk zrobiłem serduszko.
Ten nie pohamowując się, skoczył na mnie z zamiarem uduszenia. Ja zamieniłem się szybko w wilka i z ciężką, mokrą sierścią uskoczyłem przed jego "natarciem" po czym w bezpiecznej odległości otrzepałem się z nadmiaru płynu. Chłopak nie chciał mnie ścigać. Domyślił się pewnie że o to mi właśnie chodzi.
(Wataha Ognia) od Arve
- Arwetho, czy chciałabyś mi w czymś pomóc? – pytanie, które do mnie skierowała wydawało się oczywistością. Przynajmniej dla niej. Zazwyczaj na początku znajomości, próbowało się w jakikolwiek sposób wybadać z kim ma się do czynienia. A tu masz. Od razu, bez jakichkolwiek gierek mi zaufała.
W dodatku, była to pierwsza osoba, która zwracała się do mnie pełnym imieniem. Przynajmniej licząc kilka ostatnich kilka-set lat. Ostatni raz…mówiła tak chyba do mnie właśnie matka. Dziwny zbieg okoliczności.
- W czym mianowicie? – zastanawiałam się, co taka istota może chcieć ode mnie. Wydawała się raczej…potężna. Do czego więc jej była potrzebna moja pomoc?
- Czuję, że często kontaktujesz się z pewnym Kuro – ohoho, czyżby i tu coś przeskrobał ? – czy mogłabyś mu oznajmić, by pojawił się u mnie on albo pewien Akatsuski? – czyli jednak chodziło o coś innego niż zemsta. Nie sadziłam by chciała kogokolwiek fatygować, gdyby chciała zrobić któremuś z wymienionych jakąś krzywdę. Choć w przypadku Kuro musiałoby wyglądać na ciekawą rozgrywkę…nie żebym komukolwiek tego życzyłam. Choć…pewnie bym się nie pogniewała widząc jak ktoś łoi tyłek Kuro (znowu myśl wydała mi się absurdalna).
Westchnęłam, ale ciężko było mi odmówić widząc ten serdeczny uśmiech. Dziwnie kojąco działał na moje zmysły.
- W sumie…i tak miałam pewną sprawę do Kuro…więc będzie mi po drodze… - chciałam by zabrzmiało to beztrosko, jakby mi nie zależało, ale jednak w pewien sposób chciałam jej pomóc.
- W takim razie ruszaj – i odwróciła się, nie czekając już na choćby próbę zmiany zdania, chyba uznając, że wszystko załatwione. I też ciekawe…odwróciła się. Podobno nie powinno obracać się tyłem do obcych, bo nigdy nie wiadomo na kogo trafisz. Pokręciłam głową. Absolutnie dzień należał do baaardzo ciekawych. A nawet się nie skończył.
Ruszyłam, najpierw powoli, jednak cienie zbliżającego się wieczoru sprawiły, że przyspieszyłam kroku. Nie. Nie bałam się ciemności, często podróżowałam wtedy i wbrew pozorom, nawet łatwiej mi było wtedy orientować się w terenie. Po prostu wiedziałam, że zazwyczaj się w nocy odpoczywa, a nie miałam najmniejszej ochoty nikogo wybudzać ze snu. Kuro powinien być przytomny…
Kierowałam się zapachem, a tutaj – jak już wcześniej zauważyłam, wszystko było intensywniejsze, więc jak po śladach podążałam w kierunku watahy Mroku. Wydawało mi się, że w końcu trafiłam na miejsce. Krążyłam chwilę, zanim dotarłam do jaskini, która – jak sądziłam – stanowiła rodzaj centrum. Zbliżyłam się cicho, ale już bez prób podglądania. Od tak po prostu, by nie wbijając się jak huragan…(co przyznaję, czasem już robiłam). Weszłam w momencie, by usłyszeć nieznany mi męski głos, bardzo przyjemny dodam dla ucha.
- …jestem zły i okropny. Może jeszcze zrobicie sobie tutaj kącik obgadywania Akatsukiego nie zważając na moją obecność – nie można było nie dostrzec tonu irytacji, z jaką zdanie zostało wypowiedziane. Potem odezwał się już całkiem znajoma złośliwą odpowiedź Kuro:
- Cóż, ja od zawsze wiedziałem, że jesteś zły o okrutny.
- Wiesz, że słyszenie tego z ust sadysty mogłoby naprawdę załamać człowieka. Jesteś ostatnią osobą, od której chciałbym to usłyszeć –czuć było narastające napięcie, więc weszłam w momencie, gdy Kuro próbował chyba pogłębić konflikt.
- Ja tylko wyraziłem moje zdanie .
- A ja tylko go popieram – tym razem kobiecy głos.
- A ja tylko zaraz was stąd wyrzucę – znowu ten dźwięczny głos.
A potem wybuch śmiechu.
W tym momencie weszłam, a na mój widok na twarzy Kuro wykwitł wielki, zawadiacki uśmiech.
Ów Akatsuki odwrócił się dopiero teraz, choć raczej wyczuł moja obecność wcześniej. Nigdzie za to nie widziałam właścicielki głosu.
- Ja obiecuję solennie nie obgadywać Cię za plecami – i posłałam mu uśmiech, który (serio) próbowałam, by nie miał tej zwyczajowej złośliwości, ale w drugiej części już nie wytrzymałam – tylko naprzeciw Ciebie. - Zlustrował mnie wzrokiem oceniając chyba zamiary. Widać było, że był czujny, a moc wręcz emanowała z jego postaci. Nie powiem…mamy tu kilka bardzo potężnych wilczków. On zaliczał się zdecydowanie w to grono. To ładne grono.
- Jestem wdzięczny za tak solenną obietnicę – o proszę, jaka ironia w głosie – ale mógłbym z łaski swojej wiedzieć, co Cię tu sprowadza?... – uśmiechnęłam się, tym razem konkretnie złośliwie, celując „strzał” do Kuro.
- Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki…ani zwłok – dodałam po chwili - do tego jegomościa za Tobą – po czym zbliżyłam się no nadal wyszczerzonego Kuro, złapałam go za połę koszuli i bez pardony zaczęłam wyprowadzać go z jaskini. Mijałam Akatsukiego, którego mina wyrażała autentyczne zdziwienie.
Kuro tymczasem tylko lekko się zapierając szedł za mną, a mijając swego towarzyszą wyciągnął mu rękę w geście pożegnania. Zdecydowanie miał z całej sytuacji wielką radochę.
- Ah Akki, cóż mam poradzić, że kobiety tak mnie pragną?!
Zatrzymałam się. W sumie, czemu nie powiedzieć od razu o Initium? Nadal więc trzymając Kuro za koszulę odwróciłam się do zdezorientowanego Akatsukiego.
- Aha…miałam wam przekazać wiadomość. Mówiła w sumie o jednym i drugim – wskazałam brodą nadal wyszczerzonego Kuro - ale nie sądzę by ten tutaj chciał się z tobą dzielić jakimiś informacjami ode mnie…więc. Macie …hmm…zaproszenie od Initium.
Na żadnym nie zrobiło wrażenie to imię, więc prawdopodobnie nie znali go. Obaj za to spojrzeli po sobie, choć chyba każdy coś już kalkulował.
- Nie znam nikogo o takim imieniu. Jesteś pewna, że mówiła konkretnie o nas? – ów Akki odezwał się pierwszy, bo Kuro szykował się z jakąś głupią odzywką.
- Tak. Na pewno – i tu opisałam „Mamuśkę”, dodając na jakich terenach się znajdowała. I tu dopiero zdawało mi się, że Akatsuki coś sobie uzmysłowił. Uznając misje za wykonaną, wróciłam do wcześniej wstrzymanej akcji ciągnięcia Kuro za sobą.
W dodatku, była to pierwsza osoba, która zwracała się do mnie pełnym imieniem. Przynajmniej licząc kilka ostatnich kilka-set lat. Ostatni raz…mówiła tak chyba do mnie właśnie matka. Dziwny zbieg okoliczności.
- W czym mianowicie? – zastanawiałam się, co taka istota może chcieć ode mnie. Wydawała się raczej…potężna. Do czego więc jej była potrzebna moja pomoc?
- Czuję, że często kontaktujesz się z pewnym Kuro – ohoho, czyżby i tu coś przeskrobał ? – czy mogłabyś mu oznajmić, by pojawił się u mnie on albo pewien Akatsuski? – czyli jednak chodziło o coś innego niż zemsta. Nie sadziłam by chciała kogokolwiek fatygować, gdyby chciała zrobić któremuś z wymienionych jakąś krzywdę. Choć w przypadku Kuro musiałoby wyglądać na ciekawą rozgrywkę…nie żebym komukolwiek tego życzyłam. Choć…pewnie bym się nie pogniewała widząc jak ktoś łoi tyłek Kuro (znowu myśl wydała mi się absurdalna).
Westchnęłam, ale ciężko było mi odmówić widząc ten serdeczny uśmiech. Dziwnie kojąco działał na moje zmysły.
- W sumie…i tak miałam pewną sprawę do Kuro…więc będzie mi po drodze… - chciałam by zabrzmiało to beztrosko, jakby mi nie zależało, ale jednak w pewien sposób chciałam jej pomóc.
- W takim razie ruszaj – i odwróciła się, nie czekając już na choćby próbę zmiany zdania, chyba uznając, że wszystko załatwione. I też ciekawe…odwróciła się. Podobno nie powinno obracać się tyłem do obcych, bo nigdy nie wiadomo na kogo trafisz. Pokręciłam głową. Absolutnie dzień należał do baaardzo ciekawych. A nawet się nie skończył.
Ruszyłam, najpierw powoli, jednak cienie zbliżającego się wieczoru sprawiły, że przyspieszyłam kroku. Nie. Nie bałam się ciemności, często podróżowałam wtedy i wbrew pozorom, nawet łatwiej mi było wtedy orientować się w terenie. Po prostu wiedziałam, że zazwyczaj się w nocy odpoczywa, a nie miałam najmniejszej ochoty nikogo wybudzać ze snu. Kuro powinien być przytomny…
Kierowałam się zapachem, a tutaj – jak już wcześniej zauważyłam, wszystko było intensywniejsze, więc jak po śladach podążałam w kierunku watahy Mroku. Wydawało mi się, że w końcu trafiłam na miejsce. Krążyłam chwilę, zanim dotarłam do jaskini, która – jak sądziłam – stanowiła rodzaj centrum. Zbliżyłam się cicho, ale już bez prób podglądania. Od tak po prostu, by nie wbijając się jak huragan…(co przyznaję, czasem już robiłam). Weszłam w momencie, by usłyszeć nieznany mi męski głos, bardzo przyjemny dodam dla ucha.
- …jestem zły i okropny. Może jeszcze zrobicie sobie tutaj kącik obgadywania Akatsukiego nie zważając na moją obecność – nie można było nie dostrzec tonu irytacji, z jaką zdanie zostało wypowiedziane. Potem odezwał się już całkiem znajoma złośliwą odpowiedź Kuro:
- Cóż, ja od zawsze wiedziałem, że jesteś zły o okrutny.
- Wiesz, że słyszenie tego z ust sadysty mogłoby naprawdę załamać człowieka. Jesteś ostatnią osobą, od której chciałbym to usłyszeć –czuć było narastające napięcie, więc weszłam w momencie, gdy Kuro próbował chyba pogłębić konflikt.
- Ja tylko wyraziłem moje zdanie .
- A ja tylko go popieram – tym razem kobiecy głos.
- A ja tylko zaraz was stąd wyrzucę – znowu ten dźwięczny głos.
A potem wybuch śmiechu.
W tym momencie weszłam, a na mój widok na twarzy Kuro wykwitł wielki, zawadiacki uśmiech.
Ów Akatsuki odwrócił się dopiero teraz, choć raczej wyczuł moja obecność wcześniej. Nigdzie za to nie widziałam właścicielki głosu.
- Ja obiecuję solennie nie obgadywać Cię za plecami – i posłałam mu uśmiech, który (serio) próbowałam, by nie miał tej zwyczajowej złośliwości, ale w drugiej części już nie wytrzymałam – tylko naprzeciw Ciebie. - Zlustrował mnie wzrokiem oceniając chyba zamiary. Widać było, że był czujny, a moc wręcz emanowała z jego postaci. Nie powiem…mamy tu kilka bardzo potężnych wilczków. On zaliczał się zdecydowanie w to grono. To ładne grono.
- Jestem wdzięczny za tak solenną obietnicę – o proszę, jaka ironia w głosie – ale mógłbym z łaski swojej wiedzieć, co Cię tu sprowadza?... – uśmiechnęłam się, tym razem konkretnie złośliwie, celując „strzał” do Kuro.
- Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki…ani zwłok – dodałam po chwili - do tego jegomościa za Tobą – po czym zbliżyłam się no nadal wyszczerzonego Kuro, złapałam go za połę koszuli i bez pardony zaczęłam wyprowadzać go z jaskini. Mijałam Akatsukiego, którego mina wyrażała autentyczne zdziwienie.
Kuro tymczasem tylko lekko się zapierając szedł za mną, a mijając swego towarzyszą wyciągnął mu rękę w geście pożegnania. Zdecydowanie miał z całej sytuacji wielką radochę.
- Ah Akki, cóż mam poradzić, że kobiety tak mnie pragną?!
Zatrzymałam się. W sumie, czemu nie powiedzieć od razu o Initium? Nadal więc trzymając Kuro za koszulę odwróciłam się do zdezorientowanego Akatsukiego.
- Aha…miałam wam przekazać wiadomość. Mówiła w sumie o jednym i drugim – wskazałam brodą nadal wyszczerzonego Kuro - ale nie sądzę by ten tutaj chciał się z tobą dzielić jakimiś informacjami ode mnie…więc. Macie …hmm…zaproszenie od Initium.
Na żadnym nie zrobiło wrażenie to imię, więc prawdopodobnie nie znali go. Obaj za to spojrzeli po sobie, choć chyba każdy coś już kalkulował.
- Nie znam nikogo o takim imieniu. Jesteś pewna, że mówiła konkretnie o nas? – ów Akki odezwał się pierwszy, bo Kuro szykował się z jakąś głupią odzywką.
- Tak. Na pewno – i tu opisałam „Mamuśkę”, dodając na jakich terenach się znajdowała. I tu dopiero zdawało mi się, że Akatsuki coś sobie uzmysłowił. Uznając misje za wykonaną, wróciłam do wcześniej wstrzymanej akcji ciągnięcia Kuro za sobą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)