Wstrzymywałem się by nie rzucić się na nieznajomego. Mięśnie drgały, gotowe do ataku w każdej chwili. Cholera, „napastował seksualnie”?! Podły drań…niedoczekanie, żeby się do Arwe zbliżył. Nawet jeśli w jego spojrzeniu dostrzegłem przez maleńką chwilę coś na kształt troski? Nie ma. Nie zbliżysz się tu padalcu, więc niemal warknąłem jak wilk, kiedy postąpił krok do przodu.
W całej sytuacji ledwie dostrzegałem, że wcześniej poznany Kuro, ma minę, która sugerowała przynajmniej rozbawienie. Kolejny, którego niezbyt dobrze oceniłem. Przez całą sytuację moja czujność widocznie spadła, a jasnawy zwyczajnie wykorzystał to dla własnej...rozrywki?
Jedyna chyba Initium była świadoma powagi sytuacji. Zwróciła się do Kuro, niemal jak do niesfornego dzieciaka, któremu należy się reprymenda za złośliwości. I coś w tym było. Złośliwiec o twarzy aniołka chyba jako jedyny czerpał z tej sytuacji masę radości. I znowu głos jasnowłosej Pani zabrzmiał, tym razem w próbie zażegnania rosnącego konfliktu.
- Już uspokójcie się, wątpię aby Arwe się obudziła i zobaczyła dwóch mężczyzn niczym goryli, którzy zaraz się rzucą na siebie. Niezbyt przyjemny widok 'z rana'.
Nie byłem idiotą, więc przytomnie uspokoiłem mordercze zapędy. Mimo wszystko byłem za to wdzięczny, a jej głos choć pobrzmiewała w nich irytacja, miał w sobie dziwnie kojący ton. Najpierw musiałem rozeznać się w sytuacji, dowiedzieć się kim był niebieskowłosy cholernik i co do piekielnych czeluści miało znaczyć, że „napastował ją seksualnie”, które brzmiało w moich uszach jak złośliwa mantra jednego z wielu dręczących mnie demonów.
Tym jednak razem nie miałem zamiaru tracić czujności. Siedziałem tuż przy dziewczynie, niemal jak dziki strażnik, który nie pozwala się zbliżyć nikomu niepożądanemu. Dla każdego jasne były teraz moje intencje, ale miałem to gdzieś. Zaciskałem pięści, usta tworzyły cienką linię złości. Jednak milczałem jak zaklęty, obserwując tylko nieznajomego, jak siada pod ścianą, jak sam świdruje mnie wzrokiem, godnym przewiercić ściany na wylot. Odwzajemniałem się w równie nieprzyjemny sposób.
Dopiero po chwili zauważyłem, że zbliżyła się do mnie Initium, z tym samym promiennym uśmiechem co wcześniej. W innych wypadkach uległbym temu spokojowi, ale nie teraz. Coś we mnie buzowało, szarpało i prowokowało. Usiadła obok, a ja nawet teraz powstrzymałem się, by na nią nie warknąć, szczególnie, gdy spokojnym głosem powiedziała coś, co doprowadzało mnie znowu na skraj złości.
- Nie sądzisz, że i nowy gość zasługuje na to, by mógł sprawdzić co z Arwe? Bo przyszedł do niej…Prawda? – tu odwróciła się w stronę nieznajomego.
Ostatecznie zacisnąłem tylko bardziej usta. Nie odpowiedziałem ani ja, ani Ayato. Zbliżył się za to Kuro, którego ominąłem spojrzeniem marszcząc brwi. O co mu chodziło? Jaki miał w tym wszystkim cel. Parszywy pseudo-aniołek. Tak pasowało to do niego. Stanął za mną i niby od niechcenia rzucił zdanie, które wcale nie polepszało mojego stanu. Nawet jeśli nie mogłem mu ufać, po prostu działało to na mnie jak rzucanie kamieniami w i tak już rozjuszonego lwa.
- Nie sadzisz, że to podejrzane, że Ayato nie zaprzeczył, kiedy użyłem określenia "napastowanie seksualne"? – i znowu ta choleryczna mantra. Oczy prawdopodobnie mi się już świeciły ze złości. Zacisnąłem dłoń na nadal chłodnej dłoni siostry. Odwróciłem się w stronę wspomnianego, którego przynajmniej imię już znałem.
- Jeśli ON się tu zbliży, to nie ręczę za siebie – rzuciłem nadal zachrypłym głosem, który niemal mieszał się z wilczym warkotem. Nawet dłoń Initium na moim ramieniu teraz mało mogła zmienić. Niebieskooki nie należał przecie jednak do byle chłystków. Uniósł wyżej głowę, źrenice zwęziły się w hamowanej furii.
- Ja za to ręczę, że jeśli jej nie wypuścisz, to twoja twarz będzie miała spotkanie ze ścianą – groźba wypowiedziana, nie była nawet wypowiedziana głośno, ale mieściła w sobie taką burzę emocji, że zwykłej osobie mogłoby zrobić się słabo. A ja? Odsłoniłem zęby w złowieszczym uśmiechu.
Wyczuwałem w nim skrywaną, ogromna moc. Kimkolwiek był, musiał być potężny, ale dla mnie mógłby być i samym bogiem, nie dam mu nawet dotknąć Arwe. Niedoczekanie. Powiedziałem tylko jedno słowo, które niosło w sobie wyzwanie. Wiedziałem, że wystarczy.
- Próbuj.
I właściwie w tym samym momencie skoczyliśmy do siebie. Minąłem uśmiechniętą gębę parszywego pseudo-aniołka, wyrywając się jednocześnie z uścisku Initium. To było nieuniknione. I za cholerę nie potrafiłem powiedzieć, jak się to wszystko ma skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz