czwartek, 30 października 2014

(Wataha Wody) Od Dampa

- Nienawidzę Halloweenu. - Burknął Dekiel siedzący na lewej krawędzi biurka(odwrócony do mnie plecami).
- Dlaczego? - Spytałem bazgrząc na kartce papieru, starając sobie przypomnieć dokładniej postać z wizji która mnie zaatakowała.
- Mam wymieniać? - Zdziwił się.
- Tak. - Stwierdziłem targając rysunek i wyrzucając do kosza. - Ale nie opieraj się o ręce, bo bełkoczesz. - Mruknąłem sięgając po kolejną kartkę z szuflady.
- Spójrz na siebie... - Oznajmił leniwie.
Wstał na krawędzi blatu biurka(kiedyś w końcu to pęknie... chyba.), odwrócił się na pięcie i NADEPNĄŁ SWYM WIELKIM, KOŚLAWYM, ŚMIERDZĄCYM, PRZEPOCONYM, DZIURAWYM, Z PRZYKLEJONYM JAKIMŚ GÓWNEM NA PODESZWIE BUTEM! Prosto.. prostusienko... prościutko w kartkę na której już prawie skończyłem wstępny zarys twarzy postaci której tożsamości nie mogłem rozszyfrować. Oczy i usta automatycznie otworzyły się mi maksymalnie. Ołówek mi z osłupienia wypadł z ręki, przy czym słyszałem ciche mruknięcie(ten kot wciąż tu jest?). Wpatrywałem się uporczywie w ohydny czarny but. Uwierzcie - to było takie spojrzenie, że praktycznie(praktyka czyni mistrza XD) każdego by zmusiło do refleksji względem siebie i swego jakże plugawego czynu. Niestety przedmiot obcy... który był w nieodpowiednim miejscu i czasie, nie miał najmniejszego zamiaru wycofać się z linii ataku. Właściciel obuwia stanął na palcach i powoli przekręcił się zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara(jakby ktoś nie pamiętał, lub nie posiadał zegarka xd...: w prawo). Powoli i płynnie podniosłem głowę z morderczym spojrzeniem do góry. Ten... dobrze o tym wiedział ale nic sobie z tego nie robił. Kontynuował swój zabieg "produkcji zmarszczek wraz z okładem z błota(w najlepszym przypadku z błota.. ekchem.), dla ich pielęgnacji". Ciśnienie mi automatycznie skoczyło. Gotowałem się w środku. Ręce aż wołały "PODAJ DALEJ! ON UKRĘCIŁ ŁEB POSTACI Z KARTKI, TO TY TERAZ MU UKRĘĆ ŁEB!". Jednak, cierpliwe czekałem aż skończy swój 'atak'. Ale... podczas kręcenia się, jego lewy but(prawym miażdżył papier) omal mi nie złamał nosa. Wstałem z krzesła. Spiorunowałem go wzrokiem. Ten niczym baletnica wciąż się obracał, a jego pokerowa twarz dzięki wielu lat w teatrze(to było jego hobby... za życia) nie wyrażała niczego, prócz kpiny dla mej osoby i szczypty wyzwania... wezwania na "pole bitwy". Z ogromną chęcią przyjąłem jego "wezwanie na rozprawę"... być może sądową... gdyż teraz każdy mój i jego ruch przesądzą o tym kto pierwszy wykona "Mat". On już wykonał "Szach"... ale jeszcze wszystko może się zdarzyć. Stanąłem na krześle. Wciąż byłem od niego nieco niżej, no ale to tylko szczegół(w szczegółach kwi diabeł.. ale mniejsza.). Po jego trzeciej rundzie na orbicie, chyba stwierdził iż czas wrócić na ziemię. Zatrzymał się na przeciwko mnie. Spojrzał na mnie beznamiętnie. Mocno tupnął lewą nogą o biurko. Opuściłem wzrok na jego buty. Lewa noga trzymała jeden bok kartki...a ta prawa... ta zapewne z odchodami zaczęła... WYCIERAĆ ZAWARTOŚĆ SWEJ PODESZWY o... kartkę. Po chwili ujrzałem brązową maź, an miejscu gdzie wcześniej była biel i szkic ołówkiem. Mój wzrok(wciąż pełen chęci do mordu) powrócił na twarz Ducha. Ten zaś w odpowiedzi... uśmiechnął się... i to nie byle jak.
Może chciał abym stracił kontrolę nad sobą... chciał mi coś w ten sposób udowodnić. Oficjalnie ogłaszam iż mam to w obecnej chwili głęboko... tam gdzie słońce nie dociera... w czterech literach(momentalnie przypomniało mi się o gównie które z każdym momentem dobijało zwłoki mej kartki, co również miało znaczny wpływ, a wręcz motywację do następnych wydarzeń).
Jeśli to zrobił... to znaczy iż się materializował... więc przejdźmy do rozładowywania negatywnych emocji.. i energii. Zadałem mu cios z pięści prawej w brzuch. Nie maił prawa się tego spodziewać - po raz pierwszy go uderzyłem. Doki zgiął się w pół jak scyzoryk. Moja pozycja względem niego była idealna do tego aby go przerzucić(a raczej przycisnąć, gdyż już był nad moim ramieniem) przez ramię, tak też zrobiłem. On coś chyba darł się w stylu "RAPID! OPANUJ SIĘ!", ale zignorowałem to. Odwróciłem się o 180 stopni i z impetem plecami uderzyłem w biurko(nie zapomnijmy o ołówkach... długopisach... kartce i tej substancji. Nie plecami... raczej Deklem, który wydał z siebie przeraźliwy jęk(ducha nie zabijesz... no ale jak się zmaterializował to czuje ból).
- TY GÓWNIARZU! - Nie miało to obrażać jego wiek.. raczej przypomnieć mu w jaki sposób, wręcz pogwałcił(nie przesadziłam? ;-;) zasady moralne.
Puściłem go. Zwisał głową w dół i z nogami opartymi o ścianę... ON NADAL MA NA SOBIE TEN BUT?! Szybkim ruchem sięgnąłem po jego prawą nogą i przygiąłem ja ku sobie(Doki jest wysportowany więc... obyło się bez zwiększenia jęków) i brutalnie ściągnąłem czarny przedmiot z jego stopy, po czym z cała siłą rzuciłem go w brzuch mej ofiary. Ta tylko zgięła się jeszcze bardziej i sturlała się z mebla na podłogę. Ja natomiast zabrałem się natychmiast do się do wypchania biurka z pomieszczenia. Szło gładko. Po minucie z nienawidzonym przedmiotem byłem przed moim pokojem. Sponiewierany Duch oparł się jedną ręką o biurko rzucając na podłogę buta, przez którego się zaczęła ta całą afera, i ubrał go. Potem drugą ręką sięgnął do tyłu(plecy) i po chwili kartkę z tej bardziej kleistej strony cisnął, tam gdzie powinna być, a następnie tą samą ręką chwycił się za brzuch. Rzucił spojrzenie pełne wyrzutów sumienia(rzuciłbym się zapewne na niego jeszcze raz, gdyby nie fakt iż się już 'odmateralizował', wyczułem to po jego spojrzeniu).
- Eeee... Damp, co to ma znaczyć? - Usłyszałem zszokowany głos zza pleców. To był Ayato
- CZEGO?! - Wrzasnąłem odwracając się, wciąż nie mogąc się opanować.
- Coś się stało? - Spytał. Albo się łudziłem... albo ogarnął go strach, że żyje pod jednym dachem z psycholem.
Zasłoniłem rękami twarz. Po kilku wdechach i wydechach uspokoiłem się w wystarczającym stopniu aby odpowiedzieć. Oparłem się rękoma o blat.
- Nie wnikaj. - Uciąłem szybko.
Jego wzrok który powoli przemieszczał się po biurku(które zapewne było na kancie uszkodzone)... po zniszczonej kartce... aż do mnie.

1 komentarz:

  1. Dobre, zaczęłam się śmiać. Jedno z lepszych i ciekawszych opowiadań chyba c: - Initium

    OdpowiedzUsuń