Mimo częściowej porażki w próbie zemsty na Kuro…byłam zadowolona. Cóż, nie ma jak nauka tańca przy partnerstwie mrówek…pogwizdując więc opuściłam progi Watahy Mroku i zawróciłam na polanę. Miałam nadzieję, że został jeszcze tam przynajmniej Damp…w towarzystwie. Nie wiem, czy Ayato wykorzystał okazję na jaka mu pozwoliłam i „otworzyłam” umysł, by wiedział co się jednak dzieje…Westchnęłam. Byłam już całkowicie rozluźniona i pewna siebie, ale w pamięci nadal miałam splecione palce naszych dłoni. I mimo jego chłodnego dotyku, dłoń miałam gorącą…
Otrząsnęłam się, zacisnęłam ciepłą dłoń w pięść i przywróciłam wspomnienie podskakującego Kuro. Tak, to zdecydowanie był radosny widok. Złośliwy uśmiech wykwitł mi na ustach w momencie gdy dotarłam do polany. Ayato siedział nadal pod tym samym drzewem, przy którym usiadł i znowu zdawał się drzemać. Nie licząc Dampa, który krążył wokół niego, pozostali już się zmyli. Chyba obaj z Wody o czymś rozmawiali, choć wyglądało jakby żaden z nich nie interesował się postacią obok siebie.
Zbliżyłam się z założonymi za siebie rękami. Nie próbowałam już NIKOGO zachodzić. Szłam prosto, jeszcze cicho nucąc pod nosem. Wiedziałam, że Ayato już wiedział o mojej obecności bo na jego ustach pojawił się znajomy leniwy uśmiech. Otworzył oczy i chyba czekał na jakieś kolejne moje „pewnościowe” potknięcie. O nie mój drogi…tym razem, to Ty masz się głowić o co mi chodzi…i choć na chwilę zobaczyć jak się czuję przy nim…chyba za każdym razem. Tym razem…skupiłam się na postaci Dampa.
Odwróciłam spojrzenie od Ayato i z zawadiackim uśmiechem podeszłam do szamana, który najwidoczniej przewidywał, że wcale nie musi mu się spodobać to, co zamierzałam. A zamierzałam go „porwać” na chwilę i…zapytać kilka spraw, które mnie interesowały. Minęłam więc Alfę Wody, który sam lekko zbliżył się do mnie. Ja tymczasem ze standardową dla siebie beztroska minką złapałam Dampa pod ramię i pociągnęłam za sobą.
- Musimy pogadać…- rzuciłam mu do ucha i wcale nie miałam zamiaru w tym wypadku kpić. Zwyczajnie potrzebowałam jego pomocy… Mina czarnowłosego mówiła wszystko, coś w style „Nie no, znowu ktoś chce mnie wciągnąć w jakieś machlojki…”
- Z nim tez możesz pogadać… – rzucił głośniej, wskazując na stojącego z założonymi rękami Ayato. Nie opierał się jednak zbytnio, chyba jednak wyczuwając, że rzeczywiście nie mam zamiaru się nim wysługiwać w jakichś złośliwych grach. Autentycznie musiałam zapytać go o kilka spraw…Nie próbowałam się odwracać, bo czułam wiercące spojrzenie na swoich plecach. Uporczywie milczał, choć podejrzewałam, że próbował dociec o co chodzi…
- Nie martw się Damp, obiecuję Cię nie pogryźć – tu uśmiechnęłam się radośnie – za mocno oczywiście. Mój towarzysz skrzywił się, ale mimo wszystko odwzajemnił uśmiech. Chyba jednak nie byłam dlań tak straszna.
- Zdajesz sobie sprawę, że ON mnie udusi, jeśli mu wszystkiego nie powiem? – mimo kreowanego niepokoju w głosie, czułam, że mówi już bardziej rozluźniony. Dodatkowo czasem zdawało mi się, że widzę jakby drugi cień obok niego. Może mi jednak się zdawało…a może nie chciałam wierzyć, że coś tam jest. Na słowa chłopaka kolejny raz posłałam uśmiech.
- Niestety chciałabym, żebyś część zachował dla siebie…- mój ton się zmienił – przynajmniej na razie... Wiedziałam o co chciałam zapytać, ale nie bardzo potrafiłam ubrać tego w słowa. Damp przyglądał mi się w milczeniu. Co ciekawe, nie odwracał wzroku od mego spojrzenia. Podobało mi się to, bo większość osób nie lubiła tego. Wiedziałam w ten sposób, że przynajmniej w rzeczach ważnych, nie będzie kłamał. Nie dziwiłam się też profesji jakiej się parał. Miał w spojrzeniu coś bardzo przenikliwego, coś co przykuwało uwagę i zastanawiało się co takiego widzi…a na pewno widział więcej niż mówił.
Zatrzymaliśmy się po kilkunastu minutach marszu. Ostatecznie cały czas trzymałam go pod ramię, więc w końcu się rozluźnił, chyba widząc, że nie jest to żadna moja zagrywka. Mimowolnie wyszło, że kierowaliśmy się w stronę watahy Wody, ale nie przeszkadzało mi to. Tutaj możliwe, czuł się pewniej.
- Twoja aktualna mina nie przypomina tego złośliwego chochlika, którego widziałem przed chwilą…- jego głos mimo żartu był bardziej poważny. O proszę, za to urocze porównanie, chyba będę go lubiła bardziej niż myślałam.
- Złośliwy chochlik chwilowo musiał zamknąć japę i dać głos innym „istotkom” we mnie mieszkającym – odpowiedziałam pół-żartem, pół-serio, ale nie wiedziałam czy wiedział o co mi chodzi. W końcu...nie każdy może być „bramą”, jak ja, czy… Eh. Tak, byłam bramą, choć drzwi zablokowałam bardzo mocno. Odegnałam myśli i kontynuowałam dalej – W sumie…początkowo chciałam Cię tylko podpytać…czy nie wiesz nic na temat poczynań Kuro…co do – zawahałam się lekko, ale wrócił mi na chwilę sarkazm – podglądania innych… - tu spojrzałam na Dampa, który nie potrafił ukryć rosnącego rumieńca na twarzy – Twoja mina potwierdza moje domysły – znowu się zaśmiałam i szybko zmieniłam temat, by mi jednak nie zwiał…
- Ty widzisz tę „drugą” stronę prawda? – rzuciłam w końcu jednym tchem. Na twarzy Dampa pojawił się bardzo dziwny wyraz, jakby się skrzywił - …a ja, chciałbym wiedzieć. Czy „tam” jest ktoś…kogo szukam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz