- To co teraz? - Zapytał się Anakin.
- A bo ja wiem? - Wzruszył Akki ramionami. - To w końcu był twój pomysł i Arve, żeby tutaj przyjść, jak chcesz to możesz wracać na spotkanie albo iść, gdzie chcesz - odparł.
Najwyraźniej Akatsuki nie był w zbyt dobrym humorze, po tym jak wyskoczył ze swoim osiągnięciem i przypadkowo "wplątał się w coś upierdliwego".
Anakin westchnął.
- To ja idę - powiedział odchodząc.
Kiedy zniknął podsumowałem:
- Ty naprawdę potrafisz odstraszać swoim zachowaniem ludzi - uśmiechnąłem się złośliwie.
- Tak, jak już to mówiłem nie jeden i nie dwa razy nie chcę tego od ciebie słyszeć - odparł.
- A gdzie Sora? - Zmieniłem temat.
- Od kiedy wtedy przyszła po ciebie Arve nie wróciła - odparł. - Tak mnie zastanawia co teraz robi Initium.
- Chcesz znowu ją irytować? Widać to po twoim zachowaniu, że za nią nie przepadasz - spojrzałem na niego uważnie. Musiał coś ukrywać.
- Coś w tym rodzaju - odparł.
- A nie jest to "zbyt upierdliwe"? - Uniosłem brwi.
- Jest to tak samo upierdliwe, jak to jak ciebie wrzuciłem do rzeki, ale jakoś i tak to zrobiłem - odparł. - Pokusa była zbyt duża.
- A tak serio to o co chodzi? - Wątpiłem, żeby to był jedyny powód.
- Irytują mnie osoby, które nie mówią pewnych rzeczy, które nas dotyczą -
uśmiechnął się ponuro. - W twoim przypadku irytuje mnie samo twoje
istnienie. - Zmienił temat.
Wzruszyłem ramionami z westchnięciem.
- I vice versa - odparłem.
Milczeliśmy.
- Co powiesz na kolację? - Spytałem po chwili.
- To nie taki zły pomysł - odparł.
Machnąłem ręką (głupi nawyk, ale czasami jak o tym zapominam to się ujawnia, kiedy tworzę coś z niczego) przed którą pojawiło się pudełko pączków.
- Znowu pączki? - Uniósł brwi.
Spojrzałem na jego zestaw w postaci kanapki i sałatki (fuu~!).
- Znowu to niedobre "zdrowe jedzenie"? - Spojrzałem zniesmaczony.
- Po prostu w ten sposób dostarczam niezbędnych składników odżywczych dla prawidłowego rozwoju organizmu w jak najmniejszej porcji jedzenia - brzmiało to niczym tekst z jakieś kampanii o zdrowym żywieniu. Bez komentarzy.
Po chwili obok pojawiła się butelka Mirindy.
- To też jest zdrowe żywienie? - Tym razem to ja uniosłem brwi.
- Uznajmy, że masz na mnie zły wpływ - odparł i w tym momencie zniknęła sałatka. - Daj pączka.
Wyciągnął rękę w stronę mojego pudełka.
- Łapy precz! - Zmrużyłem oczy rzucając mordercze spojrzenie.
- Tylko jednego - powiedział.
- Nie - odparłem.
Westchnął ciężko.
- Przecież możesz sobie ich zmaterializować ile chcesz - powiedział. - Ja nie jestem takim specjalistą od pączków, jak ty i nie znam się na ich smaku.
- Nie - powtórzyłem i odłożyłem opakowanie poza jego zasięg.
Westchnął po raz kolejny.
Mimo wszystko dalej spróbował dorwać MOJEGO pączka.
Kiedy jego ręka była 5 cm od pudełka złapałem ją z zamiarem wykręcenia i połamania mu kości.
- To są MOJE pączki - uśmiechnąłem się z oczami seryjnego mordercy. - I powiedziałem, że NIE możesz tego dotykać.
Wyrwał dłoń z mojego uścisku, ale już nie próbował drugi raz dorwać się do mojego jedzenia doskonałego, niech je te swoje "zdrowe racje żywnościowe".
Spojrzał na mnie niechętnie, a ja zignorowałem to spojrzenie, a następnie zająłem się również ignorowaniem jego obecności, aby spokojnie skonsumować paczkę jedzenia doskonałego zwanego powszechnie przez ludzi pączkami, co dla mnie było najdoskonalszym wytworem cywilizacji ludzkiej.
Po skończonym jedzeniu siedzieliśmy w milczeniu przy rzece.
Milczeliśmy.
- Co powiesz na kolację? - Spytałem po chwili.
- To nie taki zły pomysł - odparł.
Machnąłem ręką (głupi nawyk, ale czasami jak o tym zapominam to się ujawnia, kiedy tworzę coś z niczego) przed którą pojawiło się pudełko pączków.
- Znowu pączki? - Uniósł brwi.
Spojrzałem na jego zestaw w postaci kanapki i sałatki (fuu~!).
- Znowu to niedobre "zdrowe jedzenie"? - Spojrzałem zniesmaczony.
- Po prostu w ten sposób dostarczam niezbędnych składników odżywczych dla prawidłowego rozwoju organizmu w jak najmniejszej porcji jedzenia - brzmiało to niczym tekst z jakieś kampanii o zdrowym żywieniu. Bez komentarzy.
Po chwili obok pojawiła się butelka Mirindy.
- To też jest zdrowe żywienie? - Tym razem to ja uniosłem brwi.
- Uznajmy, że masz na mnie zły wpływ - odparł i w tym momencie zniknęła sałatka. - Daj pączka.
Wyciągnął rękę w stronę mojego pudełka.
- Łapy precz! - Zmrużyłem oczy rzucając mordercze spojrzenie.
- Tylko jednego - powiedział.
- Nie - odparłem.
Westchnął ciężko.
- Przecież możesz sobie ich zmaterializować ile chcesz - powiedział. - Ja nie jestem takim specjalistą od pączków, jak ty i nie znam się na ich smaku.
- Nie - powtórzyłem i odłożyłem opakowanie poza jego zasięg.
Westchnął po raz kolejny.
Mimo wszystko dalej spróbował dorwać MOJEGO pączka.
Kiedy jego ręka była 5 cm od pudełka złapałem ją z zamiarem wykręcenia i połamania mu kości.
- To są MOJE pączki - uśmiechnąłem się z oczami seryjnego mordercy. - I powiedziałem, że NIE możesz tego dotykać.
Wyrwał dłoń z mojego uścisku, ale już nie próbował drugi raz dorwać się do mojego jedzenia doskonałego, niech je te swoje "zdrowe racje żywnościowe".
Spojrzał na mnie niechętnie, a ja zignorowałem to spojrzenie, a następnie zająłem się również ignorowaniem jego obecności, aby spokojnie skonsumować paczkę jedzenia doskonałego zwanego powszechnie przez ludzi pączkami, co dla mnie było najdoskonalszym wytworem cywilizacji ludzkiej.
Po skończonym jedzeniu siedzieliśmy w milczeniu przy rzece.
- Czyli co sądzisz o tym miejscu? - Zapytał przerywając ciszę.
- Może być, chociaż są ciekawsze miejsca - odparłem. - Na pewno
przyciąga tutaj potężne istoty, więc jest warte mojej uwagi. Zastanawia
mnie tylko co przyciąga te wilki... - Zamyśliłem się.
- Może Initium? - Zastanowił się. - Nie... Nie wyczuwałem od niej tego rodzaju aury. Owszem, była potężna i wątpiłem, abym był w stanie wyjść z potyczki z nią bez zadrapania, ale nie sądzę, aby to była ona.
- Jest coś ciekawego co zauważyłem, podczas wrzucania Anakina do wody - oznajmiłem. - Nie chciałem tego mówić przy innych, ale uważam, że powinniśmy zrobić małą wycieczkę, kiedy nikogo nie będzie na tą polanę.
- Co masz na myśli? - Zaciekawił się.
- Potem ci o tym powiem - powiedziałem.
- Jak chcesz - odparł.
Odwróciłem się do niego plecami.
- Niedługo zacznie robić się jeszcze ciekawiej - powiedziałem. - Chociaż tym razem trochę z innych powodów.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś powodu dla którego tutaj przyszliśmy - odparł. - Nawet, jeśli się tak dobrze bawisz to nie powinieneś się zbytnio przyzwyczajać do tego.
- Brzmisz, jakby miało się za chwilę dziać coś niezwykle niebezpiecznego - uniosłem brwi. - Jesteś za bardzo ostrożny.
- Nigdy nie jest się za bardzo ostrożnym - stwierdził.
- I jeszcze zbyt sztywny - dodałem.
- Zamknij się.
- I zbyt leniwy.
- A ty za to niezwykle pracowity - usłyszałem ironię w jego głosie. - A najbardziej ujawnia to twoja pracowitość w unikaniu wszelkiej pracy.
- I kto mówi - zaśmiałem się. - W końcu wszystko dla ciebie jest "zbyt upierdliwe".
- W każdym razie... - Spoważniał. - Po prostu uważaj, aby nie przesadzić ze zwracaniem uwagi na pewne rzeczy.
- Nie martw się tym - uśmiechnąłem się. - Jeśli ktoś za bardzo zacznie się interesować naszymi sekretami to wtedy... - Nie musiałem kończyć. Akki doskonale się domyślał co chciałem powiedzieć.
Spodziewałem się protestu z jego strony, albo słów w stylu "Nie, nie zrobisz tego. Nie rób więcej problemów", ale milczał...
- Rób co chcesz - odparł. - Jednak ja nie mam z tym nic wspólnego.
Zaskoczył mnie.
- Jak zwykle zamierzasz odgrywać rolę aniołka i grzecznego dziecka - parsknąłem po chwili śmiechem.
- Po prostu moim hobby nie jest denerwowanie innych. Wystarczy, że ty to robisz.
- Wiem - powiedziałem. - Chociaż w irytowaniu innych to wbrew pozorom posiadasz talent.
- Jednak jestem pewny, że nie dorównuję tak wielkiemu mistrzowi w tej dziedzinie jak ty - starał się zachować poważny ton, jednak kończyło się tylko na staraniu.
- Nie zaprzeczam - odparłem "z moją niezwykłą skromnością".
- I dobrze wiesz, że tej rozmowy nigdy nie było - dodał.
- Tak, jak i wielu innych - odparłem.
Spojrzałem na niebo.
- Może Initium? - Zastanowił się. - Nie... Nie wyczuwałem od niej tego rodzaju aury. Owszem, była potężna i wątpiłem, abym był w stanie wyjść z potyczki z nią bez zadrapania, ale nie sądzę, aby to była ona.
- Jest coś ciekawego co zauważyłem, podczas wrzucania Anakina do wody - oznajmiłem. - Nie chciałem tego mówić przy innych, ale uważam, że powinniśmy zrobić małą wycieczkę, kiedy nikogo nie będzie na tą polanę.
- Co masz na myśli? - Zaciekawił się.
- Potem ci o tym powiem - powiedziałem.
- Jak chcesz - odparł.
Odwróciłem się do niego plecami.
- Niedługo zacznie robić się jeszcze ciekawiej - powiedziałem. - Chociaż tym razem trochę z innych powodów.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś powodu dla którego tutaj przyszliśmy - odparł. - Nawet, jeśli się tak dobrze bawisz to nie powinieneś się zbytnio przyzwyczajać do tego.
- Brzmisz, jakby miało się za chwilę dziać coś niezwykle niebezpiecznego - uniosłem brwi. - Jesteś za bardzo ostrożny.
- Nigdy nie jest się za bardzo ostrożnym - stwierdził.
- I jeszcze zbyt sztywny - dodałem.
- Zamknij się.
- I zbyt leniwy.
- A ty za to niezwykle pracowity - usłyszałem ironię w jego głosie. - A najbardziej ujawnia to twoja pracowitość w unikaniu wszelkiej pracy.
- I kto mówi - zaśmiałem się. - W końcu wszystko dla ciebie jest "zbyt upierdliwe".
- W każdym razie... - Spoważniał. - Po prostu uważaj, aby nie przesadzić ze zwracaniem uwagi na pewne rzeczy.
- Nie martw się tym - uśmiechnąłem się. - Jeśli ktoś za bardzo zacznie się interesować naszymi sekretami to wtedy... - Nie musiałem kończyć. Akki doskonale się domyślał co chciałem powiedzieć.
Spodziewałem się protestu z jego strony, albo słów w stylu "Nie, nie zrobisz tego. Nie rób więcej problemów", ale milczał...
- Rób co chcesz - odparł. - Jednak ja nie mam z tym nic wspólnego.
Zaskoczył mnie.
- Jak zwykle zamierzasz odgrywać rolę aniołka i grzecznego dziecka - parsknąłem po chwili śmiechem.
- Po prostu moim hobby nie jest denerwowanie innych. Wystarczy, że ty to robisz.
- Wiem - powiedziałem. - Chociaż w irytowaniu innych to wbrew pozorom posiadasz talent.
- Jednak jestem pewny, że nie dorównuję tak wielkiemu mistrzowi w tej dziedzinie jak ty - starał się zachować poważny ton, jednak kończyło się tylko na staraniu.
- Nie zaprzeczam - odparłem "z moją niezwykłą skromnością".
- I dobrze wiesz, że tej rozmowy nigdy nie było - dodał.
- Tak, jak i wielu innych - odparłem.
Spojrzałem na niebo.
- W sumie to już pewnie nikogo tam nie ma - stwierdził Akki robiąc to samo. - Co powiesz na małą wycieczkę? - Uśmiechnął się.
- Masz na myśli taką nad łąkę, tak? - Odpowiedziałem identycznym uśmiechem.
Nagle usłyszałem jakiś szelest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz