czwartek, 8 stycznia 2015

(Wataha Powietrza) Od Heyou

Poszedlem do jaskini, bo uwazalem, ze Paralda powinna zostac jak na razie sama. Ja tez, musialem chwile przemyslec pare spraw. Musialem powoli wyjsc ze swojego 200 letniego odpoczynku od walk. Trening sie przyda, a tu jest w koncu mozliwosc, pojedynki mnie nie urzekaja, ale bieganie i nawalanie w drzewa, czy plywanie juz i tak doda mi formy. Tylko nie jestem pewny co do tego czy powinienem skupic sie na treningu, czy moze na Paraldzie. Dzisiaj jak dowiedziala sie co Akki zrobil zesmutniala, a sie zaczela otwierac troche na innych.
Czyzby on cos spieprzyl, co zbudowal z innymi? Hmmmm, nie, pewnie to nie do konca to. Jednak nie ma co sie mieszac, jak bedzie chciala to powie o co chodzi, zawsze tak przynajmniej bylo.
Westchnalem ciezko i ruszylem pobiegac po lesie. Bieglem wolno i mozolnie, myslac nad tym co jest dobre dla Paraldy. Do poki nie przyszedl nowy wontek.
Pogoda nieco wariuje, nie wiem co to ma oznaczac, a co najgorsze, kto by sie spodziewal, ze to cos tak wznego, ze nawet cholerna pogoda sie przylacza!?
Bogowie na pewno cos planuja, jak zwykle, bo to cholerne cwaniaczki, ktorym sie wydaje, ze wszystko moga. Ciekawe kiedy karma do nich powroci.
Nagle uslyszalem szelest i przystanalem. Chyba jedzonko na mnie czeka. Bardzo dobrze, bo dlugo nie jedlismy nic obfitego. Za krzakami stala sobie bezbronna sarenka mlucaca cos w swojej jamie gebowej.
Czas na gadke z discovery, albo animal planet.
Kiedy zwierze nieswiadome drapieznika w krzakach swawolnie zajadalo sie trawa, jej obserwator szykowal sie do ataku. Przyczail sie i czekal, az ofiara straci czujnosc. Zaskakujace jest to, ze zwierze nie jest w stadzie w tak niebezpiecznym miejscu. Drapieznik przyczail sie w koncu z zamiarem ataku, gdy zwierze pochylilo leb, oprawca zaatakowal. Zwierze rzucilo sie do ucieczki, ale za nim biegl wyglodnialy zwierz! Gdy stworzenie poczulo bol w swych odnuzach spostrzeglo, ze krwawi!
Dobra, starczy tego dobrego, zwierze szybko pozegnalo sie z zyciem i wzialem go na barki.
Teraz czas na trening z martwym zwierzem na pleckach. Krew splywala po mnie i byla jeszcze cieplutka, czulem krople splywajace po moim karku. Uwielbialem to uczucie. Jeszcze to bezwladne ulozenie ciala niczym kobieta w lozu, kiedy sie nia zabawiam. Czyz to nie swietne porownanie?! Wrecz poetyckie. Jedyne co bylo nieciekawe to zapach, ciezar i to, ze trzeba bylo sie umyc. Jednak to i tak bylo warte tego.
Gdy dotarlem do jaskini slonce zachodzilo, ideaknie na kolacyjke bedzie. Rzucilem worem miesa, krwii i kosci, po czym ruszylem sie wymyc. Jeziorko niedaleko, takze nie ma problemu. Przystanalem w polowie kroku. Ludzie lepiej najpierw sie ubabrac do konca!
Wrocilem do zwierza i zaczalem oprawiac, pozniej ognisko i pieczenie. Noc byla chlodna, a w sumie Paralda dlugo nie wracala, a co z jedzeniem?
Zostawilem moje arcydzielo dnia w obstawie polapek i ruszylem po moja Pania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz