niedziela, 24 maja 2015

(Wataha Mroku) od Kuro

Spojrzałem na Akkiego wzdychając. Ponownie był zagłębiony w jakąś lekturę. Mogłem niemalże przysiąc, że od kiedy jesteśmy w Immortal Wolves nie robi nic poza czytaniem. Jest jeszcze nudniejszy niż zwykle, aż zaczęła mi przechodzić ochota na wytrącanie go z dobrego nastroju.
 - Co tam? - Było to chyba pytanie automatyczne, jak usłyszał, że nadchodzę, ponieważ nawet nie drgnął, a jego oczy wciąż śledziły kolejne linijki tekstu. Poczułem ochotę zabrania mu tej książki i zdzielenia go nią po głowie. Nie lubiłem być ignorowany. Nie narzekałbym już dzisiaj nawet na towarzystwo Treya - przynajmniej nie umierałbym z nudy.
 - Działo się dzisiaj coś ciekawego? - Mój głos brzmiał obojętnie.
 - Niezbyt - odparł. - Ten zboczony szaleniec jest zajęty swoimi sprawami, więc jest spokój, a ty też ostatnio tutaj nie przebywasz. Na to akurat nie narzekam - w końcu uniósł wzrok znad książki. Trochę tego żałowałem, ponieważ nie miałem powodu, aby naprawdę go zdzielić książką po głowie, a ta potrzeba nasilała się z każdą sekundą.
 - A Nigel? - Zainteresowałem się.
Jeszcze nie zdążyłem go poirytować. Może byłaby to dla mnie dobra odmiana.
 - Nie ma go - odpowiedział lakonicznie.
 - Nie ma? - Miałem nadzieję, że rozwinie nieco swoją wypowiedź.
 - Cały czas stara się z całej siły nie zwracać na siebie uwagi - wyjaśnił. - Ogólnie unika tego miejsca. Nie, żeby mnie to obchodziło. Nie będę za nim chodził i pilnował, aby czegoś nie przeskrobał tylko dlatego, że jest członkiem tego stada. Każdy odpowiada za siebie i swoje decyzje.
 - Stara się nie zwracać na siebie uwagi... - Mruknąłem. - Zdecydowanie podejrzane. I bardzo nieskuteczne. Mógłby brać z ciebie przykład - zauważyłem.
 - Co masz przez to na myśli? - Chociaż jego głos brzmiał beznamiętnie to wiedziałem, że zaczynał się nieco irytować. Tak po prostu działała na niego moja obecność.
 - Gdyby tak zachowywał się, jak nudna osoba, która zdaje się nie mieć nic do ukrycia nikt nie miałby powodu podejrzewać, że cokolwiek knuje - zauważyłem z niewinną minką.
Posłał mi zirytowane spojrzenie.
 - Ach, wybacz mi moją pomyłkę. Zapomniałem, że TY po prostu masz taki nudny charakter - mój uśmiech się rozszerzał w odpowiedzi na jego zwiększającą się irytację.
Hmmm... Zapomniałem o Nigelu - zorientowałem się. - W końcu mam nowe źródło rozrywki i nie powinienem o nim zapominać.
- Wiesz może w którym kierunku udał się Nigel? - Spytałem.
- Taak... Ale po co chcesz to wiedzieć? - Zainteresował się. - A zresztą... Jeśli dasz mi dzięki temu spokój to z chęcią udzielę ci tej informacji. Udał się w kierunku tego miejsca, gdzie nie tak dawno irytowałeś Mayę i sprowokowałeś ją do walki.
Wyszedłem z jaskini. Już dawno minął poranek, ale dzień i tak nie zapowiadał się na dzień stracony. Dzień w którym nie będę miał kogoś kosztem rozrywki jest dniem zmarnowanym.
Kiedy byłem już blisko i zacząłem wyczuwać obecność wilka zwolniłem kroki pilnując, abym nie dał się wykryć. Najpierw wolałem rozeznać się w sytuacji, a dopiero potem wkroczyć do akcji. Na szczęście byłem już mistrzem w ukrywaniu się (lata praktyki, ukrywania się i uciekania przez rządnymi mordu ofiarami moich pomysłów).
Wow. Kiedy go zobaczyłem wydawał się naprawdę rządny mordu. Naprawdę wybrałem idealny moment na zainteresowanie się nim, ponieważ w niczym nie przypominał dobrotliwego i litościwego Nigelka, którego nam zaprezentował. Cóż, nieco się tego spodziewałem, ale nie mogłem nigdy potwierdzić na 100%, że on nie udaje. Po prostu nie wierzyłem, aby istniała idealna osoba, która nie ma czegoś do ukrycia, a im bardziej ktoś sprawia wrażenie grzeczniejszego tym bardziej stara się coś ukryć za wszelką cenę.
Mimo wszystko jego "transformacja" była naprawdę zdumiewająca. Początkowe łagodne oczy wyglądały, jakby obudził się w nich jakiś dziki instynkt. Ruchy miał wolne, ale precesyjne i pewne. Wiedział co robi i z pewnością miał w tym jakiś cel i się nie spieszył z tym, ponieważ wiedział, że i tak go zrealizuje. Wykonywał proste zadanie z zimną krwią. Przywodził na myśl łowcę osaczającego swoją ofiarę.
 - Witam moje panie - skierował swój głos w stronę pozostałych dwóch postaci, które zdawały się mieć złe przeczucia. Zwłaszcza Mayę zdradzał lekko przyspieszony oddech i nerwowe odruchy, chociaż pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy.
Hmmm... Zastanawiałem się co powinienem o tym pomyśleć. Czemu nie zaprosili mnie do tej ciekawej zabawy...? Nie miałbym nic przeciwko zabiciu kogoś. Dawno już tego nie zrobiłem i zaczynałem już tęsknić za tym uczuciem.
 - Nigel - wydusiła Maya w odpowiedzi.
Wiedziałem, że była strachliwa, ale nie sądziłem, że aż tak.
 - Tak, to ja i niedługo stanę się waszym najgorszym koszmarem - obdarzył ich chłodnym uśmiechem.
Taaak... Stary, nudny, przereklamowany tekst - pomyślałem zdegustowany. - Zepsuł mi nastrój, a już zaczynałem się wczuwać w to widowisko co rozgrywało się przede mną.
- Nie sądzę - Shy zaserwowała mu prostą odpowiedź.
Może i była prosta, ale z pewnością nie brzmiała tak lamersko, jak ten tekst.
- Przekonajmy się - zaproponował.
Krótka walka. Wyniku nietrudno było przewidzieć. Dwie przerażone dziewczynki kontra doświadczony łowca skupiony na swoim celu. To nie mogło się inaczej skończyć. Jedna (mam tu na myśli Shyine) już leżała martwa, a druga sparaliżowana strachem czekała, aby dołączyć do swojej poprzedniczki, podczas gdy zabójca zbliżał się do niej.
I tak wpatrzony w tą scenę na chwilę straciłem uwagę i zdradziłem się jakimś szelestem. Niestety albo i stety moja obecność nie pozostała niezauważona przez Nigela. Chociaż był skupiony na swoich ofiarach to z pewnością obserwował otoczenie.
- Spokojnie. Możesz kontynuować tam gdzie skończyłeś - obdarzyłem go spokojnym uśmiechem. - Nie zamierzałem przeszkadzać. Po prostu niecodziennie zdarza się jakieś morderstwo, więc uznałem, że mogę sobie popatrzeć - powiedziałem szczerze.
Chociaż nie... Tak będzie zbyt nudno.
- Albo nie - zmieniłem zdanie. - Tak nie będzie ciekawie - stwierdziłem. - Co powiesz na to, abym się dołączył do zabawy? - Nie czekałem na odpowiedź. - Hmm... Kogo stronę wybrać - nie zdziwiłbym się gdybym dla nich miał wzrok szaleńca w takiej sytuacji. Cóż, to jak ja ich widziałem było zupełnie inne od tego co sobie wyobrażałem. Nie będę przecież rozpaczał nad utratą jednej zabawki, kiedy mam wiele innych o wiele bardziej mnie fascynujących. - Chcesz pomoc? - Spojrzałem na niego.
Patrzył się, jakby chciał przeniknąć moje myśli. Powodzenia. Nawet, jeśli potrafisz czytać w myślach to i tak na nic, jak nawet ja nie potrafię siebie zrozumieć, a co dopiero ty.
Parsknąłem śmiechem w odpowiedzi na jego reakcję, a raczej jej brak. Chyba wytrąciłem go nieco z jego nastroju.
- Odpowiedź brzmi nie - rozłożyłem bezradnie ręce. - Jako, że mam w nawyku wybierać ciekawsze scenariusze muszę wybrać stronę ofiary. Trochę szkoda, ale możliwość zabicia kogoś takiego, jak ty też jest kusząca, więc myślę, iż jest to dobry wybór. No i ten lamerski tekst kompletnie mnie zniesmaczył, więc nie mogę ci pomóc. Nie chcę być po stronie kogoś kto mówi jeszcze "niedługo stanę się waszym najgorszym koszmarem". Trochę oryginalności - poprosiłem. - Nie lubię, jak moje zabawki mają takie monotonne reakcje - wyjaśniłem. Nie sądziłem, jednak aby oni coś z tego zrozumieli.
Nie zdziwiłbym się, gdybym w tej chwili naprawdę w ich oczach wyglądał na szaleńca, ale ich zdanie na mój temat mnie nie obchodziło. Inaczej bym tego nie powiedział.
 - Wstawaj - rozkazałem Mayi. - Naprawdę nie mam ochoty bronić takiej bezbronnej ofiary. Myślisz, że zawsze ktoś będzie w stanie cię obronić - posłałem w jej kierunku drwiące spojrzenie.
Jako, że Nigel jeszcze mnie obserwował zastanawiając się pewnie co zamierzam zrobić dalej podszedłem do niej  nachyliłem się nad nią (jednocześnie pilnując, aby jakiś niechciany sztylet nie wbił mi się w plecy) i posłałem jej jeden z moich bardziej irytujących uśmieszków.
Nachyliłem się w kierunku jej ucha i wyszeptałem kilka słów. Oprzytomniała momentalnie i jej pięść powędrowała w kierunku mojej szczęki (moje magiczne oddziaływanie na innych ludzi, po prostu to uwielbiam). Szybko odskoczyłem, ponieważ lubiłem swoją twarz i nie byłem masochistą. Była wściekła. Po jej strachu nie było najmniejszego śladu.
- The show must go on - stwierdziłem odwracając się w stronę Nigela. - Teraz, gdy ostatni aktor jest już gotowy możemy kontynuować tą grę.
... Chociaż wynik jest już oczywisty - powstrzymałem się przed powiedzeniem tego głośno. I tak mój spokój i opanowanie wyrażały to wystarczająco dobrze. Słowa były zbędne. Nie brałem udziału w walkach w których nie mogłem wygrać. Chociaż... Lubiłem czasem improwizować. Zaplanowane życie bez niespodzianek i zaskoczeń jest dla mnie za nudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz