sobota, 3 stycznia 2015

(Wataha Ognia) od Shy

Nie mogłam w to uwierzyć! To nie mogła być prawda! Czułam się jak w jakimś koszmarze, jak w jakimś tanim horrorze. Wszystko było tak nieprawdopodobne, ale jednocześnie tak oczywiste i realne, że już sama pogubiłam się w moich uczuciach. Tak, ja dziewczyna, której nic nie jest w stanie wytrącić z równowagi, właśnie zostałam wytrącona z równowagi i już sama nie wiedziałam, czy w to wszystko wierzę czy nie wierzę i jestem przekonana, że jestem w samym środku snu. Potrzebowałam czasu, niewiele ale jednak, musiałam się uspokoić i uciec stamtąd jak najszybciej. Bąknęłam coś do dziewczyny, która tutaj ze mną przyszła, ale już nawet nie pamiętałam jak się nazywa i pobiegłam w ciemny las. Nie wiedziałam gdzie biegnę i gdzie chcę się teraz znaleźć. Część mnie pragnęła biec prosto do watahy ognia i pilnować Majki, bo przecież groziło jej tak wielkie niebezpieczeństwo, które teraz wyczuwałam z promienia wielu kilometrów i to bardzo silnie je czułam. Może dlatego, że je rozpoznałam. Sama nie wiem jak to działa. Z drugiej jednak strony chciałam się znaleźć jak najdalej Maji i dać sobie czas na opanowanie się. Jeśli ona wyczułaby co dzieje się teraz w mojej głowie to sama nawet nie chcę myśleć co by się stało. Bo przecież ona sama jest wystarczająco wybuchowa, nie potrzebuje jeszcze do tego podjudzania przeze mnie. Chciałabym powiedzieć, że podjęłam logiczną decyzję, ale tak nie było. Po prostu biegłam i sama nie wiedząc czemu oddalałam się od terenów ognia. Chyba nadal pragnęłam by to wszystko okazało się snem. Ale to nie był sen i wiedziałam o tym. Nie potrzebowałam na uspokojenie się wiele czasu. Pogodziłam się z tragiczną rzeczywistością i pobiegłam w kierunku watahy ognia. Ostatni raz widziałam Maję w naszej jaskini, więc to nic dziwnego, że to było pierwsze miejsce do którego pobiegłam. Nie myliłam się, Maja nawet się stamtąd nie ruszyła, co prawda wyszła przed jaskinię, ale uznajmy że się nie ruszyła od mojego odejścia. Była bezpieczna i tylko to się dla mnie liczyło.
- Maja, tan nowy... Nigel... on jest...- zaczęłam mówić, ale trochę się zmęczyłam tym biegiem, więc ciężko było mi skończyć.
- Wiem- odpowiedziała i po chwili zza jej pleców wyłoniła się dobrze mi zanana postać Nigela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz