Miałem wrażenie, że kogoś mi przypominał, jednak nie mogłem skojarzyć
kto by do niego pasował, a jednak... Było w nim coś znajomego. Coś...
Co kazało mi być ostrożnym w jego przypadku.
- Mrok, prawda? - Mruknął pod nosem.
- Dokładniej Asasyn - sprecyzowałem, nie żeby miało to znaczenie, ale jaki jest sens to ukrywać?
- To zabawię trochę u was - wyszczerzył zęby.
Dosyć
szybko podjął tą decyzję. Być może myślał już o przerwie od jakiegoś
czasu. W końcu każdy prędzej czy później ma ochotę na małą przerwę w
podróży.
- Domyślam się - stwierdziłem. Lekko zrezygnowanym tonem,
ponieważ zaczynałem się poddawać w odgadnięciu kto jest do niego
podobny.
...79...80...81...82... Trzask gałęzi i po chwilę później
runęła w dół. Czekałem, aż jej właściciel podąży jej śladem. Przyznam,
że taki widok sprawiłby mi niejaką przyjemność, aczkolwiek wątpiłem, aby
tak się stało.
Kogo on mi przypominał...?
- Mówiłem - mruknąłem.
Zniknął. Hmm... Może to by wyjaśniało, jak się tutaj dostał bezgłośnie.
Sekundę później pojawił się na moich kolanach.
- ZŁAŹ! - Zareagowałem odruchowo.
Nie lubiłem, jak coś szło nie po mojej myśli.
- Hehe - zaśmiał się i po chwili siedział na wyższej gałęzi beztrosko machając swoimi nogami tuż nad moją głową.
Kogo
on mi do cholery przypomina?! - Zirytowałem się. To znajome wrażenie
było tak przytłaczające. W dodatku jego osoba działała na mnie
dziwnie... Znajomo irytująco.
Wybuchł śmiechem. Taaa... Jak widać doskonale się bawił. Hmmm...
- Wiem! - Wykrzyknąłem podekscytowany.
ZNAŁEM ODPOWIEDŹ na to pytanie. Była tylko jedna, jedyna osoba, którą znałem i która działała na innych w podobny spokój.
Zamilkł lekko zaskoczony. Teraz to ja się uśmiechnąłem, a po chwili wybuchłem śmiechem.
Przyjrzał się mi.
- Wiem kogo mi przypominasz... - Przyjrzałem mu się.
- Kogo? - Zainteresował się.
Spojrzałem na niego. Zastanawiałem się czy mu o tym powiedzieć. A może lepiej nie? Przecież jestem pewien, że sam to odkryje.
-
Hmmm... - Przyjrzałem mu się. - Myślę, że sam jesteś w stanie się
domyślić. Poza tym... Nie jest ciekawiej, jak pewne rzeczy sam
odkryjesz? Chyba nawet tobie nie powinno zająć to zbyt długo
czasu... - Zabrzmiało to nieco, jak wyzwanie. Myślę, że w ciągu... 5 dni
byłbyś w stanie odgadnąć - posłałem mu nieco wyzywające spojrzenie.
3 dni... Nie wątpiłem, że przesadziłem (i to nawet bardzo), ale teraz raczej mi nie odmówi.
- Myślę, że wystarczą trzy dni - odparł. - To i tak będzie dużo.
- Jak chcesz - powiedziałem.
Zeskoczyłem z drzewa.
- W każdym razie ja mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc muszę już iść.
Odszedłem poza jego pole widzenia znikając wśród drzew.
Oczywiście.
Było to zwykłe kłamstwo. Po prostu nie miałem ochoty na ułatwianie mu
tego zakładu. Niech sam się trochę wysili. Chociaż może... Nie do końca
kłamstwo.
Aachh... - Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. -
Zapomniałem o tym, że w sumie o nic się nie założyliśmy, a szkoda...
Byłoby ciekawiej - pomyślałem nieco rozczarowany.
Była jedna rzecz
na którą do tej pory nie zwracałem uwagi. To nieregularne rozłożenie
aury. Nic niepokojącego, jednak na pewno nie należało to do normy, a
zauważyłem to tylko dlatego, że byłem to już od kilku dni. Dla
większości innych wilków, które były tutaj po raz pierwszy pewnie nie
miało to zbyt dużego znaczenia. W końcu tak jak wcześniej nic szczególnie nie odchodziło od normy.
Westchnąłem.
Cokolwiek, by to nie było chyba wypadałoby się tym zająć.
Chwilę później natrafiłem na demona. Niby nic dziwnego, ale w Ogniu?
Rozumiem, w Mroku u nas to nie jest dziwny widok i już parę widziałem,
chociaż nie były zbytnio chętne do walki :c, ale jak do tej pory to
raczej unikały tych terenów.
Teraz już miałem pewność, że coś jest nie tak.
Spojrzałem
niechętnie na bestię. Kilkadziesiąt kilogramów nienawiści, mocy i
czegoś co jest na pewno obrzydliwe przeniesione z innego wymiaru.
Przyznam, że te widoki nie należały do najpiękniejszych. Może po drugiej
stronie są jakieś salony piękności? Jeśli tak to temu stanowczo
przydałaby się wizyta w jednym, ponieważ nawet wilki potrafiłyby zwrócić
obiad na widok czegoś takiego. Pewnie niejedna osoba cieszyłaby się na moim miejscu, że nic nie jadła.
Skrzywiłem się.
Naprawdę nie mieli czegoś ładniejszego?
Był
tak z dwa razy większy ode mnie. Kolor skóry, a przynajmniej tego
czegoś co powinno wyglądać na skórę, aczkolwiek konsystencja tego czegoś
bardziej kojarzyła mi się ze strukturami błoniastymi, takimi jak w
komórkach człowieka tylko bardziej powiększonymi i ciemno fioletowymi.
Ogólnie nawet nie warto zagłębiać się w opis tego czegoś. Nie wątpiłem,
że najbardziej niebezpieczną i porażającą bronią tego potwora był jego
wygląd. Patrząc na niego można było mieć wrażenie, że zaraz się
oślepnie.
- Ciekawe co taka słodka istotka robi w tych stronach - nie dało się nie wyczuć ironii i nacisku przy słowie "słodka".
Nie liczyłem też na żadną odpowiedź ze strony demona. Nie wydawał się być zbyt inteligentny. Samo już paradowanie na otwartym terenie w takiej postaci było niczym krzyczeniu "jestem demonem, jak chcesz to chodź i mnie zabij".
Spojrzałem w jego oczach, a one rozbłysły nienawiścią.
Chyba nie przepadał zbytnio za wilkami.
Rzucił się na mnie niemal od razu i muszę szczerze przyznać... Jak na swoją wagę (moim zdaniem on to miał duużąą nadwagę - powinienem my chyba polecić jakiś fitness czy coś) to poruszał się niezwykle szybko.
Jednak nie na tyle szybko, aby był w stanie mnie chociaż zadrasnąć. Szybko odskoczyłem patrząc, jak pazury mijają moją twarz o... może dwa centymetry.
Oparłem się o drzewo.
Zastanawiało mnie co coś takiego robiło w tym miejscu. Jak do tej pory tereny Mroku przyciągały te istoty, więc jest to dosyć duża odmiana. Nie wątpiłem, że miało to związek z którymś z wilków Ognia. W końcu zanim się one pojawiły to wszystko było w normie, więc to musi być któryś z tych wilków.
Maya. Shyine. Arve i ten którego zauważyłem kiedy alfa oprowadzała go po swoich terenach.
Maya i Shy... Ta cicha z góry odpadała, jeśli już to była ta pierwsza, ale wątpiłem, aby miała ochotę ze mną pogadać, więc powinienem się raczej zwrócić do Arve.
Odskoczyłem przed kolejnym atakiem, tymczasem pazury tym razem dosięgły drzewa o które jeszcze niecałą sekundę się opierałem.
- Ktoś tu chyba nie nauczył się, że powinno się dbać o zieleń - skomentowałem patrząc na zniszczenia, jakich dokonał.
Średnie. Nie miał zbyt dużej siły rażenia, więc raczej nie był na tyle silny, aby był w stanie sam się tutaj przedostać.
Pozostawał tylko jeden problem. Jak go zniszczyć? Jedno było pewne: nie zamierzałem się tego bez potrzeby dotykać, więc opcja, aby zwyczajnie użyć siły odpadała. Jakbym to przeciął na pół to wnętrzności tego mogłyby na mnie wytrysnąć (to chyba też wolałbym sobie darować), więc chyba zostaje tylko użycie jakiś konkretnych mocy.
- Wygląda na to, że to już koniec naszej zabawy - uśmiechnąłem się do niego z moją klasyczną miną małego dziecka, któremu zabawka zaczynała się już nudzić.
Wokół niego pojawiła się bariera, która osłoniła otoczenie od ewentualnych odprysków z wnętrzności tego pięknego i słodkiego demonka, a potem skóra oddzieliła się od jego wnętrza i podzieliłem go jeszcze na trzy części. Chociaż dokładniej mówiąc po prostu sprawiłem, że atomy się oddaliły od siebie rozrywając go na części.
Bardzo skuteczne, jednak dosyć męczące. Bardzo wiele lat zajmuje dokładne opanowanie władania nad atomami no i trudno jest w 100% kontrolować (co prawda małych) tyle cząsteczek.
Oparłem się o inne drzewo.
Nie powstrzymałem się przed ciężkim westchnięciem. Naprawdę lubiłem tą moc. W końcu była skuteczna. Można jej było użyć wszędzie i na wszystkich, ale jednak każdy miał swoje ograniczenia w jej używaniu. W ogóle mało kto był w stanie jej użyć i nawet ja miałem małe problemy z robieniem czegoś takiego dużo razy pod rząd, albo na większą skalę.
Aura demona powoli znikała. Dopiero teraz byłem w stanie dokładnie wyczuć kierunek z którego wyczuwałem to coś dziwnego. Tą nieregularność w rozłożeniu energii. Wyczuwałem w tym też... Arve. Było to dziwne, a co najmniej niespodziewane.
Po chwili zanim się zorientowałem siedziałem już na trawie pod tym drzewem. Oczywiście wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał stąd wstać, ale tak z 5 minut posiedzieć... W końcu tej nocy nie spałem.
Jakieś 10 minut później zamierzałem wstać spod tego drzewa. Dopiero teraz poczułem zmęczenie (koniec adrenaliny?). Zdecydowanie to było bardzo męczące. Na pewno nie zamierzałem tego robić dwa razy tego samego dnia, bo potem nie będę mógł się ruszyć z łóżka przez następne dwa dni, jeśli przesadzę.
Do zmęczenia dochodził jeszcze przenikliwy ból głowy. To nie należało, jednak do objawów użycia tych potężnych mocy. Bardziej przypominało... To co wtedy poczułem tuż przed spotkaniem z Heyou i Ayato. Tylko, że było tak z 10 razy intensywniejsze. Nie podobało mi się to.
Może by tak odpocząć jeszcze z godzinkę? - Zastanowiłem się. - Naprawdę się przespać, ponieważ wtedy przed pojawieniem się Treya to zbytnio nie spałem.
Niee... To już lepiej wszystkim się wcześniej zająć i pójść wcześniej spać.
Zmusiłem moje ciało, które zaczynało się mi powoli buntować, aby się podniosło. Mięśnie dosyć szybko zdążyły mi zdrętwieć. To akurat było objawem użycia tej mocy.
Westchnąłem ciężko.
Oby było warto się tym zająć i oby to nie trwało długo.
Wolnym krokiem ruszyłem kierując się w stronę tej aury.
W końcu doszedłem do północnej granicy ognia. Do tej pory nie zauważyłem, ale wśród drzew była ukryta malutka jaskinia. Bardziej wyglądająca, jak jakaś grota.
Wszedłem do cicho do jaskini.
Tak, jak myślałem - w środku była Arve i kot.
Wyraźnie blada leżała tuż pod jedną ze ścian jaskiń. Tymczasem zwierzę ułożyła się przy jej szyi delikatnie się w nią wtulając.
Mimo, że nie wchodziłem jakoś szczególnie cicho to i tak nie usłyszałem z jej strony żadnej reakcji.
Powoli podszedłem bliżej niej i się nachyliłem, a potem potrząsnąłem za ramię.
Dopiero teraz powoli otworzyła oczy.
- Kuro? - Usłyszałem z jej ust.
Powoli usiadła opierając się o ścianę. Moje oczy przyciągnęła ściana, która była zabarwiona czerwonym kolorem. Krwią.
- Arve... Możesz mi powiedzieć co się tutaj dzieje? - Zapytałem się jej.
- ...Ale o co chodzi? - Nie wydawało się, aby dokładnie zdawała sobie sprawę co się dzieje.
Chyba była "ciut" nieprzytomna, ponieważ nawet nie zauważyła tej krwi.
Wygląda na to, że znalazłem już źródło problemu tej aury. Wypełniała ona całą jaskinię.
Problem był jedynie w tym, że nie jestem wszechmocny i wszechwiedzący, więc raczej nie byłem w stanie jej zbytnio pomóc, ale za to znałem tutaj jedną osobę, która zdawała się uchodzić za doskonałą i ona powinna być w stanie pomóc.
Taak... Bez pomocy Initium się nie obędzie.
Oparłem się o ścianę jaskini, tymczasem Arve chyba chciała wstać, ponieważ się od tej ściany odsunęła. Dopiero teraz mogłem zobaczyć jej plecy. Powiem szczerze, że nie należał on do najpiękniejszych widoków w moim życiu. Krew pokrywała jej całe plecy.
Dziwne. Gdyby wdała się w jakąś ciężko walkę jej rany na pewno nie ograniczyłyby się do pleców. W dodatku ta aura. Chwila... Ona nie miała tam przypadkiem, jakiegoś tatuażu? Wtedy wydał on mi się dosyć dziwny i na pewno nie pełnił on roli tylko ozdoby. Może to ma coś z tym wspólnego?
W międzyczasie Arve wstała, wciąż zdawała się nie orientować co się wokół niej dzieje. Kot w międzyczasie przeszedł trochę dalej i się mi przyjrzał.
"Zrób coś" mówiły jego oczy.
"Niby co mam ci zrobić?" posłałem mu spojrzenie.
- Arve... Powiedz mi o tym swoim tatuażu - poprosiłem spokojnym tonem.
Przeniosła swoje nieprzytomne spojrzenie na mnie i po chwili znowu w przyspieszonym tempie opadła na ziemię, jednocześnie towarzyszył temu wydobywający się z jej ust przeciągły jęk. Brzmiał on, jakby się bała, albo... Jakby podczas walki otrzymała jakąś nadzwyczaj bolesną ranę. Szybko ją złapałem i ułożyłem, żeby się nie poobijała.
Super. Teraz jest nieprzytomna. Jeszcze bardziej zaczęła krwawić - zauważyłem mimochodem. - Jakbym i tak nie miał dużo problemów.
Oczywiście to byłoby dziwne, jakby się na tym skończyło. Wyglądało na to, że szykowało się jeszcze więcej niespodzianek. Właśnie patrzyłem się na kolejną z nich.
Przestrzeń zadrgała. Brama? Coś tutaj najwyraźniej próbowało się przedostać... Coś lub raczej ktoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz