niedziela, 19 października 2014

(Wataha Wody) Od Dampa

Arve oddaliła się i znikła między drzewami z pola mojego widzenia. Ja szybko skierowałem się w stronę jaskini. Dekiel oczywiście milczał... zawsze musi się 'wygadać' gdy rozmawiam z kimś innym. Gdy kiedyś z nim na ten temat rozmawiałem, wywnioskowałem iż lepiej tego nie drążyć... w sensie w jego rozmaitych "odruchów"(trudno nazwać odruchem coś co raczej podciąga się pod premedytację...). Mam nadzieję że już dziś się do mnie nie odezwie. Nadzieja, nadzieja... wolałbym być tego pewny, lecz jakbym się go o to spytał to pewnie bym się pogrążył.
Szybciej niż się spodziewałem dotarłem do celu. Stanąłem na progu. Panowała cisza, mącona tylko przez delikatny plusk wody. Bezszelestnie przebiegłem dystans dzielący mnie i mój pokój. Drzwi jednak zamknąłem już z mniejszym wyczuciem... Zamarłem w bezruchu wstrzymując oddech. Nadał cisza. Czyli zapewne Ayato spał jak zabity. Chyba że po prostu nie chciał mnie "zaszczycić" swoją obecnością. Jeśli tak... lepiej dla mnie. Bez jakichkolwiek zbędnych czynności położyłem się na łóżku i usnąłem.

- Te!...Szamanie...wstawaj, zanim obudzę wszystkich! - Wyrwał mnie nagle z snu znajomy głos.
Zdezorientowany i niezbyt trzeźwo myślący poderwałem się otwierając gwałtownie oczy. Szczerze? Prędzej spodziewałem się zobaczyć Abrahama Nilcolma niż...
- ARVE?! - Spytałem ściszonym głosem, niedowierzający własnym oczom.
- A przypominam ci kogoś innego? - Spytała ironicznie.
- Ciszej. - Poprosiłem wstając.
- Idziemy. - Pospieszała mnie, nie zważając na moje prośby.
Chciałem spytać "Gdzie?" ale ta pociągnęła mnie tylko za rękaw wyciągając siłą z pokoju.
- Witam.
Momentalnie się ożywiłem. Brutalne spotkanie z rzeczywistością... z samego rana - czyli Ayato.
- Cześć. - Starałem się brzmieć normalnie.
Podszedł do nas powoli patrząc tylko i wyłącznie na dziewczynę. Oblizał wargi... eee... to był taki przypadek, czy raczej nie?
- Co tu robisz.? - Spytał zdziwiony.
- Ja eee... Potrzebowałam czegoś. - Odpowiedziała cicho Arve.
Nie widziałem jej wzroku bo stałem bardziej za nią.
- Czegoś? - Burknął. - Od niego...?
- Dzięki. - Mruknąłem.
- Czyżbyś był zazdrosny? - Spytał "chochlik"
Spojrzał na nią bardziej przenikliwie.
- Może. Kto wie? - Uśmiechnął się złośliwie
Miałem dziwne wrażenie, że zaraz się coś zacznie dziać - czego nie powinienem widzieć. Nie żebym miał coś przeciwko... no ale nie przy mnie. Ludzie... myślcie trochę.
- Ja wiem, wiesz? - Powiedziałem sam do siebie szeptem.
- Mówiłeś coś? - Spytał Ayato, chyba usłyszał co nieco.
- Ja? Nie. - Uciąłem szybko. Zrobiłem to tak nie umiejętnie że na pewno się skapnął że to raczej miało być "Tak".
-  Mógłbym wiedzieć gdzie się wybierasz? - Zignorował mnie całkiem... mówił tylko do dziewczyny.
Pewnie potem(jak wrócę) weźmie mnie na przesłuchanie. A może będzie udawał że ma to gdzieś? Pożyjemy, zobaczymy.
- A mógłbyś nie wiedzieć? - Odpowiedziała pytaniem. Nie zdziwiłbym się gdyby mu puściła oczko bo mina Ayato mówiła "ty ze mną tak nie pogrywaj".
- Raczej nie, wolałbym wiedzieć gdzie TY będziesz się włóczyć z NIM. - Gdy to mówił ja dyskretnie, nie rzucając się w oczy kierowałem się w stronę wyjścia.
Ale robiłem to tak.. normalnie. Mam na myśli to że się nie skradałem, nie schylałem - bo to byłoby zbyt dziwne. Chyba zamienili z sobą jeszcze kilka zdań... lecz nie słuchałem już ich. Jeszcze kilka metrów i będę na zewnątrz. Wtem poczułem mocny uścisk ramienia które pociągnęło mnie w tył, a potem w dół. To było tak niespodziewane że nawet nie starałem się temu w jakikolwiek sposób zapobiec. Nico potłuczony leżałem na wznak na plecach. Gdy podnosiłem się zauważyłem nad sobą postać Dokiego który z miną niewiniątka przycisnął mnie mocno ręką zpowrotem do podłogi. Gdybym się sprzeciwiał wyglądałoby to... nienormalnie, a tak przypominało to poślizgnięcie się moich dłoni na wilgotnym podłożu - zapewne Ayato i Arve się mnie przyglądali.
- To dla Twojego dobra Rapidku. - Mówił przesłodzonym głosikiem Duch. Stał centralnie nade mną więc mogłem na niego bez większych przeszkód patrzeć. - Może teraz obudziłeś w nim litość przez swoją niedołężność, - Tutaj wykonał cudzysłów rękoma. - a nie inne negatywne uczucia. - Pstryknął palcami i znikł.
A potem będzie się dziwił że go nianią nazywam - ironia losu.
- Wstawaj, idziemy. - Rzuciła radośnie dziewczyna przechodząc obok mnie nawet nie czekając aż wstanę.
Jednakże... zauważyłem że ten radosny ton to była maska, bo na jej twarzy malował się smutek. Szybko się podniosłem i nie oglądając się za siebie - obawiając się natrafić na wzrok Alfy - dogoniłem ją pytając:
- Gdzie idziemy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz