środa, 29 października 2014

(Wataha Ognia) od Arwe

Całość sytuacji po prostu mnie przerastała…miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę…z tego śmiechu. Autentycznie na początku próbowałam okazać spokój, ale wszystko wyglądało tak komicznie, że nie dałam rady dłużej kontrolować śmiechu. Opierałam się o ścianę próbując łapać jednocześnie oddech i nie przewrócić się na ziemię.
Wiedziałam, że Nairen mi tego nie daruje, ale nie pamiętam żebym ostatnio trafiła na tak porażająco zabawną scenkę. Bo wybaczcie…Nairen? TEN Nairen, samotnik, często mruk z dziwnym poczuciem humoru, TEN Nairen, co to unikał towarzystwa obcych? Tym bardziej płci pięknej? A tu…patrzcie. Siedzi sobie z wtuloną w niego dziewczyną… Nie widziałam jej jeszcze, ale sądząc po zachowaniu Kuro, on doskonale wiedział kim jest „śpiąca królewna”. I jak tu być poważnym? Już sama scenka doprowadzała mnie do ciągłego ataku śmiechu, ale próba oderwania dziewczyny (z tego co słyszałam miała na imię Sora) wywołała u mnie kolejna lawinę śmiechu. Nie wiedziałam, że można tak się śmiać. Zresztą, nie była w tym sama. Kuro sam ledwie trzymał się na nogach ze śmiechu i nawet Paralda, mimo całej jej aury subtelności, pozwoliła sobie na cichy śmiech. Byłam pewna, że nikt, widząc coś takiego nie przeszedłby obojętnie. Ja nie mogłam…i wiedziałam, że jeszcze dłuuuuuugo nie będę potrafiła normalanie rozmawiać z Nairenem. Sam  teraz jego widok sprawiał, że usta wyginały mi się w uśmiechu.
Kiedy w końcu Sora przebudziła się, jej wyraźne zawstydzenie przy wtórowaniu zakłopotania Nairena było powodem kolejnej fali. Próbowali oboje wybrnąć z sytuacji mówiąc coś o złym samopoczuciu dziewczyny, ale było już mi niemal wszystko jedno. Uspokoiłam się nieco dopiero w momencie, gdy dziewczyna osunęła się zemdlona. Reakcja Nairena była natychmiastowa. E? On tak serio? Kiedy w nim obudziły się takie rycerskie zapędy? Znając go podejrzewałabym, że gdybym to ja sobie straciła przytomność to pozwoliłby mi najpierw paść na ziemię. Oczywiście rzucał mi coraz bardziej nieprzyjemne spojrzenia, ale tylko szczerzyłam się do niego wesoło. Oh bogowie…dzięki wam za tak cudowny przerywnik. Dawno się tak nie uśmiałam.
Kuro w końcu tez się uspokoił. Paralda wróciła do tego swojego dziwnego spojrzenia i powoli podeszła do dziewczyny, którą „Diabełek” zarzucił sobie na plecy.  Sprawdziła chyba czy na pewno nic złego nie działo się z nieprzytomną. Nairen siedział z naburmuszoną miną, całkowicie izolując swoje myśli ode mnie, ale spojrzenie kierował lekko zatroskane w kierunku Sory. Ej, serio mu się na Rycerza zebrało?
- Wygląda na to, że muszę już iść – mina Kuro wyraźnie zmarkotniała. Zapewne miał nadzieję, na jeszcze więcej rozrywki. Ruszył powoli, a nieprzytomna poruszyła się nieco…i prawdopodobnie chcąc „ułożyć” się wygodniej, zacisnęła ramiona na szyi Kuro. O nie…tego było znowu za wiele dla mojej nadszarpniętej głupawki. Twarz Diablika coraz mocniej stawała się czerwona i wyraźnie brakowało mu powietrza. Próbował coś mówić (niemożliwe, wołał mnie do pomocy?), ale ledwie słyszałam, nie mówiąc o fakcie, że się zsunęłam na ziemie. Prawie dusiłam się ze śmiechu, szczególnie mocno w momencie, gdy (prawdopodobnie) Kuro próbował mi wygrażać. Nie mogłam, po prostu nie mogłam wytrzymać. Dusiłam się, śmiałam i płakałam jednocześnie. Wydawało mi się nawet, że Nairen przełamał lekko swoje naburmuszenie i sam dostrzegł we wszystkim komizm sytuacyjny.
Tylko Paralda była na tyle przytomna i skora do pomocy, bo po chwili dołączyła do Kuro.  Jednak stanęła tylko przed nim, nie dotykając go. Dziwne.
Widać, że Sora miała bardzo silny ucisk, bo jasnowłosy złośliwiec powoli już siniał na twarzy. Zebrałam się w sobie i pohamowałam odrobinę…szczególnie, że wpadł mi do głowy pomysł, jak „zmusić” śpiącą królewnę do puszczenia Kuro.
Nadal się śmiejąc, ocierając po drodze łzy, podeszłam do „poszkodowanego”, który rzucał mi (w przerwach na próby złapania oddechu) na zmianę złowrogie i „błagalne” spojrzenia. Stanęłam na palcach (Kuro należał też do tych wysokich, przystojnych panów), by szepnąć wprost do ucha Sory:
- Puść wreszcie to F-U-T-R-O – niemal przeliterowałam ostatnią frazę. Wiedziałam, że Kuro też usłyszał co powiedziałam W chwili, gdy Sora, niemal natychmiast rozluźniła uchwyt, zsunęła się z ramion swego „tragarza’, a Kuro padł na ziemię. Jednocześnie kaszlał łapiąc gwałtownie powietrze i krztusił się śmiechem. Ja i Paralda siedziałyśmy teraz na ziemi, a na moich kolanach leżała nadal nieprzytomna Sora. I znowu nie mogłam się powstrzymać. Śmiałam się i płakałam. Wtórował mi nadal Kuro, wtórowała cicho Paralda (choć prawdopodobnie z samego faktu, że my się śmialiśmy) i tylko Nairen znowu obdarzał nas spojrzeniem w stylu „Z kim ja się do cholery zadaję…banda wariatów”.
Kiedy w końcu atak minął (przynajmniej na tyle, że można był w końcu się podnieść, a twarz Kuro wróciła do prawowitych kolorów, można było wrócić do rzeczywistości i pytania:
- Jak w takim razie przenieść Sorę? – pytanie na głos wypowiedziała Paralda.
Nie wiem czemu, ale i ja i Kuro odwróciliśmy się w stronę wcześniejszej „ofiary” nieprzytomnej dziewczyny. Nairen chyba przeczuwał co planowaliśmy, ale nie odezwał się słowem. Patrzył nieco złowrogo na jasnowłosego Diabełka, który z dziwna powagą podniósł się, BARDZO ostrożnie podniósł Sorę i bez słowa ułożył ją na grzbiecie wilka. Dziewczyna momentalnie powtórzyła sekwencję wtulania się w futro, ale z racji rozmiarów  Nairena, nie była w stanie objąć go za szyję, więc tylko zacisnęła dłonie na barkach.
Prawie „słyszałam” mentalnie westchnienie mego towarzysza. Bardzo mocno starałam się nie buchnąć znowu śmiechem, dlatego dłoń trzymałam w pogotowi, by choć częściowo zatkać sobie buzię. Na twarzy Kuro nadal malowała się powaga. Podszedł do Paraldy i chciał pomóc jej wstać, ale ta szybko podniosła się sama, zanim w ogóle jej dotknął. Znowu było to dziwne. Dziwnie też było, że w jej obecności i wobec niej starał się być…ja wiem…bardziej delikatny? Jego „poważna” mina ukrywała jednak coś więcej. Kiedy w końcu wszyscy ruszyliśmy, Kuro niby przypadkiem przechodząc obok mnie (starał się mnie wyprzedzić), szepną cicho, niemal od niechcenia:
- No popatrz…nasz Rycerzyk zmienił się w wierzchowca Rycerza…- i tym razem pokazał mi szeroki uśmiech i równocześnie parsknęliśmy śmiechem. Nairen nawet nie zwrócił na nas uwagi. Przyśpieszył tylko i biegł teraz w wyraźnym oddaleniu, więc już nie hamowałam się w kolejnym spazmie śmiechu. Tymczasem Paralda zatrzymała się.
- Coś się stało? – Kuro pierwszy zwrócił uwagę. Dziewczyna pokręciła głową.
- Chyba po prostu…powinnam już wracać – tu spojrzała na mnie. Zachichotałam, a Diabełek nieco skonsternowany spojrzał na nas obie.
- O czymś nie wiem? Zapewne o wielu rzeczach, ale czuję, że mnie ominie coś ciekawego.
- Po prostu…towarzysz Paraldy…nie WIEDZIAŁ, że ukradłam mu ją na jakiś czas – znowu się zaśmiałam, szczególnie że nacisk postawiłam na słowo „nie wiedział”, bo nie wiedział tylko do czasu, jak nas zobaczył. A ja z premedytacją pociągnęłam Paralde za sobą i zwyczajnie mu zwiałyśmy…tzn…ja zwiałam mu, porywając ze sobą Alfę Powietrza, która chyba nie była wtedy świadoma pojawiania się Heyou. Teraz więc czeka mnie konfrontacja…ciekawiło mnie to tym bardziej, po słowach Paraldy, że ma swoją „drugą twarz”. – Ty Kuro…chyba jednak póki co musisz pomóc doprowadzić Sorę do jej pokoju…czy coś.- Mrugnęłam p..
- Czyli idziesz ze mną? – głos Paraldy był lekko zaniepokojony – nie wiem do końca, czy to dobry pomysł.
- Będzie dobrze – rzuciłam radośnie i ruszyłam wiedząc, że czarnowłosa podąża za mną. Za cholerę nie wiedziałam, czego się spodziewać na miejscu, ale miałam tak dobry humor, że ciężko będzie mnie wyprowadzić z równowagi. A może akurat znowu nie zastaniemy Heyou? Kto wie? Tak czy inaczej obie raźnym krokiem  wędrowałyśmy powrotna ścieżką. Tym razem bez biegu. I wiecie co? Chyba polubiłam Paraldę. Miała w sobie jakąś ciepłą subtelność. Oczywiście otoczona nadal aurą tajemnicy, ale zdecydowanie odpowiadało mi jej towarzystwo. Gorzej z jej towarzyszem…ale cóż. Nie będę uprzedzała faktów. Na twarzy wciąż wisiał mój standardowy, nieco złośliwy wyraz, zwany uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz