Obudziłem się o świcie, a dokładniej tuż przed nim. Podejrzewałem, że spałem jakieś 3 może 4 godziny. Nie miałem dzisiaj ochoty na długi sen. Uśmiechnąłem się pod nosem. Miałem przeczucie, że dzisiaj wydarzy się coś ciekawego. Nie sądziłem, aby był to specjalny dzień, który miałby raz na zawsze odmienić moje życie, ale i tak nie mogłem się, jakoś tego doczekać. Zeskoczyłem z drzewa, a potem skierowałem się w stronę watahy, mimo moich przeczuć, że dzisiaj może wydarzyć się dzisiaj coś nietypowego, to i tak zbytnio się na to nie zanosiło (cóż, przeczucia nie zawsze okazują się słuszne), więc uznałem, że zacznę dzień normalnie tj. śniadanie (pączki), a potem się gdzieś przejdę, skończę urządzać swój pokój i jeszcze coś.
To wszystko i "jeszcze coś" zajęło mi czas najwyżej do 10, czyli podsumowując na resztę dnia utknąłem bez zajęcia.
Prychnąłem, jeśli nie mam zajęcia (tj. rozrywki) to sam sobie je zapewnię (nawet, jeśli będzie to kosztem innych^^). Zastanawiało mnie kogo wybrać na swoją następną ofiarę.
Akatsuki (wnerwiam go codziennie, wolałbym jakąś miłą odmianę), Initium (sorry, ale nie jestem masochistą, więc wolałbym nie używać w jej przypadku jakiś prostych sztuczek po których mogłoby mi się oberwać), Maya (oochh... Mogę jej podpaść zawsze i wszędzie, to jest takie zabawne). Heyou...
Heyou nadałby się doskonale na moją dzisiejszą ofiarę. Już jeden raz udało mi się sprawić, że o mało nie przyprawiłem go o zawał serca (pewnie dla niego to nie było śmieszne, ale ta mina, którą wtedy zrobił... Bezcenna). Wydawał się być nietrudny do zmanipulowania (przynajmniej, jak dla mnie) i przy okazji dostarczało to z rozrywki doskonale zabijając czas.
Zastanawiało mnie też, jak odwdzięczyć się Mayi za naruszenie mojej świętości snu. Sama walka nie była taka zła - pozwalała mi odkrywać nowe umiejętności i styl walczenia przeciwnika. W dodatku była dziecinnie prosta, ale każdy normalny człowiek wkurzyłby się, gdyby takie coś zwane Mayą zwaliłoby ciebie przez sen z drzewa.
Może podtopić jej jaskinię? To wydawało mi się całkiem dobrym pomysłem... Chociaż wymagało, jednak pewnych przygotowań - od tak nie wlejesz do wielkich jaskiń kilkaset ton wody lub innej substancji (może jakiegoś klejącego żelu?).
Plan, który z pewnością bym zrealizował, gdyby nie fakt, że mieszka tam Arve - szkoda, by mi było przez to tracić sojuszu z nią we wkurzaniu Mayi i Shy. Nie wydawało mi się to tego warte. Chyba, że... W porę bym ją ostrzegł, aby zabrała swoje rzeczy i mogłaby przenocować w watasze Mroku. Tylko, że jak Akki, by się dowiedział o tej jaskini... Wtedy byłaby pewnie masakra piłą mechaniczną XXL - myślę, że tego by mi już nie odpuścił, zwłaszcza po tym, że jeszcze ostatnio spaliłem z Mayą całą łąkę (ale to nie moja wina, że wydawała się mi taka słaba i po prostu miałem ochotę zmiażdżyć jej całą egzystencję, to było zbyt kuszące).
Otworzyłem moje pudełko moich ulubionych pączków.
Akki kręcił się po jaskini zdając się czegoś szukać.
- Kuro, widziałeś gdzieś Sorę? - Zapytał w końcu. - Nie mogę jej nigdzie znaleźć... - Zmartwił się. - Nie odzywała się też ostatnio.
Może dlatego, że nie poświęciłeś jej ani odrobiny swojej uwagi, tylko siedziałeś czytając księgi znalezione w tej jaskini - pomyślałem, ale nie skomentowałem tego na głos.
- Pewnie się, gdzieś przeszła - odparłem.
Westchnął. Wyraźnie był odrobinę zirytowany. Czyżby się aktualnie martwił o nią?
Dalej nerwowo kręcił się po korytarzu, a odgłos jego kroków przeszkadzał mi w delektowaniu się doskonałością symfonii pączków.
- Możesz w końcu przestać łazić w kółko - podniosłem zirytowany wzrok znad opakowania.
- Tak - odparł.
Oparł się na chwilę o ścianę, a potem... Znowu zaczął chodzić w kółko.
Zirytowany wyszedłem z jaskini mając już dosyć słuchania tych monotonnych kroków. Lepiej już pójdę poirytować Mayę i sobie poprawię tym humor.
Wychodząc z jaskini wpadłem na Arve i Paraldę. Ta dwójka razem? Najwyraźniej zawierają bliższe znajomości.
- Coś się stało? - Zapytałem zaskoczony ich obecnością.
- A czy musi nadchodzić koniec świata albo walka z jakimś demonem, abyśmy tutaj przyszły, bo w innych okolicznościach nie możemy? - Powiedziała, oczywiście z ironią.
- Też mi miło ciebie widzieć Arve - odparłem z taką samą, o ile nie jeszcze większą porcją ironii.
Ach. Nie ma to, jak te przyjemne wymiany zdań przepełnionych ironią.
- Cóż, Akkiego znajdziecie, jakby co w jaskini, a ja wychodzę - powiedziałem.
- A gdzie? - Zainteresowała się Arve.
- Do Og... - Zamilkłem.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że może chcieć się dowiedzieć dokładnie, jakie to mam interesy w jej watasze, a przy Paraldzie dbałem o swój image grzecznej osoby.
- Og...? - Arve uniosła brwi.
Oj. Musiałem szybko coś wymyślić.
- Na Ognistą Polanę - palnąłem.
W rzeczywistości przez chwilę zastanawiałem się nad podtopieniem jaskini ognia, ale chyba stanowczo muszę odłożyć na razie te plany.
- Doprawdy? - Najwyraźniej mi nie uwierzyła. - A jakie masz tam interesy?
I tutaj nie miałem zbytnio pomysłu co mógłbym tam robić.
- Myślę, że skoro to są moje interesy to nie powinny ciebie dotyczyć - oznajmiłem.
- Może po prostu powiesz, że idziesz do Jaskini Ognia - powiedziała poważnym głosem Paralda.
Czyli wszyscy doskonale wiedzieli, że zmyślałem z tą Ognistą Łąką. To po co ja to wgl wymyślałem?
- Tak, idę do Ognia - przyznałem z westchnięciem.
Po prostu ruszyłem wymijając tą dwójkę. Po chwili obejrzałem się za siebie, a one podążały za mną. Ej, chwila... To one chcą coś ode MNIE, a nie od Akkiego?
- Paralda, a gdzie jest Heyou? - Zainteresowałem się.
Czemu akurat takie pytanie? Niecodziennie jest widzieć tą dwójkę oddzielnie (z tego co zauważyłem, to on jest wprost przewrażliwiony na jej punkcie, jestem pewny, że teraz jej szuka lub coś). Poza tym warto było wiedzieć, gdzie znajduje się moja kolejna planowana ofiara^^.
- Nie wiem - odpowiedziała Paralda.
I znowu ten smutny ton. Nigdy też się nie uśmiechała pogodnie, a szkoda... Myślę, że miałaby całkiem ładny uśmiech z jej twarzą. Smutny uśmiech nadawał tylko wrażenie przygnębienie jej osobie, chociaż... Musiałem również przyznać, że oprócz przygnębienia zdawał się wiązać ze swoistą wokół niej aurą tajemniczości.
Dotarliśmy przed jaskinię (w końcu nie było to daleko) i wszedłem do środka, aby sprawdzić czy będzie tam Maya.
Cóż, zarówno Shy, jak i Mayi tam nie było.
- Sora? - Wyrwało mi się z zaskoczenia.
Nic dziwnego, że Akki nie mógł jej znaleźć.
Były tam dwie osoby, a konkretniej wilk i dziewczyna, która spała wtulona w niego.
Osobiście wilka nie znałem, jednak dziewczyną była Sora.
Uśmiechnąłem się. Taak, teraz już nie będzie mieć życia.
Kątem oka moje spojrzenie spoczęło nad Arve. Na jej twarzy ujrzałem identyczny uśmiech, jak i u mnie. Nie wątpiłem, że ona go znała. Nie wątpiłem też w to, że on również nie będzie mieć życia.
Chłopak zdawał się stawać z każdą sekundą coraz blady.
- Oj, Sora. Wstawaj - powiedziałem do niej.
Nic. Zero reakcji, pomijając to, że jeszcze bardziej zaczęła się wtulać w futro. Ciekawe czemu jej się na taką potrzebę czułości zebrało.
Parsknąłem śmiechem patrząc się na nich. Arve również starała się zachować powagę, lecz w zupełności jej to nie wychodziło.
- Sora - powiedziałem głośniej kładąc jej rękę na ramieniu. - Wstawaj!
Pociągnąłem ją. Nic. Nie przesunęła się nawet o centymetr (siła smoka). Nie zdawała się również wybudzać ze snu. Wilk zdawał się mieć nieszczęśliwą minę, kiedy patrzył się w kierunku Arve (stanowczo bał się o swoją przyszłość xD). Podążyłem za jego wzrokiem i spojrzałem na dwie dziewczyny. Arve opierała się o jaskinię i wybuchła, sprawiała, jakby zaraz miała się zwijać na posadzce ze śmiechu. Nawet Paralda się lekko roześmiała.
Widząc, jak wszyscy się śmieją (oprócz wilka i niczego nieświadomej Sory) ja też już nie wytrzymałem i wybuchłem głośnym śmiechem nad którym w ogóle nie mogłem zapanować.
Spróbowałem po raz kolejny oderwać Sorę, która najwyraźniej nie zamierzała wstawać, lecz jedyne co osiągnąłem to przesunięcie tej dwójki razem (jak mocno ona go trzymała?).
Arve zwijała się ze śmiechu, Paralda również się śmiała cichym głosem, a mi zaczynało już brakować powietrza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz