wtorek, 13 stycznia 2015

(Wataha Powietrza) Od Charlott

   No cóż... moja cierpliwość została podana zbyt dużej próbie. Zanim ktoś wszedł lub wyszedł z groty przed którą leżałam pod drzewem zdążyła mnie ogarnąć magia snu. No cóż, to silniejsze ode mnie, trudno. Ale z obserwacji wnioskuję że raczej mało mnie ominie - a co do osób.... to chyba nikt moją obecność nie odnotował.
   Obudziłam się o dość dziwnej jak dla mojej osoby porze. Nie jestem leniem który potrafi spać do południa, ale nie jestem też jakimś rannym ptaszkiem, a jednak obudziłam się wcześniej od słońca, chociaż tamto dawało już oznaki że "nadchodzi". Może akurat się dobrze składa? Przechadzka po terenach przed odwiedzinami u Dampa dobrze mi zrobi, będę miała czas aby poukładać sobie w głowie na jakie pytania mogę odpowiedzieć zgodnie z prawdą, a jeśli nie to jak odpowiedzieć? Bez odpowiedzi nie mogę zostawić bo to wzbudziłoby w nim jakieś podejrzenia.
   Nieco zrezygnowana i nadaj nie do końca przebudzona wyciągnęłam rękę w stronę nisko rosnącej gałęzi w celu podciągnięcia się i wstaniu na proste nogi. Zamarłam jednak w przy momencie "podciągnięcia się", z bólu. Konkretnie - sparaliżował mnie ból pleców, było to takie uczucie jakby mój kręgosłup zrobił się z kamienia. Zacisnęłam żeby i starając się nie zważać na ból wstałam. Westchnęłam cicho i w celu rozkruszenia nieco obolałych kości machnęłam energicznie kilkokrotnie skrzydłami.
- Niegdy więcej nie będę siedzieć pod TYM DRZEWEM. - Burknęłam sama do siebie, rzucając niezadowolone spojrzenie w stronę wejścia do gorty.
Nadal nie mam zamiaru tam wejść.
   Rozglądnęłam się dookoła. Albo mi się zdawało, albo pomiędzy drzewami widziałam wodę... dobrym pomysłem jest chyba odświeżenie się nieco z samego rana. Tak więc zamieniłam się w wilka i spokojnie na czterech łapach(jest łatwiej utrzymać równowagę, heh, z samego rana przydatne) ruszyłam w stronę gdzie, jak przypuszczałam było co najmniej jeziorko. Po kilkunastu metrach już wyraźnie było widać delikatnie falującą powierzchnię tafli wody. Przyśpieszyłam kroku, gdy nagle wbiegła we mnie jakaś "mięsna kula armatnia" przewracając mnie przy tym. Skrzydło nieco zatrzymało rozpęd tego kogoś, dobrze że tylko nieco moje żebra oberwały, a nie skrzydło. Jendakże, że był to zapewne wilk stąd zaświeciła mi się lampka i warknęłam ponuro:
- Co ty wyprawiasz!?
Nadal leżąc dostrzegłam przebiegającą sarnę w odali.
- Wita. Miło że na ciebie natrafiłam, inaczej bym miała twarde lądowanie... w sumie to w ogóle bym się nie wywróciła, ale mniejsza o to.
Dobra, czas wstać. Nie no... czy to słońce musiało mnie akurat teraz tak... oślepić blaskiem?
- Może zamiast mówić, przeprosiłabyś, w końcu to ty na mnie wpadłaś, nie na odwrót. - Znów warknęłam, niezdarnie wstając z ziemi i otrzepując się z runa leśnego.
- Ups... tak wyszło, ale z drugiej strony gdyby cię tu nie było, nie było by tej całej sprawy, a po za tym przeprosiny i tak nie zmienią faktu dokonanego. Jedynie mogą zaspokoić twoje ego... - Ale pyskata.
Spojrzałam na nią, lecz natychmiast cała "zła mina" znikła z mego pyska, albowiem to była Elizabeth. Ona chyba zawsze mnie znajdzie...
- O hej Charlott. - Powiedziała i zanim zdążyłam zareagować, objęła mnie łapami. - Witaj siostrzyczko. - Wtuliła we mnie jeszcze bardziej swój pysk.
- Cześć Elizabeth. - Okryłam ją delikatnie lewym skrzydłem.
Po chwili ciszy ona nagle się oderwała ode mnie z przenikliwie radosnym wrzaskiem:
- GONISZ! - Po czym odskoczyła do tyłu. - Albo nie, pójdziemy zapolować. - Zaczęła chodzić "po ósemce". - W końcu przepłoszyłaś mi sarnę. Dziwne że się spotkałyśmy tutaj, w końcu powinnaś była być u swojej cudownej rodzince i... - Zamarła w bezruchu. - Jesteś tu. - Podskoczyła, a wskoku obróciła się w moją stronę. - CO TY TUTAJ ROBISZ!? - Podbiegła do mnie. - Zgłupiałaś? - Walnęła mnie łapą w głowę, a ja w odpowiedzi podniosłam jedną brew pytająco.  - Jak nie, to czemu jesteś tu, a nie tam? - Zrobiła kilka kroków do tyłu po czym usiadał w końcu.
- Długa historia. - Mało skuteczny tekst na spławienie El...
- Nie musisz histeryzować, tylko powiedz dlaczego jesteś tu, a nie tam. Histeryzować, łapiesz? - Wybuchła śmiechem i przewróciła się na plecy a potem na bok i wstała patrząc na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Mam powiedzieć przyrodniemu bratu, który jest w tej krainie że jego rodzice nie żyją. - Westchnęłam.
- Takie życie. - Wybuchła śmiechem.
To akurat wykraczało już poza normę. Bezszelestnie podeszłam do niej, szybko chwyciłam za sierść na szyi i delikatni szarpnęłam po czym ją puściłam. Ta momentalnie przestała się śmiać i przewróciła oczyma.
- Em... nie jestem już szczeniakiem, jak zauważyłaś... - Powiedziała patrząc na mnie jak na zacofaną.
- Jak chcesz to mogę ci go przedstawić. Będzie zabawnie. Po za tym potrzebuje kogoś kto mógłby go odgruboskórnić.
- Taki zaszczyt przypada mnie? - Zaczęła obiegać mnie dookoła.
Teraz zapewne będzie seria pytań. Trochę to pewnie potrwa więc usiadłam i oczekiwałam co teraz powie, bo na pewno to nie koniec jej "przemowy".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz