środa, 29 października 2014

(Wataha Mroku) od Kuro

To było coraz bardziej komiczne. Sora była kompletnie czerwona ze wstydu. Ciekawe czy stanie się jeszcze bardziej czerwona, kiedy powiem jej, jak wyglądało jej budzenie... Nie wiedziałem, czy można być jeszcze czerwonym.
- Właśnie... Źle się poczułam... I... - Próbowała nerwowo potwierdzić wymówkę Nairen'a.
Nie zamierzałem jej tak łatwo się dać wybronić. Oderwałem się od ściany, a następnie do niej podszedłem, aby publicznie przed Paraldą i Arve udowodnić, że ona wcale nie ma żadnej gorączki. Przyłożyłem jej rękę do czoła.
Było gorące. Niemalże od razu ją oderwałem.
- Ale serio? - Wyrwało mi się z zaskoczenia. - Ty masz gorączkę?
Zaczęła powoli wstawać stąd z zamiarem ewakuacji z tego miejsca. Tylko, że niby gdzie ona zamierzała iść z taką temperaturą. Na pewno była wprost w doskonałej formie na przechadzki.
Już po chwili osunęła się w stronę podłogi. Zamierzałem ją złapać, lecz chwilę wcześniej wilk podsunął się pod nią z zamiarem powstrzymania zbliżającego się spotkania trzeciego stopnia z ziemią.
- Ale siłę, aby się tak go trzymać to już miała - stwierdziłem przypominając sobie, jak mocno trzymała się tego wilka, a teraz mdlała.
Spojrzałem na nią cicho wzdychając - to nie pierwszy raz kiedy musiałem jej służyć za transport (zdarzało jej usypiać w różnych dziwnych miejscach) i potem to ja lub Akki musieliśmy ją przenosić.
Zdjąłem ją z niego i wsadziłem sobie na barana.
- Wygląda na to, że muszę już iść - stwierdziłem rozczarowany.
Jeszcze mógłbym się trochę z tej dwójki pośmiać.
Przerzuciłem sobie jej ręce przez ramię, a ona zdawała się już układać. Wszystko nie wyglądało nawet tak źle... Do momentu, kiedy postanowiła się chyba przez sen przytulić. W jej wykonaniu z nadludzką, a nawet nad-wilczą siłą to było wprost zabójcze, zwłaszcza, że kiedy była nieprzytomna/spała to zdawała się nad swoją siłą nie panować.
Spróbowałem oderwać jej palce od mojej szyi, zanim zacisnęły się na niej z całej siły, lecz jedyne co uzyskałem to to, że miażdżyła mi kości u palców, wraz z moją tchawicą.
Ooochh... Jak słodko, chyba zaraz zostanę uduszony. Jak to będzie wyglądało na grobie.
"Zmarł w wieku 970 lat uduszony przez chorą dziewczynę z temperaturą 40 stopni Celsjusza, którą naszło na przytulanie pierwszej lepszej ofiary" czy coś w tym stylu.
 - ..A...A...Arve... Bła...ga... pom...zz - wydusiłem z siebie.
Wiedziałem, że z jej siłą nie ma żartów. To była taka kumulacja siły z wielkiego smoka w takim małym ciałku - dodajmy, bardzo zabójcza kumulacja.
- Ar... zab.ij.. ci... ee... J...aak... ne... pomo..zes - zacząłem jej wygrażać marnując moje resztki drogocennego powietrza.
I co było ciekawe? Arve też się dusiła. Płakała i prawie, że zwijała na podłodze ze śmiechu. Nawet ten wilk przestał być taki poważny.
Jedynie Paralda była na tyle miła, aby pomogła mi w sytuacji życia i śmierci. Niby mogłem użyć mocy, tak? No to wyobraźcie sobie minę Akkiego, jakbym ją śmiertelnie zranił lub coś (wątpiłem, aby mniejsze rany w ogóle ją wzruszyły). Stanęła przede mną, ale tak, jak się spodziewałem - nie mogła mnie dotknąć.
To nie czas na takie problemy - pomyślałem.
Tymczasem małe i drobne coś wzmocniło swój uścisk. I szczerze mówiąc. Powietrze skończyło się mi już chwilę temu. Teraz jechałem tylko na swojej wytrzymałości, a na jej skraju zamierzałem użyć mocy. Przed tym, jednak próbowałem rzucić Arve dwa rodzaje spojrzeń "zabiję cię" i "błagam cię, ratuj mnie".
Ona podeszła do mnie powoli, wciąż nieco zataczała się ze śmiechu. Starała się pohamować (niech robi to z łaski swojej trochę szybciej, bo ja jestem tutaj już w 1/7 martwy?). Widziałem, jak ocierała łzy, wciąż się chichocząc.
Stanęła na palcach obok mnie i wyszeptała do ucha dziewczyny.
- Puść wreszcie to F-U-T-R-O – -ostatnie słowo przeliterowała.
Nie zamierzałem tego nigdy przyznać na głos przy Arve, ale w tamtym momencie pomyślałem, że jest geniuszem. Sora rzeczywiście puściła mnie i po chwili się zsunęła.
Upadłem na kolana łapiąc powietrze. Kaszlałem, ale to nic dziwnego. Co było dziwne? Znowu zacząłem krztusić się śmiechem (trochę za wcześnie, bo jeszcze nie odreagowałem skutków niedotlenienia).
Sora była na kolanach Arve, Paralda cicho się śmiała, Arve płakała jednocześnie się śmiejąc, a Nairen patrzył się na nas, jak na bandę wariatów. Naprawdę ciekawa grupka^^.
Kiedy w końcu byłem pewny, że minęły już wszystkie skutki niedotlenienia wstałem i usłyszałem w sumie dosyć istotne pytanie:
- Jak w takim razie przenieść Sorę? - Osobą, która je zadała była Paralda.

Odwróciłem się jednocześnie z Arve w stronę naszej wcześniejszej "ofiary", która wciąż była nieprzytomna nie zdając sobie z tego sprawy, że nie zamierzam zakończyć tej zabawy tak szybko.
A co do pytania Paraldy to byłem pewien, że nie zamierzałem drugi raz próbować tego samego sposobu jej przeniesienia - nie byłem samobójcą.
Wymieniłem ukradkiem spojrzenia z Arve. Obydwoje myśleliśmy o tym samym (zauważyłem, że coraz częściej myśli o tym co ja i przypomniało mi się, że Akki kiedyś twierdził, że w jakiś sposób demoralizuję innych i że moja złośliwość potrafi być zaraźliwa).
Spojrzałem długo i uważnie w stronę Nairen'a. Nie wątpiłem w to, że to było dla niego zachowanie niecodzienne i że stanowczo nie był przystosowany do dotyku płci przeciwnej, chociaż w tym przypadku był dosyć chętny, aby jej pomagać. Taki "rycerz ratujący damę w opałach"?
Wilk odpowiedział mi nieprzyjemnym spojrzeniem. Oho. Chyba domyślał się, że czegoś planuję, ale od tego nie było ucieczki. Zachowałem niewzruszoną uwagę i wyprostowałem się na nogach podnosząc Sorę.
Podszedłem do niego z niewinnym uśmiechem, którego Arve nie mogła zobaczyć. Za to Nairen doskonale zdawał sobie sprawę, że coś zaraz się może wydarzyć. Tylko nie był do końca pewny co. Jedno było pewne: nie miał dobrych przeczuć.
Oczywiście nie było się bez "wtulania" (przypomnę, że ma nadzwyczajną siłę i talent do duszenia innych) się w niego. Przybrałem poważną minę. Nie. Wcale nie miałem ochoty, aby on, jako następny padł ofiarą. Ostatecznie był zbyt duży, aby mogła go zacząć dusić. Nie. Wcale nie byłem tym zawiedziony, tylko... Po prostu miałem ochotę to zobaczyć.
Podszedłem do Paraldy. Zastanawiało mnie, jak zareaguje na chęć pomocy przy wstaniu z mojej strony, ale ona szybko się podniosła. Arve zdawała się obserwować mnie kątem oka (najwyraźniej jej uważne spojrzenie nie zamierzało przegapić czegoś interesujacego).
Zastanawiało mnie, jak mogła wykorzystać fakt, że jestem dla Paraldy łagodniejszy niż dla reszty. Cóż... Ja miałem kilka pomysłów, więc nie wątpiłem, że ona też.
Wszyscy wyruszyliśmy z jaskini.
"Nasza wesoła (nie do końca zdrowa umysłowo) gromadka wyruszyła w poszukiwaniu kolejnych przygód i beki" - przemknęła mi taka myśl przez głowę.
Ja ruszyłem za nimi, jako ostatni, aby zobaczyć, jak będzie rozkład "naszego szyku". Na szczęście Paralda poszła trochę przed Arve, a Nairen zdawał się nie zwracać zbytnio już uwagi na to co się dzieje. Idealnie.
Dogoniłem Arve i szepnąłem cicho:
- No popatrz…nasz Rycerzyk zmienił się w wierzchowca Rycerza…- Pokazałem jej szeroki uśmiech, którego nie musiałem już ukrywać, jak wtedy i obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
Miałem ochotę jej powiedzieć
"Witaj w moim codziennym świecie. Tutaj nigdy nie będziesz nudzić, bo rozrywka jest z górnej półki" ale sobie to darowałem widząc, że nadchodzi u niej kolejny spazm śmiechu. Tymczasem Nairen wyforsował się do przodu, więc nie musiała się już hamować.
Nagle Paralda się zatrzymała.
- Coś się stało? - Spytałem.
Pokręciła głową.
- Chyba po prostu... Powinnam już wracać - spojrzała się na Arve.
Dziewczyna zachichotała. Owszem nietrudno było wydedukować co się mogło stać dla każdej innej przeciętnej osoby w tym wypadku, ale w mojej głowie w przypadku tej dwójki nie byłem niczego do końca pewien. To dosyć dziwne połączenie.
- O czymś nie wiem? - Zainteresowałem się z nieco zmieszaną miną. "Przecież, ja nie miałem nawyku wtykania nosa w nieswoje sprawy". - Zapewne o wielu rzeczach - stwierdziłem. - Ale czuję, że ominie mnie coś ciekawego.
- Po prostu…towarzysz Paraldy…nie WIEDZIAŁ, że ukradłam mu ją na jakiś czas – nie wątpiłem w to, że nacisk na słowo "wiedział" nie było przypadkowe.
 – Ty Kuro…chyba jednak póki co musisz pomóc doprowadzić Sorę do jej pokoju…czy coś.- Mrugnęła.
- Czyli idziesz ze mną? – głos Paraldy był lekko zaniepokojony – nie wiem do końca, czy to dobry pomysł.
Cóż. Nie wątpiłem, że Nairen trafi do jaskini Mroku bez problemu, ale i tak go odprowadziłem
- Będzie dobrze – rzuciła radośnie.
Szybko odprowadziłem Nairen'a, a przy jaskini stał Akki ze wzrokiem.
"Zabiję ciebie później, jak będziemy sami".

__________________________________________________________________________
Reszta opowiadania i alkohole w następnej części, chociaż rozczaruję was, że obaj panowie co bd pili mają mocne głowy do trunków.
Za to Kuro ma swoją słabość pod wpływem czegoś innego... Wyjdzie to na światło dzienne już dosyć niedługo :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz