Noc...
Znowu będę spał w ciągu dnia od siedzenia o takiej porze - przemknęło mi przez myśl.
Wracałem akurat do watahy (taaa... po tym, jak kolejna wariatka wspinała się na drzewa i mnie z nich zrzuciła, jakoś odechciało mi się ucinania tam drzemek).
Zdziwiło mnie, jednak, że wyczuwam tutaj obecność kogoś z Ognia o takiej porze. Doprawdy... Czy ona starała się o jakąkolwiek dyskrecję. Po prostu biegła przed siebie, jak gdyby nigdy nic. W dodatku to była Shyine bez Mayi. Nie było to często spotykane zjawisko.
Oparłem się o drzewo z westchnieniem. Pewnie będzie tędy biegła, więc czemu, by na nią nie zaczekać.
- A ty co tu robisz? - Spytałem się jej.
- Kuro, wiem, że ty musisz wszystko wiedzieć i nigdy nie odpuszczasz - zabrzmiało to niczym początek niezwykle nudnej przemowy.
Tak naprawdę to jej sprawy nie interesowały mnie w najmniejszym stopniu. No... Może odrobinkę. Dotyczyło to jednak tego co robiła akurat tutaj (w sensie u nas w Mroku) o takiej porze. Poza tym mogła sobie robić co chce tak długo, jak ja nie będę miał żadnych kłopotów.
Nie czułem się jakoś w formie do wtykania nosa w nie swoje sprawy.
- ... Ale tym razem daj sobie spokój z tymi twoimi badaniami. Dobrze ci radzę. To nie jest już zabawa... Już nie - tak jak myślałem. Jakaś nudna "super poważna" przemowa, którą można byłoby skrócić do "trzymaj się ode mnie z daleka".
Kiedy zniknęła po prostu ruszyłem dalej w kierunku jaskini.
***
Wyglądało na to, że to jednak nie koniec spotkań towarzyskich. Usłyszałem szelest i kroki. Hmm... Jakieś nowe te kroki? Ten rytm nie był mi znajomy. Jakby nie wystarczyło mi spotkanie z tamtą dwójką...
Oparłem się o ścianę jaskini. Skoro już mam okazję to czemu by nie przywitać tej nowej osoby. Nie wiadomo, kiedy trafi się następna okazja, aby zamienić z nią parę słów.
Nie minęło nawet 30 sekund zanim zauważyła moją obecność. Nie... Nie zauważyła czy usłyszała. Po prostu ją wyczuła. Rozejrzała się czujnym wzrokiem przeszukując okoliczny teren wokół siebie. Powodzenia. O ile nie ma się oczu przystosowanych do widzenia w ciemności (jak moje) to się raczej zbyt wiele nie zauważy.
W końcu spojrzała się prosto przed siebie. Nie powiem, żebym stał od niej zbyt daleko. Może 5 metrów.
- Zboczeniec, obserwowałeś mnie? A może chciałeś mnie zaatakować? - Zamilkła. - Chyba, że to ja ciebie zaskoczyłam swoją obecnością...
Ooo... Czyli raczej nie jest osobą, która pomyśli zanim coś powie...
Zaczęła się zastanawiać.
- Ty to zapewne Kura - znowu urwała, jakby zdała sobie sprawę, że coś tutaj nie pasuje. - Kuro - szybko poprawiła. - Mój mi Kasumi.
Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie podsumowywała, jakie wywarła na mnie pierwsze wrażenie. Zgaduję, że raczej nie zamierzała tak wypaść.
Zapadła między nami cisza, a ja wyglądałem, jakbym najzwyczajniej w świecie ja ignorował. Nie powiem, żebym to robił. No... Może odrobinkę.
Zastanawiało mnie niby skąd o mnie usłyszała, jeśli to była jakaś osoba, która słyszała o moich malutkich żarcikach to raczej nie miałem już u niej pozytywnej opinii, a z pewnością nie uchodziłem dla niej za osobę nieszkodliwą.
Rozjaśniła ciemności kulą ognia ukazując moją spokojną twarz z uśmiechem, który choć nie był drętwy i sztuczny to nie wyrażał szczególnych emocji.
- Nie masz ochoty czegoś jeszcze dodać? - Spytałem. - Z chęcią posłucham. Może to być nieco zabawne. Miło mi ciebie poznać, Kasumi. Może chcesz wejść do środka? - Zaproponowałem. - Domyślam się, że zamierzasz tutaj dłużej zabawić.
- Nie... raczej nie... no cóż jakbym zaczęła toć nawijać to obawiam się że trudno byłoby mnie powstrzymać zanim powiedziałabym coś naprawdę głupiego...
- To może być całkiem ciekawe - uśmiechnąłem się.
No i być może będę mógł wykorzystać to przeciwko tobie w przyszłości - dokończyłem w myślach, ale powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tego na głos.
Tak właściwie to byłoby ciekawie mówić pewnego dnia na głos wszystko co myślę. Niektóre reakcje innych na to mogłyby być dosyć ciekawe. Chociaż nie... To nie mogłoby się dobrze skończyć.
Wszedłem do jaskini. Wydawało mi się dosyć oczywiste, że pójdzie ze mną, skoro zamierza tutaj mieszkać. Inaczej pewnie, by raczej nie była tak poinformowana na nasz temat.
- Och... - Wyrwało mi się widząc Treya. - A ty nie powinieneś być gdzieś indziej?
- Nie tęskniłeś za mną? - Starał się mieć uwodzicielki uśmiech? Jakoś mnie on odpychał (czyt. wyczuwałem kłopoty) - a na pewno sprawiał, że stawałem się przynajmniej dwa razy ostrożniejszy niż zwykle.
- Wyobraź sobie, że nie - odparłem uśmiechnięty.
W każdym razie wydawał się być pełen energii, jakby to określić. Zaczynałem myśleć, że za chwilę zaprezentujemy Watahę Mroku od jej, jak "najlepszej" strony, a przynajmniej on to zrobi.
Kasumi pojawiła się tuż za mną. Od razu wzrok mojego rozmówcy powędrował w jej stronę. Skomentuję to tak: jakoś mnie to nie dziwiło, ale przynajmniej teraz jego uwaga skupiła się na niej - było to poniekąd dla mnie pozytywne. Jakoś wolałem nie przyciągać jego uwagi, a na pewno nie pod takim względem. O wiele lepiej będzie, jeśli zajmie się innymi.
Podszedł do niej i przesunął wzrokiem po jej ciele, jakby chciał ją prześwietlić na wylot i wiedzieć o niej wszystko. Nagle podkusiło mnie, aby powiedzieć "Cóż, miłej zabawy w dalszym zapoznawaniu się.". Podejrzewałem tylko, że definicja nawiązywania bliższej znajomości w przypadku Treya nieco się różniła od tej tradycyjnej.
Może bym się tak wycofał? Byłem pewien, że dziewczyna, która jak otworzy buzię to nie potrafi trzymać języka za zębami oraz mężczyzna, który nie zna ograniczeń to byłoby dosyć ciekawe połączenie. Jakoś nie czułem potrzeby przeszkadzania im w konwersacji.
Zamierzałem właśnie zrobić krok w tył i się odwrócić, kiedy jego wzrok wrócił na moją osobę (a już myślałem, że będę spokój).
- Próbujesz uciec? - Zasugerował.
- Po prostu nie chciałem przeszkadzać wam w bliższym zapoznawaniu się, bo wiesz... Jakoś nie odczuwam potrzeby nawiązywania bliższej znajomości z tobą - jak zwykle zachowałem niewinny uśmiech. - Zostawię tą przyjemność Kasumi.
- Czyli próbujesz uciec - podsumował.
- Ale sam chyba przyznasz, że nie jestem tutaj zbytnio potrzebny - zauważyłem. - Poza tym nie byłoby ci łatwiej osiągnąć to co planujesz skupiając swoją uwagę na jednej osobie. Pomyśl o tym, jakbym szedł ci na rękę.
- Lubię wyzwania - odparł.
- Ja tylko tak się wtrącę na chwilę... Hmm... Co wy macie na myśli poprzez "wyzwania"?
Hmmm... Chyba nie chciałaby wiedzieć, że od tak chciałem rzucić ją na pastwę Treya. Tak dla zabawy i świętego spokoju.
- A jak myślisz? - Znowu przybliżył się do niej. Dzieliło ich dosłownie kilka centymetrów. - Wiesz przez wyzwania miałem na myśli, że... - Zaczął.
Zanim zdążył dokończyć swoją myśl Kasumi przytknęła mu do piersi palec delikatnie go od siebie odsuwając..
- Wygląda na to, że masz pecha. Będziesz musiał się bardziej postarać - na mojej twarzy pojawił się cień złośliwości.
- Och, nie martw się - jego wyraz twarzy błyskawicznie stał się podobny do mojego. - Zawsze mam ciebie.
- A to niby od kiedy ty mnie "masz"? Jakoś nic o tym nie wiem - dla odmiany przybrałem nieprzenikniony wyraz twarzy. -Twoje teksty nie są zbytnio oryginalne, wiesz?
Z tymi słowami odwróciłem się odwróciłem. Nie obchodziło mnie zbytnio zdanie Treya ani to czy w jego oczach "uciekam". Po prostu nie chciało mi się z nimi tutaj siedzieć i słuchać tego co mu ślina na język przyniesie. To nawet nie było ciekawe. Ja chciałem iść spać. Po prostu iść spać, ponieważ ostatnio naprawdę mało spałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz