poniedziałek, 10 listopada 2014

(Wataha Ognia) Od Arwe

Strzał w mojej głowie. „Idiotka”, pomyślałam tylko i zahamowałam ostro. Co mi odbiło, żeby taka pierdołę zostawiać u NIEGO? Zupełnie jak ostatnia zakochana smarkula…Pff…Powiedziałam TO, tak?...
Ruszyłam pędem w stronę Watahy Wody kolejny raz. Tym razem biegłam w postaci wilka, zdecydowanie szybszy sposób przemieszczania…szczególnie, że miałam ogromna nadzieję, że Ayato jeszcze się nie pojawił u siebie…i tak w ogóle. Gdzie on się podziewał? Za dużo myśli, za dużo rozbieganych emocji, za dużo wszystkiego.
Zatrzymałam się znowu przed samym wejściem. Kolejny raz zastałam ciszę i mrok, była to teoretycznie dobra wieść, bo prawdopodobnie Alfa jeszcze nie wrócił…gdziekolwiek był. Cicho weszłam do środka, nie niepokojona przez nic i nikogo. Bezbłędnie trafiłam do jego pokoju. Westchnęłam cicho, bo zapach lawendy i tak rozszedł się po pomieszczeniu. Podeszłam na łóżku z zamiarem wyciągnięcia schowanego woreczka, ale na poduszce spał Rokita.
- Wybacz Przystojniaku za pobudkę, ale muszę to jednak zabrać – sięgnęłam delikatnie pod poduszkę, a tymczasem kocur, jakby niezadowolony z mojego wyboru, przysłonił łapkami moją dłoń. – Ej…naprawdę musze to zabrać, chcesz, żebym jeszcze bardziej się paliła ze wstydu przy nim? – kot fukną tylko, ale przesunął się na bok i ułożył do snu. Podrapałam go kolejny dziś raz za uchem i wyszłam.
Mój wzrok na tyle przyzwyczaił się do ciemności, że przechodząc dalej korytarzem, dostrzegłam „obiekt”, który teoretycznie znajdował się przed pokojem Dampa. Teoretycznie…bo nie przypominam sobie, by cos takiego się tu znajdowało? A może nie zwróciłam uwagi?
Zbliżyłam się cicho i powoli kształt ułożył się…w biurko, na którym spał ..Damp? eeee? O co chodziło? Zostawiłam go w towarzystwie Paraldy, więc co się teraz działo? Zdusiłam śmiech, bo właśnie w tym momencie przewrócił się na drugi bok, przodem do mnie. Trzeba dodać, że leżał w tym momencie na samym skraju i wystarczył jeden nieważny ruch, by wylądował na ziemi. W sumie kusiło mnie, żeby mu w tym pomóc, ale cichutki głosik podpowiedział, że lepiej nie robić żadnych większych hałasów.
Kucnęłam, by mieć swoją głowę, na wysokości jego twarzy. Kilka pasm włosów opadało na oko. Nie myliłam się co do swojej pierwotnej oceny. Rzeczywiście był z niego przystojny jegomość…ale nie powiedziałabym mu tego wprost, bo wprawiłabym go w zakłopotanie.
- Szamanie…? – nie mówiłam zbyt głośno, dodatkowo powstrzymałam się od szturchnięcia go w ramię, powodując tym samym upadek.
- Paralda, co znów? – eeee? że kto? Ja? Paralda? Damp w tym czasie ziewnął i przewrócił się na plecy, unikając tym samym groźby upadku – Jak długo spałem? –kolejny przewrót i znowu znalazł się na krawędzi. Nie wiedziałam, czy mam się z niego śmiać, czy irytować ze względu na pomyłkę.
- Paralda? Co ci wpadło do głowy że jestem Paralda? – powoli złączyłam fakty. Czyli tutaj nocowała Parlada? Myslałam, że może trafią do mnie…a tu takie zaskoczenie. Zdusiłam chęć śmiechu, ale należało dodać trochę więcej światła do tego tematu….Moja dłoń zapłonęła, tym samym rozświetlając mroki pomieszczenia.
- Arwe? – zdusiłam śmiech, bo głos szamana wyraźnie napiętnowany był zaskoczeniem. A niby kim miałam być? No no no…Dampiku..ktoś tutaj pokazuje swoją bardziej niegrzeczną stronę? I nocujesz u siebie dziewczynę? Znowu ukryłam uśmiech.
- Czemu niby miałabym być Paraldą? – próbowałam mieć poważny głos, ale nie wiem jak mi to wychodziło, ale zdezorientowany szaman chyba nadal senny nie zwracał uwagi na taką pierdołę, jak mimika mojej twarzy. W międzyczasie wytłumaczyłam lakonicznie cel mojej wizyty, by znowu podążyć poprzedni temat. Może nieco niejasno, ale wyjaśnił o co chodziło. Nadal dziwiłam się, czemu nie wpadł na to by przyprowadzić Paraldę do mnie…może nieco nagle ich wtedy zostawiłam, ale przewidywałam, że prędzej czy później trafią do Watahy Ognia.
- Po pierwsze mów ciszej, po drugie zgaś słońce, po trzecie bałem się że się pogryziecie, gdyż nic nie wspominała o tym że cię zna. – no wiecie co? Czemu miałabym się gryźć z kimkolwiek? Ja wiem, że potrafię być upierdliwa, ale w przypadku Paraldy, jako chyba starałam się być grzeczna prawda? Szczególnie, że chyba ją polubiłam.
Damp za to znowu kilka razy przewracał się na boki, coraz bardziej zbliżając się do krawędzi. Stłumiłam chichot i przesunęłam się lekko do tyłu, akurat w momencie, gdy zsunął się z biurka z cichym jękiem. Nie było wysoko, ale też nie byłabym zadowolona z takiego obrotu sprawy. Przygasiłam nieco płomień na tyle, by jednak móc cokolwiek wiedzieć. Kucnęłam obok wstającego już szamana.
- Normalnie z Ciebie masochista…- rzuciłam już z pełnym uśmiechem – więc, żeby Ci jeszcze bardziej uprzyjemnić życie…- zawiesiłam głos na widok skrzywionej miny  Dampa, by zakończyć zdanie, wolno wypowiadającą kolejne słowa – ja też zostanę tu na noc.
- CO? NIE! – powiedział to nieco głośniej niż wcześniej, więc „pogroziłam” mu palcami by nieco się uciszył, jeśli nie chcieliśmy obudzić Paraldy. – I Ty Arwe przeciwko mnie? – możliwe, że jego aktualna mina była mieszanką irytacji, złości, zakłopotania…i zrezygnowania, bo wiedział, że zdania nie zmienię. No chyba, że miał zamiar mnie siłą wyrzucić? W co wątpiłam. Klepnęłam go lekko w ramię.
- Nie martw się…nie będę Ci się pchała do pokoju – powiedziałam pocieszająco – jak już wspominałam, jest tu tyle pomieszczeń, że sobie coś znajdę…albo przekimam się przy gorącym źródle… - z każdym moim słowem, mina szaman się zmieniała – chciałam i tak jeszcze Cię zapytać…o TAMTĄ sprawę.
Damp westchną cicho. Niepewność zniknęła z jego twarzy.
- Nie było go tam…ale i był. To znaczy…- zawahała się przy doborze słów, chyba chcąc łopatologicznie wytłumaczyć takiemu laikowi jak ja, o co dokładnie chodziło. – Nie było go w formie, która by świadczyła, że…odszedł z naszego świata. – znowu się zawahał, chyba jednak ze względu na…troskę? Nie wiem. Szaman kontynuował nadal. – jednak ktoś pojawił się…by wspomóc mnie w zastałych wtedy komplikacjach. Wspominał o Tobie…więc stawiam, że był to ten ktoś, kogo poszukujesz…Rain.
Do tej pory wstrzymywałam chyba oddech, bo gwałtownie wypuściłam powietrze. Czyli…ON wciąż gdzieś TAM był?! Usiadłam na ziemi. Lekko kręciło mi się w głowie, a skóra na plecach zapiekła ostro. Oddychałam teraz szybko, ale otrząsnęłam się ignorując ból. Damp przyglądał mi się uważnie, znowu używając „tego” spojrzenia, które mogłoby wywiercić mi w duszy dziurę. Na ustach wykwitł mi standardowy uśmiech. Może nieco krzywy, ale zawsze.
- Przestań tak patrzeć, bo zaraz będziesz miał większy kłopot – tym razem uśmiechnęłam się szczerze. Damp wstał i podał mi nieco niepewnie rękę, bym i ja się podniosła.
- Większy kłopot…mówisz… - cofnął się  krok.
- Tak…musisz przetrwać „to” – i w tym momencie złapałam go za rękę i się zwyczajnie do niego przytuliłam. Szaman najpierw cały się spiął, bo po chwili jednak rozluźnić się i ręką poklepać mnie po plecach, chyba nie rozumiejąc dlaczego to zrobiłam. A czemu to zrobiłam? Po prostu byłam mu wdzięczna. Pierwszy raz od bardzo dawno usłyszałam coś, co napełniło mnie nikła nadzieją. Rain mógł żyć…gdziekolwiek był. Damp także należał do raczej wysokich osób, więc głowę opierałam o jego pierś. Przymknęłam oczy i nadal uśmiechnięta odsunęłam się.
- Dziękuję – spojrzałam mu w twarz, a jego mina znowu była dziwną mieszanką emocji. Powoli jednak i on się uśmiechnął – teraz możesz iść spać, choć proponuję jakiś inny pokój po prostu. Ja się zdrzemnę przy gorącym źródle…niestety jestem „uzależniona” od ciepła – znowu się zaśmiałam i już nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam we wspomniane miejsce.
Tak, ciepło teraz było mi wybitnie potrzebne. Znalazłam sobie niedużą wnękę tuż przy wodzie, skuliłam się tak, by gorąco z niego bijące ogrzewało mi plecy. I powoli zapadałam w sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz