niedziela, 24 maja 2015

(wataha ognia) od Maji

Kuro był...wkurzający. Nawet teraz gdy porażona strachem stałam przed Nocnym Łowcą, ale przyznam że teraz byłam mu wdzięczna za tę jego... arogancję. Prawie walnęłam go w nos, ale mi skurczybyk zwiał. Ale przynajmniej teraz nie stałam przerażona z NIM, byłam wściekła i chyba pierwszy raz nie walczyłam ze swoją wściekłością, a wręcz przeciwnie chciałam by mną zawładnęła, by przebiegła przez całe moje ciało i zmieniła mnie w takiego samego potwora jakim był mój...Nigel. Niemal usłyszałam od Follow słowa "Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem" i zmieniłam się w to coś. To coś nigdy nie było moim przyjacielem, zawsze było wewnętrznym wrogiem z którym walczyła. I mimo, że to była moja jedyna szansa chciałam się tego pozbyć, ale wtedy przypomniał mi się krzyk Shy. Ona krzyczała w myślach dzisiejszego poranka, żebym nie walczyła. Nie wiem czemu rano nie zwróciłam na to uwagi... cóż groźba śmierci miesza w głowie. Ale teraz to nie był właściwy czas by się nad tym zastanawiać, postanowiłam posłuchać Shy i poskromiłam swoje zapędy obronne, chociaż to nie było łatwe. I poczułam coś, jakąś więź między mną a tym czymś... chociaż nadal nie uważałam tego za swojego przyjaciela. Ale nadal nie wiedziałam jak poskromić Nocnego Łowcę, a on zbliżał się nieubłaganie i wtedy mój wzrok padł na martwe ciało Shy, w jednej chwili przypomniałam sobie wydarzenia sprzed wielu lat, rozgrywające się w wiosce daleko stąd, w mojej rodzinnej wiosce i martwe ciało mojej matki i wtedy stało się coś dziwnego. Najpierw dostrzegłam ból w oczach mojego wroga, wielki, nieposkromiony ból. Ból który po chwili zgiął go w pół i Nocny Łowca upadł na ziemię. Stałam oniemiała i patrzyłam na tą scenę swoim zdumionym wzrokiem, ukradkiem rzuciłam okiem na Kuro, ale on był tak samo zaskoczony jak ja. Minęło może kilka sekund, chociaż mi wydawało się że mija cała wieczność, kiedy gorący oddech Nocnego Łowcy zniknął.
Oszołomienie trwało chwilką...dłuższą chwilkę, a potem przypomniałam sobie o Shy
- Shy- wyszeptałam i podbiegłam do niej, a Kuro ruszył za mną. Shy nie oddychała i nie dawała żadnego znaku życia...Ona nie żyła
- Nie żyje- powiedziałam jeszcze ciszej, ale Kuro miał dobry słuch
- Dwie ofiary... To wcale nie najgorzej, chociaż to nie moja sprawka- powiedział niby do siebie, ale wiedziałam, że mnie prowokował. Machnęłam ręką chcąc mu powiedzieć coś całkowicie niemiłego, ale nagle wszystko to co znajdowało się kilka metrów ode mnie znalazło się nieco dalej... no dobra dodatkowe kilka metrów dalej. Szkoda tylko, że nie trafiłam tym czymś (cokolwiek to było) w Kuro, musiałam pocieszyć się wyobrażeniem sobie tej sceny.
Kuro patrzył na mnie swoim kpiącym wzrokiem, czym denerwował mnie bardziej niż swoim gadaniem i sarkastycznymi uwagami na temat wyrządzonych przeze mnie szkód.
- Akki będzie z pewnością zadowolony, że przybyło mu przewróconych drzew.
- Zwalę na ciebie - zdecydowałam - a teraz się zamknij bo dołączysz do nich
- Czy Ty mi grozisz?- zapytał ze stoickim spokojem i z taką miną jakby rozmawiał z dzieckiem, które nic nie może mu zrobić. Ale ja byłam wściekła na niego i miałam wielką ochotę trochę go po przypiekać. Ale moje moce znów nie zadziałały jak trzeba i zamiast rzucić w niego ogniem sprawiłam, że ogień wyrósł z ziemi. Byłam niezadowolona, że moje moce wariują i szczęśliwa, że oddzieliła mnie od Kuro zasłona z ognia. Wróciłam do Shy, ale co ja mogłam dla niej zrobić? Był jeden sposób, ale Kuro nie mógł się o nim dowiedzieć. Zrobiłam szybką kalkulację ile czasu zajmie Kuro przebicie się przez zasłonę z ognia, ale nadal nie byłam pewna czy zdążę rzucić czar. Dlaczego właśnie on?
- O czym ja w ogóle myślę, nie mam wyjścia- powiedziałam szeptem sama do siebie i pośpiesznie zdjęłam swój amulet i zawiesiłam go na szyi Shy. Nigdy wcześniej nie próbowałam wykorzystać połączonych mocy naszych amuletów, przecież nie bez przyczyny były one rozłączone, ale Shy to moja przyjaciółka i gotowa byłam złamać dla niej wszystkie reguły.
Blask pojawił się po zaledwie jednej sekundzie od połączenia amuletów, był całkowicie oślepiający. Shy była jakby w niebieskiej poświacie oślepiającego blasku. Wnikał on w jej ciało, przeszywał niemal na wylot. Nie wiem jak ona się czuła w tej chwili, ale chciałabym doświadczyć czegoś takiego. Z drugiej strony nie było mowy, by Kuro mógł nie zauważyć tego cudu. Mimo, że wszystko stało się w przeciągu kilku sekund i kiedy Kuro wreszcie wygrał ze ścianą ognia ja i Shy stałyśmy w znajomym szyku, a mój amulet wisiał już na mojej szyi to wiedziałam, że on zapyta i wiedziałam, że nie odpuści póki się nie dowie prawdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz