piątek, 31 października 2014

(Wataha Mroku) od Kuro

Opuściłem tereny mojej watahy natychmiastowo, zanim jeszcze Nairen to zrobił. Każda myśląca osoba, która miała choć odrobinę instynktu samozachowawczego w razie sytuacji niebezpiecznej (a to wyjątkowo mordercze, jak na Akkiego spojrzenie z pewnością taką sytuację zwiastowało). Oczywiście moim celem była Wataha Powietrza (szybka ala teleportacja i wędrowałem sobie spokojnie terenami), ponieważ to tam udały się dwie dziewczyny, a mój tajemniczy zmysł, którego istnienie nigdy nie zostało potwierdzone mówił mi, że tam może być ciekawie.
Nietrudno było domyślić się, gdzie miały dziać się te nietypowe wydarzenia, ponieważ widok widok bilarda, grupy nieznanych osobników zarówno płci męskiej (którym alkohol zdawał się uderzyć do głowy), jak i żeńskiej, do tego widok alkoholu oraz obecność Arve z Paraldą. Obok tego NIE dało się przejść obojętnie.
Pierwsza z nich była zdziwiona oraz rozbawiona, druga - zmieszana.
Nie usłyszałem początku rozmowy (szkoda, że się nie wyrobiłem na sam początek) i korzystałem z chwili, że mnie nikt z tego towarzystwa nie zauważył, aby zorientować się w sytuacji.
- Heyou, nie chciałam byś był zły. - Powiedziała spokojnie Paralda.
- Dlatego spierdoliłaś ? - Usłyszałem kpinę z ust Heyou.
Zastanawiało mnie czy ta zmiana nastawienia w stosunku do niej wynikała z wpływu trunków, czy wydarzeń, które zaszły między nimi.
- Ty, a może tak odpuścisz? Więzisz ją tu... - Wtrąciła się Arve.
- Możecie się przymknąć?! Próbuję tu coś zrobić, a wasze krzyki mnie irytują. - Teraz przerwał im osobnik trzeci, który jednak został kompletnie zignorowany.
Eeechhh... Chyba koniec czasu na obserwację. O co dokładnie im poszło zorientuję się w trakcie, ale nie musiałem już patrzeć na te wydarzenia z perspektywy osoby trzeciej, a raczej nawet nie chciałem... W moim przypadku ciekawość zawsze zwycięża.
Podszedłem bliżej zwracając na siebie ich uwagę, która teraz w całości została skierowana na mnie.
- Od kiedy to się tak zachowujesz? - Zapytałem rozbawiony i nieco zaciekawiony.
Nie musiałem dodawać, że chodzi mi o Paraldę. W końcu z całego Immortal Wolves to ja znałem tą dwójkę najdłużej i miałem już trochę okazji, aby przeanalizować wzorzec ich zachowań i to stanowczo nie mieściło się w normie.
 - Od kiedy ty bajerujesz innych dla własnych korzyści - burknął odpychając dziewczynę, która niewątpliwie nie była dla niego niczym więcej niż zabawką.
Od kiedy bajeruję innych... Czyli od zawsze. Obrzuciłem go spokojnym spojrzeniem. Większość osób zadziwiało, jak rozluźnionym potrafię być w takich różnych sytuacjach. Ta również nie była wyjątkiem od reguły.
- Paralda, nie zareagujesz? - Ciche pytanie ze strony Arve.
- Nie może - oznajmił Heyou.
Czy tylko mi się wydawało, czy to pytanie nie było przypadkiem nieprzeznaczone dla jego uszu?
- Niby czemu? - Oczywiście, jak zwykle moim zainteresowaniem trafiałem w najbardziej wrażliwe punkty innych i powiem szczerze, że nawet nie zawsze robiłem to tak z premedytacją.
- Masz problem? - Uroczy głosik.
Moim zdaniem do niego uroczy głosik nie pasował w najmniejszym stopniu, a przynajmniej daleko było mu do efektu, który byłem w stanie osiągnąć w połączeniu z moim wyglądem niewinnego dziecka.
Na to pytanie istniała tylko jedna prawidłowa odpowiedź xD
- Mam. - Powiedziałem.
- To siadaj z dupą i napij się ze mną. Potem rozjaśnię twoje myśli. - Widać, że jeszcze nie zamierzał kończyć picia.
Spojrzałem się na alkohol. Nie, żebym miał do niego opory, po prostu za większością tanich badziewi nie przepadałem. Do zestawu było jeszcze pół tuzina uwalonych gości. Powiem szczerze, że nie znałem go od tej strony. Zastanawiało mnie, jak pociągnąć go za język, jednak z ilości wypitych trunków trunków domyślałem się, że należy raczej do wytrzymalszej części towarzystwa spożywającego alkohol, więc ten sposób mógł nie przejść, chociaż... Większość ludzi potrafi się rozluźnić i zacząć gadać w takich sytuacjach. Hmmmm...
Nagle poczułem lekki ból głowy, którego nie dałem po sobie poznać, aczkolwiek wiedziałem, że coś zaczynało być nie tak. Chwilowo jednak mogłem jeszcze to zignorować. Spojrzałem w stronę tamtej dwójki, walcząc wciąż z ciekawością poznania go od drugiej strony. Można powiedzieć, że trochę zmieniłem mu status z "idealnej ofiary" na odrobinę wyższy, czyli "ewentualnej ofiary".
- Dobra ja zabieram stąd Paraldę, nie wiem co ty zrobisz - powiedziała Arve.
Odeszły, a kiedy się już dosyć oddaliły usiadłem naprzeciwko jego. Zastanawiało mnie, jak go nakłonić go gadania.
- Dobra, no to co proponujesz do picia? - Zapytałem.
- Precious Vodka, oczywiście czysta - wyłożył butelkę na stół.
Nie dało się nie zauważyć, ze była zachowana specjalnie na później, aby nie zmarnowała się na pozostałych.
- Widzę, nie oszczędzasz - stwierdziłem.
Idealnie. Oznacza to, że będzie bardziej skłonny do gadania. Chociaż wątpiłem, aby mnie lubił... Powiedziałbym wprost, że byłem dla niego, niczym wróg.
- Na alkohol nie ma co oszczędzać - powiedział nalewając.
Jedna kolejka, druga, kolejka... czwarta kolejka. Nigdy nie musiałem się zbytnio przejmować alkoholem, bo jakimś cudem na mnie kompletnie nie działał, chociaż powodu dla którego tak było nigdy nie poznałem. W każdym razie już niejeden raz to wykorzystałem.
- Zastanawiasz się pewnie czemu tak się zachowuję, mimo Paraldy w moim pobliżu. - Powiedział odpalając papierosa.
- Dokładnie. - Odparłem.
To było nawet lepsze niż sytuacja, której oczekiwałem. Cały czas zastanawiałem się, jak nakłonić go do gadania, a on sam zaczął wszystko mówić...
Wyciągnął paczkę papierosów moim kierunku. Obrzuciłem paczuszkę obojętnych wzrokiem. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałem za paleniem, owszem, mogłem to zrobić, ale i tak tego unikałem. No i podobnie, jak z alkoholem, gdybym go chciał tłumaczenie w każdym sklepie, że jestem pełnoletni, mimo mojego wyglądu byłoby dosyć uciążliwe.
- Nie dziękuję, nie marnuj. - Zrobił zdziwioną minę słysząc moją odpowiedź.
- Dobra to teraz tłumaczę. Jeśli ona chce się przeciwstawiać, to nie ma problemu, ale wtedy mamy "wymiankę" ona jest nieposłuszna, czyli ja też. Różnica jest taka, że jeśli ona np.: zwieje na cały dzień to ja jestem taki jak dzisiaj przez dwa dni. Nie może nic powiedzieć złego, albo, że mam przestać. Mogę robić co mi się żywnie podoba. Niby fajnie, ale z nią nie często mi się to zdarza. Teraz prawdopodobnie dogadałbym się z wieloma wilkami przy takim charakterze.- Powiedział.
Oczywiście nie potrafiłem tego nie skomentować, chociaż powstrzymałem się przed głośnym wyrażaniem moich myśli.
Chyba każdej osobie, która by to usłyszał pomyślałaby, że Heyou ma o wiele większą władzę nad Paraldą, niż początkowo mogłoby się wydawać. W dodatku jego charakter okazał się zupełną przeciwnością, niż to co pokazywał na co dzień przy Paraldzie i innych.
- Hmm... Ciekawe - mruknąłem zamyślony.
- A ty? - Jego pytanie mnie zaskoczyło.
Liczyłem na to, że jeszcze coś powie, ale...
- Może teraz ty coś o sobie opowiesz, zamiast tylko mnie słuchać i zastanawiać,się, jak wykorzystać to co mówię przeciwko mnie - sprecyzował.
- Wykorzystać przeciwko ciebie? - Udałem zdziwienie. - Nigdy bym o tym nie pomyślał. Poza tym moje życie jest nudne, jak flaki z olejem. Nie ma nawet zbytnio o czym opowiadać.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna to mówić - jego zachowanie było o wiele bardziej aroganckie.
- Możecie sobie wierzyć lub nie wierzyć w co chcecie - wzruszyłem ramionami. - Ale, jak powiem ci ostatnie wydarzenia z mojego życia to i tak nie uwierzy mi większość osób, więc co to za różnica.
- A we wciskanie kitu z nudnym życiem w twoim wykonaniu na pewno ktoś uwierzy? - ironia. Znowu ironia. Czy mówienie ironicznie nagle stało się modne, wśród ludzi, a raczej hm... Nie ludzi - wilków.
- Jedyna różnica między mną, a wami jest taka różnica, że ja korzystam z życia zamiast wmawiać sobie, że nie mogę, jak ty to robisz z Paraldą.
- Ach tak? Może po prostu my nie jesteśmy niczym nieodpowiedzialne szczeniaki, które myślą, że mogą sobie robić wszystko i nie dosięgną ich konsekwencje.
- Nie dosięgną konsekwencje? - Zdziwiłem się. - Myślisz, że ja tak myślę - omal się nie roześmiałem. - Liczę się z konsekwencjami o wiele lepiej niż wasza dwójka - zapewniłem go, chociaż wątpiłem, aby w to uwierzył. Właśnie część tych rzeczy robię ze względu na konsekwencje, jakie po tym nastąpią. W końcu to może być dosyć ciekawe.
- Szczeniacka gadka - stwierdził. Czekałem, aż powie coś w tym stylu.
- Której na pewno nie masz ochoty słuchać - powiedziałem. - Więc nie muszę ci o niczym opowiadać - uśmiechnąłem się. - Prawda?
Jego uważne spojrzenie miało w sobie coś w stylu "on to zaplanował, żeby o niczym nie opowiadać"? Ja? Zaplanować? Nie... Wcale, przecież takie zagrywki, żeby innych podpuszczać nie są w moim stylu, wcale...
Jedno było pewne. Z jego nastawieniem do mnie wątpliwe było, żebyśmy się dogadali. Na pewno byłem na jego liście wrogów, a jak dla mnie to on wciąż był na liście potencjalnych ofiar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz