Ulewa przemieniła się w deszczyk, aż w końcu całkowicie ustało. Spojrzałam w niebo na powoli rozsuwające się chmury przez które przedzierał się blask słońca, a wraz z tym powoli rozjaśniały mi się myśli, które były, jak chmury zwiastujące deszcz.
Podniosłam się z leżącej pozycji, aby usiąść, a następnie wyciągnęłam rękę w stronę mojego lwa, który cierpliwie czuwał nade mną przez ten cały czas wsłuchując się w moje myśli, ale nie starał się zbytnio nie interweniować w moje rozmyślania. Z moich ust rozległo się głośne westchnięcie, zawierające dotychczasowe zmęczenie. Puritas przejechał swoim aksamitnym językiem po mojej ręce, a ja powoli wstałam, aby rozprostować kości, jednocześnie posyłając mu subtelny uśmiech.
Zauważając powoli zbliżający się wieczór uznałam, że nadchodzi czas, aby pożegnać słońce, a zaprosić nad nieboskłon tarcze księżyca.
Takie małe drobiazgi z pozory nieistotne, jak te, które wypełniały moje codzienne życie, wciąż cieszyły moje oczy, które były w stanie zbudzić równie wielki zachwyt, jak wielka rzecz młodszym wilkom. Nie dojrzały jeszcze na tyle, aby zrozumieć, że w życiu ważna jest każda chwila i małe podarunki od losu, a nie tylko i wyłącznie heroiczne wyczyny poszczególnych osobników.
Mój wzrok opadł na pobliską skałę - najwyższy punkt na tym wzgórzu. Jej powierzchnia zdawała się być wyrzeźbiona, jakby na sam jej szczyt prowadziły schody. Pewnym krokiem ruszyłam na górę, wraz z dreptającym za mną Puritasem.
Odbyłam ten codzienny rytuał pożegnania słońca, jednocześnie witając księżyc. Mój wzrok padł na księżyc rozjaśniający niebo. Uznałam, że nadeszła idealna pora, aby powrócić na zielone tereny mojej watahy i udać się na spoczynek.
W jaskini podążyłam dotychczasowo nieuczęszczaną przeze mnie na co dzień częścią korytarzy. Świadczyła o tym powoli, aczkolwiek systematycznie zwiększająca się warstewka kurzu i innych pyłów, która nadawała ścianom matowy wygląd.
Pajęczyna korytarzy ciągnęła się chyba w nieskończoność. Niektóre były już dawno zapomniane, najciekawsze było to że za każdym razem jak wchodzę głębiej do "niezamieszkałej" części mojej jaskini jest inni rozkład korytarzy, to tak jakby po prostu się przemieszczały by zmylić potencjalnego przeciwnika.
Może coś tu jest o czym nie wiem? Możliwe, przecież tutaj kiedyś mieszkały różne wilki. Różne osobowości, charaktery no i na pewno pomysły co do ukrycia różnych rzeczy.
Po pewnym czasie doszłam do małej jaskini która kończyła, pewnie tylko wizualnie, korytarze., W rogu stały jakieś regały, podeszłam bliżej i zobaczyłam księgi które mówiąc szczerze widziałam pierwszy raz na oczy. Podeszłam i wzięłam jedną do ręki. Dmuchnęłam na okładkę a omany kurzu wniosła się ku górze, przez chwilę pole widzenia było znikome. Księga nie było zatytułowana przynajmniej na okładce. Postanowiłam ją wziąć a po pozostałe książki przyjść przy okazji.
Wróciłam do głównej lokalizacji jaskini, Puritas siedział przy legowisku czekając na mnie.
Położyłam się koło niego i zaczęłam czytać, jednak ta lektura szybko zmrużyła sen z powiek. Zmęczenie dało się we znaki. Odpłynęłam.
Obudziłam się wczesnym rankiem, bez problemu wstałam i wyszłam przed "mieszkanie". Mgła ciężko unosząca się na ziemią w oczach rozrzedzała się.
Z uśmiechem na ustach powitałam słońce i pożegnałam tarcze księżyca. Wróciłam do środka, przebrałam się w białą suknię a na to nałożyłam ciemnozielony płaszcz.
Zamierzałam się przejść.
- Idziesz kochany przyjacielu się przejść obudzić naszych pobratymców? - Zapytałam lwa który przeciągał swe ciało na wszystkie strony świata.
~ Oczywiście ~ Odpowiedział mi dostojny głos w głowie.
Uśmiechnęłam się.
Wyszliśmy z groty i zaczęliśmy przemierzać lasy, cicho pośpiewywałam i budziłam zwierzęta a tych co zwlekali ze wstaniem osobiście podchodziłam i go budziłam. Tak było z pewną sarną. Podeszłam do niej, dotknęłam głowy.,
- Kochanie wstawaj, śniadanie czeka.- Przy naszych nogach powstał solidny stóg siana i koniczyn. Zwierzę otworzyło oczy, zamrugało parę razy. Ukłoniło się i podeszło do jedzenie. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Zaczęłam się oddalać by kontynuować moją pracę.
Pod moimi nogami przypałętał się borsuk. Jako zwierze nocne zmykało do swojej nory by przeczekać dzień. Nagle stanął obrócił się w moją stronę i skinął na mnie łebkiem na znak pożegnania, skinęłam także.
Rozejrzałam się, takim oto sposobem zawędrowałam jakimś cudem do Ziem wilków wody. Cóż, jak budzisz wszystkich to wszystkich. Tutaj moja praca się nie zakończyła, niektóre zwierzęta i chyba w tej części krainy lubiły sobie solidnie pospać. Moja praca zakończyła się wczesnym popołudniem.
Postanowiłam jeszcze się przejść po terenach wody zanim wróciłam do siebie, a kawał drogi mam.
Przechodziłam koło pewnego zbiornika wody kiedy zauważyłam pływająca postać. Był to Alfa Wody - Ayato.
- Młodzieńcze, chodź do mnie. - Podpłynął do mnie po czym wyszedł z wody. - Witaj. - Zlustrowałam go wzrokiem. Jego źrenice były rozszerzone a skóra bladowa jakby matowa na dodatek.
- Witaj Initium. -Powiedział cicho i nutą nie swojego głosu. Złapałam go za przegub i niezadowolona zapytałam.
- Co brałeś i po co to bierzesz Ayato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz