Ostatecznie moja mała, lekko psotna gra spodobała się nawet Anakinowi, a początkowe zakłopotanie przerodziło się w pogodny dystans. Szczególnie, że potrafił dość ciekawie skomentować niektóre swoje lub moje oceny. Przerwaliśmy w momencie, kiedy Initium się odezwała. Mimo, że staliśmy w lekkim oddaleniu, doskonale słyszeliśmy głos niosący się po całej polanie. Niby nie mówiła głośno, ale byłam pewna, że każdy doskonale usłyszał, co miała do powiedzenia nasza „Mamuśka”. I mimo wszystko, chcąc czy nie chcąc każdy ową wiadomość przyjął do wiadomości. Co z nią zrobią? Cóż, podejrzewam, że w większości każdy liczy na własne siły…sama przecież wolałam wszystko załatwiać po swojemu. Nie lubiłam prosić o pomoc, choć czasem…rzeczywiście takowa przydawała, ale wierzcie, nigdy bym się nie przyznała do tego.
Anakin wydawał się zasłuchany w słowa Alfy Ziemi, więc gdy skończyła mówić, skinęłam mu głową.
- Idę…się przejść. A Ty w razie czego bądź gotowy…- uśmiechnęłam się kolejny raz dzisiejszego spotkania i ruszyłam nieco bliżej zgromadzonych. Z odległości widziałam, że część się popodnosiła, ktoś zbliżył się do Initium o coś pytać. Ayato jakby nic nie robił sobie z całego zamieszania. Siedział teraz sam, oparty o drzewo z przymkniętymi oczami. Nie wiem czemu, ale w pewien sposób przypominał mi kota. Tak. Pasowało to do niego. I niemal jak kot, grzał się teraz w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
Szłam cicho i kierowałam się za drzewo, przy którym odpoczywał. Nie próbowałam się zakradać, ale też nie podkreślałam swojej obecności. Stanęłam za drzewem i nachyliłam się od lewej strony. Kaptur bluzy zsunął mu się z głowy, przez co włosy swobodnie rozsypały się na ramię. Kusiło mnie, żeby ich dotknąć, ale wstrzymałam się. Wiem sama, że nie lubię, kiedy ktoś nieproszony robi to wobec mnie, a nie byłam przecież pewna, czy nie będę dla niego kimś takim „nieproszonym”. Zawiesiłam dłoń nad nim z chwilą, gdy cicho odezwał się do mnie.
- Długo jeszcze będziesz tam stała? – mówił to z nadal zamkniętymi oczami – bo nie wiem, czy mogę się do Ciebie odwrócić…żebyś przypadkiem znowu nie zapomniała oddychać…- druga część zdania była wybitnie nacechowana śmiechem, choć bardzo cichym.
- Siedź – rzuciłam tylko i sama usiadłam obok, też opierając się o pień. Na tyle daleko, by nie opierać się o jego ramię, ale na tyle blisko, bym słyszała jego głos, nawet mówiony szeptem.
- Lawenda – znowu jego głos.
- Co lawenda? – nie byłam pewna o co mu chodzi.
- Zdradziła Cię lawenda. Pachniesz lawendą, więc wiedziałem, że to Ty – nie czułam jednak by mówił to z jakąś pogardą, czy reprymendą. Głos miał…nie wiem…zadowolony? Czy głos może być zadowolony?
- Taki nawyk. Lubię lawendę – nie, no…fantastyczny pomysł na rozmowę. Choć na razie, tylko głupio odpowiadałam. Westchnęłam i mimo wszystko uśmiechnęłam się. Przymknęłam oczy. Cieszył mnie fakt, że siedzę od strony nie do końca widocznej dla pozostałych. Widzieć mnie mógł najwyżej Anakin..
- Miałem nadzieję, że mnie zaatakujesz – znowu odezwał się po chwili ciszy, tym razem z wyraźnym śmiechem. Sama zaśmiałam się cicho. Czyli pamiętał walkę i chyba nie wypadłam w niej źle.
- Chętnie to powtórzę…przyda mi się taki sparing znowu – rzuciłam już rozluźniona. Usłyszałam, że się poruszył, ale nie próbowałam otwierać oczu. No tak…nie zapomnieć powiedzieć mu, żeby zaczekał chwilę po zakończeniu spotkania. Zdecydowanie spodobałby mu się pokaz, jaki mieliśmy zamiar zaserwować Kuro. Wystarczyło zaczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz