piątek, 6 lutego 2015

(Wataha Powietrza) od Charlott

- Rusz swoją leniwą dupę, chyba że masz pod nią swojego braciszka Dumbla. - Tsa... przyznam że nie tego się spodziewałam... no ale cóż... to typowe w jej przypadku... ta bezpośredniość.
Westchnęłam cicho, a ona odebrała to chyba jako chęć wypowiedzi z mojej strony dlatego rzuciła szybko:
- Jeden-zero, grasz dalej? - Po tych słowach posłała mi uśmiech.
Uśmiech... jak to zobaczyłam natychmiast coś mnie skręciło w środku. Od razu opuściły mnie jakiekolwiek chęci tolerowania jej.
No ale cóż... co począć? Wstałam i ruszyłam na północ dodając sobie otuchy że to nie jest daleka droga i wkrótce pozbędę się jej.
- Osz ty mała kreaturko... - Wymyśliłam na poczekaniu jakiś żałosny początek rozmowy, a potem jakoś się kleiło. - myślałam że zanim wyruszymy opowiesz mi wyczerpująco swoją opowiastkę o twoich zapewne niezliczonych kłopotach.
- Nie, nie opowiem ci jak widzisz; - Am... nie chce się podzielić i mieć temat do nawijania jak najęta? - tak, były kłopoty, w końcu ja to ja; - Ciekawe jak wiele ich było... - nie, nie było tych komplikacji tak wiele że nie da się ich zliczyć, jedyne...
- Ile? Hm? Mów, albo dodam do twojej listy jeszcze pare kłopotów, ty moja siostrzyczko. - Ostatnie słowo dodałam z grzeczności.
- Em... niech to jednak zostanie między mną samą a mną, ok? - A jednak nie potrafi ich zliczyć, typowe.
- Ok, t..
- Dwa-zero! Gramy dalej, frajerze. - Wtrąciła się nie dając mi dokończyć zdania.
Aha... dobrze wiedzieć...
- No chyba nie... - Burknęłam.
- To nie było pytanie tylko stwierdzenie moja droga.
Tym razem już nic nie powiem.. nic... w końcu się pogrążę "sto-zero! Gramy dalej, frajerze" .
- Ehm, a gdzie my tak dokładniej idziemy? - Wyrzuciła z siebie jakieś pytanie...
- No do mojego br... - Mówiłam zrezygnowana, i całe szczęście mi przerwała, znów.
- Wiem do KOGO, ale nie wiem GDZIE... - Tłumaczyła.
- Musisz zadawać tyle pytań... tyle mówić... zmieniłaś się. - Stwierdziłam rzecz oczywistą.
- Wiem, ty zresztą też, choć zapewne nie tak drastyczne jak ja, mi chyba zostało z wilczycy z dzieciństwa chyba tylko ten... tego polowanie na kłopoty... CHYBA, ponieważ nie jestem pewna, bo samoocena jest na prawdę trudna, wiesz że...
Jeszcze jedno słowo i przeleje się kielich goryczy...
- STARCZY! - Warknęłam nawet nie starając się hamować wrzasku.
- Przekroczyłam cienką czerwoną... wybacz. - Pokora? Trzeba nagrodzić dziecko za dobre zachowanie...
- Powiem ci wszystko o tych terenach, ale bądź cicho i po prostu słuchaj, dobrze? - Starałam się brzmieć... neutralnie.
- Dobra. - Było słychać w jej tonie zadowolenie.
O czym by tu jej opowiedzieć... chyba wiem. Ten gościu... w sensie ten Duch po drodze coś do mnie nawijał(nie widziałam go, ale to na pewno był jego głos) o krainie w której jest Damp. Mogłabym coś wyskubać z pamięci i zaspokoić jej ciekawość.
- W tej krainie jest pięć watah. Obecnie jesteśmy na terenie watahy Powietrza, do której należę, która jest najbardziej na zachód. Na północy rozciąga się wataha Wody, czy tam gdzie zmierzamy. Równolegle do nas, na wschodzie jest wataha Mroku. Na południu zaś są dwie watahy: Ziemi i Ognia. Ta pierwsza jest bardziej na południowym zachodzie, czyli sąsiaduje z Powietrzem, a druga sąsiaduje z Mrokiem. Te wszystkie pięć watah są jakby... dookoła takiej polany, która nie należy do żadnego z klanów... czy tam watah... Przed nami jeszcze trochę drogi więc opowiem ci też o istotach które tu żyją i które nie znam osobiście lecz ze słyszenia... więc w skrócie. Zapewne dołązysz do watahy Mroku to co słyszałam o tamtejszych mieszkańcach. Otóż.. ich alfą jest niejaki Akatsuki Akuma, ale jest tam też jego brat Kuro Akuma. Ten pierwszy jest taki se.. ten drugi to.. to... raczej mało optymistyczna postać. Anakin jest.. neutralny. Unikaj za wszelką cenę Traya. O reszcie nie było mi dane usłyszeć, przypominam też że te informacje pochodzą z pewnego źródła.. ale nie wiem czy to co powiedziałam jest prawdą.
Na krótką chwilę zapadła cisza.
- Wiesz co, chyba się tu zatrzymam na dłużej. - Uśmiechnęła się szczerze, a mnie omal nie zmiotło z nóg.
- Och... jak fajnie... popełniłaś duży.. duży krok, tak po prostu.. ciekawe. - Zaśmiałam się nerwowo i zaniechałam dalszej próby wmówienia sobie że to "nic takiego".
Przerwałam również dla tego iż wyczułam w powietrzu znajomą woń Dampa. W tej też chwili dotarło do mnie, że jestem totalną idiotką, po co wlokę ze sobą Elizabeth? On chyba mnie też wyczuł bo akurat pośpiesznie opuszczał jaskinię, najwidoczniej mając nadzieję że go nie zatrzymamy i że całkiem przypadkiem zmierzamy akurat w jego stronę.
- Cześć. - Przywitałam się, gwałtownie zagradzając mu przejście, a na jego pysku pojawiło się zniechęcenie do dalszego życia. - Nawet nie myśl o tym aby uciekać, mam wsparcie, bez obaw. - Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego zdruzgotanie. - A to moja siostra, Elizabeth. - Spojrzałam w jej stronę, nie miała zielonego pojęcia o sytuacji.
- Miło mi cię poznać, mów mi... - Wlepiła w niego swe złote oczy i chyba myślała jak ma na imię... aha. - mów mi Elizabeth. Ty to zapewne Dumble, tak?
Byłam ciekawa skąd ona to wytrzasnęła, ale mniejsza. Za to Damp, chyba się przejął bo zachichotał nerwowo. Chyba źle znosi stres.
- Dumbledor? - Spytała.
- Nie ale blisko, Damp jestem. - Nie miałam pojęcia jaką miał minę bo stałam nieco za nim, ale chyba dała do myślenia mojej siostrze.
- Oh, daruj, widzisz, ja nie jestem jakąś idiotką która myli imiona w sposób taki że przestawia w nim litery, chociaż.. - I tak klepała i klepała, a ja zaczęłam po cichu konwersację z Dampem.
- Pamiętasz jak zakończyła się ostatnia nasza rozmowa? - szepnęłam z nutką ironii nie odrywając oczu od mojej siostry której mimika, wraz z tym o czym opowiadała zmieniała się.
- Szczerze? Nie. - Powiedział z tonem wyrażającym pogardę mojej osoby.
Hmyy... dałabym się nabrać gdyby nie fakt, że jeszcze chwile temu omal nie uciekł w popłochu.
- A pamiętasz moją minę?
- Tak, byłaś zmartwiona. - Prychnął.
- A wiesz może, tak całkiem przypadkiem czym?
- Ja znam gościa którego imię składa się z czterech słów i wszystkie zaczynają się na "D". - Oznajmił głośno, nieco mało optymistycznie.
- Ty słuchasz co ona gada? - Szepnęłam zdziwiona.
- Znasz pojęcie "podzielna uwaga"? - Spytał, zapewne retorycznie.
- Wracając do tematu, zmartwiłam się gdyż wychodzi na to że będę musiała zamieszkać na terenach Powietrza aby móc ci w odpowiednim miejscu io czasie przekazać ważną wiadomość.
- Jakby była taka ważna to byś teraz mi ją powiedziała. - Słychać było pewnego rodzaju zdruzgotanie.. dziwne, nawet nie wie o co chodzi. - Najlepiej się zapamiętuje dziwaczne imiona ciągle je powtarzając i pisząc. - Dodał głośniej, najwyraźniej to było skierowane do El.
- No to najwidoczniej nie jest taka ważna, myśl co chcesz. - Warknęłam. - Ciąg dalszy rozmowy już wkrótce.
Ruszyłam energicznym krokiem w stronę mojej siostry, odciągając ją na pewną odległość od wilka.
- Gdzie chciałabyś należeć?
- Ja? Hm... powietrze... nie, woda... nie, ziemia... nie, ogień... raczej nie, mrok...
- Dobra. Idź na wschód, do watahy Mroku. Przed zmrokiem powinnaś dotrzeć na miejsce. - Podałam jej odpowiednią instrukcję.
- Czekaj, ty chyba nie chcesz mnie wykiwać... z tego co mówiłaś to wataha mroku jest najdalej od watahy powietrza... będziemy się rzadko widywać.
- Lepiej dla ciebie...  - Omal nie powiedziałam "lepiej dla MNIE". - jest tam parę osób które powinny oszlifować twój charakter... oby...
- Masz na myśli negatywnych bohaterów twojego wykładu? Kto tam był z mroku? Hm... Traw, brzmi jak trawa, ale mniejsza... i Kura? Brzmi to słowo znajomo...
- Tray i Kuro, nie przekręcaj... Takich jak ty mogą tylko jeszcze gorsi niż ty sama naprawić... - Przewróciłam oczyma, ta rozmowa zaczynała przypominać gadanie do dziecka.
- A jeśli będę jeszcze gorsza? - Skrzywiła się nieco, lecz nie mam pojęcia czy z radości, czy z niepewności.
- Gorzej się nie da. Idź. - Popędziłam ją.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Te słowa rozbrzmiały mi w głowie jak zły zwiastun, ale w sumie... mam teraz coś innego do roboty niż zamartwianie się nią.
Westchnęłam i przybrawszy pewny siebie i szyderczy wyraz pyska odwróciłam się, już miałam zacząć przemowę, gdy nagle.. okazało się że nie ma do kogo przemawiać.
- Zwiał. - Oznajmiłam drżącym ze zdziwienia głosem, niedowierzającymi oczyma przeszukując najbliższe 10 metrów.
To świadczy o dwóch rzeczach. Pierwszą rzeczą jest to, że jest bardzo sprytny i umie uciekać, skutecznie. Po drugie olśniło mnie, że moje umiejętności szpiegowania są tak samo zaniechane i zapomniane przez zemnie jak stary ser w kącie stołu.
Z drugiej strony... dzień się dopiero zaczął, a mam już wrażenie że powinien się skończyć... na co czekam? Czemu po prostu nie zajdę jego tropów albo nie podążę za jego zapachem? W tym właśnie tkwi problem... nie było żadnych śladów, ani zapachu(smrodu - jak kto woli xd).
Tak jakby... sublimował?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz