Kiedy wróciłem do jaskini nie było w niej zupełnie nikogo. Nawet Rokita gdzieś się schował i najpewniej śpi. Wszedłem szybko do swoich komnat i mój wzrok padł na biurko. Ciągle był na nim rozsypany vicodin.
Nim zorientowałem się co znów robię, popijałem już kilka tabletek. Jak w transie szybko zgarnąłem resztę do pudełeczka i wrzuciłem do szuflady. Szybko zrzuciłem wszystkie ciuchy i poszedłem pod lodowaty prysznic, aby zachować jako taką równowagę.
Ubrany w świeże, czarne cuchy wyszedłem na chłodne, wieczorne powietrze. Zeskanowałem przestrzeń i wyczułem dziwne zakłócenia w watasze Powietrza. To co poczułem z pewnością nie pochodziło od ludzi ani od wilków... Chwilka. Kiedyś już się z tym spotkałem. Towarzysz Dziewczyny - Ducha. Sylyf.
Musiało być ich tam więcej.
Zaciekawiony pobiegłem w tamtą stronę w wilczej formie. Jest szybsza jeśli chodzi o dystans od człowieczej. Niedaleko od jaskini Paraldy usłyszałem szelesty. Chwilowo ukryłem całkowicie swoją obecność i zmieniając wygląd podszedłem bliżej.
- To może teraz zapytam o Paraldę. Kim tak na prawdę jest dla Ciebie.? - Usłyszałem głos Kuro.
- Kim.? Hmmmm, kimś kogo ochraniam. - Odpowiedział wymijająco Heyou.
- A czemu ją chronisz.? - Naciskał dalej basior Mroku.
Czas przerwać im tą zabawę. Odsłoniłem swoją energię duchową, wzmacniając pierwszy impuls tak, aby największy przygłup to poczuł.
Obaj starali się ukryć fakt wyczucia kogoś obok, niestety niekoniecznie im to wyszło. Idioci.
Przykleiłem na usta parodię uśmiechu i wyszedłem na polankę obok groty.
Obaj spojrzeli na mnie przenikliwie. Pierwszy odezwał się Sylyf.
- Witamy w naszym skromnym gronie, może się czegoś napijesz.? - Zgasił papierosa o stół.
Omiotłem wzrokiem spojrzenie. Wszędzie upici praktycznie do nieprzytomności żeńscy i męscy przedstawiciele towarzysza Alfy Powietrza.
- A czym mnie uraczycie.? - Spytałem obojętnie.
- Crown Royal Black, na specjalne okazje. - Odparł i sięgnął do kieszeni.
Wyciągnął paczkę fajek i skierował w moją stronę. Pokazujemy pazurki, co.?
Skierowałem wzrok na przedmiot w jego rękach. Cherry Flavour. Wiśnie, hę.? Tego nie da się odmówić.
Jedynie co od czasu do czasu palę to wiśniowe. Przypadek.?
Z błyskiem w oku wziąłem jednego i przyjąłem zapalniczkę.
Chłopak także wyciągnął sobie jednego i zapalił. Pomachał paczuszką w stronę Kuro, lecz ten odmówił ciągle patrząc na mnie z pewną rezerwą. Odsunąłem nogą jakiegoś gościa uwalonego koło stołu i usiadłem.
- Czyli tak jak myślałem tylko udajesz świętoszkowatego w towarzystwie, co.? - Spytałem przymrużając oczy i pławiąc się w tytoniowo wiśniowym zapachu. - Jednak mamy różki.
- To samo tyczy się Ciebie. Zawsze tajemniczy i niepozorny. Trzymasz się na uboczu. Czemu.? - Zapytał Heyou.
- Po co odkrywać od razu wszystkie karty.? Lubię taki styl życia. - Mruknąłem.
Sylyf postawił na stole butelkę z whisky i szklaneczki. Nalał bursztynowego płynu do każdej z nich.
- Nie chcesz się pokazać.? - Wtrącił Kuro.
- Wolę raczej pozostać biernym graczem. - Znów przymknąłem oczy i wciągnąłem do płuc dym.
- Mimo to ciągnie Cie do Arwe. - Zauważył.
Wyprostowałem się i spojrzałem na niego uważnie.
- Nie powinno Cię to obchodzić.
Uśmiechnął się wrednie.
- Ale jednak obchodzi. Heyou. Może skombinujesz jeszcze kilka osób. Oczywiście płci żeńskiej. - Zwrócił się do chłopaka.
- Nie ma sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz