piątek, 14 listopada 2014

(Wataha Mroku) od Kuro


Maya wydawała się co najmniej zawiedziona tym, że nie byłem zbytnio nastawiony na walkę. Przyznam też, że ja nie miałbym w sumie nic przeciwko, jeśli chodzi o walkę, ale nie zamierzałem też pokazywać Mayi, że będę jej tańczył, jak ona mi zagra i za każdym razem, jak będzie miała kaprys, żeby coś zrobić to będzie mnie mogła w tym wykorzystać.
- Poddajesz się? Tak od razu? - Zapytała z lekko wyzywającym tonem.
- Nie, oczywiście, że nie - odparłem spokojnie.
Jak miałem się poddać skoro nie zamierzałem wcale walczyć?
Maya obdarzyła mnie swoim zirytowanym spojrzeniem. Oczywiście, znałem jej źródło irytacji - była nim moja skromna osoba.
- Maya stój! - Shyine wyrwała się z rozkazem w stosunku do jej osoby. Niecodzienne z jej strony, aby przyjmowała swoją inicjatywę lub wydawała komukolwiek, z zwłaszcza Mayi rozkazy.
- Bo co? - Tym razem wyzywającej nuty nie dało się nie usłyszeć w jej głosie.
- Bo ten twój plan jest głupi i szalony? - Oznajmiła.
Chyba przez chwilę udało im się zapomnieć o mojej obecności. Plan... Jaki plan? I ciekawe co niby z tym ja miałem wspólnego, bo w to, że coś miałem to nie wątpiłem. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie Akkiemu, a on tylko nieznacznie wzruszył ramionami ze spojrzeniem "mnie się nie pytaj, co jej chodzi po głowie".
- Jaki plan? - Zainteresowałem się.
- Nie twoja sprawa - Maya wysyczała.
Powoli zdawała się tracić panowanie nad sobą. Ach, ten wpływ mojej obecności na wszystkich.
- Moja, skoro już o tym przy mnie mówicie - byłem pewien, że gdybym to ja przy niej wspomniał o czymś takim, to by chciała to poznać, więc czemu ja nie mogę chcieć według niej?
- Ta tajemnica pozostanie tajemnicą - powiedziała i znowu ruszyła przed siebie, a konkretniej w moim kierunku z zamiarami, które nie pozostawiały cienia wątpliwości dla uważnego obserwatora w postaci Akkiego, lub bezpośredniego uczestnika wydarzeń, czyli mnie.
Bez wątpienia chciała mnie zaatakować.
 - Czyżbyś nie słyszała? - Zauważyłem. - Nie zamierzam się bić - oznajmiłem.
- Maya odpuść - poprosiła ją Shy.
Usłyszałem szelest i chwilę później westchnięcie Akatsukiego. On też zdawał się to zauważać i może Shy... W przeciwieństwie do Mayi, która chwilowo była zbytnio wciągnięta w wymianę zdań. Ja ją raczej odrobinkę ignorowałem.
- Powinnaś jej posłuchać, powalczyć zawsze możemy później - dodałem.
- Zamknij się Kuro - krzyknęła. Teraz zdawała się też to zauważać, ponieważ jej wzrok podążył w kierunku krzaków zza których, lub raczej w których rozlegały się te tajemnicze szelesty.
Nie dało się nie zgadnąć co przebiegło przez myśli wszystkich (tak, włącznie ze mną) przez sekundę w głowie. "Niebezpieczeństwo". Niecałą (kolejną) sekundę za nią stała Shy.
Zza krzaków wyłoniła się postać. Nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej, raczej zdawała się wzbudzać sympatię, więc dlaczego miałem te złe przeczucia kiedy na niego patrzyłem? Nie potrafiłem tego zrozumieć, jednak miałem wrażenie, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Przykładem tego jestem ja. Większość osób, które mnie nie zna i spotyka po raz pierwszy zanim coś zrobię lub zdążę otworzyć buzię (a nie znam żadnego sposobu, który utrzymałby mnie skutecznie długo zamkniętym) to myśli, że jestem sympatyczną niewinną osobą, która nie ma zielonego pojęcia o okrucieństwie tego świata. Cóż, w praktyce jest trochę inaczej. To większość świata nie ma pojęcia o moich okrucieństwie.
- Ohh... nie przeszkadzajcie sobie. Chętnie pooglądam sobie waszą walkę. Jestem Nigel.- przywitał się.
Shy i Maya, wciąż stały w pozycjach bojowych, jednak zarówno ja i Akki nie daliśmy po sobie poznać co o nim sądzimy. Po prostu nadmierne okazywanie wrogiego nastawienia przeważnie nie podbija serc innych ludzi przy pierwszych spotkaniach.
- Akatsuki - powiedział krótko.
- Kuro - dodałem pod swoim adresem.
 Stłumiłem ziewnięcie, jednocześnie stwierdzając, że Maya nie patrzyła już na mnie bojowo... Raczej na tamtego... Jak mu było? Nie-coś tam? Niu...Nit... - Spróbowałem sobie przypomnieć. -  Aa... Nigela - w końcu trafiłem.
- Robi się gorąco - odpowiedziała, - mam złe przeczucia.
- Może Kuro i Akki go stąd wyrzucą - usłyszałem jej głos pełen nadziei.
Jednak Akki wcale nie zamierzał go tak wyganiać. Było nas dosyć mało, więc nawet jeśli było z nim coś nie tak to mogliśmy go utrzymać krótko na smyczy, aby nie było problemów, a nowe osoby przy tej liczebności, by się przydały. Czyste ocenianie potencjalnych zysków i strat wskazywało na to, że jednoznacznie przeważały zyski.
- Akki! - Zawołała go. W mojej głowie po raz kolejny pojawiło się to samo pytanie "od kiedy oni tak dobrze się dogadują?".
- Idźcie, dogoni was - powiedziała Maya.
Odeszliśmy dalej, a ja doprowadziłem do granicy watahy Mroku, a następnie do jaskini.
- Rób sobie co chcesz - powiedziałem. - Ale wiedz, że jeśli spróbujesz coś wywinąć to nie obędzie się bez konsekwencji - zapewniłem z miną aniołka. - A zapewniam ciebie, że nie chcesz ich poznać^^. Także wiesz... Radzę dwa razy pomyśleć, zanim cokolwiek zrobisz.
Wyszedłem bez słowa pożegnania kierując się z powrotem do Ognia. Myślałem, żeby odwiedzić Arve, ale to może, jak się prześpię... W końcu ostatniej nocki miałem ciekawsze zajęcia z Ayato i Heyou niż spanie.
Spojrzałem w górę na drzewa i wybrałem jedno, które wydawało się w miarę wygodne i stabilne.
___________________________________________________________________________
Opowiadanko miało być już wczoraj, ale siła wyższa mi zabrała mi laptopa, a ja nawet nie miałam siły o niego walczyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz