środa, 12 listopada 2014

(Wataha Powietrza) Od Heyou

Gdy Ayato odszedł ja wstałem i odchrząknąłem głośno, co miało oznaczać, że wszyscy mają ładnie ujmując, wynosić się z tego o to miejsca. Wszyscy z automatu wstali i odeszli tam gdzie obecnie mieszkali. Ja za to znudzony przygotowywałem się mentalnie na rozmowę o tym wszystkim. Nagle liście zaszeleściły, a z nich wyszła urocza istotka na, którą czekałem.
- To dzisiaj. - Podeszła do mnie.
- Dzisiaj, ale to twój wybór. - Spojrzałem na nią chłodno, bo wiedziałam co mogę zaraz usłyszeć.
- Heyou.... Ja chyba znalazłam tu swoje miejsce. - Mruknęła.
W jej głosie dało się wyczuć dużo emocji, takich jak strach, czy smutek. Było to naturalne u niej, ale i tak wzbudziła we mnie współczucie. W końcu boi się ludzi, ufa tylko mi. To trudne kiedy nagle musi zmienić swój tryb życia.
- Jak chcesz. Wiesz na co się narażasz. - Odparłem.
- Heyou... Ja... Ja Ciebie nie stracę przez tą decyzję, prawda? - Po jej oczach pomknęły łzy, a ciało zaczęło się trząść.
Nade wszystko ona stała jak laleczka, jej twarz nie wskazywała na to co czuje, tylko oczy połyskiwały jej uczuciami.
- Nie, nie powinnaś mnie przez to stracić. Obiecałem Cię bronić. - Odpowiedziałem ze szczyptą zdziwienia.
- Nie o to chodzi, chodzi o to, że nie pozwolisz sobie odejść z tego świata. - Nadal czekała na odpowiedź.
Wiedziałem, że nie mogę dać jej jednoznacznej odpowiedzi, ale wiedziałem też, że nie mogę być brutalny.
- Wiesz dobrze, że nie mogę Cię zapewnić o mojej śmiertelności. Mogę tylko obiecać, że będę Cię bronić.- Powoli mój czas rozpusty się kończył.
- Przepraszam. - Odparła i padła delikatnie na ziemię.
- Nie rozklejaj się, tylko zbierz się w sobie. - Mruknąłem i kucnąłem na przeciwko niej.
- Kryje te emocje jak tylko mogę. - Zaszlochała.
- Wiem, ale musisz się postarać bardziej. Mogę Cię wspomóc tylko słownie.- Przypomniałem jej.
- Wiem, to głupie, że jestem taką łamagą. - Uśmiechnęła się najsmutniejszym jak dotąd uśmiechem.
- Nie jesteś tak na prawdę łamagą. Boisz się swojej siły. - Znowu zacząłem rozdrapywać stare rany.
- To nie tak. - Wzdrygnęła się.
- Wiem, nie powinienem tego mówić. - Westchnąłem głośno.
Chwile posiedzieliśmy w ciszy. Po jej policzkach powoli przestawały płynąć łzy,a  ciało przestawało szaleć. Siedziała tak patrząc się w glebę i prawdopodobnie rozmyślając nad  wszystkim, co przyprawiało mnie o nie zbyt dobry humor. Przy niej uśmiech gościł rzadziej na mojej twarzy, za to umiejętności rosły, a pokora jeszcze bardziej. Nikt nie wiedział kim ona tak naprawdę jest,a  raczej była i co przeżyła. Chociaż może ktoś się domyśla co się kiedyś działo z przeszłością Sylyfów.  Chociaż Paralda miała szczęście, bo mogła się lepiej schronić i czuć od niej wilka, a nie Sylyfa, co zadziwia nawet mnie. Jest nie tylko wyjątkowa pod względem krwi, czy bagażu przeszłości, ale także przez swój charakter. Nawet dla mnie jest ogromną tajemnicą. Wiele tajemnic pewnie jeszcze w sobie skrywa. Dla mnie jest tajemnicza jej moc, bo nigdy jej nie widziałem. Jej skrzydeł także nigdy nie widziałem... Z rozmyśleń wyrwało mnie gdy dziewczyna jakby nigdy nic wstała i zamachnęła włosami delikatnie.
- Chodźmy. - Powiedziała kierując się nad jeziorko.
Gdy tam doszliśmy to przykucnęła przy wodzie i zamoczyła dłonie. Nabrała trochę wody i oczyściła twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz