- Możesz mi powiedzieć co tu się stało? - Spytał.
- Nic, czym musiałbyś się przejmować? - Mruknąłem.
- Żądam jakichś... Konkretów? - Ta rozmowa przypomina coraz bardziej.. kłótnię?
- A ja żądam prywatności. - Omal nie wybuchłem... znów.
- Sugerujesz, że to jest związane z Twoimi sprawami, tak?
- Tak jakby. Tak. - Nie zastanawiałem się nad sensem
- Więc z łaski swojej bądź z tymi Twoimi sprawami ciszej to mnie nie będzie to interesować, jasne? - Syknął.
- A więc to tak. - Oświeciło mnie. - Ja od Ciebie nic nie chcę, żadnych informacji, danych i innych... A nie mogę mieć nawet nieco prywatności. Tak dużo wymagam? - Spytałem.
- Możliwe. A teraz Ty odpowiedz na moje pytanie. Dobra.? - Warknąłem poirytowany.
- Dobra. - Syknąłem... my to teraz będziemy syczeć? Jak węże?
- DOBRA. - Powtórzył, chyba nie dotarło... - Co knujecie?
Oparł się o ścianę.
- My? - Zdziwiłem się, nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Ty i Arwe. - Wytłumaczył.
- O nie... Zaczyna się. - Mruknąłem.
Postanowiłem się wycofać z linii frontu to mojego pokoju.
- Może trochę szacunku? - Złapał mnie mocno za ramię. Lewe bolało od "dźwigania" Dekla, prawe nie wyzdrowiało całkiem.
- Zapewniam Cię, nie masz być o co zazdrosny. - Spokojnie... nie daj się wyprowadzić z równowagi. Damp, OPANUJ SIĘ!
- Tą całą historyjkę... To Twoje urojenia. - Starałem się mu to delikatnie przybliżyć, miałem też tiki nerwowe...
- Posądzasz mnie o coś? - Źle to przyjął.. och.
Uspokoiłem się. W końcu.. jak wciąż żyjemy to znaczy że nie jest tak źle, co nie?
- Może. - Rzuciłem.
stwierdziłem iż to koniec, odwrót i marszem do pokoju zanim się rzuci jak opętany.
- Sądzisz, że to Ci pomoże? - Spytał zdziwiony.
- Daje złudne poczucie bezpieczeństwa. - Oznajmiłem wchodząc do pokoju i zamykając drzwi.
- Tak. Szczególnie w obecności maga. Sądzisz, że masz jakiekolwiek pojęcie o mnie? O moich umiejętnościach i doświadczeniu? Że niczego nie zobaczę, tak? - Wiem.. gdybym nie wiedział to bym nie uciekał w popłochu do pokoju, co nie? To jest tak jakby odpowiednik jakiegoś bezpiecznego miejsca... no ale nim nie jest, niestety... - Przy mnie jesteś zaledwie szczeniakiem, rozumiesz?
Ktoś musi być tym gorszym pod pewnym względem... heh.
- Nic, czym musiałbyś się przejmować? - Mruknąłem.
- Żądam jakichś... Konkretów? - Ta rozmowa przypomina coraz bardziej.. kłótnię?
- A ja żądam prywatności. - Omal nie wybuchłem... znów.
- Sugerujesz, że to jest związane z Twoimi sprawami, tak?
- Tak jakby. Tak. - Nie zastanawiałem się nad sensem
- Więc z łaski swojej bądź z tymi Twoimi sprawami ciszej to mnie nie będzie to interesować, jasne? - Syknął.
- A więc to tak. - Oświeciło mnie. - Ja od Ciebie nic nie chcę, żadnych informacji, danych i innych... A nie mogę mieć nawet nieco prywatności. Tak dużo wymagam? - Spytałem.
- Możliwe. A teraz Ty odpowiedz na moje pytanie. Dobra.? - Warknąłem poirytowany.
- Dobra. - Syknąłem... my to teraz będziemy syczeć? Jak węże?
- DOBRA. - Powtórzył, chyba nie dotarło... - Co knujecie?
Oparł się o ścianę.
- My? - Zdziwiłem się, nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Ty i Arwe. - Wytłumaczył.
- O nie... Zaczyna się. - Mruknąłem.
Postanowiłem się wycofać z linii frontu to mojego pokoju.
- Może trochę szacunku? - Złapał mnie mocno za ramię. Lewe bolało od "dźwigania" Dekla, prawe nie wyzdrowiało całkiem.
- Zapewniam Cię, nie masz być o co zazdrosny. - Spokojnie... nie daj się wyprowadzić z równowagi. Damp, OPANUJ SIĘ!
- Tą całą historyjkę... To Twoje urojenia. - Starałem się mu to delikatnie przybliżyć, miałem też tiki nerwowe...
- Posądzasz mnie o coś? - Źle to przyjął.. och.
Uspokoiłem się. W końcu.. jak wciąż żyjemy to znaczy że nie jest tak źle, co nie?
- Może. - Rzuciłem.
stwierdziłem iż to koniec, odwrót i marszem do pokoju zanim się rzuci jak opętany.
- Sądzisz, że to Ci pomoże? - Spytał zdziwiony.
- Daje złudne poczucie bezpieczeństwa. - Oznajmiłem wchodząc do pokoju i zamykając drzwi.
- Tak. Szczególnie w obecności maga. Sądzisz, że masz jakiekolwiek pojęcie o mnie? O moich umiejętnościach i doświadczeniu? Że niczego nie zobaczę, tak? - Wiem.. gdybym nie wiedział to bym nie uciekał w popłochu do pokoju, co nie? To jest tak jakby odpowiednik jakiegoś bezpiecznego miejsca... no ale nim nie jest, niestety... - Przy mnie jesteś zaledwie szczeniakiem, rozumiesz?
Ktoś musi być tym gorszym pod pewnym względem... heh.
Podczas całej wymiany zdań z Ayato byłem zdekoncentrowany. Szukając wytchnienia, usiadłem na łóżku patrząc w podłogę. Zaniepokoił mnie fakt iż Ayato miał rozszerzone źrenice... dziwne.
- To co? - Spytał Dekiel, jakby nigdy nic siedzący pod ścianą, tam gdzie wcześniej było biurko.
Jakby nie było żadnego incydentu, jakbym się na niego nie rzucił i nim nie poniewierał jak kukiełką. Jakby nie przygotował żadnego wykładu, nawet nie chciał improwizować... chociaż uwielbia to robić. Nic.. totalnie zero reakcji na to co się stało raptem pięć minut temu.
- Co, co? - Moja częsta odpowiedź na pytanie z strony Ducha typu "To co?".
- Idziemy już? - Sprecyzował... ale nie precyzyjnie.
- Gdzie? - Zdziwiłem się i spojrzałem na niego pytająco.
- Buty mam czyste, bez obaw. - Zażartował, po czym dodał. - Halloween? - Uśmiechnął się głupkowato.
Podniosłem jedną brew w geście niezrozumienia.
- Kojarzysz zdanie wypowiedziane kiedyś, gdzieś, przez kogoś "Jedynym waszym parszywym obowiązkiem jest zgłaszanie się tu 31 października... każdego roku"? - Starał się mnie oświecić.
Żeby nie było że ja i on umiemy formułować tylko pytania... a raczej uwielbiamy zadawać pytania, powstrzymałem się od pytań "Który dziś?", "Którędy idziemy?", "Już, nie za wcześnie?" i innych.
- Już wiem. - Stwierdziłem poważnym tonem wstając z łóżka.
- Do błyskotliwych to ty nie należysz. - Oznajmił z ironią.
Przeszyłem go wzorkiem. Ten tylko w odpowiedzi również wstał, ustawiając tak rękę jakby chciał żebym go chwycił pod ramię. Patrzył przed siebie - w drzwi - z powagą wymalowaną na twarzy. Widząc to przewróciłem tylko oczyma i chwyciłem go pod ramię...
- W zeszłym roku ty prowadziłeś, więc teraz ja. - Stwierdził Doki.
- Nie, ty w zeszłym roku prowadziłeś. - Zaprzeczyłem.
- Poprzyj argumentami. - Oznajmił szybko.
- Pamiętasz jak przesz przypadek zabraliśmy ze sobą takiego gostka, który za mną nie przepadał..
- Kojarzę skurw... - Przerwał mi i nie dokończył ostatniego słowa opanowując się w czas. - Przepraszam. - Rzucił od niechcenia.
- ...I musieliśmy go ukrywać przed szefową. - Tłumaczyłem.
- Trudno to nazwać argumentacją, no ale już sobie przypomniałem. Prowadź więc przez...
- "Tęczę". - Dokończyłem z bladym uśmiechem.
- Dobrze wiesz że ja chciałem powiedzieć przez "Ulicę 007". - Udał oburzenie.
- Dobrze wiesz że ja nie lubię tego miejsca.. jest przesiąknięte... - Nie umiałem tego określić.
- Mną. - Podpowiedział mi z dumą.
Nieco zdziwiłem się propozycją... no ale rzeczywiście. Było przesiąknięte nim. Może dlatego że jest oparte na miejscu w którym popełnił samobójstwo? Nie wiem.
- Tak. A więc na "Tęczę". - Powiedziałem na głos zamykając oczy.
Jednak... gdy miałem się już teleportować usłyszałem:
- Ja na serio mam na ciebie zły wpływ. - "Przypadkiem" mu się wymcknęło.
Odruchowo do mojej głowy napłynęło wspomnienie jak patrzy na mnie z wyrzutami sumienia... kilka minut temu. To wspomnienie sprawiło iż znaleźliśmy się na przejściu które nazywaliśmy "Ulicą 007". Stworzył je Dekiel, na podstawie ostatnich wspomnień za życia.
Przez chwilę staliśmy w deszczu. Wpatrywaliśmy się wysokie bloki, ulicę, skrzyżowanie i światła na nim, na latarnie, drzewa posadzone rządkiem. To wszystko było widać w półmroku. Dopiero teraz zorientowałem się że to jest miejsce z mojego snu. Tylko że w pogodny słoneczny dzień, z ruchliwymi ulicami, z mnóstwem ludzi pędzących gdzieś wyglądało zupełnie inaczej.
- Tak, zrobiłem to umyślnie. - Oznajmił Duch.
- Wiem to. - Stwierdziłem śmiejąc się cicho. To była norma. Tylko raz ja postawiłem na swoim i poszedłem innym przejściem.
Potem ruszyliśmy bez słowa, zmoknięci już do suchej nitki. Szliśmy w stronę samochodu, a dokładniej taksówki... jedynej w tym miejscu. Stała na skrzyżowaniu. Kierowca wpatrywał się z uporem w zielone światło. Tak oto kończą ci którzy przeprowadzali duchy. Mało który umiera śmiercią naturalną. Jak umierają(często tragicznie) tworzą właśnie takie przejścia, tylko że Doki zmienił otoczenie, ale samochód i światło pozostawił tak jak były. Podeszliśmy do niego. Schyliliśmy się i przez całkowicie otworzone przednie okno powiedziałem:
- My do pracy, podwiezie nas pan? - Tego wymagał regulamin na tym przejściu... w sensie takiego pytania, ale nigdy jeszcze nie otrzymaliśmy od niego odpowiedzi.
- Zielone światło... mogłem spokojnie ruszyć, zrobiłem inaczej... zjechał mi drogę... teraz zrobię inaczej... wystarczy poczekać. - Mówił jak w transie.
- WAĆPAN! OGARNIJ SIĘ! Nam się śpieszy! - Ryknął Debil... teraz był debilem. Podskoczyłem zdumiony jego nowym sposobem na nawiązanie rozmowy z facetem z auta.
- Nie jestem w pracy! - Odpowiada wrzaskiem wpatrując się teraz w nas.
- Ale my musimy być! - Drze się dalej.
Ja, widząc że doskonale sobie radzi sam, wyprostowałem się i oparłem się plecami o bok taksówki
- Trochę więcej kultury! JA TU CZEKAM NA KOLEJNĄ SZANSĘ!- Tsa... ten taksówkarz i Dekiel pasują do siebie idealnie... pewnie dlatego on uwielbia z nim gadać...
- NAM BELLA NIE DA KOLEJNEJ SZANSY JEŚLI SIĘ SPÓŹNIMY! - a raczej uwielbiają się przekrzykiwać. - Tym razem! Tym razem!
- Pańska godność. - Burknął kierowca.
- Przyzwoita! Nie interesuj się pan. - Jak słucham... słyszę że z tego D.D.D.D czerpie ogromną przyjemność, aż nie chce mi się wtrącać.
- A! Ty to ten Doki Delbin Doshi Du? - Czyżby nas już sobie wrył w pamięć?
- Jestem sławny. - Oznajmia z dumą.
- Chciałbyś. - Zakpiłem.
- Dla pana, proszę pana... Scherloc. - O nie.. zaczyna się.
- Pamiętam, pamiętam... Panna Bella, strasznie pana nie lubi. Twierdzi że raczej powinna ci dać pseudonim Aslan. - Zaśmiał się.
- ZA ŻYCIA TO MNIE TAK MOGLI NAZYWAĆ! A po za tym... niech pan mnie nie porównuje do tego idioty. - Mówi Doshi.
- Dobrze, dobrze. Pan przynajmniej jako tako odpowiada, a on? Wszystko wyolbrzymia. - Wciąż się śmieje.
- Pogadacie sobie podczas przerwy. możemy już iść? - Wtrąciłem się wpychając się w okienko, starając się aby Doki się przemieścił nieco w bok.
- A ty to... - Wskazał na mnie drżącym palcem wytężając wzrok.
Nie trudno zgadnąć że mój osoba stojąca obok mnie podpowiadała mu ruchem warg.
- RAPID! - Wrzasnął wreszcie.
- Mi też miło pana widzieć.
On w odpowiedzi uśmiecha się serdecznie i gwałtownie otwiera drzwi.
Po chwili jesteśmy już w wielkiej sali. Nie widać po nas że jeszcze kilka sekund wcześniej byliśmy przemoczeni. Idziemy przed siebie żwawym krokiem w stronę drzwi. Nie mam odwagi spojrzeć na Dekla, wiem bowiem jakie zaszły w nim zmiany. Gdy mieliśmy już otwierać drzwi, ktoś inny to zrobił...
- No jesteście, już się obawiałam że będę miała powód dzięki któremu mogłabym was u-d-u-p-i-ć. - Przeliterowała ostatni wyraz.
... nasza szefowa, Bella.
________
Jutro Ciąg Dalszy. XD Mam nadzieję że rozbudziłam w was choć trochę ciekawość co do wyglądu zewnętrznego przyjaciela Dampa i innych rzeczy które będę wytłumaczone jutro. :>
TAAAAAAAAAAAAAAAAAK BAAAAAAAARZO CIEKAAAAAAAAWA!
OdpowiedzUsuń-Arwe-
weze mnie po prostu rozwalily. XD
OdpowiedzUsuńDanke. XD *faceplam*
OdpowiedzUsuń^-^ Cieszę się niezmiernie że się podoba.
~ Damp