Padłam na kolana gdy mój towarzysz odszedł.
~Nie dam rady! Nie dam!~ po policzkach popłynęły krople
słonej wody.
Przysiadłam obok ściany, gdzie zasłoniłam oczy i cichutko
łkałam. Nie mogłam mu powiedzieć, w końcu powiedziałby tym swoim przemądrzałym
głosem, że miał rację, a jednak… Jednak oczywistym był, że mu powiem.
Czekałam an niego uspokajając się powoli. Zasłaniałam usta i
ocierałam co chwila łzy. Gdy zapanowałam nad emocjami pokazał się Heyou z gałązkami,
myślałam, że szczęka mu opadnie. Przyjrzał mi się uważnie, odłożył gałęzie i
przykucnął na przeciwko mnie. Wydawało się jakby zaraz miał dotknąć mojego
czoła i zapytać „Jesteś chora?”.
- Płakałaś. – stwierdził.
- Bo… Heyou… J-ja… - mój głos drżał.
- Spokojnie, nie będę okrutny. – mruknął niczym ojciec,
który martwi się o swoje dziecko.
- Chodzi o to… Wracajmy do domu. – zaszlochałam.
- Na pewno tego chcesz? – dopytał.
- Tak bardzo tęsknię. Nie mogę tu zostać, ja… - westchnęłam.
- Już dobrze. Powiedz mi tylko czy coś się stało. – szukał przyczyn
mojego zachowania.
Ahhhh jak on dobrze mnie zna. Nie wiem sama czy to dobrze,
czy raczej nie.
- Brakuje mi czegoś. Też nie spędzamy tu ze sobą ciągle
czasu. Dzieją się dziwne rzeczy… - tłumaczyłam.
- Dobrze tyle mi wystarczy. Czy… Chcesz kogoś pożegnać? –
zapytał spokojnie.
- To nie do końca tak… Chciałabym ich pożegnać, ale… Nie
chcę im robić przykrości… Lepiej chyba odejść bez tego… - odparłam.
- Trochę dziecięce podejście. Może ja im to przekażę? –
zaproponował.
- Tylko… Szybko wróć. – spojrzałam na niego pełna różnych
odczuć.
- Tak… - odparł i wstał.
Odwrócił się i ruszył do kogoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz