wtorek, 4 listopada 2014

(Wataha Ziemi) od Initium

     Ciemność, ciemność. Światłość.
  Obudziłam się, przy mnie siedział Puritas który patrzył swoimi wielkimi oczami gdzieś w dal. Czując że zaczynam się ruszac jego przeszywający wzrok padł na mnie by po chwili złagodnieć. Słabą jeszcze ręką pogłaskałam wielkiego kota po grzywie.
- Witaj słońce. Mam nadzieję że nie leżałam długo tutaj bo kto powita słońce, księzyc. - Puritas zirytowany machnął ochonemm.
~ Pomyśl czasem o sobie. - Powiedział lew w mych myślach.
Prychnęłam i z trudem wstałam. Kuśtykając wyszłam przed jaskinie. Zrobiłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam powietrze. Tak jakby w klatce piersiowej rozniósł sie mały kłujący ból, zignorowałam to i odwróciłam do Puritasa który wyszedł własnie z groty.
- Chodź na spacer. - Nie przechodząc jakieś ogromnej odległości "przywołał" mnie Nairen, a raczej prosił mnie o jakby pomoc.
Pomoc w czym? Miałam iść do Shy która spała niedaleko mojej granicy. Po chwili tam się znalazłam oraz wiedziałam czemu tutaj ta dziewuszka ( xDDD ) spała a nie u siebie. Obudziła się.
- Znowu ją zawiodłam, znowu poniosłam klęskę i nie wykonałam swojego zadania- Powiedziała do siebie.
- To nie jest twoje zadanie- Odpowiedziałam do niej głaszcząc Puritasa.- Nie mogłaś nic zrobić ani znaleźć bo to nie jest twoja rola - Dodałam słysząc jej myśli w podświadomości.
- Ale skąd wiesz? - Zapytała zaciekawiona.
- Po prostu wiem - Odparłam i odwróciłam się na pięcie z nuta uśmiechu. Zaczęłam się oddalać nie patrząc za siebie. Nie powinnam się wtrącać w sprawy Shy i Mayi w pewnym sensie.
Puritas stąpał miękko obok mnie z wywieszonym jęzorem. Tak, teraz to wyglądał jak słodki piesek a nie jak król sawanny.
Nasza wędrówka zaczęła idąc torem nie nizinnych obszarów ale zaczęliśmy się wspinać po łagodnym wzgórzu które koniec końców szczyt ów rozciągał się ponad lasem.
Będąc już na górze usiadłam na trawie. Spoglądałam na las który rozciągał się hen aż po horyzont niby duży zielony dywan z gdzieniegdzie wystawiającymi dziurami typu polany lub ważniejsze miejsca na krainie.
       Westchnęłam się położyłam na plecy, ogarnął mnie dziwny nastrój. Koło mnie rozciągnął się Puritas. Nie musiałam spoglądać na lwa by wiedzieć że patrzy na mnie swoim smutnym wzrokiem.
Czy Matka Natury może mieć przejawy depresji?
Czy Matka Natura może mieć myśli samobójcze?
Co by było gdyby jej zabrakło? Zapewne nic, uprzedzając tylko powierzenie swojej mocy oraz talizmanu  komuś innemu.
Czy ktokolwiek by o takiej "starej, zadufanej i nudnej staruszce" pamiętał?
Czy Matka Natura może pragnąc tej prawdziwej miłości?
Czy może odczuwać samotność?
Przecież tyle czasu, od samego początku była sama, prócz swojego obrońcy przy boku, ale przecież ona "tworzyła" życie. To było jakby zaprzeczenie samotności.
Samotność nie powinna doskwierać ale stwierdzenie "nie powinna" a "nie może" jest całkowicie różne.
       Patrząc na niebo, moje myśli galopowały niczym tabun dzikich mustangów i były takie pokręcone niczym kłębek wełny. Czułam że, wilki które tutaj osiadłe zaczęły się integrować.
 Pierwsze początki miłości, zazdrości, pierwsze kłótnie, bójki, śmiechy. Życie już idzie swoim torem.
      A ja? Stoję w miejscu. Stoję na uboczu, pominięta.
    Matka Natura nie może przecież czuć tej prawdziwej miłości do jednej osoby prawda?
Matka Natura kocha wszystkich, miłością do bliźnich. Jak matka kocha swoje dzieci.
  Zabawne jest to że niby jestem zdolna do miłości, mam uczucia, emocje ale jednocześnie tak nie jest. Jestem barwną skorupą z pustym środkiem?  Jestem wszystkim a zarazem niczym.
No jak to jest wreszcie? To skomplikowane.
Miłość jest skomplikowana.
Samotność jest bolesna.
Ale co lepsze?
I jak patrzysz? Punkt widzenia określa się od punktu siedzenia. A jak ja siedzę? Nie, nie siedzę - leże.
Jestem sama. Zostanę sama do końca świata, tak to jest. Matka Natura nie powinna kochać, kochać z pożądaniem. Będę patrzeć jak inni zakładają rodziny a ja będę zabierać dusze z tego świata i dawać nowe.
                                    Miłość jest ślepa. Dlatego oczy otwiera nam samotność.
To przykra prawda ale czy do końca? Po za tym... O czym ja w ogóle myślę? Nie powinnam przecież ale chyba coś we mnie pękło.
Przez te wszystkie miliardy lat powstawały tylko ryski, małe pęknięcia...
  Niebo zachmurzyło się a z niego zaczął spadać rzęsisty deszcz.
Krople padały na moją twarz mieszając się z moimi łzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz