wtorek, 28 października 2014

(Wataha Wody) Od Dampa

 - Proszę, potrzebuję twojej pomocy... po prostu mnie tam 'wyślij', ja załatwię to co muszę i mnie stamtąd zabierzesz. - Powtórzyła prośbę.
- Wydaje ci się że to takie proste? - Spytałem(a raczej powiedziałem na głos to co wcześniej już myślałem) z minimalną ironią.
- Nie wiem. Nie znam się na tym, ale zrobię wszystko... - Stwierdziła.
- Naprawdę chcę ci pomóc, ale to nie jest takie proste i ta wycieczka jest niebezpieczna. - Starałem się jej to uświadomić.
- Mówisz o ręce? - Zapytała.
- Ludzi to wzrokowcy... - Oznajmił z wielkim rozczarowaniem Doki, no cóż, nie każdy ma taką wyobraźnię jak on.
- Też... - Mruknąłem.
- Słuchaj to naprawdę nic wielkiego. Jestem gotowa ponieś nawet śmierć dla tej informacji. To możliwe? Wiesz, żeby umrzeć w świecie duchów, podczas takiej wyprawy?
- Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, ale to świat duchów. - Zażartowałem.
- Rap... Rapiś... Raptuś... wpisuję ci "+" do dziennika z odrobienia zadania domowego, ale mam nadzieję że nie ściągałeś od Franka. - Rzucił cieniutkim i zabawnym głosikiem.
- Słuchaj zapomnij, że tu byłam. Nie mogę cię narażać. - Chciała już odejść.
Mnie narażać? Ale ona tam idzie, tak czy nie? Gdzie tu logika?
- Myślałem, że sama chcesz tam pójść. - Powiedziałem do odchodzącej powoli dziewczyny.
- Tak, ale sama moja śmierć jest dla ciebie niebezpieczna. Wybacz nie mogę ci nic więcej powiedzieć.
ŻE CO PROSZĘ? Cała chęć do negocjacji znikła? Coś źle powiedziałem? Źle ująłem? Może przesadziłem z udawaniem niedostępnego? Stop... "nie mogę ci nic więcej powiedzieć"... czy za tym się coś konkretnego kryje? Konspiracja?
- Wydawało mi się, że ci zależy na tej podróży. - Nie ukrywałem zdziwienia.
- Zależy, i to bardzo. I jeśli moja śmierć miałaby być za nią ceną to jestem gotowa tak zapłacić, ale ja nie mogę umrzeć. Po prostu nie mogę. - Tłumaczyła.
Nonsens.
- Hej. Jestem Shy. - W naszą konwersację wbiła się jakaś ciemnowłosa dziewczyna.
- Słuchaj Shy to się nie uda. - Zatrzymała się na jej widok.
- Maja nie bądź aż taką pesymistką. - Zbyła ją. - Damp wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, ale Maja naprawdę musi się skontaktować ze swoimi przodkami. - Zwróciła się do mnie.
- Przodkami? - Zaczynało się robić coraz ciekawiej.
- Tak, chcę się skontaktować z przodkami. - Maja posłała drugiej dziewczynie przeszywające spojrzenie.
- Słuchaj. Zastanów się. Nasz plan i tak wypali tylko jeśli wyślesz ją tam w czasie pełni, więc masz jeszcze trochę czasu, a teraz może pomogę ci z tą ręką. - Tłumaczyła Shy.
- Czyżby ktoś tu był wilkołakiem. - Zachichotał Duch, który krążył wokół nas.
- Co chcesz zrobić? - Spytałem zaniepokojony brunetkę.
- Zaufaj mi.
Podeszła do mnie wyciągając jakiś... pierścień? Obserwowałem uważnie jak na moje prawe ramię spada kropelka płynu. Czułem jak przesiąka przez mój opatrunek i wnika w skórę. To było... upiorne? Nie - dziwne. Nagle poczułem łaskotanie czułem jak się goją moje naderwane ścięgna(jak się coś skręci to się zrywa ścięgna? Tak?) i urazy wewnętrzne.
- Dzięki. - Oznajmiłem z uśmiechem.
Nie ma problemu. Pomyśl. - Podeszła do Maji. - Jeszcze tu wrócimy i obiecuję, że tym razem Maja cię tak drastycznie nie obudzi.
Teleportowała się.
- To byłoby na tyle. - Podsumował rozradowany Dekiel.
- Właśnie. I NIGDZIE Z TOBĄ NIE IDĘ. - Starałem się to jak najbardziej delikatnie podkreślić.
- Czemu wszyscy którzy posiadają tą moc, korzystają jakkolwiek z umiejętności teleportacji, a ty nie? - Zignorował mnie.
- Przypomnieć ci moje wypadki? - Spytałem z wielką powagą w głosie ściągając opatrunek, czułem że już nie będzie mi potrzebny.
- Dobra.. czyli urazy psychiczne przypieczętowane urazami fizycznymi. Przypomnij mi dlaczego Rapid? - Szydził ze mnie.
- Właśnie dlatego? Między innymi.... - Spojrzenie jego prosiło o konkrety. - ...że nie mogłem ogarnąć teleportacji. - Burknąłem przez zęby.
- Czemu się nie śmiejesz! - Klapnął mnie mocno w plecy, tak że się wyprostowałem, a on wybuch śmiechem.
- Czemu mnie te wspomnienia nie bawią? - Starałem się dać mu do zrozumienia, że niektóre sytuacje nie były śmieszne.
- Kołek. - Syknął.
- Debil. - Mruknąłem.
- Idiota. Mówiłem że będziemy się z tego potem śmiać, a ty? Nawet po tym jak przypadkowo w ciebie, za pośrednictwem czyiś rąk wpakowałem TRZY tabletki vicodinu... Zachowujesz się jak gumowa kaczka, której piszczałka pękła.
- Debil. Zawsze jak tak mówisz to znaczy że będzie najwyżej taka rozmowa jak ta. - Przypomniałem mu.
- Nie powtarzaj się Ciumroku. Ja mam poczucie humoru w przeciwieństwie do ciebie. - Uderzył mnie delikatnie w tył głowy.
- Mówię prawdę, anie wymyślam pierwsze lepsze przezwisko Debilu. - Zawinąłem prześcieradło, które od momentu przejścia na emeryturę jako bandaż trzymałem w ręce.
- Ta Shy, jest tak samo nieśmiała, jak ty jako Rapid jesteś nieprzewidywalny. - Przestał krążyć i opierając się o moje ramię intensywnie analizował to co powiedział.
Po chwili zgiął się w pół i wybuch niekontrolowanym śmiechem. Podniosłem jedną brew z żalem dla jego osoby. Wepchnąłem "emerytkę"(prześcieradło) pod pachę i odszedłem w stronę mej jaskini, zostawiając Dekla, na pastwę swej skrzywionej psychiki.
Plany do wykonania w przyszłości... pomyślmy... po kolei. Odnieść prześcieradło, unikając Ayato. Wyprawa na Halloween... możliwe że będzie potrzebna operacja "F.O.C.H."* i unikanie Ayato. Wysłanie Mai na drugą stronę podczas pełni(jak to ciekawie brzmi... ^^), unikanie Ayato. Gdzieś trzeba wcisnąć też próbę rozszyfrowania tej 'wizji'(jak byłem nie przytomny), wciąż mi łazi po głowie. Ayato... coś trzeba z tą istotą począć... ale co? Może będę grał "niewinnego, i tego któremu nic się nie udowodni"? Nie przesadzajmy... będę improwizował.
W zaskakująco szybkim tempie dotarłem do jaskini. Starałem nie dać po sobie poznać, iż boję się konfliktu z Alfą. Ale... zapewne jego brak nic nie da. szedłem do pokoju i odrouchowo rzuciłem pościel na łóżko. Na biurku wciąż stała fiolka z tym "lekiem". Szybko odsunąłem szufladkę i odpowiedni lek wsypałem do odpowiedniej fiolki. Robiłem to tak umiejętnie że nie było szansy na pomyłkę(a może dlatego że na tabletkach tego drugiego leku pisała jego nazwa? Nie wnikajmy. xd). Gdy to zrobiłem... doszyłem do wniosku iż... lek przestał działać bo do ramienia wrócił ból. Już nie tak silny, ale jednak. Dzięki pomocy Shy czułem się już znacznie lepiej. Pewnie jutro będę już całkiem zdrów.
Dotarło do mnie również iż ja chcę konwersacji(konflikacji) z Ayato. Coś mi mówiło że to nie będzie aż tak bardzo brutalne jak się spodziewam. Tylko teraz pytanie... w którą stronę? W sensie, czy będzie gorzej, czy lepiej?

_________________
* sama nie wiem do czego dążę. XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz