Miałam siostrę, matkę, ojca, przyjaciół... należałam w końcu do watahy. Spokojnej watahy, w której nic się nie działo. Z północy i zachodu otaczał nas las... iglasty. Wśród młodych sosen nie można było baraszkować, gdyż gdy się tylko potknęło o jedną z szyszek od razu leciało się pyskiem prosto w niskie drzewka wyposażone w szpilki niczym u osy. A dalsza część lasu, w którym były stare wysokie drzewa po prostu mnie odstraszała swą ponurą aurą. Była też piękna polana, widok na nią roztaczał się z południa, a na niej rosło samotnie pare brzózek. Często właśnie tam razem bawiliśmy się wesołą gromadką. Niedaleko, od wschodu płynęła leniwie rzeka, płytka, w której choćby nie wiem jak się starał utonąć to się nie uda - zapewniam, czasami próbowałam tam złowić ryby. Za rzeką hen daleko były góry. Widać było je na horyzoncie jak przez mgłę. Zawsze patrząc na nie, marzyłam... To były czasy. Uważałam w tedy że to miejsce jest... nudne, monotonne. Nic mi się nie podobało prócz widoku za rzeką, resztą byłam znudzona. Sosny rosły tak jak zawsze, łąka była co roku równie piękna, że aż brzydka.
A najgłupsze było to że.. heh, byłam zaledwie szczeniakiem. Bądźmy szczerzy - głupim szczeniakiem. Jak zapewne każdy w moim wieku, jeśli w ogóle ktoś swoje szczenięce lata pamięta. Teraz jak wracam do tych wspomnień to oddałabym wszystko, aby wrócić do tego nudnego, przesiąkniętego zapachem igieł miejsca, ale czasu nie cofnę. Jedynie wspomnieniami mogę wrócić do tamtych słonecznych dni, które i tak są mgliste.
Później jednak stało się coś na co nie miałam wpływu, czemu nie mogłam zapobiec, czego nie można było powstrzymać. Przybyły, przynosząc tylko śmierć i spustoszenie, odeszły pozostawiając tylko popiół - smoki.
Pamiętam jak to było, takich rzeczy się nie zapomina. Kiedy to się wydarzyło, byłam wtedy już podrostkiem.
Wpierw dostrzegliśmy nad lasem dym. Wszyscy z zaciekawieniem spoglądali w korony drzew. Potem dotarł do naszych nosów swąd spalenizny i słychać był donośny dźwięk łamanych drzew oraz potężne ryki. Wtedy wszyscy już wiedzieli... Jednak było za późno. Wilki rozpierzchły się w panice. Pomiędzy drzewami było widać srebrne i miedziane łuski. Drzewa na skraju lasu przewaliły się przygniatając swą masą i rozmiarem wilki w pobliżu. Zza połamanych sosen dwoje par złotych oczu o pionowych źrenicach spojrzało na panujący wokół chaos. Jeden z nich był nieco mniejszy, ten miedziany. Od srebrnego biła aura mocy, władzy.
Ja stałam unieruchomiona strachem przyglądając się temu. W tedy podbiegła do mnie moja mama, a za nią podążała Charlott. Były roztrzęsione.
Z nozdrzy bestii zaczęły unosić się strużki dymu.
Mama szturchnęła mnie.
Złote oczy smoków zabłysły.
Znów mnie szturchnęła poganiając. Obok stanęła siostra. Mama mówiła coś abyśmy uciekały...
Potężne gadzie klatki lekko się uniosły, pomarańczowa smuga wewnątrz gardeł popełzła im w stronę pysków.
Mama gdzieś odbiegła...
Pyski im się rozchyliły.
Pobiegłyśmy z Charlott w stronę jednej z nor, które wykopałyśmy razem z innymi w jeden z upalnych dni za pobliskim głazem.
Ruszyły na swych potężnych, masywnych łapach w stronę wilków usiłujących w panice odnaleźć swoich bliskich.
Wpadłyśmy do prowizorycznego schronienia przed słońcem turlając się w dół. Ciemność... potem ujrzałyśmy jęzor ognia nad swymi głowami. Dało się słyszeć rozdzierające krzyki naszych pobratyńców, przyjaciół i zapewne także naszych rodziców... Co chwile blask ognia rozświetlał wnętrze norki.
Nie wiem ile czasu tam siedziałyśmy. Pare minut, godzin, dni? W końcu wyjrzałyśmy naszymi wielkimi, przerażonymi i pełnymi łez oczami rozejrzałyśmy się po pobojowisku... to co tam ujrzałyśmy odmieniło mnie i moją siostrę na zawsze.
***
Szłyśmy już tydzień wzdłuż rzeki razem z prądem. Jej koryto było już dość szerokie i nie takie płytkie. Płynęła leniwie i obfitowała w ryby. W ciągu dnia robiłyśmy dwa postoje na polowanie, zazwyczaj na zające i gryzonie w trawie lub w rzece na przepływające ryby. W między czasie ćwiczyłyśmy samodzielnie panowanie na swoimi mocami. Po zachodzie słońca szukałyśmy schronienia w wysokiej trawie. Często w nocy budziłam się nękana przez koszmary.
Mięśnie miałam obolałe, nigdy wcześniej nie przemierzałam takiego dystansu. Słońce chyliło się ku zachodowi. Kiedy zrównało się z horyzontem jak zawsze znalazłyśmy odpowiednie miejsce na przenocowanie, zaspokoiłam jeszcze pragnienie i zasnęłyśmy. Tej nocy nie zbudziłam się.
Otworzyłam oczy, gdy pierwsze promienie słońca padły na mój pysk. Byłam mokra od rosy. Wstałam, wytrzepałam się. Jednak coś było nie tak. Rozglądnęłam się. Nigdzie nie było mojej siostry. W panice pobiegłam nad brzeg rzeki. Tam też jej nie było. Było jasne, że odleciała. Już wcześniej o tym mi wspominała, ale nie sądziłam że mówiła poważnie... dalszą wędrówkę ku lepszemu życiu odbyłam sama...
***
Wiele się wydarzyło przez te ciągnące się w nieskończoność lata. Przewinęłam się przez wiele swór w których były wilki o nadprzyrodzonych zdolnościach, jednak nigdzie nie zagrzałam miejsca dłużej niż 3-4 lata. Czułam, że to nie jest miejsce dla mnie. Serce podpowiadało, abym szła dalej.
W czasie jednej z moich podróży odkryłam swoją ludzka postać. Od tamtej pory często szukałam schronienia wśród przedstawicieli tej właśnie rasy, ale nie bez powodu. Lasów było już wtedy coraz mniej. Ludzie palili je, aby mieć ziemię pod uprawę, karczowali połaty drzew, aby budować domy. Tylko szkoda że nie byłam... jak inni. Kiedy przechodziłam obok nich odprowadzali mnie wzrokiem, często ignorowali, otwarcie pogardzali. Jednak to miało się zmienić.
Lata mijały. Stare przemijało, młode przychodziło, to dotyczyło wszystkich oprócz mnie. Byłam jak kamień w rzece. Widziałam jak ludzie się starzeją, jak świat wokół mnie się zmienia, jak przez wiecznie nieugięte rzeki stawiają pierwsze mosty. Budują pierwsze statki, które pożerały do budowy całe lasy, ale i tak wcześniej czy później tonęły. Widziałam jak noszą skóry moich leśnych braci i sióstr, jak wyzyskują zasoby naturalne ziemi. Widziałam zbyt wiele, a ja mimo dni, miesięcy, lat, dekad byłam niezmiennie młoda, lecz moja dusza się zmieniała, charakter się kształtował. Tak jak kamień rzucony do rzeki będzie niezmiennie leżał, to i tak woda go z czasem oszlifuje.
Poznałam w późniejszych latach dobrych ludzi. Jeden zajął szczególne miejsce w moim sercu(ale to już inna historia i raczej wam jej nigdy nie opowiem). Był jednak człowiekiem, tak więc pewnego razu odeszłam bez pożegnania, do innego wymiaru.
***
Pewnego razu odnalazłam siostrę, moją ukochaną Charlott. Uwolniłam ją z kopuły czasowej. Jednak nasze wspólne szczęście nie trwało długo. Krótko po tym spotkałyśmy pewną rodzinę, zaproponowali nam schronienie. Ja odmówiłam. Wolałam być niezależna, wolna od obowiązków. Jednak moja siostra najwyraźniej nie podzielała moich przekonań tak więc została.
Nabijałam się, że została bo się jej spodobał syn tej poczciwej kobiety i zapewne już się tam liże do przybranego brata. Któż to wie? Może tak jest, a może nie... ale kto powiedział że tak nie jest.
Przez kolejne lata błąkałam się samotna, nie napotkałam na swojej drodze nikogo. Aż pewnego razu...
Już świtało, noc pomału ustępowała kolejnemu dniu. Moje zmysły powoli wracały do normy. Wyczułam zapach sarny... pobiegłam za nim, był coraz intensywniejszy, co oznaczało że się zbliżałam. Manewrowałam coraz szybciej w poszyciu lasu. Biegłam i biegłam, gdy nagle uderzyłam o coś dużego... obrośniętego w sierść... miłego w dotyku... ale nie żebym tego kogoś od razu molestowała... tylko dotykałam. Zresztą, myślcie co chcecie.
- Co ty wyprawiasz!? - zbulwersował się mój przyszły rozmówca.
- Witaj - powiedziałam z niewinnym uśmiechem. - Miło że na ciebie natrafiłam, inaczej bym miała twarde lądowanie... w sumie to w ogóle bym się nie wywróciła, ale mniejsza o to.
Pierwsze promienie słońca wpadły między konary, musnęły mój i nieznajomej wilczycy pysk i sierść.
- Może zamiast mówić, przeprosiłabyś, w końcu to ty na mnie wpadłaś, nie na odwrót. - powiedziała wściekle wstając z ziemi.
- Ups... tak wyszło, ale z drugiej strony gdyby cię tu nie było, nie było by tej całej sprawy, a po za tym przeprosiny i tak nie zmienią faktu dokonanego. Jedynie mogą zaspokoić twoje ego...
Wilczyca spojrzała na mnie. Poznałam w niej moją siostrę. Ona chyba też mnie poznała.
- O hej Charlott. - powiedziałam, podeszłam do niej szybko i uściskałam za wszystkie czasy. - Witaj siostrzyczko.
< Opowiadanie jest trochę niedopracowane, brakuje paru rzeczy, ale mam nadzieję że się spodobało >
O BOŻE! o.O
OdpowiedzUsuńTwoja wena naprawdę się skumulowała... siostro... tak obiektywnie - mi się opko(baaardzo) podobało.
~ Charlott (i Damp xd)