sobota, 11 października 2014

(Wataha Wody) od Damp'a

To co się działo wokół osoby Kuro dawało dużo do myślenia. I przyznam że nie chciałbym być na jego miejscu. Przypominało to nieco sztukę w teatrze lub film który się pierwszy raz ogląda i ma się wrażenie że się skądś jakąś scenę kojarzy, ale tak naprawdę ma się świadomość że to tylko złudzenia... chociaż różnie to bywa, ale mniejsza o to. Wracając do konkretów, czyli wydarzeń związanych z Kuro i zgromadzeniem wokół niego, to po ostatecznym „zgrupowaniu” ulotnili niezwykle szybko z polany.
Przyznam że zrobiło się nieco pusto... bez nich. Dobra, przyznam też, że niezwykle mnie interesowało co się stało później... Kuro coś wspominał o tym że mogą się chcieć na nim odkuć, czy coś w ta deseń.
Krążyłem wokoło Ayato. Robiąc kolejne okrążenie wokół drzewa myśląc co się stało i układając jakiś scenariusz prawdopodobnych wydarzeń.
- Uspokój się i usiądź. - Usłyszałem głos Ayato.
- Jak ja mam się uspokoić skoro jestem spokojny? - Spytałem nie zwalniając kroku i niezbyt obecny duchem wciąż myślałem... i nic sensownego nie mogłem wymyślić.
- Wiem, mam na myśli fakt że ciągle chodzisz... do tego w kółko... okrążając mnie.... i mam mdłości. - Mruknął beztroskim tonem.
Przewróciłem oczyma, ale nie miałem zamiaru go posłuchać.
- Nad czym myślisz? - Zadał kolejne pytanie widząc że najwidoczniej chcę aby „zwymiotował” przez mdłości.
- Nie ważne... to głupie. - Stwierdziłem i zdziwiłem się sam sobie. Przystanąłem na chwilę z skwaszoną miną.
Głupie? Może nudne dla niektórych... ale ja powiedziałem że to jest GŁUPIE? Przecież... nie. To nie jest głupie, na pewno nie. A jak są ofiary? A może to co się stało z Kuro i resztą ma jakieś większe znaczenie? Może jeśli bym wiedział o co chodzi to bym zrozumiał napastników bruneta? Może sam bym wiedział na co mam uważać ze strony wilka Mroku?
Rozpocząłem znów proces okrążania.
- Myślę nad tym co mogło się stać z Kuro. To głupie? - Odpowiedziałem.
- Martwisz się o niego? - Jego ton wciąż był leniwy i przepełniony beztroską.
- Nie. - Kategorycznie zaprzeczyłem. - Martwię się o skutki... a jeśli otrują nas wszystkich gazem? Tak przez przypadek?
Ayato zszokowany tym co usłyszał po raz pierwszy od początku rozmowy spojrzał na mnie.
- Możliwości jest wiele... - Tłumaczyłem, ale ten wciąż gapił się na mnie pytająco.
- Rzuć gatkę o dziurze ozonowej i ufoludkach. - Odezwał się nagle Dekiel, wrócił? Gdzie on był? - To jest bardziej interesujące od mrówek...
Słysząc ostatnie słowo zlustrowałem go wzrokiem, tak że nie widział tego niebiesko włosy chłopak. On na znak że zrozumiał podniósł ręce do góry i oznajmił:
- Nie strzelaj, jestem zbyt młody by umierać... znów.
Nie zwracając na niego więcej uwagi ponownie pogrążyłem się w myślach.
- Mrówki uczyły Kuro tańczyć. Zamiast uciec do wody wolał się ich pozbyć inaczej, wskutek czego Arve i reszta nie byli zbytnio zachwyceni. - Nagle rzucił Ayato z nutką rozbawienia.
Eeee... nie wpadłbym na to. Nawet wersja z gazem była bardziej prawdopodobna.
Wtem do akcji wkroczyła Arve. Rzuciła obojętne spojrzenie Alfie i... chwyciła mnie pod ramię.
Em.. teraz pasowało by określenie "WTF", no ale... ja powiem tylko tyle... jest strasznie zmienna... chyba że chce mnie wykorzystać do czegoś podłego(bez skojarzeń. XDD).
- Musimy pogadać... - Szepnęła mi do ucha.
- Z nim tez możesz pogadać… - Oznajmiłem spoglądając na Ayato... ale ten miał taką minę że wolałem ryzykować i pójść z nią, niż ryzykować zostanie z nim. A pan "D.D.D.D." Poszedł radosnym krokiem za mną... i za dziewczyną.
- Nie martw się Damp, obiecuję Cię nie pogryźć – Uśmiechnęła się radośnie. – za mocno oczywiście.
Oczywiście... hehe, dobry żart. Postarałem swoją minę(jakakolwiek ona by nie była) zamienić w uśmiech.
- Zdajesz sobie sprawę, że ON mnie udusi, jeśli mu wszystkiego nie powiem? - Udawałem zmartwiony ton.
Arve uśmiechnęła się znów.
- Ja ci na to nie pozwolę. - Odezwał się Doki. - W sensie... żeby ktoś cię zabił. To czemu zabraniam tobie? - Filozofuje? Nie.. to chyba jeden z jego złożonych monologów. - Nie wnikaj.
- Niestety chciałabym, żebyś część zachował dla siebie... przynajmniej na razie... - Jej ton zmienił się. Teraz mówiła już... bardziej poważnie.
Patrzyłem na nią uważnie, starałem się rozszyfrować o co jej chodzi... wolałem jej nie zalewać pytaniami. No cóż... nie miałem pojęcia o co jej chodzi, ale domyślałem się że za chwilę się dowiem.
Dopiero po chwili zorientowałem się że kierujemy się w stronę terenów Watahy Wody i w tej samej chwili dotarło do mnie że Dekiel... zamilkł.
- Twoja aktualna mina nie przypomina tego złośliwego chochlika, którego widziałem przed chwilą… - Oznajmiłem spokojnie przerywając tym samym ciszę.
- Złośliwy chochlik chwilowo musiał zamknąć japę i dać głos innym „istotkom” we mnie mieszkającym. - Słysząc to miałem ochotę buchnąć śmiechem, ale postanowiłem tego nie robić. - W sumie…początkowo chciałam Cię tylko podpytać…czy nie wiesz nic na temat poczynań Kuro…co do – Zatrzymała się na chwilę. – podglądania innych…
A jednak trzeba było unikać tego skurwielka... na chwilę straciłem opanowanie siebie. Spokojnie... tylko pyta. Nie musisz odpowiadać. Wdech... wydech... po za tym użyła słowa "początkowo", czyli to jeszcze nie koniec.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Twoja mina potwierdza moje domysły.
Czemu ja zawsze muszę się rumienić? To jest nieco irytujące.
- Ty widzisz tę „drugą” stronę prawda? - Spytała szybko.
Słysząc to zamurowało mnie. Ccc... CO?! Jak ona się domyśliła? No ale spokojnie... Damp ogarnij się. Może jej chodzi o coś innego?
- Sam jesteś inny... kapuściano głowo. - Usłyszałem "żart" Debila.
- …a ja, chciałbym wiedzieć. Czy „tam” jest ktoś…kogo szukam. - Dokończyła.
Czyli jednak... NO ALE JAK, NO?!
- POWIEDZ PRAWDĘ! NO POWIEDZ! BĘDZIEMY WYWOŁYWAĆ DUCHY! ALE BĘDZIE FAJNIE! Tak jak dawniej... zanim stałeś się spokojnym motłokiem. - Po raz kolejny mnie obraził.
Starając się go nie słuchać przebiłem dziewczynę zdezorientowanym spojrzeniem... może jednak tylko strzelała? Wiem - szanse równe 1%
- Emm... - Wydałem z siebie przeciągliwy dźwięk, aby przerwać ciszę.
W jej oku pojawił się błysk... pewności? Znakomicie... teraz już się nie wywinę.
- Jeśli mamy na myśli to samo i jeśli chodzi o tych co wąchają już kwiatki od spodu no to... - mówiąc to odwróciłem wzrok i patrzyłem przed siebie, nie miałem ochoty wiedzieć jaka będzie jej wyraz twarzy.
- To...? - Żądała dokończenia. Zacisnęła mi ramię mocniej.
- Tak. - Rzuciłem szybko spoglądając w bok i zaciskając kurczowo oczy... gdyby tylko się dało tak z uszami. w sensie... nie miałem serca jej okłamywać.
- WIEDZIAŁAM! - Wrzasnęła i puszczając moje ramię chwyciła mnie... za obydwie dłonie i podskoczyła kilka razy z uśmiechem radości.
- Teraz ona będzie cię dręczyć. - Zaśmiał się Dekiel.
Odchyliłem głowę do tyłu patrząc w niebo. Ona przez ten czas mówiła chyba coś o tym jak się domyśliła że widzę duchy.
- Dobra, a teraz cicho. - Powiedziałem stanowczo patrząc na nią.
- Ok. - W momencie zamilkła i puściła mnie. Nareszcie wolny... no ale teraz nie za bardzo byłoby uciec... i ona dobrze o tym wiedziała.
- To co pomożesz mi? - Spytała.
Za nią stanął Dekiel potrząsając twierdząco głową. Szybko rzuciłem na niego przelotne spojrzenie ale zaraz potem mój wzrok wrócił na Arve.
- Teraz ja mówię. - Powiedziałem wymijająco. - Zacznijmy od tego... żebyś nic nikomu nie mówiła o tym że wiesz że ja widzę no...
- Duchy. - Dokończyła głośno.
- Cicho. - Rozglądnąłem się. - Po pierwsze: Nikomu nic nie powiesz o tym no... Po drugie: Jak ci pomogę, to ci pomogę, po trzecie: jeśli nie to nie protestuj. Po czwarte: nic nie gwarantuję. - Mówiłem.
- Dziękuję. - Powiedziała nagle.
- Za co? - Zdziwiłem się.
- Za to zaproponowałeś mi pomoc. - Uśmiechnęła się nieco złośliwie, lecz w tym uśmiechu było coś ze szczerego... uśmiechu?
Otworzyłem usta aby już coś powiedzieć, gdy nagle zorientowałem się mniej więcej o co chodzi i zamilkłem.
- No, dobra. - Stwierdziłem zrezygnowany chcąc już iść spać, gdyż było już dość późno.
Dziewczyna wykonała tryumfalny ruch ręką(no taki jak dostajesz 5 ze sprawdzianu na który się nie uczułaś idąc po odebranie go, pomogłam? xd), chcąc mnie zapewne nieco rozbawić.
- Ale teraz ty zgódź się. - Starałem się być surowy, ale ona mimowolnie swoją mimiką mnie nieco "rozwalała".
- Na co? - Spytała.
- Na to co było wcześniej, te cztery punkty co wymieniałem. - Tłumaczyłem.
- A na to, to ok. Może być. - Uśmiechnęła się serdecznie
MOŻE BYĆ, MOŻE BYĆ?! Z KIM JA ŻYJĘ! Jak tak dalej pójdzie to skończę jak 'amen' w pacierzu.

(Wiem, wiem... ja to potrafię zepsuć atmosferę. ;p Sorry, ale nie miałam innej koncepcji.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz