- Chodźmy, proszę. - Powiedziała cichutko Paralda.
- Dobrze. - Nie byłem zbytnio zachwycony... no ale jej głos sprawił że nie potrafiłem się sprzeciwić.
Po jakiś dziesięciu(a może pięciu?) minutach drogi w kojącej mój umysł ciszy...
- Damp... - Wzdrygnąłem się nieznacznie. - Przepraszam za te maślane oczy, ale powiedzmy, że Heyou nie ma
dziś najlepszego dnia. Myślisz, że dałbyś radę mnie przenocować?
Serce podeszło mi do gardła z nerwów, co mnie znacznie ożywiło i odesłało chęć snu w zapomnienie.
- Ja... Nie... To znaczy, nie wiem czy to dobry pomysł. - Odruchowo wykonałem jeden z wielu swoich tików nerwowych.
- Ayato chyba szybko nie wróci, jest z Heyou i Kuro. - Oznajmiła.
- Czemu chcesz akurat spać u mnie? - To pytanie dręczyło mnie i wierciło mi dziurę w głowie, czemu nie u... Arwe?
Znam ją na tyle dobrze że mogę stwierdzić iż się nie zagryzą na śmierć... a może jednak... lepiej nie ryzykować.
- Boję się spać pod niebem sama, poza tym nie mam gdzie pójść. - Odpowiedziała szybko.
A może ona nie lubi Chochlika? Któż to wie... nie zdziwiłbym się jeśliby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe, ale nie zdziwiłbym się też jakby okazały się fałszem.
- No tak, w sumie to oczywiste. W końcu zawsze masz ochronę. - PFFU! Aeee.. nie, stop. Czy ja coś źle powiedziałem? Chyba pominąłem jakiś fakt... a zresztą, mniejsza.
- To mogłabym? - Spojrzała na mnie błagalnie
- No dobrze. - Mruknąłem.
Ukłoniła się nisko. Czy ona wszystkim się kłania? To trochę... pesząco-irytujące.
- Nie, nie. - Gestykulowałem aby przestała robić cyrk.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - Rzuciła szybko.
- Nie. To znaczy, okej. Nie, no wyprostuj się. - Starałem się układać logicznie zdania, tak aby przy okazji część mojego zażenowania upłynęły wraz ze słowami, udało się? Nie.
Przestała w końcu... zamieniłem się w wilka i nie zwracając już na nią uwagę podążyłem w stronę mojego pokoju. Raczej starałem się nią nie przejmować, no ale jak? Sumienie mnie gryzło jak widziałem ją jak wykonywała wręcz samobójcze upadki. Przewrócić się każdy może.. no ale uderzyć w drzewo? Wilk który uderzył głową w drzewo... epickie... na szczęście dotarła do obszernej groty cała... chyba. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Bez większych komplikacji odnalazłem swój pokój(dobra, zmyślam, ale cichooo. Nikt się nie skapnie) po czym gdy wszedłem do niego oślepił mnie blask rośliny która pięła się pod sufitem. Normalnie - obudziłaby we mnie falę irytacji i chęci jej wyrzucenia, tak jak biurka(które wciąż stało przed pokojem, a ja w tych egipskich ciemnościach nadziałem się na jego kant), lecz teraz - była wręcz zbawieniem.
- Dobranoc. Jakby co będę jakieś dziesięć metrów przed drzwiami. - Rzuciłem i szybko wyszedłem z pomieszczenia.
Nie zważając już na nic, zgarnąłem wszystko co było na blacie mebla i się na nim wygodnie ulokowałem. Zmęczenie szybko zamknęło moje oczy i pogrążyło mnie w głębokim śnie...
- Szamanie...? - Do mojej podświadomości dotarł jakiś dziewczęcy głos.
- Paralda, co znów? - Ziewnąłem głośnio, rozciągając się na biurku, a po chwili otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę źródła dźwięku.
Panowała ciemność, więc widziałem tylko zarys twarzy.
- Jak długo spałem? - Mówiłem pohamowując kolejne ziewnięcie i układając się znów do kontynuowania snu.
- Paralda? Co ci wpadło do głowy że jestem Paralda? - Głos był poirytowany, a ja zdezorientowany. Czyżby to była Arwe? Wolne żarty... co ona znów tu by niby robiła?
Po chwili dłoń dziewczyny zapłonęła ogniem, którego blask rozświetlił jej twarz, drażniąc przy okazji moje zmęczone oczy.
- ARWE? - Spytałem o rzecz oczywistą pół szeptem, pół normalnym głosem.
- Czemu niby miałabym być Paraldą? - Powtórzyła.
- Co ty tu robisz? - Rozglądnąłem się po ciemnej grocie, nie dostrzegłem nikogo.
- Musiałam wrócić gdyż uświadomiłam sobie iż źle zrobiłam zostawiając upominek Ayato. - Tu drugą ręką pomachała delikatnie jakimś woreczkiem... pachniał lawendą. - Widząc iż nie ma Alfy, a ty leżysz na biurku stwierdziłam iż coś tu jest nie tak.
- Paralda poprosiła mnie o przenocowanie jej. - Tłumaczyłem.
- Nie mogłeś wejść do jakiegoś innego pokoju? Tyle ich tu jest. - Podniosła jedną brew w zdziwieniu.
Przymknąłem jedno oko chcąc jakkolwiek ochronić je przed emitowanym światłem od ognia.
- Nie wpadłem na to. - Rzuciłem po czym odwróciłem się na drugi bok, tak że mogła najwyżej teraz mówić do moich pleców.
- A czemu nie przyprowadziłeś ją do mnie? Ja mogłabym ją też przenocować. - Obeszła biurko dookoła i znów mnie raziła po oczach swą płonącą ręką.
- Po pierwsze mów ciszej, po drugie zgaś słońce, po trzecie bałem się że się pogryziecie, gdyż nic nie wspominała o tym że cię zna. - Jęknąłem zasłaniając twarz rękoma.
Tak naprawdę nie wytrzymałbym psychicznie drogi do watahy Ognia z Paraldą... w sensie, spaliłbym się żywcem. Ona chyba z premedytacją mnie onieśmiela... a może po prostu ja to tak strasznie wyolbrzymiam? Może ona stara się być miła? Liczą się chęci... nawet te w najgorszym wykonaniu... są bywają wyjątki od reguły... no ale raczej Nieśmiałka do nich nie należy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz